Dziś rano, na A4 między Wrocławiem a Legnicą zmieniałem pampersa. Niby nic, temperatura -1*C i się jedzie. Nagle patrzę, 250m przede mną wszystko hamuje, niemalże do zera. To co - ja w klocki i widzę uroczy komunikat: "Śliska nawierzchnia" Hamuję, a raczej próbuję, a auto dalej sobie leci. ABS gra jak wściekły, a ja zdążyłem tylko powiedzieć: "O kurwa". To co, szybki rzut oka w lustro, nikogo na lewym za mną i dawaj. Oj, gorąco to mi się zrobiło jak cholera. A już siebie widziałem w aucie przede mną. Fakt-faktem, że ani to szybko, ani wolno nie jechałem, bo circa 70km/h. Aczkolwiek strachu miałem co nie miara.
W Polkowicach przywitano mnie na biało i trzeba było się przeprosić z "biżuterią" bo inaczej nie szło wjechać pod rozładunek.
Nienawidzę zimy. Zawodowo. Ale i prywatnie też za nią nie przepadam.