Autor Wątek: Emocje  (Przeczytany 5642 razy)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Emocje
« dnia: 26.12.2020, 15:31 »


Nigdy nie lubiłem zimy. No może za wyjątkiem dzieciństwa gdy czekało się na śnieg, bałwana i zabawy na białym puchu. Wędkarstwo zimowe nie było dla mnie , zniechęcało mnie zimno i wiatr a także  mikre brania ryb
W wolne ponure wieczory siadałem przy swoim starym masywnym biurku, zapalałem mocną lampę i na spokojnie sprawdzałem blanki wędzisk, przelotki , omotki . Zawsze też  ten czas wykorzystywałem na kompletowanie sprzętu i planowanie nowego sezonu . Były też spokojne analizy , podsumowania sukcesów i porażek. Nie brakowało też pretensji do siebie że za mało czasu poświeciłem tej wodzie a innej za dużo  i gdybania co by było gdyby .Smuciło mnie to że już tak dobrze znam wszystkie okoliczne wody w których już nie  pływa  żadna  tajemnica. Im bliżej wiosny tym rosło we mnie napięcie , już nie mogłem się doczekać pierwszej zasiadki nad wodą ....

Nieprzytomny wieprz sapał przez sen , zaczynał  już czuć, błądził wkoło nieprzytomnymi oczami gdy kończyłem go szyć . Byłem zadowolony z zabiegu, udał się doskonale, teraz byle tylko rana goiła się dobrze . Myłem zakrwawione  ręce w wiadrze z mydlinami i wtedy dostrzegłem za chlewnią staw. Zima była łagodna więc nie zamarzł. Jego szarą powierzchnię marszczyły fale bo wiał dość mocny zimny wiatr .
Panie Król, co to za woda jest ?
A to taki popegerowski staw doktorze , hodowlak
A tam jakieś ryby są ? Głębokie to ?
W najgłębszych miejscach może dwa metry ma , ryby jakieś są ale niezbyt ich dużo . U nas nikt łowić nie umie , syny próbowali ale nic nie chycili
A czyja ta woda ? Mógłbym tu na ryby przyjechać wiosną ?
Woda niby jest niczyja ale na działce którą ja dzierżawię , jeśli pan doktor chce to proszę przyjechać ale auto pod moim domem postawić żebym wiedział że to  pan jest bo ogólnie to my tu wszystkich próbujących łowić gonimy, synowie czujni są
A pan nie zarybiał czymś ? Żal takiej wody
A panie, zarybił bym ale mnich się zapadł i nie ma jak wody więcej zgromadzić ani tej co jest spuścić . Ciągle jakieś wydatki mam i brakuje kasy żeby to wyremontować . Co prawda raz niby szwagier pracujący w oszołomie przywiózł kilkanaście karpi które im zostały ale może tylko tak gada bo nikt tych ryb nie widział, sam nie wiem czy to prawda jest
No to wiosną zobaczymy co w nim pływa , gdy coś złowię zawołam pana
                 
                Staw miał kształt regularnego prostokąta , od strony nieczynnego mnicha głębszy a przy brzegu rosły stare wierzby . Po wodzie pływała para kaczek krzyżówek. Wyglądał jakoś smutno, przygnębiająco ale może sprawiała  to ta zima pełna szarości i bezlistne drzewa . Na pewno inaczej będzie wyglądał gdy wiosna wybuchnie pełną parą ....

Nie mogłem się doczekać pierwszej wyprawy.. Już planowałem strategię . Król mówił że staw nie był spuszczany może od dwudziestu lat . Każda ryba tam może być po takim czasie . No i ciekawe  czy to prawda o tych karpiach szwagra . Ale Król mówił też że nie widział nigdy żeby się ryby  spławiały a staw widzi z niewielkiej odległości przez kuchenne okno więc chyba jednak to bujda.

