Spławik i Grunt - Forum

NAD WODĄ => Tematy mniej lub bardziej związane z wędkarstwem => Wątek zaczęty przez: Grendziu w 19.09.2015, 00:51

Tytuł: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Grendziu w 19.09.2015, 00:51
Ponieważ te forum i portal uzależnia nie mniej niż wędkarstwo ciekaw mnie w jaki sposób stawialiście pierwsze kroki w wędkarstwie i co skłania Was do tego, aby czas wolny spędzać nad wodą.

Poniżej kilka zdań o mnie.

Moja przygoda z wędkarstwem rozpoczęła się gdy nosiłem jeszcze pieluchy. Rodzice od zawsze jeździli pod namiot  w weekendy w okresie od kwietnia do września i tam ojciec wraz z braćmi, dziadkiem czy znajomymi łowił non stop ryby. Nie mogło być inaczej, aby jako dzieciak nie zarazić się tą pasją. Mają bodajże 2/3 latka posiadałem swoją pierwszą wędkę - teleskop żółty made in ZSRR i łowiłem dość skutecznie na bata. Później był pierwszy Prexer, następnie ryba życia (karp pewnie ponad 10 kg) ciągnięty za żyłkę, bo kabłąk kołowrotka sam się otwierał. Pierwsze nocki na łodzi i leszczowe eldorado nie mniejsze niż w filmach u B. Bartona itd itp.

Do dziś mi ta pasja nie przeszła, nigdy nie miałem jakiś przestojów typu, że nie łowiłem chociażby w danym roku ryb. Zawsze z wędką nad wodą, czasami zmieniałem style, a to byłem spinningistą tylko przez dwa sezony, a to łowiłem tylko na rzekach, czy też tylko na spławik lub na grunt.

Co najmniej raz w tygodniu przychodzi taki dzień, że muszę być nad wodą i tyle. Nawet gdybym nie miał łowić to przez godzinę lub dwie potrafię wpatrywać się w wodę i obserwować co się z nią dzieję.

A jak jest u Was Panowie?
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Ścigacz w 19.09.2015, 05:58
Moje pierwsze zabawy bo tak to mogę nazwać związane z wędkarstwem zacząłem w wieki może 9 lat. Mój chrzestny kupił działkę nad jeziorem Głuszyńskim i często tam bywałem, prawie co roku jeździłem z nim i jego rodziną nad wodę. Niestety kiedy miałem 12 lat moja Mama zachorowała na raka i po 5 latach zmarła. Przyszły wtedy ciężkie dni dla mnie. Szkoła, obowiązki domowe, pomoc babci, to był mój chleb powszedni. Z braku możliwości wyjazdów nad wodę zacząłem grać w kosza i tak ten czas leciał. Następnie studia, praca i poznałem moją aktualną żonę. Wyprowadziłem się na swoje i zacząłem układać nowe życie. Często grałem w kosza, chodziłem na siłownię i było ok ale na jednym z treningów uległem małemu wypadkowi i rozwaliłem kolano i kostkę. Tu moja zabawa się ze sportem zakończyła i niestety uraz doskwiera mi już kilka lat. W wolnych chwilach nie wiedziałem co ze sobą zrobić, oglądałem telewizję, siedziałem przed kompem aż do momentu kiedy nie poznałem kolegi Andrzeja który jest prezesem u nas w kole. Po wielu rozmowach wyrobiłem sobie kartę wędkarską i zakupiłem pierwszy sprzęt. Pierwsze wyjazdy nad wodę trafiały się zawsze udane więc gęba się śmiała.  Po pół roku w kole zostałem wiceprezesem, zrobiłem licencje sędziego wędkarskiego i zostałem egzaminatorem na kartę wędkarską i tu moja przygoda z wędkarstwem się zaczęła. Pierwsze zakupy w moim aktualnym sklepie Raju Wędkarskim zaowocowały poznaniem fajnych ludzi co przyczyniło się do mojego rozwoju wędkarskiego. Pierwsze zawody czy to wygrane czy przegrane zaczęły mnie nakręcać do większego zaangażowania w ten sport i w końcu zabawa przerodziła się w pasję. Na jednych z zawodów poznałem Arka, forumowego Quarga i tak się za kumplowaliśmy, że obecnie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Częste wspólne wyprawy nad wodę czy rozmowy spowodowały mój ciągły zapał do wędkarstwa i chęć bycia coraz lepszym. W tym momencie mogę szczerze powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojego aktualnego życia i z możliwości wędkowania i przebywania na naszym forum :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: pankowaty w 19.09.2015, 08:57
Nie pamiętam,  kiedy zacząłem łowić. Mój ojciec jest wedkarzem, dziadek też nim był, wiec od najmłodszych lat jeździłem na ryby. W podstawówce nawet się dziwiłem, że nie wszyscy łowią :-) W liceum wyjazdy z ojcem były rzadsze, wolałem spędzać czas ze znajomymi, a i moje stosunki z ojcem nie były wtedy najlepsze. Na studiach nie łowiłem niemal w ogóle, wyprowadziłem się do Wrocławia. Może raz albo dwa zdarzyło mi się wyjechać ze znajomymi nad wodę, ale nie w celach ściśle wędkarskich. Miałem wtedy inne rzeczy w głowie (a może to była pustka? ) :-).

Już po studiach moje podejście do wędkarstwa zmieniło się w ciągu jednego dnia. Byłem z dziewczyną na spacerze, doszliśmy do zatoczki na wrocławskim Kozanowie. Zobaczyłem tam sporo ludzi siedzących z wędkami, w oczy rzuciły mi się też wielkie, wygrzewające się w wiosennym słońcu bolenie. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,  nagle poczułem, że ja też chcę łowić. Następnego dnia wygrzebałem z dokumentów starą kartę wędkarską, pojechałem do PZW, załatwiłem formalności, następnie kurs do sklepu, zakup bata i już byłem moczykijem :-) Na początku na rybki jeździłem pierwszym tramwajem, miałem ze sobą tylko bacika i reklamówkę, w której były robaki, że dwa zapasowe zestawy i paczka zanęty. Teraz wspominam to z łyżką w oku, gdy dźwigam te wszystkie manele.

Teraz, gdy myślę o czasach studenckich, to trochę żałuję tej przerwy. Przez 4 lata mieszkałem vis a vis jednej z najlepszych miejscówek w mieście,  a nawet o tym nie wiedziałem. Z drugiej strony pewnie ten czas był mi potrzebny, żeby się wyszaleć.

Czasem zastanawiam się,  co mnie pociąga w wędkarstwie. Argument, że na rybach odpoczywam, nie zawsze jest prawdziwy. Nie raz po weekendzie byłem bardziej zmęczony, niż przed :-) Chyba takie spotkanie z dzikim zwierzęciem, tajemnica kryjąca się pod wodą, to chyba jest to. No i ta satysfakcja po udanym połowie.

Wysłane z mojego D6503 przy użyciu Tapatalka

Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 19.09.2015, 09:30
Ja wędkuję, od kiedy pamiętam. Jak byłem malutki, co rok jeździliśmy z rodziną na wczasy nad jezioro. Miałem też stryjka na mazurach. Ojciec wędkował i teraz też czasem wędkuje, więc... Ja zawsze byłem mocno związany z przyrodą, nie wiem, dlaczego tak mam. Z kumplem się śmiejemy, jak przypominamy sobie taką sytuację z 1 klasy podstawówki. Nauczycielka pytała wszystkich, gdzie czujesz się najbezpieczniej (takie testy psychologiczne pewnie. Chodziło o sytuację w domu i takie tam...) Odpowiedzi: u babci, w domu, u cioci... Michał - w lesie. I babka zbaraniała:D

Jako nastoletni chłopak całe wakacje wstawałem o 4 rano i na ryby, codziennie. Potem resztę dnia latałem z łukiem po polach... Ech, cudowny czas. Później na wiele lat przerzuciłem się na siłownię i nie miałem czasu na wędkę, bo ciągle jadłem i przygotowywałem posiłki... Potem kontuzje, małżeństwo, dziecko i praca. Przez kilka lat przyspawany byłem do komputera, a potem nagle... nawet nie pamiętam, co się stało, opłaciłem kartę i poszedłem nad wodę. I wpadłem znowu. Nie jestem w stanie wytrzymać kilku dni bez pójścia nad wodę. Po dwóch dniach już mnie rozsadza. Mam z tego powodu spore spinki z żoną. Ale to jest nałóg, czasem zachowuję się jak narkoman.

