Do postu Arka można tylko bić brawo
natomiast chciałbym dodać coś jeszcze do tej sprawy.
Otóż wielkie rzeczy (kradzież i wywózka okazałych ryb) nie dzieją się z dnia na dzień, tylko są pokłosem cichego przyzwolenia na małe grzeszki. Od dawien dawna jak Polska długa i szeroka łamanie regulaminu pzw było i jest norma akceptowalną wśród innych wędkarzy (dziś trochę się realia zmieniają).
Ja chciałbym tu jednak o czym innym napisać. Chodzi mi mianowicie o nagminne, perfidne i obsceniczne łamanie kadesku wykroczeń, drogowego czy innych aktów prawnych przez naszych kolegów o kiju.
Puszczanie (czy też przymykanie) oczka przez pzw (dzierżawcę) terenu na wskazane zjawiska patologiczne i brak jakiejkolwiek reakcji doprowadziły do zuchwałych działań. W wyniku czego "koledzy wedkarze" płynnie przeszli z kodeksu wykroczeń na kodeks karny. I co? Jajco, mówiąc brzydko, bo na decydentach dalej nie robi to wrażenia.
Moja propozycja powrotu do normalności jest banalnie prosta w praktyce i załatwieniu jej droga urzędową. Otóż uważam, że tylko działania oddolne i reakcja na zdarzenia z udziałem wedkrzy zacznie odkręcać coraz bardziej narastającą patologię. Jak to zrobić? Prosto.
Wystarczy by szanowny pan decyzyjny i reprezentujący pzw z danego obszaru wystąpił pisemnie, albo lepiej nawet, ruszył dupę i nawiązał trwałą współpracę z komendantem miejskim policji, straży miejskiej czy straży leśnej. Chodzi mi o sytuację gdzie strażnik PSR (wystarczy jedna sztuka) w łączonym patrolu i przy asyście policjantów czy strażników przeprowadza działania kontrolne na terenie zbiornika.
OK, ktoś powie, po co ta cała szopka? Już odpowiadam. Chodzi o pierwsze o wzmocnienie respektu podczas interwencji, po drugie o rozszerzenie działań w trakcie czynności.
Strażnik PSR robi swoje przy asyście, natomiast w miejscach gdzie występują inne problemy natury karnej do gry wchodzi policjant i strażnik. Co można "zrobić" takiemu ananasowi? Wbrew pozorom wachlarz działań jest bardzo szeroki:
- spożywanie alkoholu w miejscu publicznym,
- zanieczyszczenie miejsca publicznego,
- niszczenie zieleni,
- wjazd autem do lasu,
- kąpiel w miejscu zabronionym,
- niedostosowanie się do znaku b-1 (zakaz ruchu) który często znajduje się przy wjeździe na zbiornik,
- zakłócanie ładu i porządku,
- używanie głośno słów nie przyzwoitych,
- rozpalanie ogniska w lesie.
Itp.. Itd...
Mało? Gwarantuje wam, że w kombinacji tych zdarzeń można uszczuplić budżet nawet i o 1000 złotych... A znam osobiście przypadki gdzie wędkarz kończy swój wyjazd na rybki na izbie wytrzeźwień.
Przykłady z mojego Śląskiego podwórka na już, to np. kontrolę wyjazdów z Dzierżna Dużego i trzepanie bagażników, policja wodna na Pławniowicach, posterunek wakacyjny na zbiorniku Chechło (uważajcie na nieoznakowaną Skodę), w Zabrzu Straż Miejska goni prężnie osoby kapiące się w stawach...
Teraz żeby była jasność. Nie chcę tu wprowadzać działań rodem z oddziałów SS z 39 roku. Chodzi mi o bata i skuteczne temperowanie naszych kolegów po kiju którzy mają w swoje dupie wszystko. I obowiązujące prawo, i innych kolegów nad wodą, i przyrodę która ich otacza. Takich patoli pewnie każdy z was widział na pęczki. Tu nie trzeba ciągnąć tematu. I o takie RAŻĄCE sytuacje mi chodzi. Naprawdę nie mam nic przeciwko piwku nad wodą, na zdrówko, ale z kulturą i bez śmiecenia. Podobnie z całą resztą.
A co to ma do wyjazdów ryb z wody? Otóż uważam, że tylko zaczynając od podstaw, fundamentów normalnego społeczeństwa, skutecznego egzekwowania prawa pzw i powszechnego, można w pewien sposób zacząć naprawiać to co jest zepsute. Fama szybko się rozchodzi, akcja rodzi reakcje, i nie jeden kłusol w przypadku STAŁYCH i REGULARNYCH działań wpadnie. Inny się zastanowi a trzeci odpuści. Akcja rodzi reakcje. Tępienie patologii sprawi, że tendencja się odwróci.
Ale wracając do początku, to wszystko musi się zacząć od wstania z krzesła i w przejawie chęci. Kończąc wywód wspomnę tylko o takiej podobnej organizacji jak Rodzinne Ogródki Działkowe, które potrafią bardzo skutecznie "zawracać dupe" i wciągać nas w swój świat. Kto łazi, ten wyłazi, więc Panowie decydenci, jeśli to czytacie ruszcie swoje dupska i zacznijcie działać bo gwarantuje wam, że sam z siebie żaden policjant czy strażnik wam z drzewa nie spadnie. A chodzi nie tylko o wody, czy ryby, ale to co najważniejsze to zdrowie i bezpieczeństwo waszych strażników , na co często sami z siebie macie wywalone.