Wreszcie nadszedł ten dzień , wiosenne słonko już nagrzewało wnętrze auta a wiatr nie był tak dokuczliwy. W powietrzu unosił się zapach rozmiękłej gleby, świeżości trawy . Zaparkowałem auto przed chałupką Króla i poszedłem na upatrzone miejsce niedaleko mnicha. Woda była jeszcze zimowa. Zrudziałe trzciny przy brzegu, resztki suchych pałek wodnych , małe obłoczki chłodnej mgły. Zabrałem dwie wędki spławikowe , jedną lżejszą z cienką żyłką a drugą na poważniejszą zdobycz . Zmierzyłem temperaturę wody i trochę się zmartwiłem tymi ośmioma stopniami , no nic, będziemy próbować . Namoczyłem trochę zanęty, dosypałem pinki i białych robaków, wrzuciłem kilka kul . Mocniejszy zestaw z trzema białymi na haku poleciał trochę za nęcone miejsce a słabszy w centrum nęcenia . Mały spławik spadł na wodę i nie wstając już zasuwał w bok. Zacięcie i chlupot dorodnej wzdręgi, takiej pod trzydzieści centymetrów, tego to się nie spodziewałem . Już chciałem jej darować wolność ale myślę nie – wsadzę do siatki i pokarzę Królowi. Co rzut – ta sama zdobycz , widocznie wszystkie z tego samego rocznika . W ciągu pół godziny dwadzieścia sztuk, wynik całkiem dobry i w siatce się gotuje. Wsadziłem ją głębiej żeby rybom było wygodnie i nie obcierały się z łusek . Co dziwne wzdręgi brały tylko na mocno różowe pinki ignorując inne kolory. Chyba w mule stawu którego gruba warstwa leżała na dnie namnożyło się  sporo ochotek. Czasem gdy nie było brania zaraz z opadu wyjmowałem z wody zaczerniały liść dębu , kilka ich rosło wkoło stawu. Na drugi zestaw założyłem dużą dendrobenę którą natychmiast zamordowały wzdręgi . Dopiero druga opadła na dno bez brania . Wielka gęba słońca podniosła się trochę do góry i świeciła mi prosto w twarz, oślepiało mnie też jej odbicie w wodzie. Nie chciałem już łowić następnych wzdręg więc wyjąłem z wody lżejszą matchówkę . Gdy obróciłem się do tyłu żeby ją odłożyć zdębiałem i przestraszyłem się że aż mnie cofnęło. Może trzy metry za mną siedział na trawie wielki nieogolony drab z grubym sękatym kijem w ręku .
Dzień dobry – powiedział piskliwym głosem zupełnie nie pasującym do jego wyglądu
Nie chciałem panu przeszkadzać więc nie odzywałem się, na początku omal panu kijem od tyłu nie przywaliłem ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie że ojciec coś tam gadał że weterynarz czerwonym autem przyjedzie na ryby
W tym momencie zaskrzypiały drzwi chałupki Króla i on sam wyszedł , stanął na drugim brzegu stawu i pomachał mi ręką
Bierze coś doktorowi ?
Całą siatę pięknych płoci nałowił – wyręczył mnie z odpowiedzi jego syn
Oj to weź je synu jeśli doktor nie chce , zrobimy je w occie
W ten sposób z żalem pozbyłem się pięknych krasnopiór które miałem zamiar wypuścić  ale coż, wyjścia nie ma . Cała nadzieja w tym że te niesmaczne ryby odstręczą ich skutecznie od brania następnych.
Gdy syn Króla poszedł do domu z rybami postanowiłem się zwinąć . Ale co to ? Spławika nie ma . Patrzę na żyłkę – powoli się napręża . Zacięcie ! Dwie sekundy oporu jak przy zaczepie, potem metr odjazdu i pykkk. Przypon zerwany .....
Czyli jednak są tu większe ryby....