Dlaczego to robię? Analizowałem to w sobie głęboko. Uważam, że chodzi o instynkt łowcy i o to, że jak się za coś biorę, to chcę być w tym jak najlepszy. Więc ciągle testuję nowe sposoby, sprawdzam, co można ulepszyć... Jeśli nic nie brało, muszę sprawdzić dlaczego, muszę coś poprawić, bo tak nie może być! ;) Złowienie czegoś większego traktuję jako zwycięstwo w jakiejś walce z samym sobą. Kiedyś brałem ryby, bo każdy tak robił, ale to było zawsze dla mnie najnudniejszą i w zasadzie niepotrzebną, taką brudną częścią wędkarstwa. Od kiedy zacząłem ryby wypuszczać, jest mi niezwykle ciężko jakąś zabić. Tak po prostu. Chcę, żeby dalej pływała, rosła i kiedyś do mnie wróciła. Dlatego tak bardzo mnie boli to, co obserwuję nad polskimi wodami.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: e-MarioBros w 19.09.2015, 10:03
Ja podobnie. Zacząłem łowić bo prawie wszyscy faceci w rodzinie łowili. Do zakończenia studiów łowiłem dużo i nawet nie zastanawiałem się czemu to robię - nie dało się inaczej. Z hobby tylko piłkę nożną "kochałem" bardziej. Potem małżeństwo, 3 dzieci w odstępie 5 lat i praca, praca, praca i tylko sporadyczne wypady na ryby (max po 5 - 7 na rok nieraz na 3 godziny na staw do którego mam 7 km).
5 lat temu zmniejszyła się ilość moich obowiązków w pracy i w domu i zacząłem znowu więcej jeździć na ryby. Od tego czasu ok. 25 - 30 wypadów rocznie od 3 godzinnych do 2 dniowych.

Czemu to robię? Nad tym muszę się zastanowić - pomogą mi w tym też Wasze wpisy. Na razie mam wrażenie, że moja motywacja do łowienia ryb się zmieniła w porównaniu do czasów młodości. Generalnie nawet jak nie łowię to dużo więcej myślę i mówię o rybach a moja najbliższa rodzina nie chce już na ten temat nic słyszeć (dzieci łowiły do 15 roku życia teraz żadne nie chce :'( ). Mam nadzieję, że nie wpadłem w nałóg. W piłkę przestałem grać z 3,5 roku temu (kontuzje) - mam wrażenie że HOBBY: WĘDKARSTWO  "powiększyło swój teren posiadania w moim umyśle"
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: tomek-kun w 19.09.2015, 10:46
Moja historia z wędkarstwem zaczęła się kiedy jeszcze nie mogłem tak naprawdę łowić na wodach PZW bo byłem za mały. Jak miałem gdzieś koło 6 lat ojciec wraz z wujkiem zabrali mnie po raz pierwszy na ryby. Jeździliśmy na starorzecza usytuowanych blisko mojej działki. Stawki były i nadal są w otoczeniu zbiorników hodowlanych. W momencie kiedy spuszczano tam wodę starsi wędkarze wyławiali resztę ryb które zostały i przerzucano je do tych małych stawków. Potem wujek zabrał mnie na tzw"myrgiel" staw na którym łapaliśmy piękne duże japońce. Pamiętam że zawsze najlepiej brały jak zaczynało padać. Podobno staw powstał po wybuchu bomby która spadła w tamto miejsce. Do środka dostała się woda i ktoś wpuścił rybki. Teraz pewnie już to nie istnieje ponieważ budują u nas zbiornik retencyjny i miejsce to z pewnością zostało już przeorane. Był jeszcze jeden staw. Nazywaliśmy go "Czarna dziura". Ciężko tam dotrzeć ponieważ trzeba było się przedzierać przez pola. Staw był osłonięty gęstą roślinnością i nie wielu widziało o jego istnieniu. Teraz pewnie już zostało kilka osób. Minęło jednak trochę czasu. Złapałem tam swoją rekordową wzdręgę. Miała około 40 cm. Był jeszcze staw tzw. "Hellenowy" gdzie łapałem piękne kilowe liny. To tam rozpoczynałem swoją przygodę. Nie musiałem tam posiadać karty wędkarskiej ponieważ zbiorniki nie należały tak naprawdę do nikogo. Mam nadzieje że was nie zanudziłem. Pozdro
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mateo w 20.09.2015, 00:02
Kiedyś trochę sobie opowiadaliśmy o swoich początkach:

