Panowie, problem rozbija się o różnorodność łowisk. Wspólny regulamin powinien być tylko rzeczą pomocniczą, taką bazą, natomiast każda woda dobrze jakby miała fachową opiekę ichtiologa. Oczywiście zmian powinno być więcej w RAPR już teraz...
Jest jednak wiele 'ale' odnośnie centralnego regulaminu...
1. Regulaminy powinny być robione przez RZGW i wręczane kołom. To obecnie absurd co mamy. Niestety wiąże się z działalnością polskich naukowców rybackich z Olsztyna w dużej mierze. Poltyka zrównoważonej gospodarki to kpina, podobnie jak głupotą jest wiązanie biomasy japońcem. Takich kwiatków jest wiele.
W mojej opinii ichtiolog RZGW powinien pilnować bogactwa każdej wody, i dlatego tylko oni powinni opiniować operaty. Jeżeli jakiś fachura z IRŚ to robi, dla którego sieciowanie wody to jedynie słuszne rozwiązanie, RZGW ma pilnować aby tego przestrzegani, zaś wniosek składają wędkarze, to mamy zadziwiający bigos. Każdy ma inny punkt widzenia i siedzenia. Gość z IRŚ pilnuje interesów swojej kasty, RZGW chce mieć porządek w papierach, stan faktyczny ich nie obchodzi, wędkarze zaś chcą dobrej wody bo płacą - i mamy to co mamy.
2. Na pewno RZGW lub jakaś inna instytucja państwowa, nie związana z rybactwem, powinna pilnować aby wody miały odpowiednią wartość, aby panowała równowaga, jednocześnie powinno się pozwalać na pewne uatrakcyjnienia. Obecnie jedyną 'atrakcyjnością' jaką się oferuje, jest zabieranie wielkich ilości ryb. Oczywiście w większości wypadków już się nie da tak robić, bo w porę nie dopasowano się do rzeczywistości. Przykładem braku odpowiedniego działania jest brak ochrony gatunkowej karasia pospolitego przy zezwalaniu na zarybianie japońcem. Karaś srebrzysty powinien zostać uznany za gatunek inwazyjny i z urzędu powinno się go tępić.
3. Opłaty. Tutaj leży pies pogrzebany. Lobby rybackie i zarybieniowe ustawiło się bardzo dobrze, ma w pewnym sensie monopol. Wody trzeba zarybiać, bez tego nie ma się szans na start w przetargach i wygranie. Zazwyczaj wygrywa ten co zarybi więcej, a więc jest to kpina. Powinno być tak, że wygrywa lepsza oferta dla zbiornika i mikroregionu. A tak mamy sytuację, że obrońca sieciowania i ośrodków zarybieniowych, wybiera najlepszą z ofert. Super... To tak jak lobby farmaceutycznemu dać władzę w zakresie opiniowania leków i ustalania cen za nie. Najlepiej miałyby wielkie koncerny, zaś pacjent byłby w czarnej du...ie.
Opłaty to powód obecnej sytuacji. Porównam to do wynajmowania mieszkania, gdzie właściciel mało z tego ma, prawie nic. Wiele się zaś od niego żąda. Chodzi p to, że opłata dzierżawna to pikuś, kwoty ńie pozwalające na opłacenie RZGW, PSR. Teraz większość opłaty dzierżawnej to koszt zarybienia. Czyli nie dość, że to mało kasy w ogólnym rozrachunku dla RZGW, to do tego gmina nie ma z tego nic, wręcz musi dopłacać.
Rozwiązaniem byłoby wprowadzenie na wzór brytyjski licencji. Czyli każdy łowiący na wodach państwowych musiałby opłacić takową, na przykład 50 PLN rocznie. Czyli RZGW miałoby kasę na ichtiologów, własne ośrodki zarybieniowe, PSR. Nestety, chroni się u nas rybaków. Oni muszą bazować na niskich opłatach dzierżawnych, bo padli by jak muchy. A bez nich taki fachman z IRŚ co by robił? Sprzedawałby w Bierdronce...
A PZW? Co by było, gdyby związek nie operował takimi kwotami jak teraz? Z czego żyliby działacze, baronowie? Zabrakłoby na diety, taki jeden prezes okręgu z drugim miałby tylko na waciki.... Bo to kolejny absurd. Kasa za opłaty idzie do PZW. A kto płaci na PSR więc? Państwo... Więc nie dziwmy się, że jest ich mało, i mają pracy tyle, że i przy potrojeniu ich etatów byłoby tego zbyt wiele!!!
