Ten tydzień znowu na przymusowym urlopie z powodu covida.
Nowy PB karpia "bezłuskiego" - 68 cm/5,5 kg i pełnołuskiego 53 cm/3,3 kg. Do tego z większych to jazie po około 40 cm.
Zakładam, że jazie, bo ciągle mam problem (zwłaszcza podczas szybkiej identyfikacji, aby nie męczyć ryby i ją wypuścić + adrenalinka po holu) z odróżnieniem dużej płoci od jazia.
Zdjęć nie ma, bo wszystkie ryby zjedzone na miejscu, po wyłowieniu. Tak.
W środę i czwartek szał brań. Mimo, że wysokie ciśnienie (1030 hPa) i do tego ciągle rosnące, wiatr silny i zimny z kierunku SW, woda wysoka (około 0,5-1,0 m powyżej średniego stanu), niebo jak z ołowiu. Brania od przedświtu do max godz. 11. Potem cisza aż do zmierzchu i znowu brania przez 2-3 godz. W nocy zero. W piątek i sobotę, przy podobnym ciśnieniu i pogodzie woda martwa.
Edit.
Dodam jeszcze widok znajomego wędkarza (Pan-Drennan), mającego na wędce 3,3m/56g i delikatnym zestawie karpia około 5 kg i stojącego, w listopadowy poranek, po kolana w wodzie podczas dłuuugiego holu (zapomniał kaloszy?).
Natomiast tego samego dnia bank rozbił "dziadzio" w różowej kurtce. Mikrej postury pan około 70-ki łowiący na toporne, mocarne teleskopy, z plecionką, obstawiony wiadrami, który w 4 godziny wyjął 4 karpie po 3-5 kg. Miło było patrzeć na radość starszego Pana z kolejnej, z trudem dźwiganej ryby: "nigdy w życiu nie złowiłem tylu dużych ryb!" Po czwartej rybie zdecydował, że więcej nie zarzuca dziś wędki i zwinął się. Widać było u niego zmęczenie emocjami i holami, zmieszane z radością i niedowierzaniem połowu.
Taki dzień... konia.