http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=379.0

http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=1196.0

W jednym z tych wątków napisałem, że dobrze byłoby właśnie założyć wątek, w którym opisywalibyśmy swoje wędkarskie historie.
Też postaram się tu coś naskrobać. Może jutro :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Druid w 20.09.2015, 10:45
Ja zostałem wędkarzem nietypowo. Z powodu choroby. A było to tak :
Będąc małym dzieckiem ciągle chorowałem na wszelakie choroby - anginy, grypy, odrę, szkarlatynę aż w końcu zachorowałem na koklusz. Lekarz zapisał mi tak mocne leki że bardzo mnie wycieńczyły i co najgorsze spowodowały silny zanik mięśni ramion. Wyglądałem jak statysta z Oświęcimia a mama płakała po cichu
To było dawno temu i możliwości jakiejś konkretnej rehabilitacji były znikome. Jeden z lekarzy powiedział mamie że powinienem robić coś co rozwinie zanikłe mięśnie - np rzucać piłeczką itp.
Piłeczka jednak szybko mnie znudziła . Za to coraz lepiej i dalej miotałem kamieniami na podwórku. Najbliższy staw był 200m od domu więc przeniosłem się tam by móc rzucać , było to o wiele ciekawsze niż rzuty na podwórku. Tam też zobaczyłem pierwszych wędkarzy , w mojej rodzinie nikt nie łowił ryb. Widząc że można rzucać wędką i że jest to o wiele ciekawsze niż miotanie kamieniami zacząłem się tym bardzo interesować , często dosiadałem się do wędkarzy którzy różnie reagowali - jedni byli mili i coś mi tam pokazywali, tlumaczyli - a inni wyganiali mnie do domu
Okazało się że jeden z moich wujków łowi ryby więc rodzice zgadali się z nim a on pojechał ze mną do sklepu wędkarskiego i wybrał mi pierwszą wędkę i kołowrotek, żylkę i trochę drobnicy . Potem już jeździłem z wujkiem na ryby i to było poważne wędkowanie gdyż ulubionym łowiskiem wujka była Wisła przed wpływem do jeziora Goczałkowickiego. Wujek nauczył mnie wszystkiego co sam umiał, także dbałości o ryby czyli niezabieranie ich jak leci. Ja sam nie bardzo lubię jeść ryby słodkowodne więc większość tych które złowiłem wracały do wody
Moje mięśnie tak się poprawiły że w 5 klasie podstawówki wygrałem szkolną spartakiadę w konkurencji rzut piłką palantową :)
Łowię w zasadzie bez przerwy, najmniej czasu nad wodą spędzałem w latach gdy miałem małe dzieci
Wędkarstwo jest dla mnie odskocznią po pracy w mieście, wyciszeniem, to takie misterium które koi moje nerwy
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Moryc w 20.09.2015, 11:06
Hmmmm kiedy to było, chyba w 85/6 kiedy miałem 5/6 lat dziadek zabrał mnie na ryby.
Od zawsze chodziliśmy tez do lasu - dziadek jest (był z powodu wieku - 94 lata - juz do lasu nie chodzi niestety) tez myśliwym, grzybiarzem i pszczelarzem :)
Potem chodziłem z ojcem. Chyba swój najpiękniejszy wędkarski okres przeżywałem mając 13/18 lat. Godzinami mogłem czytac WP i WW. Poradnik śp. Jacka Jóźwiaka o drgającej, a potem wprowdzac to w życie. Potem przeszedł wyjazd na studia do Krk...i czas spinningu, mieszkałem na Kazimierzu, do Wisły miałem 4 minuty piechotą. Sandacze, sumy...na duże woblery w nocy (a co na godzinkę można i o 3 rano wyskoczyć jak spać nie można prawda?)
I tak jakoś zleciało 14 lat w Krakowie, spinning, polowania, hasanie po lasach i polach z wykrywaczem. A potem trzeba było wrócić, na stare śmieci, dziadkowie (94 i 96lat) potrzebują opieki, a do żadnego domu starców nigdy ich nie oddam (!!)
A, że ładny 35 hektarowy zbiornik 5 min jazdy samochodem od domu - to zaczęło sie karpiowanie i method feeder :)
Wybaczcie Panowie, że tak sentymentalnie - ale moje wędkarstwo to dziadek, w sumie tak jak wszystko co najlepsze u mnie to tez On :thumbup:
No i tak to już jest, że albo nad woda, albo w lesie :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: mirek w 20.09.2015, 12:54
Pojechałem kilka razy na ryby z przyszłym teściem i tak się zaczęło.Był to rok 1975 rok,musiało być dwóch wprowadzających wędkarzy.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Arunio w 20.09.2015, 18:12
No toś się rozpisał! :(
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: gilala w 20.09.2015, 19:43
Widzę Panowie, że większość z Was, jeśli się nie urodziła z wędką nad wodą, to wędkuje od młodości z dziada, pradziada. U mnie było zupełnie inaczej, ja do 37 roku życia w ogóle nie wędkowałem, w odróżnieniu od mojego syna, który z moim teściem często wyjeżdżał na ryby. Raz nawet pojechałem z nimi, ale nic się nie działo, przez sześć godzin, nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Jeśli chodzi o robaki to mnie brzydziły a każda ryba byłą tak wstrętna, że nie byłem w stanie jej dotknąć. I pewnego dnia wstałem rano i oznajmiłem żonie, że jadę na ryby, co wprawiło ją w osłupienie, a ja zabrałem wędkę syna i pojechałem na ryby i złowiłem swoja pierwszą rybę, na kukurydzę oczywiście :), bo robaki nadal mnie brzydziły. Pierwszą rybę z haczyka zdjąłem przy użyciu kija :D, nie byłem w stanie jej dotknąć. A później coś pękło, YT, koledzy i poszło w szaleńczym tempie, sprzęt, zanęty, poszukiwanie swojej metody...
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: RubikS w 20.09.2015, 21:30
http://rubiksfishing.pl/o-mnie/ 8)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Arunio w 20.09.2015, 21:40
No sory Rubik! Szyyt lenistwa! Wybacz! Jesteś na S&G!!
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Moryc w 20.09.2015, 22:27
gilala ---> :bravo: :bravo: :bravo: :bravo: Można? Można!! Lepiej późno niż wcale! Do zobaczenia kiedyś nad woda! :beer:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: MATCH 2000 w 26.09.2015, 12:46
Witam wszystkich.Mój życiorys wędkarski zaczyna się w 1954r.w okolicznościach dla mnie tragicznych.Otóż 10.sierpnia tamtego roku w wieku 34 lat zmarł mój ojciec.Ja miałem 8 lat a mój brat 2 lata.Mieszkaliśmy wtedy na wsi ok.20km.od Częstochowy.Jakieś 10 może 15 dni po pogrzebie mój wujek (brat ojca) chcąc mnie chyba czymś zająć zaproponował pójście na ryby.(ani wujek ani nikt inny z rodziny nie wędkowali.)Poszliśmy do lasu uciąć kija na wędkę,w kiosku RUCHU wujek
kupił gotowy zestaw(kilka metrów żyłki z haczykiem i spławikiem) i poszliśmy na rybki nad rzeczkę,która płynęła jakieś 800m.od naszego domu.
Na tej wyprawie rybki łowił oczywiście wujek i (pamiętam) złowił 11szt. płotek ok. 20cm.Mama te rybki usmażyła i była wspaniała kolacja.
To był właśnie ten dzień,w którym zaczęło się moje wędkarstwo.Od tego dnia każdą wolną chwilę spędzałem nad rzeką,w której było bardzo dużo ryb.Dominował jelec i płotka,było też sporo klenia i kiełbika,a z drapieżników okoń i szczupak.Przez kilka lat łowiłem głównie kiełbiki i płotki.Przynętą były robaki kopane(glizdy) albo znajdywane w wodzie pod kamieniami lub w patykach.(nie będę tu opisywał ile razy wujek mi tę wędkę rozplątywał albo kupował nową żyłkę).W wieku 13-14 lat nauczyłem się wędkować z powierzchni wody.Nauczył mnie tego były kolega mojego ojca(razem pracowali w kopalni).Wędka składała się z kija, haczyka,ok.4m. żyłki(taki dzisiejszy bat),przynętą były muchy albo koniki polne.W ten sposób łowiłem "miliony" jelcy.W wakacje co dziennie przynosiłem do domu ryby na kolację.
W ten sposób łowiłem do 1971r,kiedy to zapisałem się do PZW i zacząłem jeżdzić na ryby z kolegami prywatnie albo w ramach wycieczek wędkarskich z zakładu pracy.
Lata 70-te to przede wszystkim rzeki i przepływanka odległościowa.Łowiłem w Warcie,Pilicy,Nidzie,rzadziej w Nysie Kłodzkiej,Odrze,Rabie i Wiśle.Łowiłem dużo jelcy i świnek,rzadziej jazie i brzany.Łowiłem wtedy wędkami produkowanymi przez rzemieślnika z Katowic p.Kubackiego.Pracownie miał na ul.16 albo 18 stycznia - już dobrze nie pamiętam.Były to wędki "muchówki"-klejonki tonkinowe o długości 2,8 do3,0m.Do przepływanki pasowały idealnie.Do tego kupiłem mój pierwszy kołowrotek ze stałą szpulą produkcji NRD RILECH REX.
W 1972r.miałem pierwszy kontakt z metodą matchową.Łowiąc na zbiorniku Dzierżno Małe podejrzałem wędkarza łowiącego tą metodą.I tu nastąpił przełom w moim wędkarstwie,od tego dnia poświęciłem się tej metodzie i tak jest do dziś.Łowiłem jeszcze też na rzekach ale ciągnęło mnie na zbiorniki.Zaliczałem więc wspomniane wyżej Dzierżno Małe,Świerklaniec i Przeczyce a póżniej Poraj(koledzy ze Śląska znają te łowiska).Klejonki też dobrze się spisywały w tej metodzie.
Spławiki robiłem sam,korpusy z kory topolowej a póżniej z twardego styropianu używanego do produkcji kamizelek ratunkowych(kawałki tego styropianu przywoził mi znajomy,który pływał na statkach handlowych).Antenki robiłem z cienkiej części pióra gęsiego.
Metodą matchową łowiłem dużo ryb.Fascynowały mnie wyniki ilościowe,a ulubioną rybą stała się płoć.Klejonkami łowiłem 20 lat.W 1992r. kupiłem pierwszą węglową wędkę odległościową.Była to angielska wędka firmy YAAD model COVENTRY,w następnym roku kupiłem wędkę firmy BAYRON do tego 3 kołowrotki tej firmy(jeden jeszcze mam całkowicie sprawny ale nie używam).W latach 2003 do 2005 kupiłem wędki firmy TRABUCCO i kołowrotki firmy SHIMANO.
Sprzętem tym łowię do dziś.
Taki jest mój życiorys wędkarski napisany w dużym skrócie,który w tym roku w sierpniu zamknął się liczbą 61 lat.Pamiętam z tego okresu wiele szczegółów ale nie będę o nich pisał bo nie mają one zasadniczego znaczenia.

Dlaczego zostałem wędkarzem, napisałem na początku.
Dlaczego jestem wędkarzem,na to pytanie chciałem odpowiedzieć w tym tekście.Mam nadzieję że mi się udało.
Uwielbiam wędkarstwo i mój sposób jego uprawiania.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Arunio w 27.09.2015, 00:37
No skoro mój starszy kolega Jerzy poświęcił swój czas na opis, to może coś skrobnę od siebie! Ciężkie były moje początki muszę przyznać! Nie miałem niby wprowadzącego w rodzinie. Zarybaczyłem się przez przypadek i bez pojęćia. kiedyś nad stawkiem dano mi bambus w rękę i złowiłem chyba3 Ukleje! W latach 70tych nie było to wyczynem ale spać mi nie dało! Po ukończeniu bodajże 6tej klasy z dobrą cenzurką. Na jakimś bodajże zjeździe rodzinnym uzbierałem ok na dzisiejszą walutę ok 98zł. A że jako wieśniak z przypadku bytowałem u dziadków w mieście Gorzowie. to dostałem parcie na sklep sportowy pod łaźnią na Jagiełły! Fart był i zakupiłem (pamiętam do dziś)kijek Made ZSSR na dziś spinningowy! Szczyt luxusu! No ale jak na te ryby się wybrac? Starszy pan H. w tym czasie był gliną we wsi Bogdaniec! Co rano ok 6tej starsze małżeństwo wpadało sprzątać posterunek Milicji 5 dni w tygodniu! Wiedziałem że gościu sprzątający to zapalony wędkarz! Zerwałem się po pewnej czuwania nocy jak państwo w padło na porządki i pytam starszego pana czy by mnie na rybki nie zabrał? On nie bo dziś nie jedzie( no kto by cudzego bachora wziął)Nie odpuściłem! Że gość jeździł rowerem to podjechałem obładowany po krótkim czasie pod jego chatę i waruję! Chyba po godzinie facet wyjeżdża rowerkiem i daje na wodę ,a ja za nim!3 dni zanim mnie zaakceptował. Po pierwszej wyprawie zmoknięty jak pies po burzy wrociłem do domu z połową reklamówki płotek. Pochorowałem się .Ale tego szczęścia nie zapomnę do śmierci! dzięki Radzieckiej technologji miałem haki z oczkiem i je wiązałem na supełek(nie miał kto pokazac)Kijek toporny szklak z plastikową rękojeścią ok, 2,70. Bez kołowrotka pozwalał na zestawie baaaaaaardzo skróconym na kulkę chleba doić płotki min. wymiarowe! A później? A później więcej kasy,lepszy sprzęt i coraz gorsze efekty niestety? ;)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: PawelL w 30.09.2015, 19:58
  Było sobie słoneczne popołudnie ostatniego tygodnia wakacji roku 1991.
  Z tego co pamiętam to przyszedł kumpel i spytał
- nie che ci się przejechać na na ryby, bo chciał przetestować wobler który własnoręcznie wystrugałem.

