Spławik i Grunt - Forum

INNE => Humor => Wątek zaczęty przez: Luk w 31.08.2015, 21:40

Tytuł: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Luk w 31.08.2015, 21:40
Zdarzyło się to wczoraj, a może raczej dzisiaj w nocy... Jako, że mam teraz duże zlecenie i jestem strasznie zalatany i zajęty, znajomy zaproponował wyprawę na ryby w nocy. Miało padać, ale miejscówką miał być most na Tamizie, pod którym jest przytulnie i sucho. Po pracy spakowałem się i chodu nad wodę!

Ponieważ most to też spore ciemności, trzeba było cały czas używać lampki czołowej, widziałem o wiele gorzej niż pod gołym niebem. Miałem zrobione dwie kanapki, zawinięte jak to zwykle bywa w moim przypadku, w folię  almuminiową. Około 22 zjadłem pierwszą. O 2-3 w nocy zacząłem szukać drugiej. Wymacałem w kieszeni plecaka, wyjąłem. Zerknąłęm pobieżnie - coś salami było ciemne i przysuszone, ale pomyślałem, że to z powodu ciemności źle widzę. Kanapka była jakaś dziwna, suchawa, mimo, że dałem porcję humusu do niej. Ale co tam, człowiek głodny, to i nie wybrzydza...

Rano, o 7, zbierałem się i pakowałem, by na 8 byc w pracy, kiedy zobaczyłem, że na małym stoliku jest kanapka w folii, razem z jabłkiem i brzoskwinią, a więc zrobioną wczoraj! Zaraz, zaraz pomyślałem... To co ja zjadłem? :o I wtedy zajarzyłem, że ciemne salami i przysuszony chleb - był kanapką zrobioną 5 dni wcześniej, gdy byłem na rzece Wye ;D

