Ja z autorką zgadzam się w stu procentach. Oczywiście Opisuje Ona przypadek graniczny, kiedy facet już oporowo przegina z wędkarstwem i nie widzi życia (również żony) poza wędkarstwem, bo poświęca swojemu hobby każdą minutę, a wtedy rzeczywiście nie zostaje wiele czasu dla partnerki, która czuje się porzucona, ponieważ wędkarstwo stało się kochanką męża, a ona została zdegradowana do roli współlokatorki, która sprząta, pierze, .... Po pewnym czasie ona przestaje zrzędzić, bo znalazła sobie inne zajęcie i przestaje już jej go brakować, a wtedy zaczynają się od siebie odsuwać - zanika bliskość, dotyk, sex i małżeństwo się rozpada.
Po rozwodzie on na początku jest zadowolony, ponieważ ma nieograniczony czas na wędkowanie i całą otoczkę i nikt mu nie zrzędzi. Tylko wtedy okazuje się, że to rozwiązanie ma również wady, bo nie ma nikogo, kto mu będzie prał, gotował, ... i finalnie na wędkarstwo zostaje mu mniej czasu niż kiedy byli razem, ponieważ ona przejmowała część obowiązków.
Aby do tego nie doszło, dobrze jest znaleźć zajęcie, które oboje lubicie i przy którym wspólnie możecie spędzać czas. Nawet np. głupia gra w planszówki przez pół godziny dziennie potrafi wszystko zmienić i uratować upadające małżeństwo. Zawsze można się dogadać, tylko nie można tego zostawiać na ostatnią chwilę, bo może być już na to za późno.