Ciekawa dyskusja.
Mam podobne zdanie na temat:
Ryby jeziorowe są na Mazurach tradycyjnym produktem regionalnym, czy tego chcemy czy nie, to jest fakt. Poza tym istnieje spora rzesza turystów-konsumentów ryb odwiedzających Mazury.
Wędkarzom się wydaje, że wystarczy, że wywalą rybaków z Mazur i już będą ryby. Problem w tym, że na Mazurach największy biznes robi się na handlu rybami, a nie na sprzedaży zezwoleń wędkarzom. I minie przynajmniej jedno pokolenie, zanim coś się zmieni w tym zakresie. Dzieje się tak z uwagi na takie, a nie inne regulacje prawne, które czynią gospodarkę stricte wędkarską mało opłacalną, no i ze względu na wspomniane zapotrzebowanie na ryby.
O ile na mniejszych zbiornikach da się zorganizować jeszcze jako tako turystykę wędkarską, to na większych jest ona totalnie nieopłacalna. Z drugiej strony rybaków po prostu nie stać - przy tych regulacjach jakie są, no i narzuconych im obowiązkach - na "zabawy" w turystykę wędkarską, szczególnie na dużych zbiornikach. Ile musiałoby kosztować zezwolenie, aby z wody pełnej ryb, można było zabierać ryby zgodnie z wymysłem PZW, czyli RAPR-em? Tak aby wędkarze byli zadowoleni, że ryb w wodzie jest multum.
W tym wszystkim chodzi o to, aby właśnie każdy (no może prawie każdy
) był zadowolony - zarówno rybacy, jak i wędkarze. Gdyby był silny wspólny lobbing, to można byłoby coś zmienić w prawie, a tak jedni walczą z drugimi (i na chwilę obecną słusznie, bo obie grupy, przy tak skonstruowanych przepisach mają odmienne potrzeby i cele). W dodatku wędkarze są sami mocno podzieleni. Na Śląsku chcą karpia, na Mazurach drapieżnika i jeszcze związek do którego należą sieciuje ich własne wody
Jest 40-ści kilka okręgów i ten z Katowic z łowiskiem licencyjnym pod nosem pełnym karpia będzie miał w dupie tego z Mazur. No i jeszcze dochodzi kwestia takich, a nie innych operatów rybackich i przepisów z tym związanych.
Do tego pojawiają się takie kwiatki jak handel "bieda kawiorem" ze szczupaka. A już "truskawką na torcie"
jest to, że wielu naukowców rybackich utknęło ze swoją naukową myślą w PRL-u.
Co do PSR to ta służba nigdy nie będzie mocniej dofinansowana z budżetu państwa, bo to nie jest w interesie Skarbu Państwa. Co innego jakby wody publiczne cały czas pozostawały we władaniu państwa (w posiadaniu), czy też samorządów lokalnych. Wówczas to państwo, gmina, powiat, czy też województwo musiałoby mocno dofinansować ochronę wód. A tak to mamy taką sytuację, że to niby są wody publiczne, a niby nie
Użytkownik rybacki udaje że zarybia, a państwo udaje że kontroluje.