Spławik i Grunt - Forum
NAD WODĄ => Tematy mniej lub bardziej związane z wędkarstwem => Wątek zaczęty przez: jurek w 20.12.2017, 07:23
-
Koledzy wędkarze !
Niezwykle zbudowany i porażony przejawami empatii i miłości wzajemnej uczestników forumowych polemik w ostatnich dniach, postanowiłem otworzyć wątek, w którym nie będzie miejsca na :
1. Używanie jakichkolwiek nazw marek producentów czegokolwiek,
2. Wszelkiej gradacji sprzętu, posiadanego przez siebie lub kolegów
3. Nie odpowiadanie za uczestnika wywołanego do tablicy, poza sytuacją, gdy takowy o to poprosi,
4. Używanie argumentu w trybie " co mój przedmówca chciał powiedzieć " podczas ew. dyskusji
5. Udowadnianie i popisywanie się swoimi racjami za wszelką cenę.
Zachęcam takich wędkarzy spośród nas, którym wystarczy złowienie kilku ryb podczas sesji, którzy z nikim zaciekle nie rywalizują, ale za to mają czas na obserwację i kontemplację piękna otaczającej przyrody oraz zdolnych do :
1. Opisywania odczuć i wrażeń z obcowania z przyrodą, nawet niekoniecznie podczas samych wypraw na ryby, ale również i często przypadkowych doznań, które w jakimś tam stopniu można powiązać z naszym hobby, w tym :
- fenomenów przyrodniczych
- promowanie odludnych, położonych w dziewiczym terenie łowisk, niekoniecznie bardzo rybnych,
- dziwnych zachowań ryb na łowisku, np. złowienie szczupłego na pszenicę, czy leszcza na żywca
2. Pochwalenia się swoimi lub cudzymi, etycznymi zachowaniami nad wodą,
3. Mile widziane zdjęcia
To by było na tyle. i pamiętajmy : najważniejsze w tym wszystkim jest przestrzeganie zasad wykluczajacych zachowania opisane w I części wstępu do wątku :beg:
-
Koledzy, kiedyś już wspominałem, że namierzyłem łowisko, bardzo intrygujące z punktu widzenia wędkarskiego romantyka. Ale, nie wszyscy widocznie podzielali moje zapatrywania w tamtym wątku, więc może tutaj znajdę bratnia duszę do dłuższej pogawędki :D
Mianowicie chodzi mi o cudownie położone z mego punktu widzenia, jezioro Szlamy, które w 2/3 należy już do Białorusi.
Łowisko po stronie polskiej jest umiejscowione w zabitej dechami :D wiosce Muły. Wyobrazcie sobie, że sygnał operatora telefonii odbierany jest dobrze tylko w jednym miejscu, a na dodatek gospodarz postawił tam budę z brytanem, który nie toleruje zbyt długich rozmów :bravo: Dalej, sa znośne warunki noclegowe. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że można tam złowić piękne liny, to i zapewne karasie złote, są karpie, szczupłe, okonie i lechole. Jednakże ze wzgledu na charakter linii brzegowej połów możliwy jest tylko z łódki.
Poza tym w sezonie letnim jezioro zarasta, w tym część powierzchni - rzęsą. A więc łowienie z gruntu raczej odpada.
Od września zaś jest to grzybowe el dorado. Prawdziwków można nazbierać na ścieżkach obok miejsc noclegowych. :o Do dyspozycji są przygotowane przez właściciela suszarki.
Ze względu na zjawisko apogeum letniego rozwoju zarastających roślin, najlepsze warunki do połowu zastaniemy wiosną i od września. Niestety nie jestem fachowcem od połowów w takich warunkach, więc proszę was o mądre rady w tym zakresie dot. kilkudniowego przygotowania miejscówek, oczywiście najpierw ich wytypowania. A także sposobów i technik połowów z rodzajem akcji wedzisk, gabarytów itd. Tylko :beg: pamiętajmy o zasadach :D
-
Brzmi romantycznie. Muły, Szlamy blisko Łukaszenka ... ;)
Pierwszy pomysł: ponton + dwie spławikówki. W przeszłości spędziłem na pontonie wiele rybaczek. Polecam.