O dziwo nie rozchorowałem się - ach te konserwanty! ;D
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Druid w 31.08.2015, 22:13
W czasach gdy chodziło sie na ryby z jedną torbą w której było wszystko mialem też ciekawą przygodę. Siedzieliśmy z kolegą blisko siebie , zgłodniał więc wyjal z torby kanapkę i zaczął ją jeść wpatrując się caly czas w spławik. A ja patrzę - a tu mu spomiędzy kromek chleba wyłażą białe robaki !
Mowię mu - Bogdan, masz robaki w kanapce !
A on spokojnie rozchylił kromki, pstrykając palcami wywalił robaki i mówi - prawie tego boczku nie ruszyły. I jadł dalej
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: tomek-kun w 01.09.2015, 05:31
Nie wiem czy ta historia jest śmieszna dla każdego. Można powiedzieć że ucierpiało zwierzę, ale każdy któremu to opowiadałem śmiał się nie tyle ze skutku tego czynu, ale myślę że bardziej z tego jak to jest możliwe?. Więc przyjechałem na moje ulubione łowisko komercyjne (Przyznaje łowie też na komercji nie tylko na wodach PZW), był wczesny ranek i zacząłem rozstawiać sprzęt. Zająłem jedno z bardziej skrajnych stanowisk aby mieć dostęp do znajdującej się na środku nie wielkiej wyspy jak i móc rzucać pod obficie zarośnięty brzeg znajdujący się z prawej strony. Zacząłem łowienie a ryby dobrze z rana współpracowały. Rozpocząłem przygotowanie do kolejnego zarzutu i ulokowania zestawu pod brzegiem. Żyłka ustawiona na klipie więc rozpoczynam rzut. Wcześniej spostrzegłem przelatującą nisko pojedynczą kaczkę. Do głowy mi nie przyszło że mogę mieć takie "szczęście" i trafić ją w locie. To co działo się później to chyba nie muszę dokładnie opisywać. Kaczka rozpoczęła swój odjazd na wszystkie możliwe strony, a ja pierwszy raz doświadczyłem wędki nie wygiętej w stronę lustra wody. Wędkarze z zainteresowaniem zaglądali za moimi poczynaniami. Potem pytając z ciekawości "co to za rybę ciągnąłem". Po chwili żyłka została przeze mnie odcięta tak aby kaczka jak najmniej oczywiście ucierpiała. Haczyk był bez zadziorowy więc potem zaobserwowałem że zwierze się z niego uwolniło po kilku minutach zmagań. Chciałbym wyraźnie podkreślić iż nie uważam za zabawne tego iż kaczka została przeze mnie zraniona, ale bardziej tego jak ja to zrobiłem, że jedną przelatującą kaczkę trafiłem w locie. Wielu ludzi od tego momentu prosi mnie o szóstkę w totka. Jestem ciekaw czy ktoś z was miał podobną przygodę? Jako że jest wcześnie rano proszę o wyrozumiałość jeśli chodzi o mój z całą pewnością chaotyczny tekst :)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Ścigacz w 01.09.2015, 06:38
Z moich śmiesznych sytuacji nad wodą chyba najbardziej utkwiła mi w głowie przygoda z początków mojego powrotu do wędkarstwa jakieś 4 lata temu. Fakt ze jeszcze dobrze nie ogarniałem budowy zestawów to robiłem jak potrafiłem je i tak któregoś razu zawiązałem sobie przypon z dość dużym oczkiem na końcu. Może miało z 5 cm a nie chciało mi się juz od nowa wiązać go więc tak zostawiłem. Zarzuciłem zestaw i czekam na upragnione branie i jest. Fruuu zacinam i wyciągam plotkę, jedną, drugą aż tu nagle wyciągam dwie. Patrzę co jest grane a tu jedna na haczyku a druga wpłynęła w pętle od przyponu :) Chłopaki łowiacy z boku juz pompa ze mnie ze kłusuje i dwie ryby na raz ciągne po czym kolejne dwie plotki zlowiłem na oczko w przyponie a nie na haczyk :). Od tamtej pory juz umiem wiązać dobre przypony aby nie klusować z lassem w wodzie :)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: tomek-kun w 02.09.2015, 09:42
Kilka dni temu udało mi się złapać mojego rekordowego karpia na metode. Tylko że nie byłem za bardzo do tego przygotowany. Miałem ze sobą na łowisku podbierak do leszczy i małych karpii. Wcześniej cały czas na tym łowisku łapałem karpiki maksymalnie do 45 cm. Rozstawiłem sprzęt wymieszałem zanętę z pelletami. Zrobiłem mix 50/50 którego nauczyłem się oglądając filmy pana Lucjana. Podnęciłem miejscówkę no i ulokowałem pierwszy zestaw. Zacząłem uzbrajać matchówke. Wygruntowałem sobie 2 miejscówki, a po chwili odjazd na metode. Zacinam po chwili walki jestem w stanie podebrać rybkę, jednocześnie widząc że może to być mój rekord. W chwili gdy zaczynałem ją podbierać moją głowę zaprzątały myśli czy podbierak aby na pewno wytrzyma.(wydawał dziwne dźwięki :D) Rybka podebrana łapie delikatnie za kosz i wtedy postanowiła że się nie podda. Rzuciła się kilka razy siatka podbieraka(Robinson) przerwała się a ryba wpadła z powrotem do wody. Co najlepsze nie spięła się tylko ponownie poszła w lekki odjazd. Jako że ryba przeszła przez podbierak nie bardzo mogłem manewrować. Podciągnąłem rybę pod sam brzeg trzymając w jednej wędce podbierak w drugiej wędzisko. Ściągnąłem jak najwięcej mogłem żyłki i próbowałem łobuza podebrać rękoma. Woda przy brzegu jest już dość głęboka, myślę że ma około metra. Po 15 minutach udało mi się ją wyciągnąć. Zrobiłem kilka szybkich fotek(jako że byłem sam nie wyszły najlepiej) zmierzyłem sztukę i szybko wypuściłem żeby po takiej"dziwnej" walce dłużej jej nie męczyć. Ryba wróciła w bardzo dobrej kondycji do wody. Karp miał 78 cm, tak więc poprawiłem swoją życiówkę. Oczywiście jako że ja zawsze o czymś zapomnę to nie wziąłem wagi i maty karpiowej. Podbierak zszyłem żyłką i wróciłem do łapania. (szkoda mi było wracać bo dzień zapowiadał się łownie i zaryzykowałem)Zwijając do domu inni wędkarze śmiali się i pytali dlaczego mam cały tyłek ze śluzu. Cóż do dziś nie wiem jak to się stało:D
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: pawciobra w 02.09.2015, 10:46
Sytuacja nie moja, ale kumpla, z którym wędkuje. Parę lat temu na spinningu pod wieczór ciachnął za plecy bobra, więc możecie sobie tylko wyobrazić co się działo z wędką, a nie wspominając jak szybko plecionka znikała ze szpuli kołowrotka :D Całe szczęście, że znajomy nie wiąże początku plecionki na szpuli, bo by mu chyba całą szpule wyrwał :D
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Adeptus w 02.09.2015, 11:41
Co prawda nie mi się to zdarzyło na szczęście i nie do końca było to śmieszne a na pewno dla niektórych nie było. W te wakacje jak byłem na działce nęciłem sobie miejscówkę na pobliskim jeziorku. Jakie było moje zdziwienie jak któregoś dnia przyjeżdżam rano połowić a tam nad wodą całe zgromadzenie ale nie przejmując się kieruję się na moją miejscówkę. Jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłem co jest przyczyną owego spędu. Panowie zabierali się do wyciągania samochodu z jeziora. Pomyślałem sobie że niezła biba musiała być ale jak się potem dowiedziałem było to spowodowane gapiostwem a mianowicie pan wędkarz chciał odpalić auto a nie zauważył że jest na biegu i wjechał do jeziora.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: zacier w 25.09.2015, 18:29
nigdy, NIGDY, nie zostawiajcie wędki poza polem widzenia. Tak to się kończy :D