  Spojrzałem na niego i w śmiech ...
- ja na ryby .... heheh ,
  ale po zastanowieniu pomyślałem co mi tam.
  Pojechaliśmy ... 
    wobler ... kawałek lipy pomalowany w barwy monako czerwony grzbiet biały brzuch.
  Kolega rzuca i w którymś momencie ... szczupak.... wielki (jak dla mnie wtedy bo całe 35 cm) .... .
  Wiecie nic nie wiedziałem o rybach ale wydawał mi się potężny.
    Kilka razy byliśmy potem i  .... nic.
  Troszkę mi się znudziło ale przyszedł październik.
  Taka prawdziwa polska jesień.
  Pojechałem do wędkarskiego i kupiłem pierwszą w życiu obrotówkę "colonel nr 3 w kolorze złotym" .
  Do tej pory oprócz kolegi woblera ekstrawagancją naszą były wirówki max nr. 1
  Kumpel pyta:
- co chcesz złowić na tak wielką blachę,
    a ja ....
- nie wiem, fajna była powiedziałem.
  Colonel harakteryzował się tym że ... nie chciał pracować ...
  Po prostu ciężko startował, a jakiekolwiek zaburzenie wody, czy trawka, badylek,
   gasiło jego pracę i przeistaczał się w ... wahadłówkę.
: Nic to.  pomyślałem i pożyczyłem od kolegi wędkę i poszedłem błystkę przetestować.
    Po którymś z kolei rzucie przy brzegu zrobiła się fala i "kawał" rybska przewalił się w ślad za przynętą.
  Pomyślałem
: jejciu jakie tu żyją potwory ... ale nic to macham dalej i ... jest.
   Wędka wygięta
      "germina 210 cm szkło czarna kołowrotek ruski " i ...
    kręcę korbką i na żyłce wywlekam "potwora".
  Miał około 1,5 kg ale dla mnie .... .
   Po powrocie duma mnie rozpierała a kolega od wędki zacisnął zęby i mi pogratulował.
  Następnego dnia ja kończyłem szkołę wcześniej więc kolega pozwolił mi zatrzymać jeszcze wędkę,
     żebym mógł jeszcze pójść na ryby.
  Poszedłem w to samo miejsce pierwszy rzut i .... siedzi .... .
  Podobny do wczorajszego jakieś 1,5 kg.
  Dumny wracam do domu, a tu po drodze spotykam kolegę, który po zobaczeniu szczupaka zabiera mi wędkę
    i z zaciśniętymi zębami idzie upolpwać swojego.

  Wędki od niego już nie dostałem, ale zgadałem się z jednym wędkarzem (potem teściem ... ale to za kilka lat... )
     który pożyczył mi krótki spining ruski 1,5m z plastikową rękojeścią (kołowrotek ruski już zakupiłem),
     z którym stawiłem się nad wodę.
  IIIIIIŁŁŁŁŁŁŁUUUUUBBBBBBBUUUUDDDDDUUUUU    2,5 kg szczupak ... i co ja głupi zrobiłem?
  Wracając zajechałem rowerem do przyszłego teścia pochwalić się zdobyczą, a on?
    zabrał mi wędkę bo mówi że planował jechać na ryby rano :'(
  To były czasy.
  Kupiłem wreszcie pierwszą wędkę DAM 2,1m teleskopik i połamałem na pierwszej wyprawie ...

  CDN. w kolejnej części początki feedera 8)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Czarek w 30.09.2015, 20:33
Mój Dziad był wędkarzem, mój Ojciec był wędkarzem i teraz ja jestem Dziadem.
 :)
A na półpoważnie to pierwszą rybką złowioną na polski spinner był szczupak 45cm. Miałem wtedy 7 lat.
Po kilku wypadach nad wodę z Ojcem zakończyłem przygodę z wędkarstwem.
Rok temu zacząłem ją z moim synem.
Jak na razie trwa i jest coraz przyjemniej :) Nie ukrywam, że między innymi dzięki ludziom, którym przychodzi mi spotykać nad wodą.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 01.10.2015, 07:29
Mój Dziad był wędkarzem, mój Ojciec był wędkarzem i teraz ja jestem Dziadem.

Kapitalne to jest :D
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Kafarszczak w 01.10.2015, 07:46
Oczywiście mój ojciec byl wędkarzem i zaraził mnie  :P
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mateo w 19.01.2016, 01:53
Mam problemy ze zwięzłym pisaniem :) Tworzyłem więc ten opis przez jakiś czas. Pomyślałem, że stworzę go może nawet dla samego siebie. Taką historię mojego wędkarstwa.

Wędkarskiego bakcyla połknąłem w wieku 7 lat. Spędzałem wtedy letnie wakacje u ciotki w Beskidzie Małym. Pewnego dnia wraz z kuzynem wybraliśmy się nad płynącą nieopodal domu leśną rzeczkę. Spotkaliśmy tam miejscowego, starszego od nas kolegę. Pamiętam, że nazywał się Krzysiek Góra. Łowił on kijem z zamocowaną do końca żyłką i spławikiem wystruganym z korka lub drewna. Najwyraźniej bardzo mi się to spodobało, bo nazajutrz wybrałem się do państwa Górów. Krzysiek pokazał mi pomieszczenie, w którym robił sobie wędki. Kije schły na ścianie. Wiem, że ściągnął jeden z kijów ze ściany i powiedział, że zrobi mi wędkę. Zapytał czy chciałbym jakieś wzory wycięte na tej wędce. Pamiętam, że były do niej wbite małe gwózdki, na których nawijało się zapas żyłki. Więcej szczegółów nie pamiętam. Bardzo się cieszyłem, że będę miał taką wędkę. Tego dnia wspólnie robiliśmy masło. Pani Górowa wyjęła chleb z pieca i jedliśmy grube kromki posmarowane tym masłem i posypane solą.
Od tej pory codziennie siedziałem nad tą rzeczką. Łowiliśmy z Krzyśkiem jakieś małe rybki. Nie pamiętam, jak dokładnie wyglądały. Myślę, że mogły to być jakieś ślizy. Spoglądałem na zakola tej rzeczki, zacienione dołki pod skarpą pełną korzeni i zastanawiałem się co też może tam pływać. Wyobrażałem sobie ryby, które wypływają spod tych nawisów i biorą na moją przynętę. Ja zaś widzę tylko poruszający się po wodzie korek.
Rodzice odwiedzali mnie raz w tygodniu. Początkowo myśleli, że to jakaś chwilowa fascynacja łowieniem ryb. Kiedy jednak po raz kolejny zastali mnie nad rzeczką z kijem w ręku, postanowili kupić mi w sklepie sportowym seryjnie produkowaną wędkę. Była to wędka z seledynowego włókna szklanego. Miała druciane przelotki i czerwony mały kołowrotek o ruchomej szpuli. Pamiętam, że było mi trochę nieswojo łowić tą wędką razem z Krzyśkiem. Czułem się niezręcznie kiedy on, taki doświadczony wędkarz, łowił swoim kijem, a ja tą swoją piękną nową wędką ze sklepu.