Potem przez dwa kolejne tygodnie nie miałem jak wybrać się nad królewski staw, a to dodatkowe dyżury, a to kolega zachorował i doba stawała się za krótka by się zając rybami. Wreszcie trafił się wolny niedzielny poranek. Wiosna już nabrała tempa, trawa podrosła i pokryła się żółtym kobiercem mniszkowych kwiatów. Uwielbiam ten czas ! Trzciny też już zaczęły rosnąć a w powietrzu latały pszczoły z ogromnym ładunkiem pyłku i smukłe ważki błękitnej barwy które czasem były moim utrapieniem gdy siadały na wątłej antence spławika . Tym razem już nie brałem robaków i nie nastawiałem się na wzdręgi których bym pewnie sporo nałowił ale nie chciałem by zagościły w occie. Kiedyś pytałem Króla czy czymś dokarmiał ryby w stawie a ten powiedział że ot tak nieczęsto jak od świń trochę kartofli i śruty zostało to nawrzucał łopatą . Postanowiłem więc na jeden zestaw założyć kulę ciasta z chleba i kartofli a na drugi kostkę z gotowanego kartofla . Trochę się bałem że wzdręgi zaczną się dobierać do tych przynęt więc postanowiłem nie używać kul zanętowych do nęcenia, jedynie dwa pokrojone w kostki ziemniaki i garść kulek z tego samego ciasta wrzuciłem pod zestawy. Mija godzina, dwie i kompletnie nic się nie dzieje , nie ma żadnego brania . Nawet wzdręgi nie przeszkadzają , tak jakbym je wszystkie wyłowił na poprzedniej zasiadce . Ale jednak nie , widzę że przeniosły się na drugi płytki brzeg i harcują w zalanych trawach, może nawet się trą ? Mija kolejna godzina a ja bez brania . Czyżby przynęta nietrafiona ? Może Król zbyt rzadko sypał tymi kartoflami ?
 Słońce podniosło się do góry grzejąc moją głowę, zdjąłem czapkę i opalałem piegi na nosie wsłuchując się w podniebne trele dwóch skowronków i odleglejsze kibicowanie pary czajek . Ciepło wreszcie, ciepluteńko, to lubię . Dziś to nawet Budrysa nie widać ( tak w duchu nazwałem syna Króla ). W pewnej chwili popatrzyłem na spławiki – co to ? Jeden zniknął . Ale żyłka stoi w miejscu, nie wysnuwa się . Zacinać – nie zacinać ? Po pięciu minutach zwinąłem ten zestaw, bez ciasta na haczyku . Rzuciłem ponownie i myślę co to było, czy ciasto samo spadło, ale dlaczego spławik zniknął ? Tym razem spławik zniknął od razu . Zacięcie i opór niesamowity, takie dziwne odczucie że w miejscu brania woda jakby się podnosi i powstaje ogromny wir , woda w tym miejscu zmienia barwę na prawie czarną od unoszącego się obłoku mułu a wielka ryba odjeżdża w stronę drugiego brzegu . Ja mogę jedynie unieść wędzisko do pionu i kontrolować hamulec kołowrotka . A ryba płynie i płynie tak jakby chciała przepłynąć całkiem staw a potem wyjść na brzeg i uciekać galopem . Po chwili jednak zrozumiałem o co w tej grze chodzi . Na drugim brzegu w wodzie było wbitych kilka palików, takich z umocnienia brzegu który osunął się i woda stawu go zalała . Nie zdążyłem nic zrobić a jeden z palików zachybotał się i trzasnęła wątła żyłka . O ty bestio ! Tak się nie robi !
Wniosek z tego taki że w stawie jednak są karpie i to niemałe. Zawziąłem się, poprosiłem szefową o tydzień urlopu , miałem jeszcze taki niewykorzystany z tamtego roku, teraz się przyda. No i koniec delikatności ! W ruch pójdą typowe karpiowe wędki i zestawy , ponęcimy kulkami proteinowymi i skończą się żarty
Cały tydzień przesiedziałem bez brania . Kompletna klapa . Tak jakby karpie zapadły się pod ziemię . Moje zestawy z kulkami jako przynętą zupełnie się nie sprawdziły . Ostatniego dnia coś mnie podkusiło i rzuciłem matchówką z delikatnym zestawem . Przynętą była kulka z chleba ukręcona na prędko. Po minucie miałem piękne branie i odjazd na drugi koniec stawu po czym karp wypiął się ....
Nie jestem fanem wędkarstwa karpiowego. Nie chodzi tu nawet o tą  masę sprzętu potrzebnego do tej gałęzi wędkarstwa ani czasu zasiadek. Tu chodzi bardziej o emocje . Spanie w namiocie i reagowanie dopiero na pisk sygnalizatora a potem przeciąganie liny z dużą rybą  ?. Brak mi tu tego niespokojnego wyczekiwania , tego podrywania ręki do blanku gdy tylko drgnie , tego refleksu  którego czasem zabraknie, skoku adrenaliny gdy spławik znika pod wodą lub gnie się w łuk szczytówka federa. Niby siedzę wyluzowany w fotelu ale podświadomość pilnuje żebym niczego nie brał do prawej ręki, ona musi być wolna i reagować natychmiast zacięciem. Podziwiam chmury na niebie, słucham ptaków ale w środku mnie siedzi łowca  przygotowany na szybką reakcję .