(http://i.imgur.com/0naf2iP.jpg)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 25.09.2015, 20:14
Hehe... Co to za woda?
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: lester w 25.09.2015, 20:57
Dlaczego ten koszyk jest w górze, nie kumam?
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: zacier w 25.09.2015, 20:58
Drugą wędką holowalem tą która została wciągnięta do wody :D

Wysłane z mojego MX4 przy użyciu Tapatalka

Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: kop3k w 25.09.2015, 20:58
Jak na moje oko to ktoś złowił swój zestaw albo niedawno topiony ;)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: zacier w 25.09.2015, 20:59
Odwrocilem wzrok na 3 sekundy i wedeczka już była w wodzie..

Wysłane z mojego MX4 przy użyciu Tapatalka

Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Arunio w 25.09.2015, 21:08
Miałem wiele lat temu mały epizod spinningowy( raczej nieudany) w swojej karierze wędkarza. Po kilku godzinach chodzenia i stracie wieluuu przynęt ,zostałem bez stalek i z dwoma gumami! Uwiązałem agrafkę z krętlikiem i z musu do tego gumę! kilka rzutów na wysokiej wodzie w z dłuż brzegu bez pobicia. Rzut w warkocz ok 20m od burty i strzał! Krótka walka i przynęta obcięta! Z kocią mordą wiążę nad brzegiem ostatnią gumę, po chwili niemal pod nogami się zakotłowało, typowa świeca szczupacza,potrząsanie pyskiem i moja obcięta guma ląduje na brzegu niemal u stóp! Nie jestem gawędziarzem,nie musicie mi wierzyć. Żałuję tylko że nie było nikogo kto by mojej durnej miny w tym momencie sfotografował!
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 26.09.2015, 15:56
Było to tej wiosny na starorzeczach Biebrzy...
Pojechałem do rodzinki powędkować trochę na Narwi. Spakowałem wszystko do auta, gadam z kuzynem przed domem, a tu podjeżdża jego brat i mówi, rób przelew na Biebrzę, jedziemy. Dobra. Wróciłem do kompa, 15 zł poszło i ruszamy.
Zjeżdżamy z drogi w pola (to jest parę kilosów łąkami) i jedziemy... aż tu nagle stop - podmokła łąka po zimie.