Po powrocie z wakacji, zapomniałem na parę miesięcy o wędkowaniu. Wędka wylądowała na strychu u dziadków. Jednak pewnego weekendu zacząłem wiercić ojcu dziurę w brzuchu. Chciałem, żebyśmy pojechali po tę wędkę i wybrali się na ryby nad staw, który znajdował się na obrzeżach sąsiedniego miasta. Tata zgodził się mnie tam zawieźć. Towarzyszyć jednak mi nie chciał i powiedział, że przyjedzie po mnie wieczorem. No i tak się zaczęło.
Zacząłem jeździć na ryby rowerem, potem autobusem. Czasem przygarniał mnie na noc jakiś wędkarz. Dwukrotnie poszukiwała mnie policja i pogotowie, bo zasiedziałem się nad wodą i nie zdążyłem na ostatni autobus. Moja wędka została wzbogacona o kołowrotek Nixe. Łowiłem wtedy głównie na spławik. Nauczono mnie, jak robić spławiki z kory topoli i akacji. W wieku 12 lat byłem już na tyle wysoki, że prezes koła PZW zgodził się wystawić mi kartę wędkarską, wpisując w niej nieprawdziwą datę urodzenia. I tak w 1989 roku wstąpiłem do PZW.

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_04_11_15_9_39_54.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_04_11_15_6_39_29.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_04_11_15_6_45_41.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_04_11_15_6_47_25.jpeg)

Początkowo byłem pod wielkim wpływem spławika. Doskonaliłem się, podglądałem spławikowców. Łowiłem jednak przeróżnymi metodami. Starsi wędkarze zabierali mnie na noc na karpia, na sandacza. Brałem wtedy książki nad wodę i w nocy przy lampie górniczej uczyłem się i odrabiałem lekcje. Były też gorsze strony tego mojego wędkowania. Zdarzało się, że dostawałem po głowie od wędkarzy, których podpatrywałem. Nie wszyscy byli mili dla młodego adepta sztuki wędkarskiej. Nad wodą poznałem smak Popularnego i taniego wina. Nauczono mnie kłusować. Zacząłem też startować w zawodach spławikowych. Wtedy nie było w kole podziału na juniorów i seniorów. Startowałem więc ze wszystkimi członkami koła. Później już jako junior startowałem w zawodach okręgowych i wojewódzkich. Nauki w szkole jednak przybywało. Dodatkowo, na to, co potem nastąpiło, miało wpływ pewne zdarzenie. Jednego razu trenowałem przed zawodami. Łowiłem jakieś małe płocie. Chodnikiem spacerowym nad jeziorem przechadzała się jakaś rodzina. Kiedy wyciągałem z wody kolejną płoć, dziecko zakrzyczało - Tatusiu, a dlaczego ten pan łowi takie małe rybki?
Coś we mnie zawrzało. Pewnie została urażona moja wędkarska duma :) Postanowiłem porzucić spławik i zacząłem podpatrywać łowców karpi. Zdarzało się, że nocą czaiłem się w krzakach i kiedy najlepszy łowca karpi na jeziorze przyjeżdżał skoro świt, byłem już gotów, by go obserwować. Potem udało mi się zdobyć jego sympatię. Zrobił mi procę do nęcenia grochem, pokazał jak wiąże wielkie haki, montuje zestawy, jak wynosi zestaw w spodniobutach z OP-1, wywozi zestawy pontonem. Łowiliśmy wtedy głównie na groch i ziemniaki. W 1992 na dużym jeziorze zaporowym podpatrzyłem dwóch karpiarzy w Knurowa, którzy stosowali dziwną, nieznaną mi wówczas przynętę. Były to kulki proteinowe. 2 litry wódki pozwoliły mi zdobyć recepturę. Zaczęło się więc kręcenie kulek. Kilka młynków załatwiłem, mieląc kazeinę ;) Zapraszałem do domu dwóch kolegów i razem kręciliśmy kulki. Zawsze wiadomo było kto miał brudne ręce, bo kulki zamiast żółte wychodziły czarne :) Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po tygodniowym nęceniu zameldował się pierwszy 7-kilowy golec. Nie posiadałem się z radości. Nie mogłem uwierzyć, że na tak twarde kule na jakimś włosie może cokolwiek wziąć.

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_05_04_15_3_04_09.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_05_04_15_12_59_13.jpeg)

Wtedy jeszcze nie mówiło się o wędkarstwie karpiowym. Kiedy szedłem na studia, powstawały pierwsze firmy sprowadzające sprzęt karpiowy z zagranicy. Jak choćby "Armada" s.c. R. Tonkowicza i P. Mroczka. Później (chyba druga połowa lat 90.) wystartował kolega Paweł Wyszkowski z firmą Tandem Baits. Przegadaliśmy wtedy z tymi kolegami wiele godzin, emocjonując się rozwijającym się w Polsce wędkarstwem karpiowym.
Było to chyba w 1999 roku, kiedy postanowiłem uwalniać wszystkie złowione przez siebie ryby. C&R nie było jeszcze wtedy u nas aż tak modne. Zacząłem jednak dostrzegać pogarszający się z roku na rok rybostan naszych wód.

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_22_04_15_7_10_51.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_05_01_16_11_06_19.jpeg)

Rok później na Zalewie Rybnickim poznałem nowoczesnych karpiarzy (założyliśmy potem Śląską Grupę Karpiową). Zaczęło się kupowanie drogiego sprzętu, który sprowadzaliśmy z Belgii, Niemiec, Czech.

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_14_12_15_11_54_25.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_05_01_16_11_07_23.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_14_12_15_11_54_42.jpeg)

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_05_01_16_11_06_38.jpeg)

Z roku na rok sprzętu karpiowego w kraju zaczęło przybywać. Przybywać zaczęło karpiarzy. Posiadanie pontonu, specjalistycznych wędek karpiowych, sygnalizatorów, rod-podów, namiotów stawało się coraz powszechniejsze. Zaczęły powstawać przeróżne teamy karpiowe. Rozwój telefonii komórkowej i internetu sprawił, że informacje zaczęły przepływać bardzo szybko. Znamiennie wzrosła liczba samochodów, wędkarze stali się bardziej mobilni.
Dziś możemy w sklepie kupić przyrządy do kręcenia kulek, możemy kupić gotowe kulki, zaś producenci prześcigają się w pomysłach. Mamy kulki o nazwach: Punkt G, Donald, Czarna Mamba, Martwe Ciało, Nocna Zmora, Husarz, Dirty Devil. Każdego roku powstają nowe firmy zakładane przez coraz młodszych karpiarzy i produkujące "coraz lepsze" kulki. Na wodach, na których kiedyś nieliczni poławiali duże ryby, teraz ciężko o miejsce. Coraz powszechniejsze stało się też łowienie na karpiowych wodach komercyjnych, których liczba ciągle rośnie. Bez wątpienia wędkarstwo karpiowe przyjęło formę, która chyba coraz mniej zaczęła mi odpowiadać.

Ponadto, z biegiem czasu coraz rzadziej mogłem sobie pozwolić na karpiowe zasiadki. Badanie łowiska, nęcenie, przygotowywania, robienie kulek i wreszcie siedzenie pod namiotem - na to wszystko potrzeba czasu. W przypadku drogi zawodowej, jaką obrałem, organizowanie takiego wędkarstwa stało się bardzo trudne. Dodatkowo, musieliśmy z kolegą jakoś zgrać dni wolne i urlopy, co w przypadku pracy na kilku etatach było często niewykonalne. Bywało więc, że zaliczałem zaledwie 2 wyprawy wędkarskie w ciągu roku. Można powiedzieć, że całe to karpiowanie zaprowadziło mnie w pewnego rodzaju ślepy zaułek. Inwestując w cały ten kosztowny karpiowy sprzęt, wysprzedałem całe wyposażenie służące do łowienia innymi metodami. Doszło do tego, że oprócz karpiowania, nie widziałem za bardzo innego sposobu realizacji swojego hobby.

Mając jeden wolny dzień lub wolne popołudnie nie widziałem sensu wędkowania z całym tym karpiowym osprzętem. Czas ten spędzałem więc w domu.
Pewnego dnia wygrzebałem z tuby zrobiony przez siebie spławik, wziąłem swój stary chiński teleskop z kołowrotkiem DAM Quick VSi i wybrałem się na płocie. Złowiłem nie tylko ładne płocie, ale też parę linków. To był moment przełomowy. Odżyłem na nowo! Znowu każdego dnia obmyślałem strategię na kolejną wyprawę, zacząłem robić nowe spławiki, czekałem z utęsknieniem kolejnego wolnego popołudnia i weekendu. Znowu mogłem się cieszyć wędkarstwem, choć już nie karpiowym. Chyba też samo karpiowanie mi się przejadło. Złowiłem w życiu naprawdę sporo karpi. Golce, lustrzenie, lampasy, pełnołuskie. Przez te wszystkie lata były tylko karpie.
Bardzo pozytywne następstwa mojego powrotu do spławika nasunęły mi pomysł zgłębienia również innych technik wędkowania. Pomyślałem, że w ten sposób będę mógł jeszcze efektywniej wykorzystać wolny czas. Zacząłem spinningować i doskonalić technikę łowienia na przynęty gumowe i koguty. Pomyślałem też o drgającej szczytówce. Znowu zacząłem łowić spod lodu. To wspaniałe, kiedy człowiek może wypełnić życie po brzegi swoją pasją. Okazało się, że poza karpiami, w wodzie pływają również inne piękne ryby. Szkoda tylko, że jest ich coraz mniej.

