Luk, możemy tłumaczyć innym, ale jednak każdy z nas chce przechytrzyc rybę i wyciągnąć ja na brzeg, a innego sposobu niż zadawanie jej bólu w naszym hobby nie ma. Czerpiemy przyjemność z holi, czyli właśnie jej walki o życie. Możemy się wybielać ale takie są fakty. Oczywiście, że zależy nam na jak najlepszym utrzymaniu wód i pomagamy je chronić. Tutaj mamy dużo argumentów, którymi możemy się obronić, co nie zmienia powyższego. Jednak równie skutecznie wodę można bronić bez wędkarzy, prawda? Rybostany cierpią mniej, mniej smieci nad wodą, mniej zakrapianych i krzykliwych wypadów z alkoholem na łonie natury. Ja też nie uważam się za sadystę, ale z boku jak tłumaczysz ludziom totalnie niewtajemniczonym odpowiedź im na pytanie. Czemu zadajesz rybie ból? Jaki jest tego cel, że w panice ryba walczy o swoje życie?
W UK takich rzeczy tłumaczyć nie trzeba raczej. Dlaczego? Sam się zastanawiam, chyba powodem jest lepsze podejście wędkarzy i ogólnie przyjęte no kill (nie w morzach, tu się tłucze większość ryb). Wędkarze często są kulturalni, nie przeszkadzają innym, nawet jak piją czy palą jointy to nie są tak uciążliwi, agresja to raczej rzadka rzecz. Ogólnie jednak wędkarze dbają o ryby, dlatego nie ma takiego atakowania ich. Maty, odpowiednie podbieraki, siatki do ważenia itd - to robi swoje. U nas natomiast społeczeństwo ma inny obraz wędkarza - często gościa, dla którego wypad na ryby jest równoznaczny z chlaniem i waleniem wszystkiego w łeb, często zostawiającego śmieci, słowo kłusownik też przywołuje skojarzenia z wędkarzem. Wiele osób mających kogoś w PZW sama widzi ile tam się chleje i ile jest patologii.
Dlatego uważam, że w Polsce nie potrafimy się odpowiednio 'sprzedać', pokazać inną stronę pasji. Najlepsze jest to, że jeżeli zacznie się to robić, pierwsze torpedy polecą od tych co zabierają, bo dla nich 'no kill' jest herezją. Brakuje myślenia o wspólnym dobrze, szukania tego co nas łączy, obopólnej walki o nasz interes. U nas są frakcje, jedni chcą wydymać innych, ogólnie nie gramy w tej samej drużynie. Czyli jesteśmy w stanie pewnej wędkarskiej wojny domowej i nie potrafimy wejść na wyższy poziom. A to znów oznacza, że większość innych organizacji będzie nas ogrywać, będziemy nawet chłopcami do bicia, których łatwo oskarżyć o masę złych rzeczy.
W sprawie sadyzmu - tutaj sadystą jest ktoś, kto czerpie przyjemność z zadawania bólu. Ja nie czerpię z tego, tak jak chyba każdy wędkarz, cieszy mnie hol ryby, fakt jej złowienia, ale absolutnie nie to, że ma związany z tym dyskomfort. Ostatnio wielu karpiom złowionym na klubowej wodzie usuwałem pijawki z pysków, jeden miał ich chyba dziesięć. Sadysta takich rzeczy nie robi
Więc już warto by mieć odpowiednią narrację, tej jednak nie ma. W tak prostej sprawie nie potrafimy się dogadać, już dawno powinno zrobić to PZW. A tu proszę, na forum mieliśmy rybakoznawców z IRŚ, którzy uważali PZW za doskonałą i potrzebną organizację, ale no kill za paskudną rzecz a tak łowiących za sadystów. To pokazuje (lub pokazywało, może coś się zmieniło?) jak już tutaj sami siebie sabotujemy. W normalnej organizacji odcięto by się od takich poglądów, a takich 'ichtiologów' kopnięto by w doopsko, bo PZW jest dla wędkarzy a nie dla rybakoznawców z IRŚ, i wędkarskich interesów ma pilnować, a nie tych, co głoszą wielkość 'racjonalnej' gospodarki wędkarskiej.