- Paweł, wracajmy...
- Bierz sprzęt. Da się przejść.

Dobra. Biorę sprzęt. Tylko że nad Narew to podjeżdżałem na miejscówkę pod samą burtę, więc mam w pokrowcu dwa pickery, dwa feedery, dwa spiningi, podbierak i wszystkie podpórki. Do tego mam pudło z zanętami, a w nim trochę sonu, jakieś resztki innych ze 3 paczki, prawie kilo kuskusu (po kiego chu... to nie wiem), butelkę litrową syropu waniliowego, jakiś atraktor od MVDE i inne pierdoły. Do tego torba wypchana po brzegi plus reklamówka jedzenia na cały dzień. No i krzesełko (dobrze, że wtedy jeszcze nie elektrostatyk). A Paweł? Spining i plecaczek. Idziemy...

Trochę się kręciliśmy, nim znaleźliśmy przejście przez zalaną łąkę. Po paru minutach ręce już mi odpadały od dźwigania kartonu, a pot zrosił me lico. Nic to. Dochodzimy do lekkiego wzniesienia i oczom naszym ukazuje się łąka już nie podmokłą, a zalana.
- Paweł, wracajmy.
- Da się przejść. Zdejmuj buty.
- Nie żartuj, wracajmy.
- Idziemy. (I nie oglądając się na mnie, poszedł).

Cóż było robić. Zdjąłem buty, zawiązałem sznurówki i zarzuciłem na szyję. Podwinąłem nogawki do kolan i do wody.
Uch, co za wspaniała rześka woda tuż po wiosennych roztopach. Po kilkunastu sekundach ból aż gnaty rozrywa, a iść trzeba było w niej ze 2-3 minuty. Oczywiście po chwili nogawki mi opadły i już były pod wodą...
Wyszliśmy z łąki na kolejną górkę. Wchodzimy i oczom naszym ukazuje się woda po horyzont. "Paweł, zabiję cię!" Rąk już nie czułem, aż mi się trzęsły ze zmęczenia.
- No to chu. Wracamy.
- Coś ty, dojdziemy na miejscówkę. Zdejmuj portki.
- Chyba cię pogięło, wracajmy.
- Zdejmuj portki. Idziemy. (Zdjął i poszedł).

Cóż było robić? Zdjąłem portki, zarzuciłem sobie na szyję i lezę za nim. Ach, to wspaniałe uczucie, gdy po kilku krokach wpadasz w zimną wodę aż po pas i jaja się kurczą z zimna. "Paweł, zabiję cię!"
Gnaty bolą, jaja sinieją, ręce mdleją, pot oczy zalewa... Po jakichś 10 minutach doszliśmy na miejsce.

- Michał, wiesz co? Nie wiem, czy my w ogóle łowić możemy, bo chyba dopiero od lipca można.
- Paweł, zabiję cię!
- Dobra nieważne. Mamy opłacone, najwyżej głupa będziemy strugać.
- Paweł, zabiję cię!

Zdjąłem z siebie toboły, mokre portki rozłożyłem na słońcu (przynajmniej tyle dobrego, że ładnie grzało i zimno nie było). Rozrobiłem zanętę, rozłożyłem się i łowię. Martwa woda. Wszelka ryba po łąkach się rozpłynęła. Nic, zero, pustka. Tylko stada żurawi, słoneczko i inne okoliczności przepięknej przyrody.

Naprawdę przyjemnie się siedziało te 5 godzin bez brania, ale czas na powrót. Może daruję sobie jego opis i napiszę tylko "Paweł, zabiję cię!"

Poniżej zdjęcie idioty na rybach. Przypominam, że na szyi mam ciężkie buty za kostkę, spodnie i krzesło. Zakwasy w bicepsie i przedramionach trzymały jakiś tydzień.