I tak oto jestem dziś z Wami na tym forum, które również jest dodatkowym paliwem podsycającym mój hobbystyczny płomień i które pozwala oderwać się od problemów życia codziennego.

(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_11_09_15_9_50_16.jpeg)(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/16_05_01_16_11_14_09.jpeg)

Dodam też, że przez ponad 25 lat przynależności do PZW starałem się - w miarę swoich czasowych możliwości - wspierać swoje macierzyste koło. Byłem przewodniczącym ds. młodzieży, członkiem zarządu, komisji rewizyjnej, przewodniczącym sądu koleżeńskiego, strażnikiem SSR, delegatem.

Czasem trochę żałuję, że w całej mojej rodzinie nikt nigdy nie wędkował. Mógłbym wtedy wybierać się na ryby z kimś bliskim.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: zbyszek321 w 19.01.2016, 06:27
Mateusz piękna historia :bravo:. Z dużą przyjemnością się czytało :thumbup:. A tak naprawdę, może warto trochę zwolnić w życiu. Poświęcić więcej czasu dla siebie 8).
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: DvD w 19.01.2016, 07:14
Super historia Mati! aż się łezka w oku kręci, czuć ten inny klimat. Ja wychowałem się już na w miarę nowoczesnym sprzęcie i nie mam tyłu wspomnień.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: JKarp w 19.01.2016, 08:28
Urodziłem się i wychowałem w Parczewie. Jest to małe miasteczko na Lubelszczyźnie położone w rozwidleniu rzek Piwonii i Konotopy. Na ryby pierwszy raz zabrał mnie mój Tato. Pojechaliśmy do lasu i znaleźliśmy odpowiedni kij leszczynowy. Potem w sklepie kupiliśmy żyłkę, spławik i haczyk.
Co to była za frajda- siedzieliśmy nad rzeką i łowiliśmy płotki. Lata mijały a ja co wakacje wycinałem kij, kupowałem żyłkę, spławik i haczyk. Czasem jak nie miałem pieniędzy haczyk robiłem ze szpilki. Siedziałem nad wodą całe dnie i łowiłem.

Potem przyszedł czas liceum i studium policealnego. Pierwsza miłość, pocałunki, randki- na ryby nie było czasu (Pierwsza i jedyna miłość pozostała do dziś- to moja Żona). W latach 84-85 powstał w Parczewie Zalew. Woda nie była za duża- ok. 5 ha lustra wody i 3m głębokości. Po powrocie z wojska parę razy byłem tam na spacerze. Zobaczyłem karpie, karasie, liny i szczupaki. Wtedy znowu postanowiłem wrócić do wędkowania.

Chodziłem na ten Zalew i łowiłem jak wszyscy- ziemniak, ciasto, groch. Ryby brały, ale ja widziałem tylko te wielkie, które od czasu do czasu pokazywały się robiąc wielkie bububuch! Zalew był specyficzny- wiosną ryby brały a potem tak jakby ich nie było. Nie pomagało nic- od czasu do czasu brał karpik. A już wtedy wiedziałem, że trzeba nęcić ale i to nic nie dawało. Którejś wiosny powiedziałem dość- nie będę łowił maluchów, ale co zrobić aby te duże brały? Kupiłem gazety wędkarskie raz, potem drugi, trzeci i nareszcie jest- artykuł o łowieniu dużych karpi. Pojawiła się nazwa kulki proteinowe, zestaw włosowy, kołowrotek z wolnym biegiem. Pojechałem do Lublina do sklepu wędkarskiego i na początek wielkie rozczarowanie- nie było haczyków typowo karpiowych, plecionek na przypony a cena kołowrotka z wolnym biegiem prawie mnie zabiła. Jak zapytałem o kulki proteinowe to Sprzedawca spojrzał na mnie tak dziwnie i nie powiedział nic. Zamówiłem haczyki, plecionkę, żyłkę i wróciłem niepocieszony.

W domu zrobiłem prawie laboratorium do robienia kulek. Pierwsze próby i okazało się, że to nie takie proste jak piszą w gazetach. Po kilku próbach opracowałem swój własny przepis- kasza i mąka kukurydziana, mąka pszenna, troszkę ziemniaczanej, olej, jajka a jako składnik najważniejszy zmielona psia karma. Jako zapachu używałem truskawki Marcela.
Pojawił się następny problem- jak te kulki posłać w miarę daleko od brzegu. Znowu gazety i nazwa co najmniej dziwna „kobra”. Ale i pisali coś o procach. Zrobiłem sobie procę z wentyli. Po kilku przeróbkach i próbach na sucho miedzy blokami miałem całkiem dobrą procę. Odebrałem zamówione haczyki, plecionkę i żyłkę. Kilka następnych prób i zestawy włosowe były jak się patrzy.

Po kilku rozpoznaniach na Zalewie uznałem, że nadszedł czas na nęcenie. Karpie te małe przestały brać a te duże pokazywały się ale nie brały. Teraz kilka słów o zarybianiu. Co wiosnę lub jesienią zalew był zarybiany karpiem o przeciętnej długości 35cm. Jak wiadomo nie da się wyłapać wszystkich ryb. Część ryb zostawała i rosła. I tak z sezonu na sezon przybywało „profesorów” w Zalewie. Pierwsze nęcenie kulkami wykonałem w maju 1996 roku. Późnym popołudniem wystrzeliłem do wody około 150 kulek o średnicy ok. 18mm. Nie powiem żebym nie wywołał sensacji. Regularnie co dziennie pojawiałem się nad wodą z wiaderkiem i strzelałem te kulki. Postanowiłem, że będę nęcił cały tydzień i dopiero wtedy zacznę łowić. Już po trzech dniach zobaczyłem karpie, które spławiały się w nęconym miejscu. Zobaczyli je także „Koledzy Wędkarze”. Co oni nie robili aby zdobyć taką kulkę- prawie wyrwali trawę na moim miejscu aby znaleźć choć jedną. Ale ja to co spadło na ziemię zbierałem aby nie zostało nic.
Próbowali na ziemniaka, groch ale to nic nie dawało- ryby nie brały ale były w łowisku. Nadszedł w końcu ten dzień w którym oprócz kulek i ja miałem wędki.

Nerwy nie dawały mi spać całą noc taki byłem ciekawy efektu kulek. Jest poniedziałek, piękna pogoda, słonecznie, ale co na to karpie? Około 16:00 zestawy poszły do wody. Około 19:00 wystrzeliłem 20-30 kulek. Na spacer przyszła do mnie moja Żona z Teściową. Ktoś doradził, aby na farta złapać Teściową za kolano. Złapałem i nic- ryby nie biorą dalej. Moje Dziewczyny poszły do domu. Patrzę – 20:00 i wtedy słyszę łup coś w wędkę. Piłeczka siedzi na sztywno oparta o kij, żyła gwiżdże a ja oniemiałem. Nie wiem co robić. Po chwili złapałem kij i poczułem Go jak gdzieś tam walczy o swoje życie. Po kilkunastu minutach, po setce „rad” łącznie z „ łap za żyłkę bo ci pójdzie” leży na brzegu mój Pierwszy Karp złowiony na kulkę. Ważył 6,50kg; długości nie pamiętam. Ktoś usłużnie wyciąga i podaje mi moją siatkę na ryby ale ja reflektuję się w porę, że ta ryba tam się nie zmieści. Co robić? Krótka i szybka decyzja- daruję ci życie Rybo bo dałaś mi tę chwilę radości, że umiem, że potrafię robić kulki i na nie łowić. Za to, że ruszyłaś moją adrenalinę, za to że jesteś taka duża idź z powrotem do wody. A na brzegu konsternacja- jak to, taką rybę wypuścił?
Na nic tłumaczenie, że siatka za mała itd. Mogłeś zawieść ją do domu bez siatki... Cały wieczór jest bez brań. Ciekawe co przyniesie dzień następny?

Pojawiam się znowu o 16:00. Wędki do wody i czekamy... Ok. 19:00 kulki do wody. Gdy tylko skończyłem strzelać branie! Karp, piękny pełno łuski sazan. Ważył 4,95kg. Ok. 20:45 znowu branie! I znowu piękny Karp- królewski; ważył 3,5kg. Środa, godz 19:45 – potężne branie i karp 8.70kg. Czwartek- jestem o 16:00 na stanowisku. Od godz 17:00 do 20:30 osiem brań! Wszystkie ryby wyjęte! Waga od 3,5 do 9,5kg! Ryby oszalały- jadły mi prawie z ręki! Rzut, ustawienie zestawu i prawie natychmiast branie! Piątek- 16:00 jestem na miejscu. Pogoda się popsuła. Ciekawe co na to ryby? Trzy brania przekonały mnie, że jak się nęci to brania będą a pogoda może ma i wpływ na ryby ale nie na długotrwale nęcone.

