Po każdym nowym większym zakupie wędkarskim zawszę sobie wmawiam, że to już koniec, że w tym sezonie już nie będę szalał...
Ale te postanowienia tryskają niemal z taką samą prędkością jak bańka mydlana...
Jak już jeden cel mam osiągnięty to knuję, planuję kolejny wydatek. Nigdy nie jestem nasycony, w sklepie wędkarskim czy to wirtualnym czy dużym nowym w którym nigdy nie byłem mogę siedzieć godzinami...
To się nazywa, choroba psychiczna (w pozytywnym słowa tego znaczeniu)
Pochwalcie się tym co rodzi się w Waszej głowie i jakie zakupy Was uszczęśliwiają, no i jak często je robicie i jak często o nich myślicie?
Dziś znów sporo wydałem, po zakupie kompletu nowej maczówki znów rodzą się nowe wydatki: może bardzo duży podbierak karpiowy, może mata do ryb, a może jakaś kamerka lub aparat... Sezon w pełni, to może jednak czas przystopować do kolejnego roku i czekać na nowości???