Pozdrowienia dla Pawła :D
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: MarioG w 28.09.2015, 19:35
Dobre :-)
W każdym bądź razie ja się z tym Twoim Pawłem z pewnością nigdzie nie wybiorę.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: gregorio w 28.09.2015, 19:38
Michał, fajna przygoda :) uśmiałem się :beer:
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Jędrula w 28.09.2015, 19:39
Michał  :thumbup:
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: zbyszek321 w 28.09.2015, 20:20
Michał zabawna przygoda :)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Koczownik w 20.03.2016, 10:27
To było dawno temu, na początku przygody z wędkarstwem, zdarzały się wówczas zabawne historie, takie jak te:

Kumpel postanowił łowić na kulę wodną. Zmontował zestaw, a kulę jakąś miał taką wielgachną, zaś żyłkę cienką. Zrobił zamach, rzucił i z dumą patrzył jak ta kula leci i leci, i leci w dal. W końcu spadła do wody, kumpel zamknął kabłąk, odłożył wędkę... ja patrzę na jego kołowrotek, a tam w ogóle żyłki nie ma. Nie zawiązał jej na szpuli z lenistwa i ta ciężka kula wszystko wybrała :D

To był pierwszy rzut podczas sesji, żyłki zapasowej nie miał :D

---
Inny jego popis to sytuacja kiedy z lenistwa zawiązał haczyk na zwykłego "guzła". I miał za jakiś czas branie niezłego karpia. Wówczas to było wydarzenie dla młodych ludzi. Miał go już przy brzegu, widzieliśmy go jak na dłoni. Efekt wiadomy - ryba poszła z kolczykiem. :D
---
Kolejna wyprawa na ryby i znowu jaja. To miała być zasiadka 3 dniowa, rozbiliśmy namiot na jakiejś polanie, było cicho i spokojnie do czasu... Do czasu jak przyleciał HELIKOPTER, który całą sobotę i niedzielę latał z turystami nad okolicą i lądowisko miał przy naszym namiocie. Co chwilę start i lądowanie. To był prawdziwy horror!
---
Dla mnie wędkarstwo właśnie ma największy urok przez te przygody, które mu towarzyszą. :)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: gilala w 20.03.2016, 10:43
Ja łowię od niedawna, i jak to na początku bywa śmiesznych sytuacji miałłem wiele, ale jedna ubawiła mnie do łez, a było to dwa lata temu, kiedy zaczynałem, wybrałem się z teściem na ryby. Teściu stary rybak amator, ja na początku swojej wędkarskiej przygody, więc miałem otrzymac lekcję łowienia ryb. Pech chciał, że ja łowiłem karpia za karpiem, a teściu nic. 1:0;2:0;3:0;4:0 i nawet nie przyuważyłem, że teściu przerzucił mój zestaw, bo od tego się zaczęło. Teściu był pod taką presją, że kiedy ja miałem kolejne branie, to on na swoim zestawie zobaczył to samo, i jak nie zatnie. Ja popuściłem rybie, ale po chwili przykręciłem hamulec, a mój teściu lekko popuścił i krzyczy, że ma rybę, ja krzyczę, że też mam. I tak przez kilka minut odjazdy i ściąganie, aż zauwazyłem, że jak ja zwijam żyłkę, to teściu cmoka, jaki potwór i jak odjeeżdża i odwrotnie jak teściu ściąga, to ja mam odjazd na wędce. Niestety zabawa się skończyła, bo hakcyk teścia w końcu przeciął moją żyłkę i ryba odpłynęła, ale co się uśmiałem z tego, to moje. Choć teściu nigdy nie przyznał, że podczepił mój zestaw ;)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: glizdziarz w 20.03.2016, 10:56
Co do rzutów dalekiego zasięgu to mój nieżyjący już kolega Heniu zwany Beżowym mało nie zatopił żaglówki na Sulejowie.  Było to tak:
Gdzieś na początki lat 90-tych byliśmy nad zalewem Sulejowskim. Heniu załadował sprężynę słuszną porcją zanęty i przy użyciu radzieckiego teleskopa i takowego kołowrotka zamierzał posłać daleko w kierunku starego koryta Pilicy. Solidny zamach, rzut i słychać trzask pękającej żyłki. Sprężyna leci, leci, leci i po chwili spada na pokład przepływającej żaglówki. Oczywiście na pokładzie wrzask ale nikomu nic się nie stało. Przyczyną tej sytuacji było samoistne opadnięcie kabłąka w kołowrotku w chwili rzutu.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: matchless w 20.03.2016, 10:56
Ja kiedyś rozstawiałem kosz i zapomniałem dokręcić przednich nóżek. Łowiłem z dość sporej skarpy. Jak przyciąłem większą rybę i wstałem na koszu to nóżki się złożyły a ja wpadłem do wody prosto na twarz :D
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: kop3k w 20.03.2016, 11:09
Ja kiedyś rozstawiałem kosz i zapomniałem dokręcić przednich nóżek. Łowiłem z dość sporej skarpy. Jak przyciąłem większą rybę i wstałem na koszu to nóżki się złożyły a ja wpadłem do wody prosto na twarz :D
Czemu nie miałeś wtedy Xiaomi ;)
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: johnny12 w 20.03.2016, 11:33
Kiedyś, w latach 1990 - 1995 jeździliśmy na ryby motorowerami, wyjazdy bardzo wczesne, bo ten sprzęt poruszał się z prędkością około 40 km/h, a odległości przejeżdżało się po 50-60 km. Jedziemy na ryby, hasło rzuca wujas, ok są wakacje, pakujemy te motorki i wyjeżdżamy o 2 w nocy. Na miejscu wujas opowiada, że pierwszy raz widział kogoś, jak usnął na tym motorowerze, czyli mnie - ponoć, jak zjeżdżałem na pobocze, to się budziłem i dalej zasypiałem  :)
Jesteśmy na rybkach, ja łapię na bata, wujas na sprężynę - zarzucam za siebie i coś mnie cofa - ,odwracam się, a tam mój haczyk wbity w łuk brwiowy, ile się namęczył, by wyjąć ten haczyk - myśleliśmy, że do lekarza pojedziemy.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Geo w 21.03.2016, 11:41
2 lata temu kupiłem sobie łódkę wędkarską, nic wielkiego ale z płaskim dnem także i do spiningowania, i spławika. Pierwsze wypłynięcie, radość, ekscytacja ... pogoda super ... ich, ach, och ... ;D.