-
Brawo Jerzy. Już nad tym myślę. :beer: :thumbup:
-
Brzmi romantycznie. Muły, Szlamy blisko Łukaszenka ... ;)
Pierwszy pomysł: ponton + dwie spławikówki. W przeszłości spędziłem na pontonie wiele rybaczek. Polecam.
Mirku, dzięki, jesteś odważny, pierwszy zabierasz głos :bravo: :thumbup:
Łódki są na miejscu do wypożyczenia w cenie do przyjęcia. Masz rację, ciekawe sąsiedztwo i zwiazany z tym dreszczyk dodatkowych emocji - ustrzelą, czy też tym razem się znowu uda ? :facepalm:
Dla mnie raczej opcja : 1 łódz 2 ludzi, bo ten jeden musi wiosłować, ja się do tego nie nadaję za bardzo / zdrowie :facepalm: / i góra - jedna splawikówka :D Na pontonie nie mógłbym za bardzo wyprostowywać gir, co przy stanie pozakrzepicowym zle by wróżyło :D
EDIT:
I bluesa też można tam pograć i posłuchać, łącząc powrót do korzeni natury i muzyki, co nie ? ;) :D
-
;D
Mówiąc szczerze mam podobne namierzone miejsce. Całkiem niedaleko od Twojego.
Ale z gatunku takich co usłyszałem od kolegów i nie mogę dalej tego rozpowszechniać. A jestem raczej słowny.
Słabi wędkarze (wędkują raz na rok albo rzadziej) a da się połowić fajne rybki: płocie i okonie i to z brzegu.
Wybierałem się tam kilka lat temu ale nie wypaliło, może jeszcze kiedyś z raz spróbuję,
Może kilkadziesiąt km od Twojego.
-
;D
Mówiąc szczerze mam podobne namierzone miejsce. Całkiem niedaleko od Twojego.
Ale z gatunku takich co usłyszałem od kolegów i nie mogę dalej tego rozpowszechniać. A jestem raczej słowny.
Słabi wędkarze (wędkują raz na rok albo rzadziej) a da się połowić fajne rybki: płocie i okonie i to z brzegu.
Wybierałem się tam kilka lat temu ale nie wypaliło, może jeszcze kiedyś z raz spróbuję,
Może kilkadziesiąt km od Twojego.
Ale nic nie stoi na przeszkodzie aby, gdy już je skonsumujesz jako wytrawny łowca, podzielić się znami, romantykami, spostrzeżeniami ? :D
A próbowałeś kiedy łowić na robaczka zwisającego z liści grążela
, czy pijawkę?
-
niby nie, ale lokowałem spławiki bardzo blisko takich liści,
małe rybki łowiłem ;)
-
Jurku - ja powoli zacząłem namawiać moją żonę na wyjazd w te rejony; mówię do niej - wiocha Muły, jezioro Szlamy - usłyszałem, że pewnie jaka nazwa, taka wiocha :facepalm: Ja bym tam bardzo chętnie pojechał, ale jak już słyszę takie "mądre" spostrzeżenia - to z góry wiem, jak to moje namawianie będzie wyglądać dalej...
-
Jurku - ja powoli zacząłem namawiać moją żonę na wyjazd w te rejony; mówię do niej - wiocha Muły, jezioro Szlamy - usłyszałem, że pewnie jaka nazwa, taka wiocha :facepalm: Ja bym tam bardzo chętnie pojechał, ale jak już słyszę takie "mądre" spostrzeżenia - to z góry wiem, jak to moje namawianie będzie wyglądać dalej...
Moja też nie bardzo. A może tak razem uda nam się kiedyś choć na 3 dni ? Tylko ze mną zle się spi, bo wstaję w nocy sprawdzać, czy rowery jeszcze stoją :facepalm:
-
Ja mam rowery zawsze pochowane ;) :p
-
No ok. ale myślmy w kierunku :
-co brać pod uwagę przy wytypowaniu miejsca połowu na tafli,
-jak podnęcać,
-czym,
- na co najlepiej łowić w I kolejności, w II, III, itd.
