Już poprzedniego wieczora nie mogłem zasnąć, walałem się z boku na bok jakbym spał na gwoździach. Czułem podświadomie, że dzisiejsza wyprawa na ryby będzie wyjątkowa. Rano dowiedziałem się jednak, że mój kumpel nie może jechać bo musi iść do pracy. Ojciec też mi odmówił bo źle się poczuł, na domiar złego, miało być pochmurno a zrobił się upał jak na pustyni w południe. Trochę się wahałem ale w końcu zdecydowałem, zapakowałem czerwonego malucha po sufit i ruszyłem nad Odrę. Na miejscu rozpakowałem graty, przygotowałem zanętę i gotowaną kukurydzę. Zanęciłem stanowisko, rozłożyłem wędki i poszedłem po drzewo na ognisko.
Gdy już wracałem usłyszałem krzyki dzieci, odgłosy kąpieli i biwakowania. Wyszedłem na pobliską główkę i zauważyłem tłum ludzi kąpiący się obok spustu tamy na wielkiej łasze usypanej z pięknego, złotego pisaku. Pomyślałem, że wybrałem sobie rewelacyjne miejsce na nocne wędkowanie, nawet chwilę się zastanawiałem aby je zmienić, jednak zdrowy rozsadek wygrał i zabrałem się do łowienia. Ku mojemu zaskoczeniu , w zanętę weszło mi stado ładnych leszczy i wcale nie przeszkadzał im ten upał. Bawiłem się wyśmienicie, ryby cały czas współpracowały. Nagle ktoś zaczął krzyczeć, obróciłem głowę i zauważyłem, że jakaś kobieta do mnie macha. Rozejrzałem się niepewnie ale nikogo poza mną tam nie było. Odmachałem dziewczynie i już miałem usiąść do wędek gdy zrozumiałem co się dzieje. Kobieta mi coś pokazywała, jakby z wielką złością chciała mnie skierować albo naprowadzić na jakiś szczegół na rzece. Nic nie rozumiałem, dopóki nie zobaczyłem małego, różowego pontonika. Zamarłem, w pontonie siedziała mała dziewczynka,w tej samej chwili ponton uderzył w kamienną opaskę i dziecko wpadło do wody. Nie zastanawiałem się ani chwili, natychmiast wskoczyłem do rzeki jednak nurt był bardzo silny. Starałem się utrzymać dziewczynkę w zasięgu wzroku ale z każdą chwilą stawało się to coraz trudniejsze. Wiedziałem, że jeżeli nie przyśpieszę, to dziecko zginie. W tym momencie wpadł na mnie ten różowy ponton, w połowie zeszło z niego powietrze ale czułem, że dam radę. Złapałem go mocno i wsunąłem pod siebie, wiosłowałem rękami z całych sił w miejsce gdzie widziałem dzieciaka ostatni raz. Gdy już tam dotarłem, jej nie było. Nerwowo zacząłem przeczesywać dno przed napływem główki, macałem łapczywie ale bez rezultatu. Wreszcie wyszedłem z wody i stanąłem na brzegu , już miałem zrezygnować gdy dziecko wypłynęło. Nie ruszała się i była obrócona głową w dół. Wskoczyłem do wody i ją wyciągnąłem, natychmiast zacząłem reanimację. Uciskałem i wdmuchiwałem swój oddech do płuc dziecka, dziewczynka nie reagowała. Wydawało mi się, że to trwa wieczność! Modliłem się w duchu, prosiłem Boga, że to nie czas, żeby jej nie zabierał. Proszę , błagam, proszę... powtarzałem .
Nagle zobaczyłem, że dziewczynka zakaszlała i zwymiotowała. Uwierzcie mi, iż jeszcze nigdy tak się nie cieszyłem, na widok tego, że ktoś mnie obrzygał! Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Gdy przybiegli rodzice Ani, zaczęli mi dziękować i ściskać. Nagle zauważyłem, że mocno krwawię z uda. W pierwszym momencie nie wiedziałem, że sprawa jest poważna. Gdy jednak zobaczyłem, że krew zaczyna mi tryskać z rany na kilkanaście centymetrów, wiedziałem, iż oberwałem w tętnicę . To był moment gdy drugi raz wskoczyłem do rzeki, coś jakby mnie ukuło, przynajmniej wtedy tak to odczułem. Potem okazało się, że zahaczyłem o metalowy pręt wystający z dna. Natychmiast rozerwałem koszulkę i skręciłem ją na wzór liny, chciałem zrobić prowizoryczną opaskę uciskową ale zabrakło mi sił. Zemdlałem.
Nastała jasność, jakieś nienaturalnie mocne światło świeciło mi na twarz. Zdenerwowałem się, nie mogłem nic zrobić. Nagle usłyszałem niski, męski głos, który zachęcał mnie abym otworzył oczy.Zrobiłem to, to lekarz świecił mi po oczach taką fajną, małą latareczką. Wszyscy tam byli, rodzice, kumpel i moja dziewczyna. Opowiedzieli mi co się ze mną stało, że spałem dwie doby i mam wielką ranę na udzie. W tym momencie do sali weszła mała dziewczynka z blond warkoczykami, położyła mi na łóżku plastikową zabawkę nurka z maską i płetwami. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i schowała się pod moje łózko. Do sali weszli też jej rodzice. Nastała cisza, potem wszyscy jak tam byliśmy płakaliśmy i płakaliśmy.
Na szczęście moje i Ani, były to łzy szczęścia .
Opowiadanie do konkursu