Wszystkie ryby wypuszczałem czym zaskarbiłem sobie uznanie Prezesa mojego Koła PZW. Nawet nie musiałem wnosić opłaty na rok następny na łowienie ryb na Zalewie. Dodam, że limit karpia na Zalewie to dwie sztuki na dobę a wymiar 35cm. Od tamtego tygodnia minęło wiele lat. Zmieniły się technika, sposoby i moje spojrzenie na łowienie ryb. Nie jest problemem zakupić kulki, dipy, haczyki i inne niezbędne akcesoria. Ale wciąż pamiętam tamte ryby i całą otoczkę związaną z produkcją kulek, zdobywaniem różnych rzeczy potrzebnych do karpiowania. Wtedy łowiłem na wędki DAM 390cm/80g (teleskopy). Kołowrotki Cormoran Black Star LN30 1bb. Żyłka 0,30 DAM Tectan. Haczyki Kamatsu nr4. Dziś mogę powiedzieć, że jestem Karpiarzem przez duże K. Przez ten czas kilkukrotnie zmieniłem sprzęt ale zasada Złów i Wypuść oraz ostrożne obchodzenie się z rybami pozostała i tego chyba nie zmieni już nikt i nic.
Janusz JKarp
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 19.01.2016, 09:24
Janusz i Mateusz :thumbup:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Jędrula w 19.01.2016, 10:07
Janusz i Mateusz :thumbup:




Dokładnie  :thumbup:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: e-MarioBros w 19.01.2016, 10:10
Mateusz i Janusz: dzięki za opowieści. ;D
Czytanie tych tekstów i myślenie nad nimi to prawdopodobnie najfajniejsze chwile dzisiejszego dnia. ;)

Mateo: musisz ;) znaleźć czas na chociaż jeden nasz lokalny "mini-zlocik" - bo inaczej będziemy :'(
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Opos w 19.01.2016, 11:06
To teraz możne ja opowiem, jak zostałem wędkarzem :) W szkole podstawowej miałem w klasie 2 kolegów wędkarzy. Często chodziłem z nimi do sklepu wędkarskiego po szkole czy wyjeżdżałem do większego miasta po zakup sprzętu. Sam jednak nigdy nie łowiłem. Kiedyś pod wpływem jakiegoś dziwnego wewnętrznego zrywu poszedłem nad rzekę ze słoikiem i sznurkiem i łapałem kiełby :) Jak szybko się zerwałem, tak szybko zaprzestałem. 5 lat temu koledzy wpadli na pomysł, że może z braku pomysłów na spędzanie weekendu zaczną wędkować . Zakupili sobie proste zestawy wędkarskie na allegro i poszliśmy na glinianki. Znając ich zapał i mając w pamięci mój zryw, nie poddałem się ich pomysłowi. Chodziłem z nimi solidarnie i patrzyłem na ich porażki :) któregoś dnia Jeden z kolegów nie dał rady iść na ryby i dał mi wędkę żebym sobie porzucał chociaż. No i wtedy przepadłem :D Oczywiście długo nic nie złowiłem, ale z każdym wypadem jeszcze bardziej miałem hopla :) Ja wytrwałem do dziś, część z nich już nie jeździ już na ryby :P Mało tego, zaraziłem też swoja dziewczynę rybami :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: mjmaciek w 19.01.2016, 12:31
Mateo , Jkarp  :bravo: :bravo: :bravo: :beer:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: gregorio w 20.01.2016, 03:31
Mateusz super historia , bardzo przyjemny przekaz :bravo: :thumbup:
Janusz :bravo:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Luk w 20.01.2016, 08:05
Piękne historie Panowie!  :thumbup: :thumbup: :thumbup:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Kafarszczak w 20.01.2016, 08:20
Super fotki i super historie Panowie :thumbup:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: KaZuYa88 w 20.01.2016, 10:56
To jak zaczynałem to nic ciekawego , ale nigdy nie zapomnę jak byłem pierwszy raz na rybach "SAM" ... Dziewczyna o 6 rano mnie zostawiła i pojechała do pracy wiedzę miałem  bardzo słabą jako , że to był staw Koła Myśliwskiego w którym jest mój Ojciec opłata wynosiła 50 zł na  sezon a można łowić  od 30 marca do 30 września . Jeśli chodzi o samo  łowisko trochę zapomniana woda chyba 5 lat nie była wpuszczana ryba a bobry udomowiły się a plus taki , że presja wędkarska praktycznie żadna cisza i spokój  . Między czasie zobaczyłem galerie która była w domku myśliwskim  a tam amury  i karpie 14 , 16 kg zdięcia  były z 1988 roku  ... Poprosiłem ojca , żeby kupił Mi tą kartę-Karty wędkarskiej jeszcze nie miałem ... Ojciec wspominał , że nie jeden już wędkę tam stracił . Dobra dojdę już to setna ... Usiadłem na grobli zarzuciłem wędki ... Na haku kukurydza  po 2,3 ziarenka bez żadnego nęcenia ... Nagle widzę spławik się zanurza zacinam i tylko bach żyłka pęka ... Robię zestaw patrzę a druga moja wędka wystrzela jak z armaty ... Załamany dzwonie do kolegi mówię Waldek co jest i tłumacze a on do mnie chłopie a ty masz dobrze wyregulowany hamulec  mówię teraz już raczej nie sprawdzę , ale patrzę na 1szą wędkę i faktycznie na maXa ... Teraz myślę obejdę staw może gdzieś będzie moja zguba miałem szczęście , zaczepiła się o krzaki  i dzięki Bogu miała korek . Staw   ma  około 50 metrów szerokości a jest z 300 długi ... Rozebrałem się i do wody jeszcze między czasie telefon mi się skąpał ... Mokry , chłodny i do domu daleko ... Cóż robić zrobiłem zestawy ,,, Hamulce wyregulowałem  jazda i cooo do 3 razy sztuka spławik się zanurza zacinam siedzi Karpik ... Waga 3,800 cieszyłem się strasznie .  Od tamtej pory udało Mi się złapać tam kilkanaście karpi , ale waga nie przekroczyła nigdy 5kg . Gdzie te potwory w tym roku spróbuję na kulki , pellety  .. Fakt, faktem próbowałem już kulki , ale żadnych efektów tylko kukurydza działa .Wiem , że inny temat , ale może wy macie jakiś pomysł bo karpiarz ze mnie żaden  staw mały jak pisałem wyżej 50m szerokości około 300 długi dno MaX 1,5 metra muliste na środku wyspa po 2 stronie są pozwalane drzewa bo bobrach . Staw , można powiedzieć , że jest dziki nikt o niego nie dba , ale obcy nie mogą łowić ,, Ryba jaka występuje to karp , amur , lin , płoć , wzdręga , okoń , szczupak ... Sam kupiłem i puściłem kilka karpi i karasi niech rosną  ...

PW Slang  jaki pisałem , może nie jest profesjonalny tak napisałem jak umiałem a bajka oparta na faktach  .  :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: e-MarioBros w 20.01.2016, 11:13
Staw marzenie. Pogratulować.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 20.01.2016, 11:47
Marzę o takim łowisku... A z wpuszczaniem rybek to uważaj, bo możesz jakąś zarazę przywlec.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: KaZuYa88 w 20.01.2016, 13:45
W kwietniu nagram filmik z tego łowiska , może zasiadka  2 nocki tylko nauka i jeszcze raz nauka w przygotowaniu miejscówki z tyłu grobli jest mniejszy staw około 50m na 100m pięknie wyglądają te salta karpi . Jeszcze  jak drobnica w miarę słabo zeruje to miałem brania latem kukurydza moment była ściągana ... Próbowałem sztuczną , ale nie było ani jednego brania . W sumie to ani jednej nocki nie zrobiłem na tym łowisku i to był błąd .
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Tench_fan w 20.01.2016, 21:25
Jak zostałem wędkarzem.
Moje pierwsze wspomnienie wędkarskie, to rzeka Warta, bambusowa wędeczka i poławiane uklejki.
Miałem jakieś 5 może 6 lat. Nawet nie pamiętam czy wędkowałem z ojcem, czy też którymś z wujków ze strony mamy.