Pojechałem się wypłakać do Zdzicha . To karpiarz ale czasem łowiący też normalnie czyli podobnie do mnie . Wiele ładnych ryb złowiliśmy razem. Wysłuchał w milczeniu mojej spowiedzi. A potem udzielił kilku rad sprowadzających się do tego że za krótko nęcę kulkami i łowię , że powinienem wypośrodkować metody bo pierwsza była za słaba a druga za mocna . Masz matchówkę karpiową więc nią łów ! Na dnie jest gruba warstwa mułu więc zestawy typowo karpiowe będą grzęzły i szansa na sukces mała . Dał mi na koniec kilka dziwacznie powyginanych karpiowych haków mówiąc że są idealne do nawlekania kartofli.

Na następną zasiadkę zabrałem więc tylko jedną wędkę za radą kolegi. Żyłka na kołowrotku już nie pajęcza , długi przypon i ten jego dziwny hak. Parę małych kartofli ugotowanych al dente. Spławik mały i czarny , przypominający patyk. No i tyle
Bałem się że wzdręgi będą się brały za kartofle więc niczym innym nie nęciłem ale przezornie zabrałem trochę spożywczej zanęty żeby w razie czego zanęcić im w innym miejscu
Poranek był ponury i duszny, czułem że będzie deszcz. Jakoś nie wierzę w sukces. Siedzę wygodnie i patrzę jak błękitne ważki siadają na moim czarnym spławiku . Wrzuciłem kilka kostek kartofla w spławik i odfrunęły na chwilę . Nic się nie dzieje . Ale coś żeruje w moim miejscu. Wypływają stadka bąbelków , kierują się w stronę spławika. Dłoń automatycznie zaciska się na korkowym dolniku. Brania jednak nie ma . Ryba trąca w żyłkę i spławik lekko się przesuwa w bok. Koniec. Dzień zaczyna się na dobre, z domku naprzeciwko wychodzi pan Król i macha mi ręką . Za chwilę z tyłu słyszę piskliwe dzień dobry. To Budrys przyszedł popatrzeć jak mi idzie . Ja nie wiem co on pali ale te jego papierochy śmierdzą okrutnie . Kolejny wianuszek bąbelków w rejonie spławika który jednak ani drgnie . Odwróciłem głowę do Budrysa . O i nawet jego brat jest, nie zauważyłem go wcześniej. Co tam chłopaki ?
 - A nuda panie .
Budrys nagle wyciągnął rękę przed siebie . Pooooszedł !
Błyskawicznie popatrzyłem na spławik którego już nie było. Rzut oka na żyłkę która powoli zaczyna się naprężać . Zacięcie ! Jest ! Ryba zaczyna się rozpędzać a ja modlę się żeby nie spadła z tego dziwnego haka . Synowie Króla wstali , oboje w kłębach dymu papierosowego . - duży jest skubany !
 - o tam teraz idzie, tam !
 - Ja pierniczę ta wędka chyba nie wytrzyma !
 - Cicho !
Karp odjechał na środek stawu i robił wolne ósemki przy dnie . Byłem spokojny , przynajmniej na razie . Muszę go solidnie zmęczyć, byle tylko nie obrał innej strategii.
 - A ma pan podbierak duży ?
 - Tak, tu leży w trzcinach, poradzę sobie
 - No bo my jak co to do wody wejdziemy !
 - Absolutnie, w życiu !
Zorientowałem się że przewrotnie ich emocje są większe niż moje . Byli tak podnieceni że odpalali jednego papierosa od drugiego. Na drugim brzegu pokazał się ich ojciec
 - Co to pan doktor o coś na środku stawu zaczepił ? Tam nie powinno być żadnych gałęzi ...