Dopływam na kolejne miejsce, kotwiczę łódź i do łowienia, jedna obrotówka, druga obrotówka i nic, zmiana na gumy, także kilka kolejnych rozmiarów i kolorów nadal nic. Stoję w łodzi i rozglądam się za jedną z najłowniejszych obrotówek ... przepadła czy co, więc odkładam kija, siadam ... i w tym momencie znalazłem poszukiwaną blachę, a zwłaszcza jej kotwicę ???. W amoku łowienia położyłem ją na siedzisku i nie zauważyłem siadając. Nie polecam nikomu tego uczucia wbitej kotwicy z zadziorem w pewne miejsce poniżej pleców ... jeszcze teraz pisząc czuję to miejsce dokładnie. Na moje szczęście położyłem na siedzisko podkładkę piankową, więc nie siadłem całym ciężarem (190 cm wzrostu, 100 kg wagi) na kotwicę tylko pianka trochę zamortyzowała ciężar.
Sam na łodzi, środek jeziora, kotwica wbita w tyłek, nikogo w pobliżu. Dylemat co robić: wracać - ale jak skoro nie dam rady usiąść do wiosłowania, wołać pomocy - na jeziorze pusto, samemu wyciągnąć kotwicę  - tylko że boli ....
Po chwili namysłu i "obmacaniu sprawy" decyduję się na rozwiązanie nr 3 czyli samodzielne usunięcie kotwicy, próbuje delikatnie pociągnąć ... nic z tego wbiła się dość głęboko, biorę oddech, wiem że trzeba mocniej szarpnąć i ... trach puściła. Szybki opatrunek z chusteczek higienicznych i do oglądania strat. Tyłek krwawi, kotwica cała, spodnie z dziurą - co teraz ... oczywiście trzeba łowić dalej.

