3% ze składek idzie na zarybienia.
3%...
Złodzieje
Wow! Brak edukacji (wędkarskiej) widoczny jak na dłoni
Po pierwsze - zarybia się zgodnie z operatem, i nie można sobie ot tak zwiększyć zarybień. Aby to zrobić, trzeba mieć jakieś badania, powody. Kto ma je robić? DO tego rejestry połowowe są nierzetelnie wypełniane, a to one sa podstawą określania zarybień. Wędkarz oszukuje więc samego siebie. Po trzecie jest wojna jaką Polskie Wody wytoczyły PZW, i każde złamanie umowy, czyli tego co jest w operacie, skończy się odebraniem zbiornika (raczej taki będzie finał), więc trudno tu coś zdziałać. No i po czwarte - zarybienia nie działają, nie ma ządnej wody w Polsce która jest zasobna w ryby dzięki zarybieniom. Więc zwiększenie ich to nie tylko wywalenie kasy w błoto, to także strzał w stopę, bo często upośledzona zostaje rodzima populacja, to znaczy ten materiał genetyczny. A to ryba z tej wody jest najlepiej przystosowana do warunków jakie tam panują. Po piąte, aby były ryby w wodzie trzeba innych działań, a te to przede wszystkim audyt zbiorników, zatrudnienie kolejnych ichtiologów, którzy będą układać programy naprawcze dla zbiorników, dopasowując je wędkarzy czy warunków lokalnych. Po szóste, to czy ktoś uważa, że zarybienia są przeprowadzane zgodnie ze sztuką i stawia się na maksymalizację efektów tutaj? Ja wątpię, wiele zarybień jest robionych na kolanie, na 'odpieprz się'. Możńa więc uzyskać znacząca poprawę przez edukowanie wędkarzy jak je przeprowadzać. Tego nie ma. Więc poleganie na kwotach wydanych na zarybienie jest tu niepoważne.
Dobrze byłoby, gdyby zarzucać PZW to co należy im zarzucać, bez brnięcia w nonsensy o słabych zarybieniach. Brak edukacji, rybaczenie przez ZG PZW, kolesiostwo, stworzenie związku dla działaczy, gdzie o niczym prawie się nie informuje wędkarzy, zwłaszcza ile kto pobiera kasy (na różne sposoby, w tym na kilometrówki), brak wyborów, ustawki, głupota niektórych prezesów okręgów, którzy niszczą PZW od środka - to są przykłady do czego można się doczepić. Niestety, polscy wędkarze udowadniają, że nie rozumieją podstaw i błądzą jak dzieci we mgle. DLatego przyjdzie uczyć się na własnych, dotkliwych błędach,
NIESTETY. Zwłaszcza jak nastaną Polskie Wody, które obiecują, że będzie taniej i będzie lepiej, nie mając niczego na potwierdzenie tej jakże fantastycznej teorii. Pragnę też zauważyć, że zarybiać będa jak i PZW, wg operatów, robionych w ten sam sposób. Więc od razu polecam nazywać złodziejami też tych z PW
Na uwagę też zasługuje fakt, że wielu z tych, co jest przeciwko karpiowi i uważa, że demoluje on polskie wody (podczas gdy w Czechach z jakiegoś powodu tego nie czyni) pitoli o zbyt małych zarybieniach, a słowa te pochodzą właśnie od tych, co przyzwyczajeni są do listopadowych połowów ogłupiałego kroczka, który wcześniej karmiony regularnie aktywnie szuka pokarmu po zarybieniu i daje się nabrać na wędkarskie pułapki. Inną ciekawą rzeczą jest to, że zarybienia nigdy nie były podstawą gospodarki zbiornikiem i nie będą, ale wędkarze właśnie w nich upatrują zbawienia. Byle ktoś im nie ograniczał zabierania ryb, czyli nie było ochrony stad tarłowych, tarlisk, limitów. W dużej mierze jest to swojego rodzaju wyparcie, byle móc brać ile wlezie.
Odnośnie karpia wystarczy, aby wprowadzić wymiar ochronny 40 cm, zarybiając dalej kroczkiem w okolicach 30 cm. Wtedy ryba podrośnie, nabierze masy, i po roku będzie już dwa razy więcej mięsa. Ta sama kwota wydana na zarybienia w perspektywie kilku lat może oznaczać zwiększenie ilości mięsa wielokrotnie.
Sorry, ale na te rzeczy trzeba reagować, bo rozpowszechnienie bzdur jest bardzo szkodliwe