To jest mega ciężki temat. Duża przynęta jest jakimś wyjściem, ale tylko jakimś i niepewnym, bo zmyka nam drogę na ryby, które mimo swojej wielkości gustują w małych przynętach lub w tym dniu mają akurat kaprys pobierać tylko maluchy. Czasem mam wrażenie, że bonusy po prostu boją się dużego kulasa i mimo iż są w łowisku, to nie chcą się po niego schylić. Szczerze mówiąc, nie potrafię tych zachowań racjonalnie wytłumaczyć i za każdym razem będąc nad wodą, macam po omacku. Często trafiam w punkt, ale równie często doświadczam porażki.
Oczywiście teoria albo grubo, albo wcale jest mi znana, bo wiele razy ją skutecznie stosowałem, ale największym błędem wielu niedoświadczonych karpiarzy jest jej bezrefleksyjne stosowanie w każdych warunkach.
To jest mega błąd ograniczanie się tylko do dużych kulek- bo jak ma wziąć, to weźmie! A potem przychodzi taki jeden z drugim, maca mi towar w kuwetach i pyta o te kolorowe cukiereczki, na które tak chętnie biorą mi miśki. Nie podnoszę tematu mega dalekich wywózek, bo to chyba jest dla wszystkich zrozumiałe.
Owszem, ja też często stosuję duże kulki, ale to jest tylko jedna z kilku opcji, którą akurat używam, bo np. jestem latem na Dzierżnie Dużym i nie chcę łowić łopat. Wtedy na starcie przeskakuję na duże kosze, grubszy pellet i wielkie bałwanki.
Odpowiadając na pytanie, powiem, że nie wiem jak selekcjonować bonusy. Wiem, że to twierdzenie jest bardzo wyświechtane, ale każda woda jest inna. Mało tego, często mam tak, że znana mi woda od wielu lat w dniu mojego przyjazdu jest mi kompletnie nieznana i do tego jest moim wrogiem
Dlatego trzeba szukać, kombinować i próbować, bo modlitwa i czekanie na cud sprawdza się tylko do jakiegoś czasu.