-
Jurek, może nie odkryję niczego nowego :P
- łowienie przy trzcinach, wygrabienie dna, żeby móc spokojnie połowić; ktoś powie - po co, ale jeśli jeziorko jest mocno zarośnięte - przydałoby się
- nęcimy rano i wieczorem kukurydzą z pociętymi czerwonymi robakami, może trochę białego - wszystko to podane w glinie, żeby nie zwabiać za bardzo drobnicy
- kukurydza, czerwony robak, ostatecznie biały (ewentualnie kanapki ;)
Kiedyś na dość głębokiej wodzie znajomy, który przypadkiem był tydzień przede mną na Limajnie grabił koło trzcin; ja go trochę poprawiałem, ale większość roboty zrobił on - dlatego wiem, że warto, nie musisz się martwić o żadne zaczepy :P
Nie wiem jak Ty, ale ja kocham takie miejsca i namawiam usilnie moją żonę, żeby chociaż na jakiś przedłużony łikend tam jechać, najlepiej w takim okresie, żeby już było w miarę ciepło ale żeby woda była jeszcze w miarę "czysta" - koniec kwietnia - początek maja byłby w sam raz :)
-
Co do pory, gdy jeszcze nie jest za mocno zarośnięte, to najlepiej zapytać o to właściciela i ew. poprosić kolegów z forym z tamtych okolic, lub w ogóle z Podlasia . Bo u nich wiosna jest opózniona o te 2-3 tyg. ( z reguły ) w stosunku do reszty kraju.
Ty kochasz, a ja uwielbiam :D
-
Koledzy wędkarze !
....
Zachęcam takich wędkarzy spośród nas, którym wystarczy złowienie kilku ryb podczas sesji, którzy z nikim zaciekle nie rywalizują, ale za to mają czas na obserwację i kontemplację piękna otaczającej przyrody ....
Powiedziałbym iż należę do tej kategorii wędkarzy. :)
Fajny wątek się kroi. W takim z przyjemnością będę uczestniczył, choć teraz ze względu na przerwę w moim sezonie łowieckim zbyt dużo nie mogę napisać.
Jeśli zaś chodzi o pomysł na tego typu łowisko ( jezioro Szlamy) to rzecz jasna liny.
Kwiecień, czy początek maja to na pewno dobry okres na nie , o ile pogoda będzie "normalna", bo w tym roku było z tym bardzo krucho.
W czasie pobytu ( dłuższego) zalecałbym poszukiwanie miejscówki - pobliże trzcinowisk i pasów grążeli, a najlepiej
obydwa typy roślinności w jednym miejscu.
Wypłyń pod wieczór, najlepiej przy bezwietrznej, ewentualnie z lekkim wiaterkiem i ciepłej pogodzie.
Poobserwuj wodę - wypatruj spławów, lub ścieżek bąbli linowych. Bądź cicho, nie stukaj na łodzi.
W takich miejscach nęć kukurydzą i łubinem. Kuku może być z puszki, nie potrzeba jej wiele.
Jeśli miałbyś komfort kilkudniowego nęcenia to jeszcze lepiej.
Gdy twoim celem jest również leszcz musisz sypnąć zdecydowanie więcej, bo stadko szybko spacyfikuje miejscówkę. Pamiętaj też że konkurentem pokarmowym lina jest również krasnopióra. Naprawdę ładne sztuki potrafią brać w porze świtu na miejscówkach linowych.
Łów o świcie, lub przed zmierzchem, a na miejscu bądź jeszcze w ciemnościach ( w przypadku rannych połowów)
Rozłóż sprzęt, zanęć 2 garściami kukurydzy i czekaj na wschód słońca.
