Witam zapaleńców
Mariusz swoim postem zmotywował mnie do podzielenia się z Wami relacją, z mojego urlopowego wędkowania.
Tak się szczęśliwie złożyło, że wolne od pracy pokryło się idealnie z poluzowaniem obostrzeń związanych z pandemią.
Ponieważ byłem już wystarczająco wyposzczony, postanowiłem rozbić mały obóz na wodzie klubowej. Pierwsza
wyprawa trwała dokładnie 3 doby, podczas których zapragnąłem "dobrać" się do pierwszych karpi w tym sezonie.
Ci z Was którzy mnie znają wiedzą, że uwielbiam łowić na metodę. Zarówno w wersji mega postawionej na sygnałkach,
jak i feeder z ukochaną DS. Taką taktykę przyjąłem w dzień, nocami ograniczałem się do tej pierwszej opcji,
oraz oczekiwaniu na brania w ciepłym namiocie. Tak jak myślałem dzień i aktywne łowienie przyniosło zdecydowanie
więcej brań, były to jednak ryby mniejsze.
Najczęściej meldowały się na macie handlowe karpiki oraz niewielkie leszcze. Jako urozmaicenie udało się też złowić
kilka niewielkich jesiotrów, które zostały wpuszczone do tego zbiornika ostatniej jesieni.
Jeszcze jedna ryba z dnia zasługiwała na pamiątkowe zdjęcie. Nie zbyt duży, ale urodziwy łuskacz.
Co ciekawe bierne nocne wędkowanie, nagrodziło dwoma ładniejszymi bonusami. Jednak z premedytacją
rezygnowałem wówczas z mniejszych przynęt. Na włosie lądowały głównie 16 mm kulki proteinowe.
Tak minęły moje pierwsze dłuższe łowy na żwirowni. Wracając do domu w głowie już układałem plan kiedy uda
mi się tam wrócić. Uskuteczniłem to po kilku dniach, jednak tym razem na zdecydowanie krótszy okres czasu.
Półtorej doby tyle udało mi się wygospodarować, jednak tym razem zmieniłem miejsce. Poprzednie zresztą
i tak już było zajęte. Postanowiłem na obszerną zatokę z płytszym blatem na jej środku. Taktyka była identyczna.
Przywitał mnie na samym początku krótkiej zasiadki fajny przeciwnik. Dosłownie w drugim rzucie nowym MX3 feeder
od Robinsonów (kij 55 g.w) notuję piękne branie i dłuższy hol. Ta ryba pomimo, że nie należała do olbrzymów, miała
niezwykłą siłę i doskonale sprawdziła potencjał cienkiego i progresywnego blanku. Waga wskazała 8 kg.
Niestety później nie było już tak kolorowo. Brań miałem mało a sprawcami były ponownie handlówki oraz mały linek.
Nocka minęła wyjątkowo spokojnie, poza fałszywymi braniami raków, których jest tam bardzo dużo. Rankiem znowu
udało się wypracować niewielkie ale fajnie ubarwione karpiki.
Kiedy już myślami byłem w domku po fajnej zabawie udaje mi się wyciągnąć przyzwoitego pełnołuskiego mulaka.
Okres urlopu uznaję za bardzo udany. Zaliczyłem również fajny wypad na Dzierżno z Mariuszem i odwiedziłem Odrę.
Żałuję tylko, że Chłopakom sprawy zawodowe nie pozwoliły na dołączenie do moich zmagań na żwirowni. Na pocieszenie
nałowiłem się karpików do syta. Co prawda brakło ryb które chociaż zbliżyłyby się do rekordowych cyprinusów z tego
zbiornika, jednak nie wybrzydzam może ten sezon jeszcze mnie zaskoczy. Pozdrawiam Maciek.