W piątek z rana szybka kawa, ekspresowe pakowanie i jadę nad wodę. Niestety, miałem kilka spraw do załatwienia i ląduję na łowisku dopiero kilka minut po godzinie ósmej.
Pogoda piękna, ryba się pokazuje i chlapie, to mocno przyśpiesza moje ruchy.
Tym razem do miski sypię method mix Robinson Super Charge truskawka i pellet Carpex ryba 2 mm. Dosmaczam temat solą, atraktorem czosnkowym, dosypuję potarte pop-upy i pierwszy koszyk wpada do wody na 50 metrze. Drugą wędkę zbroję identycznie, aczkolwiek stawiam ją na 20 m od brzegu. Oczywiście do walki włączam moje ostatnio ulubione feederki Robinsona Diplomat MF.
Nie czekam długo na branie, pierwsze meldują się nieduże leszcze, biorą bardzo agresywnie i jest zabawa. Kolejne branie wpędza mnie w panikę, jest tak silne, że ledwo dosięgam kija, który odjeżdża z podpórek w stronę jeziora. Po kilku minutach wyjmuję pięknego, grubego japońca.
Potem wpada trochę mniejszy i jeszcze kilka leszczy. Niestety, około godziny 13:00 woda się zamyka i uspakaja. Nie widać spławów ani chlapnięć, dosłownie jakby ktoś zgasił światło.
Mimo wszystko siedzę jeszcze kilka godzin i kombinuję jak koń pod górkę, ale bez efektu.
Widać gołym okiem, że wielkimi krokami zbliża się jesień. Warto więc posiedzieć przy takiej pogodzie nad wodą, nawet gdy ryby nie chcą nas widzieć