Układ idealny to jak RZGW ma kasę od wędkarzy, i za tę kwotę pilnuje i wymaga, jest niczym wynajmujący mieszkanie, który zapewnić ma odpowiednie warunki lokatorom.
4. Ichtiolodzy. Tych powinno być o wiele więcej. To tak jak z lekarzami. Jeżeli chcemy aby ludzie byli zdrowi, musimy zapewnić im opiekę lekarską na pewnym poziomie, musi być odpoiwednia ilość lekarzy. Obecnie jest tak, że na jeden okręg przypad jeden, może kilku ichtiologów. To jakby na gminę przypadał jeden lekarz!
Ichtiolog powinien monitorować stan wód, skuteczność operatu, jego przestrzeganie, powinien pilnować aby woda była atrakcyjna, tak aby chętnie płacono za nie dzierżawy, jak również w jego interesie byłoby aby płacono takie licencje. Gdyby na jedno województwo, powiedzmy dolnośląskie, przypadałoby 10-15 ichtiologów, wtedy mieliby oni obraz sytuacji. Mogliby wspomagać PSR, odpowiednio reagować, wprowadzać poprawki do operatu. Obecnie tak nie ma - co widać po stanie polskich wód, które są obrazem nędzy i rozpaczy. Turystyka kuleje, mało jest gospodarstw agroturystycznych mogących zaproponować dobre wędkowanie, raczej w ofercie jest bezskuteczne biczowane wody. Jak więc zachęcić ludzi do przyjazdu nad jeziora???
5. Turystyka. Gdyby ktoś mający łeb na karku wziął się za obecny bajzel, to przede wszystkim zorganizowałby wszystko tak, aby wody były atrakcyjne, aby przyciągały turystów. To jest kierunek! To jak tworzenie parków. Nie są to naturalne twory lecz sztuczne, jednak jakoś ich nie kwestionuje, wręcz muszą być, zwłaszcza w miastach. Podobnie powinno się postępować z wodami. Gdyby pilnowano aby były rybne, to by był magnes dla wielu - głównie fanów wędkarstwa, wiele zyskałaby agroturystyka, lokalne biznesy.
Weźmy pod lupę Mazury. Rybacy dostarczją ryby, to jedyny ich plus. Nie płacą wielkich podatków, degradują wody. Na dodatek model rybacki sam niszczy wody. Bo populacja kormoranów jest tak wielka nie dlatego, że je się chroni, ale w dużej mierze dlatego, że zrównoważona gospodarka stworzyła dla niego idealne warunki. To właśnie IRŚ według mnie odpowiada w dużej mierze za plagę tego gatunku. I co soę dzieje? A więc kormoran w skrócie sra i zatruwa odchodami wody. Te, nie dość, że są nieatrakcyjne wędkarsko, to są brudne. Jak więc jechać na Mazury, po co? Tam jest fajnie może dla żeglarzy, ale dla zwykłych ludzi? Ani się wykąpać, ani połowić ryb... Co ciekawe IRŚ znalazł sobie winowajcę - w kormoranie właśnie. Dajemy się nieźle nabierać, co? Dziwnym trafem zmiana prawa w 1985 roku (na prawo 'zarybieniowe') zbiega się ze zmniejszającym się rybostanem (czy produkcją, zwał jak zwał) oraz rosnącą ilością kormorana.
___________
I na koniec. Czy nie zadziwia Was, że w RAPR mamy wykazy jakiś gatunków chronionych, nie ma zaś nic o karasiu pospolitym? To jest dobre! Jakby ktoś lat temu kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt utworzył regulamin i zrobił go 'ekologicznym. Warunki się zmieniły - a o pospoliciaku nic nie ma, zaś srebrzysty jest OK. Jak dla mnie to dowód, że nie ustala tego ktoś kto jest na bieżąco, trwamy przy tworze sprzed wielu lat. W normalnym kraju jak coś nie działa i przynosi wręcz szkody, to się z tego rezygnuje lub to zmienia, w Polsce każe się nam zaś tego przestrzegać... Na dodatek mamy obowiązek posiadania idiotycznego dokumentu jakim jest karta wędkarska. Czyli mamy złe prawo, z którego się na dodatek egzaminuje. Ryb nie ma, kontroli jak na lekarstwo, regulamin nieżyciowy, niezadowoleni ludzie... Czyli po prostu Polska