Po powrocie do domu żona wykonała obdukcję rany - uratowała mnie pianka na siedzisku, zadzior wbił się ledwie pod skórę więc rana nie była za duża.

Morał: do dziś 2 a nawet 3 razy sprawdzam gdzie siadam na łodzi i ogólnie pilnuję, żeby odkładać przynęty w bezpieczne miejsce.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Ostry w 21.03.2016, 13:27
Mi przypomniały się dwie patrząc z perspektywy czasu śmieszne historie, pierwsza to "standard" ryba przy braniu zajumała mi wędkę, byłem akurat u kolegi za krzakami i nagle tylko usłyszałem hałas i plusk
wpadam na stanowisko i wędka sunie sobie po wodzie na szczęście miałem rozłożony spinning i zahaczyłem wędkę w pierwszym rzucie z czego byłem niezwykle dumny.
Mam filmik z tego "holu" ale nie wiem jak wrzucić na forum.

Co ciekawe z zeszłym roku miałem takie same zdarzenie, tylko wędką nie była moja, porwało ją wędkarzowi obok ale mi udało się ja zahaczyć i ściągnąć do brzegu z około 40-50 metrów. Tylko ze dopiero za 4 rzutem.


Druga sytuacja na początku nie była tak śmieszna, przedzierałem się krzaczorami po opasce polując na bolenie nagle konsternacja, zobaczyłem na brzegu jak wtedy myślałem zwłoki dziecka, nogi mi się ugieły i przeszedł mnie dreszcz, miałem już dzwonić na policję ale postanowiłem to dokładnie sprawdzić. Dziecko leżało na brzuchu odwróciłem je patykiem a to !!! była mała Marzanna ale ktoś zadbał o szczegóły, kukła była ubrana w buciki, kombinezon z kapturem, rękawiczki i na prawdę wyglądała jak ..... a zresztą dobrze że okazało się to że tylko kukła.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Geo w 21.03.2016, 13:37
Mi przypomniały się dwie patrząc z perspektywy czasu śmieszne historie, pierwsza to "standard" ryba przy braniu zajumała mi wędkę, byłem akurat u kolegi za krzakami i nagle tylko usłyszałem hałas i plusk
wpadam na stanowisko i wędka sunie sobie po wodzie na szczęście miałem rozłożony spinning i zahaczyłem wędkę w pierwszym rzucie z czego byłem niezwykle dumny.
Mam filmik z tego "holu" ale nie wiem jak wrzucić na forum.

Co ciekawe z zeszłym roku miałem takie same zdarzenie, tylko wędką nie była moja, porwało ją wędkarzowi obok ale mi udało się ja zahaczyć i ściągnąć ją do brzegu z około 40-50 metrów. Tylko ze dopiero za 4 rzutem.


Druga sytuacja na początku nie była tak śmieszna, przedzierałem się krzaczorami po opasce polując na bolenie nagle konsternacja, zobaczyłem na brzegu jak wtedy myślałem zwłoki dziecka, nogi mi się ugieły i przeszedł mnie dreszcz, miałem już dzwonić na policję ale postanowiłem to dokładnie sprawdzić. Dziecko leżało na brzuchu odwróciłem je patykiem a to !!! była mała Marzanna ale ktoś zadbał o szczegóły, kukła była obrana w buciki, kombinezon z kapturem, rękawiczki i na prawdę wyglądała jak ..... a zresztą dobrze że okazało się to że tylko kukła.

Takich sytuacji sam widziałem kilka, sam jakoś zawsze w ostatnim momencie dałem radę złapać kija, chociaż raz karpiszon ściągnął mi z pomostu cały trójnóg razem z dwoma innymi wędkami - wolny hamulec "ktoś" mi wyłączył.