 - Nie nie, rybę dużą ma ! - krzyknęli chórem synowie
 - O to ja też lecę !
 - Panowie, tylko spokojnie
Karpisko jednak mocne, chyba większe niż sądziłem , muszę być spokojny bo sprzęt jednak nie pozwala na zbyt siłowy hol który już trwa z kwadrans . Zdyszany Król przybiegł i stanął razem z synami
 - Kurde dajcie mi fajkę bo zapomniałem !
 - A ten cienki kijek da radę takiej dużej rybie ?
 - Kijek da radę, bardziej się boję o żyłkę
Po karpiu jednak nie było widać zmęczenia . Jego ruchy raz były szybsze, raz wolniejsze. Nagle postanowił popłynąć na drugi koniec stawu. Dobrze wyregulowany hamulec cierpliwie oddawał żyłkę , to nawet fajnie bo rybsko szybciej się zmęczy. Siedzialem spokojnie oparty o mój fotel ale ich nosiło
Polecę tam gdzie on płynie, może mi się uda go zobaczyć – i Budrys poleciał . Za chwilę usłyszałem głuchy odgłos upadku, pośliznął się na mokrej trawie
 - Ała !
 - Chyba sobie kostkę skręciłem !  – wrzasnął płaczliwie
 - A po kiego grzyba tam leciałeś ? Gdy go doktor dociągnie to i stąd zobaczysz
Łatwo powiedzieć dociągnie , trudniej faktycznie dociągnąć. Dopiero teraz zaczynałem czuć że karp się zmęczył, coraz krótsze były  ucieczki na boki i kilka razy na powierzchni pokazał się jego gruby czarny grzbiet. Ja też już zaczynałem czuć zmęczenie ramienia ale jakoś dawałem radę . Rodzina Króli stała za mną na palcach by lepiej wszystko widzieć
Ryba już skapitulowała . Zaczynała się wykładać na boki ruszając szybko skrzelami a ja podciągałem ją pod nogi
 - Łał jaka ona wielgachna !
 - Żeby się tylko teraz nie urwała !
 - Spokojnie !
Gdy karp był już tylko metr ode mnie wstałem i to był mój wielki błąd . Błoto pod moimi butami było śliskie jak mydło, poczułem że lecę do tyłu...
To co stało się potem trudno opisać . Wszyscy Króle rzucili się do wody by złapać biednego zamęczonego karpia . Budrys lub jego brat  w ferworze złamali w połowie moją wędkę , ojciec też się pośliznął i swoim ciałem wrzucił do wody mnie i mój fotel miażdżąc podpórki.
Bracia jak dwa tygrysy rzucili się na biedną rybę bez mojego podbieraka który ktoś też wrzucił do wody. Wytargali karpia na brzeg i odeszli z nim dalej od wody. Biedny lustrzeń miał może 10, może 12 kilo. Oczywiście uparli się wszyscy że zjedzą tego karpia , nie pomogły moje tłumaczenia że będzie niesmaczny i śmierdzący mułem ......
Pozdrawiam - Gienek

Offline e-MarioBros

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 898
  • Reputacja: 413
  • Lokalizacja: Jaworzno
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Emocje
« Odpowiedź #1 dnia: 26.12.2020, 16:12 »
:bravo: piękny dramat
;)

Offline Shreku82

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 010
  • Reputacja: 704
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Grybów
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Emocje
« Odpowiedź #2 dnia: 26.12.2020, 17:37 »
Piękne opowiadanie Gieniu 👍👏
Patryk

Życie jest zbyt krótkie, by nie jeździć na ryby 😀