Gdy spławik zaczyna być widoczny wzmóż czujność, zachowaj koncentrację, ale nie spiesz się z zacięciem :)
Gdy łowisz przed zmierzchem warto poczekać do samego końca. Często ostrożny lin potrafił mi brać, gdy ledwo już widziałem spławik.
W takiej wodzie ( gdzie dostęp z brzegu jest ograniczony) a woda mocno zarasta, zdecydowanie postaw na metody spławikowe. W tym również na bata. Szczerze polecam.
Finezja łowienia, precyzja, cichość zarzucania zestawu.
Z pod ręki, nie wymachem zza siebie. Można łowić na granicy grążeli lub trzcinowiska, ale bezpieczniej odsunąć się na powiedzmy 2 - 3 m od ich linii. Z tego względu bezpieczniej łowić na podwodnych łąkach, a te miejsca bardziej niebezpieczne obsługiwać wędką z kołowrotkiem.
Miejsca linowe a szczególnie sam styk z trzcinami lub grążelami to również strefa karasiowych łowów.
Na pewno jeśli chodzi o nasze złociste, bo "japońce" choć też nie stronią od zielska są jednak bardziej śmiałe i częściej trafiają się na "otwartej wodzie". Brania "złociaków" równie delikatne i ostrożne, chyba nawet bardziej niż lina. Rzecz jasna mowa o fajnych powiedzmy 0,5 kg sztukach, a nie zagłodzonych karakanach ;)
Tak czy siak urok spławika i wschodzącego/ zachodzącego słońca to coś co porusza moją duszę.
Romantyka rzecz jasna :-[
-
Radku, jakże pięknie i romantycznie piszesz :bravo: :thumbup:
Dzięki za cenne rady od takiego fachowca i miłośnika, wręcz fana naszych rodzimych książąt. Bardzo liczę, że nasze grono zrzesza więcej takich romantycznych popaprańców, jak my.
Myślę, że wraz z pierwszymi promykami wiosny, wątek ten
zacznie żyć własnym pulsem.
Jeszcze raz - dzięki. :D
-
Ostatnio natknąłem się na ciekawy sposób mocowania całej rosówki do włosa. Mianowicie włos ma długość ok. 5-8cm i jest zakończony malutkim haczykiem / góra nr 20 / i rosówkę nadziewa się na niego za siodełko. Ale jak tu takiego dowiązać do żyłki ? Jak łapy się trzęsą :facepalm:
-
Ale na PZW tak łowić nie wolno. I jeden hak za daleko.
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
-
No popatrz, całe życie się człowiek uczy :D
-
Pozwolicie, że podzielę się z wami takimi oto wrażeniami z wędkarskiego wypadu :
Niedaleko mojego miejsca zamieszkania było starorzecze, które wraz z upływającym czasem przemieniło się w typowy zbiornik linowo-szczupakowy. Obfitowało min. w przepiękne liny. Śmiało mogę powiedzieć, że nie powstydziłaby się takich okazów i dzisiejsza angielska komercja. Miejscowi w żaden sposób nie mogli tych linów wytłuc, bo żadną siatą nie można było tam sobie poradzić. I co roku w okresie tarła, odbywał się spektakl, podczas którego ciemnooliwkowe grzbiety sięgajacych pod 3-4 kg wagi linów robiły taki kipisz w przybrzeżnych oczeretach, że liście gęsto kładły się na powierzchni, powyrywane i połamane przez godujące ryby. Niby można je było wtedy łatwiej pojmać, nawet w rękę, ale przekonanie o trujących właściwoścach liniego mięsa skutecznie zniechęcało wszelkiej maści kłusoli. Widok tych okazów spędzał mi sen z powiek.
Jakoś nigdy nie udawało mi się złowić większego jak 40-44 cm. Ale wiary nie traciłem, i co roku, wytrwałe przesiadywałem tam , nieraz połowę wakacji.