Najśmieszniejsza taka sytuacja miała miejsce w zeszłym roku jak karp zabrał starszemu Panu obok mnie wędkę i pływał z nią prawie 50 min po jeziorze, z brzegu nie dawaliśmy rady dorzucić innym zestawem, żeby go zahaczyć. Dopiero jak woda zniosła żyłkę w stronę brzegu wyciągnęliśmy wędkę a na haku karp 0,75 kg
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Skand w 21.03.2016, 13:41
Ja miałem taką historię nad Odrą, rozmieszałem zanętę i chciałem nabrać wody do wiaderka, kucnąłem nad brzegiem i nachylam się, nachylam i srrrruuu na bańkę do wody, jeszcze tak szybko nie wyskoczyłem z wody jak wtedy, dobrze, że było lato rozebrałem się do ślipek, dokumenty wraz z pieniędzmi porozkładałem do wyschnięcia, od tego zdarzenia mam linkę do wiaderka.
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 21.03.2016, 14:03
Przypomniałem sobie, jak ze 20 lat temu pontonem z ojcem spiningowałem. Lać mu się zachciało i postanowił, że uklęknie na burcie i do brzegu nie będziemy płynąć. Jak uklęknął, tak na główkę poleciał. Jak się wychyliłem, to widziałem tylko niknące w odmętach przerażone gały :D Ale tak szybko wyskoczył, że nawet dokumenty w kieszeni w kurtce nie zdążyły dobrze namięknąć :D
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Norbas w 08.10.2019, 03:57
Witajcie.
No i przyszła kolej na mnie :P
Dziś mając dwie godzinki wolnego szybkie spojrzenie za okno i decyzja. Na rybki.
Chwyciłem w rękę tylko teleskop , krzesełko i białe robaki i tyle mnie w domu widzieli.
Podjechałem na pobliską malutką wodę, usadowiłem się między trzcinami gdzie mniej wiało, posłałem spławik do wody i czekam.
Wokoło cisza i spokój więc oddaję się relaksowi.
Jest branie. Delikatne, nieśmiałe,adrenalina poziom minimum.
 Czułem na kiju że to jakieś maleństwo więc spokojnie holuję , maleńka płoteczka, podnoszę do ręki i na ułamek sekundy zanim chwyciłem rybę serce podeszło do mi gardła. Przed twarzą przeleciało mi COŚ z przedziwnym odgłosem i zahaczając moją dłoń porwało mi rybkę z haczyka z takim impetem, że aż szczytówka powędrowała w trzciny, coś spadło w trzciny z drugiej strony kotłując się jak diabeł tasmański.
Zerwałem się na równe nogi i próbując ogarnąć co się właśnie wydarzyło widzę jak z moją płoteczką popitala biało czarne upasione kocisko które kilka dni temu łasiło się do mnie tam podczas wędkowania.
Skurczybyk musiał siedzieć w trzcinach na brzegu i czatować, ale taka akcja???
Oczywiście po chwili mnie to rozśmieszyło niezmiernie, ale w trakcie "akcji" normalnie zamarłem z miną karpia ;D 
Impet był taki, że aż mi hak 12 rozgięło. I dobrze bo ganiać kota z hakiem w tyłku czy gdzie indziej to by już było bardzo dziwne 8)
Potem od innego wędkarza dowiedziałem się, że to nie pierwsza taka akcja w tym miejscu z udziałem tego kocura :P
Tytuł: Odp: Nasze zabawne zdarzenia znad wody...
Wiadomość wysłana przez: Semit w 08.10.2019, 22:42
Nad Kanałem Żerańskim kocisko mi kiedyś algę dwójkę złapało w podobny sposób. Miałem mega jazdę, bo zapiął się za kotwicę łapą i darł się jak opętany. We dwóch z kumplem go odhaczaliśmy, on go trzymał przez sweter, bo drapał i gryzł jak wściekły, a ja próbowałem odhaczyć. Udało się i już jak go widziałem później, to trzymał się w słusznej odległości od wędkarzy.