Sezon otwarty!
Pierwszy wyjazd w nowym roku sprowadził mnie do Gryfina.
Silna 4 osobowa ekipa wyruszyła wczesnym rankiem, a lepiej byłoby powiedzieć jeszcze w nocy, by spróbować
dziennych połowów na kanale Dolnej Odry.
Marcin - djballon zapragnął poćwiczyć spławik, dla mnie była to odmiana po udanej nocnej grudniowej wyprawie
( którą mieliśmy za sobą w okresie miedzy świątecznym).
Po przybyciu na miejsce "zainstalowaliśmy" się wzdłuż brzegu na wybranych stanowiskach.
Urządziłem się i byłem gotowy do łowienia o godz. 7.00.
Jedna wędka klasyczny feeder ( na feederarmie - drgania są bardzo denerwujące) druga natomiast na podpórkach, podpięta pod alarm. Tam " trupek" czekał na brania sandacza.
Zanim się rozwidniło, a ranek ledwie "rozwinął skrzydła" złowiłem 2 grube krąpie i 3 płocie ( niewielkie).
Rzut oka na stanowisko :
Niestety wraz z upływem dnia słabe dotychczas brania zamarły całkowicie.
Drastycznie i jednako u wszystkich nastąpiła tzw. "studnia". Ryby wyłączyły się niczym po włączeniu jakiegoś przycisku.
Obserwowałem na drugim brzegu ptasiego łowcę.
Ależ czapla potrafi być cierpliwa.Zamierała na bardzo długie minuty.
Jednak "cierpliwości czapli" mi zabrakło. Następujące godziny bez jakichkolwiek brań sprawiły, że wędrowałem "to tu, to tam" szukając słów pokrzepienia, że u kogoś nastąpiło przełamanie. Marcin postępował podobnie.
Zresztą cała nasza czwórka nie różniła się w tym względzie, od wędkarzy na naszym odcinku kanału.
Postanowiliśmy przedłużyć pobyt i dać szanse nadchodzącemu zmrokowi i nocy.
"W elektrociepłowni palą Pani kierowniczko"
Co prawda jest zima i musi być zimno, ale widocznie odwieczne prawa natury
się zmieniają bo zarówno grudzień, jak i na razie styczeń oszczędza nas. Zimno nie doskwierało nam bardzo, choć grudniową noc pamiętam jako cieplejszą.
Zmrok nadszedł i brania ryb powróciły. Z każdą kolejną godziną sytuacja się poprawiała.
Wszędobylskie krąpie brały z taką intensywnością, że w pewnym momencie robiłem wszystko,
aby ograniczyć ich brania.
Wędka czekająca na sandacza nie doczekała się najmniejszego pociągnięcia, poza natrętami w postaci raków.
Postanowiłem zdjąć zatem przypon z dużym hakiem na sandacza i założyć inny z małym haczykiem i włosem.
Zarówno pinka, jak i kukurydza były atakowane przez krąpie.
Postawiłem na waftersy licząc na jakieś ciekawe bonusy - leszcze, karasie, a może nawet jakiegoś linka, bądź karpika.
O dziwo do głosu doszły płotki i to bardzo fajnych rozmiarów.
W ten sposób na ten zestaw złowiłem ich bodaj 9.
Jako, że mój sprzęt i tak robi marne zdjęcia postanowiłem uwiecznić je za dnia, aby wyglądały choć trochę lepiej.
To reprezentacyjna czwórka (największe) od 29 do 33 cm.
Oto moja obszerna relacja z (mimo wszystko) udanego rozpoczęcia sezonu.
Dzięki Marcin
powtórzymy jak będzie okazja.