Tak więc, pewnego pięknego wczesnomajowego dnia, a w zasadzie jeszcze w nocy dotarłem na swoją ulubioną miejscówkę, którą wcześniej podnęcałem pokrojonymi rosówkami i ziemniakami. Było przepieknie. Nad wodą unosiła się lekka mgiełka. W nocy było ok. 12 stopni. Rozłożyłem jedna bambusówkę z jałowcowym dolnikiem. Spławiczek ok. 1g, kawałeczek ołowiu, żyłka gorzowska tęczówka o,30.
,myślę, że haczyk w granicach nr 8. Na haczyku mała rosóweczka. Oczko znajdowało się ok. 5m od brzegu. Cichutko umieściłem zestaw i zamarłem w bezruchu.
Po ok. godzinie, gdy wszystkie kości zaczęły już dawać znać o sobie spławiczek nagle ożył. Najpierw zadrżał, tak iż okragłe fale rozchodziły się wokół niego, następnie przesunął się do przodu, do tyłu i ... cisza. Nic się nie działo przez kolejne minuty. Ale nauczony doświadczeniem kilkakrotnej utraty ryby przez zbyt szybkie zacinanie spokojnie czekałem, cały spocony, odrętwiały wręcz z powodu bólu sztywnych pleców i ramion, ale wędki nie wypuszczałem z rąk. I znowu zaczęłą sie zabawa : pyk, pyk, obrot dookoła osi, przesuw w lewo i w prawo. Po ok. pół godzinie, nagle odjazd pod liść grążela, nerwowe zacięcie i ... na brzegu wylądował, może 10 cm okonek.
Byłem wściekły, ale do tej pory, wspominając to wydarzenie śmieję się z siebie, z jakim przejęciem wtedy podszedłem do tego brania :D
Na pewno podobnych przygód przeżyliście mnóstwo, może warto się nimi podzielić ? Zachęcam :D
-
Były to czasy, kiedy w sklepie wędkarskim nie mogłem sobie pozwolić na jakieś "fajerwerki" i np. żyłkę kupowało się "na metry" a na stojakach królowały haczyki Au Lion Dor (czy tak jakoś) i też kupowało się je na sztuki, a wszystko po to, by w wakacje letnie móc połowić rybki. To wtedy jeden znajomy mi opowiedział, że jak zacinał swoją pierwszą rybę w życiu, to zrobił to z takim impetem, że wyciągnął samą głowę (twierdził, że oderwał ją od reszty rybki) :facepalm: Krążyły wtedy między nami legendy, jaką to 'Koperek' (bo tak go przezywaliśmy) ma siłę ;)
Tak na marginesie, jak sobie przypomnę, jak się wtedy prześcigaliśmy w robieniu kijów z leszczyny (mieliśmy swoje tajne miejsce na nią w lesie), jak przelotki wyginaliśmy, szczytem marzeń był do niej kołowrotek z ruchomą szpulą ;) Spławiki były kupne, a jak się zobaczyło że ktoś ma lepszy - to leciało się do telefonu i do rodziców - mamo, tam w tym sklepie na Gimnazjalnej jest taki spławik, takie i takie kolory, taki i duży, taki pękaty i potem czekało się do niedzieli, aż rodzice przyjadą do nas (wakacje były u babci) i przywiozą zamówienie ;) Czasami łowiliśmy na takiej małej gliniance, gdzie wody było do kolan; ktoś pewnego razu wpadł na pomysł, żeby na środku zrobić sobie pomost. Pomościk pomieścił trzech skupionych maluchów 11-12 letnich (takich jak my), a że do tego łowienia było nas kilkunastu, to zawsze z rana wyścigi, bo kto pierwszy ten lepszy - ma lepsze miejsce; a że potem znowu krążyły legendy ile to każdy złowił karasków (bo nikt z nikim nie rywalizował oficjalnie, ale nieoficjalnie już tak) to czasami bywaliśmy już o świcie ;) Najlepsze ciasto było wtedy, kiedy w domu piekło się placek :facepalm: ;)
-
Prawdopodobnie łowił zestawem końcowym bez amortyzatora :P
-
Jurku - kto wtedy o czymś takim słyszał ;) :p
Jak w jednym ze sklepów wędkarskich (już dawno nieistniejącym) na moją prośbę, że chcę taśmę ołowianą (bo o innym obciążeniu nie słyszałem) sprzedawca zaserwował, że nie ma, ale że może sprzedać mi śruciny, to popukałem się w czółko i wyszedłem stamtąd zniesmaczony, mówiąc mu, że przecież na polowanie nie idę :facepalm:
-
Opowiem wam pewną historię.
