Jeśli chodzi o PZW, to łowię tylko na Jeziorce - malutkiej rzeczce (2-3 m. szerokości). Poza tym czasami na Mazurach (Sasek Wielki). W całym moim życiu ani razu nie miałem kontroli. Za to nagminnie spotykam dziadków, którzy ciągle stękają, że kiedyś ryb była masa, a teraz to już ledwo co. Jednocześnie wszystko co złapią, biorą na patelnię. Nie istnieje dla nich coś takiego jak wymiar ochronny itd. Podejrzewam, że składek nie opłacają.
Niestety podobnie jest na niewielkim (ok 1 ha) klubowym jeziorku niedaleko mnie (Mysiadło), na którym często łowię. Tam również jest masa dziadków z podejściem "dzień bez ryby na patelni dniem straconym". Od kilku lat próbujemy wprowadzić NK, ale niestety dużo zwolenników pracuje w weekendy i nigdy nie ma większości, żeby to przeforsować. Co roku przeprowadzane są niemałe (ok 300 kg), jak na taki zbiornik, zarybienia, ale ryby bardzo szybko (niecały miesiąc) się kończą i wieszają się już tylko małe leszczyki. Inna sprawa, że Ukraińcy również kradną i nie ma tego jak upilnować. Szczytem chamstwa wykazał się jeden członek, który po zawodach (organizowane raz w roku) udawał, że wypuścił ryby z siatki i chciał je zabrać do domu. Na szczęście został złapany i wywalony z klubu, a jego dane (imię, nazwisko oraz zdjęcie) przekazane członkom klubu, żeby go gonić z łowiska.
W związku z powyższym w tym roku postanowiłem jeździć na Przystanek Bielawa. To był bardzo dobry, lecz kosztowny pomysł, ale według mnie warto było - dawno się tak dobrze nie bawiłem