A najlepiej jest, gdy jest się w "obcej" szkole i nawet nauczyciele nie mają pojęcia o taki testowym alarmie
A najlepiej, gdy się pojęcie ma i dotyczy to zarówno szefostwa placówki, jak też pracowników. Takie akcje są z reguły lekceważone - ot, taka przeszkadzajka w robocie. Gorzej, gdy naprawdę dojdzie do alarmowej sytuacji. Wtedy jest panika, która się bierze z niewiedzy.
W tym roku poharatałem sobie łapę na rybach. Na 5 tylko jeden wiedział, jak opatrzyć ranę. Wiedział, bo jest w SG, i takie szkolenia mają na bieżąco. I, oczywiście, apteczkę też zabrał "niesamochodową".
To wszystko piszę jak najzupełniej poważnie i uważam, że szkoleń z pierwszej pomocy, czy też zachowań w sytuacjach ekstremalnych, jest za mało. Ba, uważam, że jest to wiedza o większej wartości i praktycznej przydatności niż znajomość daty Bitwy pod Płowcami.
Nie jestem inspektorem BHP, jakby co. Ale kolesiem 40 plus z bagażem doświadczeń od ataków padaczki do pożaru w budynku. Lepiej umieć pomóc. Tak myślę.