Dawno to już było, bo lat jakieś 30 wstecz.
Pamiętam, choć czas już zatarł sporo szczegółów, pewną wyprawę wędkarską.
Wraz z ojcem i nieżyjącym już wujkiem wędkowaliśmy nad Wartą. Nie wiem już nawet jaką metodą, czy to jakieś połowy gruntowe, czy może spławik, dość że rybki wtedy nie brały. Ja jako smarkacz zapewne próbowałem przy pomocy przepływanki skusić jakieś płocie.
Było to letnią porą, było bardzo ciepło i wytchnienie dawały tylko nadrzeczne drzewa.
W którymś momencie wujek oddalił się by zniknąć na jakiś czas. Sporo czasu upłynęło, a gdy do niego dołączyliśmy okazało się ,że wędkuje na pobliskim "dołku" , pewnie fragmencie starorzecza.
I to co mi utkwiło w pamięci, to widok wspaniałych złocistych wzdręg, które zobaczyliśmy w jego siatce.
Piękne, w barwach złota i krwistej czerwieni. Nigdy więcej w takiej ilości nie widziałem tylu okazałych przedstawicielek tego gatunku. Choć to było tak dawno i tak wiele już uleciało w niebyt, to jestem niemal pewny,
że już nigdy nie wróciliśmy w to miejsce ponownie. Po wielu, wielu latach, gdy wróciłem do wędkarstwa, a łowienie linów stało się moją pasją, pomyślałem o odnalezieniu tego miejsca.
Jakieś trzy, a może już cztery lata temu podjąłem taką próbę. Ojciec niestety nie pamiętał tamtej wyprawy, choć ona pozostała gdzieś w mej głowie i targała niepokojem tęsknoty moje serce.
Pojechałem nad rzekę i zostawiwszy samochód, wybrałem się na pieszą wyprawę, w rejon gdzie jak przypuszczałem mogło być to miejsce. Zszedłem jednak sporo kilometrów wzdłuż rzeki, po dość trudnym terenie, ale nie odnalazłem już tego miejsca. Nie powinno mnie to jednak dziwić, gdyż przez ten szmat czasu rzeka i jej okolica zmieniła się i wciąż się zmienia. Serce przepełnione tęsknotą za rzeką dzieciństwa, za poszukiwaniem tych magicznych chwil nie zaznało ukojenia.
Panta rhei, wszystko płynie, by przypomnieć słowa greckiego filozofa Heraklita.
Niepodobna wkroczyć ponownie do tej samej wody, choć ja próbowałem :)
Lubimy takie wspomnienia, każdy z nas ma takie perełki ukryte gdzieś na serca dnie.
Pisząc mój tekst na forum pod tytułem " Smak herbaty" zawarłem tam inne historie, próbowałem odmalować tam
nienazwany pierwiastek, uchwycić istotę naszej pasji.
Pasji o tak wielu barwach, zarówno bardzo osobistej jak i tożsamej dla wielu z nas.
Skoro to wątek o tak podniosłym tytule ;) to pozwoliłem sobie na takie "romantyczne" wynurzenia.
-
Wynurzaj się, wynurzaj, do woli ! :D
Zachęcam wszystkich, do podzielenia się swoimi zwykłymi przeżyciami podczas wędkarskich wypraw i nie tylko, na pewno każdy ma jakieś przemyślenia, wspomnienia, marzenia. Usilnie proszę tylko o branie pod uwagę moich próśb z tytułowego wpisu, co do zasad formułowania swoich myśli. Nie muszą to być zaraz opowiadania, bo od tego jest już stosowniejszy wątek :D