Masz także do stracenia, czy raczej do zyskania... kosę pod żebra/rozwaloną gębę lub samochód. Zależy na kogo trafisz i ilu ich jest.Każdemu się wydaje, że jest Khalidov albo Tyson, szczególnie przed monitorem. Kolejny argument, to np. "warto mieć przy sobie maczetę". I co potem? Odrąbiesz nią komuś rękę lub głowę, jak się przyjdzie bić, bo mu łódkę rozwaliłeś? Czy może skończysz z własną maczetą w dupie (własnej), jeśli przeciwnik będzie starszym mistrzem osiedla w walce na maczety?W realu to są bardzo trudne przypadki. Sam wtedy nie wiem, jak się zachować. Zwrócenie grzecznie uwagi często kończy się ogromną awanturą. Przeważnie taką samą, jak gdybyśmy zaczęli rozmowę od: "Wypi..., jeb... kondonie z mojego łowiska!". Może robię z siebie miękką faję, ale ja w takich wypadkach zwyczajnie odpuszczam. Ryby to dla mnie relaks, a nie walka o ogień. Mam 110% racji, druga strona reprezentuje sobą skumulowane chamstwo całego świata... ale gra nie jest warta świeczki.
A propos mojej wcześniejszej wypowiedzi. To CaprFun chyba właśnie niedawno dał przykład chłopaka, który stracił w ten sposób życie, ale najpierw dane mu było przez kilka miesięcy być kaleką. Też miał rację.
Ledi, czyli nie jest tak źle. Już wcześniej był kaleką.
Cytat: Mosteque w 18.07.2021, 18:12Ledi, czyli nie jest tak źle. Już wcześniej był kaleką.Jest jeszcze inny sposób. Jadąc w miejsce, gdzie wiesz, że może zdarzyć się taka sytuacja, warto jechać z własna ekipą. Nie mówię tutaj broń boże o ustawkach czy innych fanaberiach Zawsze raźniej, szczególnie w takich sytuacjach Osobiście nie wyobrażam sobie jechać sam na nockę na komercje. Mimo, że jestem bardzo postawnym gościem i z 90% takich gagatków dałbym sobie rade sam to zawsze bezpieczniej jest mieć kompana. Z łodkami zanętowymi mam niestety spore doświadczenia - te przykre. Najlepsze wyjście to telefon do właściciela i wyjaśnienie sytuacji. W ostateczności ząb za ząb. Rzucać jak gdy by nigdy nic i niech się "karpiarze" martwią.
Kurde. W życiu bym nie pomyślał, żeby się bać na komercję na nockę samemu jechać. Rozumiem obawy na dzikiej, nieogrodzonej wodzie. Cholera wie, jaka ekipa wesołków może człowieka odwiedzić...Ech, świcie. Na psy schodzisz.
Ech, żebyście wiedzieli, ileż to ja tak naprawdę banów przyznałem. A przed iloma banami obroniłem.Tylko nikomu nie mówcie