Późniejsze wspomnienia to okres szkoły podstawowej. Pamiętam że nie mogłem w nocy spać, gdy tato mówił że jedziemy na ryby ( soboty, bądź niedziele). Ranne wstawanie ( wcześnie jak na dzieciaka), uszykowane przed wyjazdem kanapki i ciepła herbata.
Jeździliśmy na Wartę w Gorzowie, ojciec łapał na grunt. Zestaw to przelotowy ciężarek "trumienka", a poniżej na sztywno tzw "telewizorek". Były to plastikowe wałki do kręcenia włosów z zasklepionym żyłką dnem. Starsi wędkarze pewnie pamietają ten patent.
W takim oto "koszyczku" płatki owsiane, bądź śruta. Na haczyku, przeważnie hodowane w komórce na węgiel, białe robaki.
Ja nie miałem wprawy w zarzucaniu wędką z kołowrotkiem, więc łapałem na bacika jakieś płotki , okonki, czy krąpiki. W którymś momęcie miałem już do dyspozycji 4-5m Germiny przywożone przez wójka (ze stron ojca) z NRD.
Ojciec na grunt łapał różne ryby, ale oczywiście największe wrażenie,  wywoływały na mnie leszcze i jazie. Wtedy też na tzw "dołach" (jakieś starorzecza, niestety nie wiem gdzie to teraz jest) złapałem swoją pierwszą "dużą" rybę - lina 0,65kg 32cm. Pamięta się oj pamieta :)
To był mój pierwszy i na kolejne 20 lat jedyny lin.

W okresie szkoły średniej uskuteczniałem tylko i wyłącznie wędkarstwo gruntowe. Ale tylko w okresie wakacji, które spędzałem u rodziny na podgorzowskiej wsi. Zestaw to opisywany już wcześniej "telewizorek". Płotki, krąpiki, okonki, kiełbie i kilka leszczy w granicach 1-1,3kg.
Jedyne jak dotychczas jelce. Jeden,jedyny raz złapałem 3 sztuki na białe robaczki.

Później praca, studia zaoczne i rozbrat z wędkarstwem na jakieś 10 lat z okładem.
Aż któregoś razu, bodaj w czerwcu 2010 pojechałem do wujka (tego od "Germin") nad jezioro, do domku wypoczynkowego.
Wykupiłem  3 dniowe pozwolenie (woda spółki rybackiej) i poszedłem z nim na ryby.
Nie miałem nawet własnego sprzętu. Wujo dał mi jakiś 3 lub 4m bacik, abym mu złapał płotek, czy krąpika na żywca. Kukurydza na hak i piękne płocie meldowały się co chwila. W którymś momęcie branie i zaczęła się "jazda" :D. Na zestawie zameldował się lin. Piękny prosiaczek ok 1,5kg, niestety nie miałem wagi. Pozostało tylko zdjęcie, więc to jest mój "nieoficjalny" rekord.

Od tej chwili wsiąkłem ponownie na amen :)
Poczułem blusa - bat i liny na haczyku, to jest to.
Kupiłem sobie baciki -zestaw 5,6,7m i poluję na czerwonookie, zielone "prosiaczki".
Z czasem nabyłem również feederki, w tamtym roku złapałem "modę na metodę".
Na razie kiepściutko, ale będę walczył dalej.

Co mi daje wędkarstwo : namiastkę szczęścia gdy życie mnie nie rozpieszcza, kontakt z przyrodą, gbyby tylko ludzie , wędkarze ! tak strasznie nie śmiecili nad brzegami.
Poza tym tą nutkę niepewności, cóż zamelduje się na haku ?
A może "dziś się wydarzy" ;) :fish: i przechytrzę jakąś okazową sztukę.

Uff sporo tego, mam nadzieję, że nie zanudziłem.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: zbyszek321 w 20.01.2016, 22:02
"Co mi daje wędkarstwo: namiastkę szczęścia gdy życie mnie nie rozpieszcza". Tench_fan bardzo mi się to spodobało.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: FilipJann w 21.01.2016, 01:46
Panowie, piękne historie :bravo:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: pawciobra w 21.01.2016, 14:37
Znam osoby, które wędkarstwem zarażały się powoli, stopniowo, podglądając innych wędkarzy nad wodą, a ja miałem te szczęście, że wędkarstwo w mojej rodzinie jest od zawsze. Wędkował dziadek, wędkuje ojciec, wujek, oraz kuzyni. Większość dzieciństwa wychowywałem się na wsi u babci oraz wuja, który ma do tej pory trzy stawy, na których stawiałem swoje pierwsze kroki ku wędkarstwu. Choć mieszkam do tej pory w mieście, to od zawsze ciągnęło mnie na wieś, a za czasów szkolnych zawsze czekałem na weekend, aby wsiąść na rower by przejechać te 9km. i weekend spędzić u babci, na rybkach ze swoimi jeszcze leszczynowymi wędkami ;D Piękne czasy, to były, gdy we trzech wyruszaliśmy na poczciwej WSce, gdy do malucha mogliśmy się pomieścić we czterech i spędzić nockę na rybach, a same opowieści ojca i wuja jakie kiedyś się ryby łowiło na chleb, pszenicę, korniki, bez zbędnych zanęt czy innych cudów, to można byłoby sobie pomyśleć, że niemożliwe. Tak u mnie, to wyglądało, a wszystko jest prawdą, która już nie wróci nawet gdyby się bardzo tego chciało...
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Ostry w 22.01.2016, 09:31
Zapędziłem się trochę i opisałem całą wędkarską ścieżkę jaką przeszedłem od początku, okraszając ją fotkami, mam nadzieje że nikogo nie urażą zdjęcia z domu ale w latach 90 miałem niewielkie pojęcie o C&R.

Swoją przygodę rozpocząłem bardzo wcześnie bo tata zabierał mnie na ryby jeszcze w wózku, pierwszy raz podobno jak miałem 4 lata oczywiście byłem pod opieką mamy bo raczej bym tylko przeszkadzał :)

Mieszkałem i wychowywałem się w Modlinie Twierdzy zabytkowej dzielnicy Nowego Dworu Mazowieckiego, nad rzekę miałem 5 minut na piechotę więc nad wodą spędzałem każdą wolą chwilę.
Wędkarstwo było u mnie w rodzinie od zawsze i bardzo się cieszę że zostałem zaszczepiony tą chorobą.

W sumie szczegółowo nie pamiętam pierwszych wypadów na ryby, zabierał mnie zarówno tata jak i dziadek bo również intensywnie wędkował. Na początku tak jak większość zaczynałem od leszczynowego patyka i polowania na ukleje, później była pierwsza bambusówka i w końcu żółty ciężki teleskop od ruska z targowiska ze złotym kołowrotkiem który na tamtą chwilę bym spełnieniem moich marzeń.
Z tamtych wypadów, nie wiem czy miałem 7 czy 8 lat najbardziej utkwiła mi w pamięci chwila gdy złowiłem swojego pierwszego okonia. Byłem nim tak zafascynowany że ten moment pamiętam do dziś. Po całej masie małych srebrnych rybek taki kolorowy pasiasty rozbójnik wywarł na mnie ogromne wrażenie. Już wtedy czułem ze wędkarstwo to będzie pasja na całe życie.

Wychowałem się w takich czasach że nie było jeszcze wszechobecnej elektroniki, wszyscy rówieśnicy z osiedla wędkowali, zdarzało się ze na pobliską fosę gdzie łowiliśmy karasie szliśmy ekipą ponad 10 chłopaków, niestety nikt z kolegów z tamtych czasów teraz nie wędkuje.

W ‘96 roku w wieku 12 lat wyrobiłem sobie legitymację członkowską i od tego roku regularnie opłacam składki po dziś dzień, od tego roku również rozpocząłem starty w zawodach wędkarskich organizowanych przez moje koło. Kilka razy z racji osiąganych wyników byłem nawet reprezentantem na zawodach okręgowych ale niestety w sprzęcie dzieliła mnie od czołówki przepaść.
W ‘98 roku starszy kolega pokazał mi czym jest wędkarstwo spiningowe, mój tata nigdy tak nie łowił. Spodobało mi się to tak bardzo że na następne lata wciągnął mnie bez reszty. Na początku łowiłem głównie okonie, na pierwszego szczupaka przyszło mi poczekać równo rok. Oprócz spinningu zdarzały się nocne wypady z gruntówkami i jeżeli aura pozwalała zimowe łowienie w przeręblu.
W tym okresie byłem tak zajarany że całe skromne kieszonkowe wydawałem w sklepie wędkarskim, kupowałem wszystkie gazety jakie były w kiosku ( w sumie to trwa do dziś) i prowadziłem krótkie notatki z wypadów w kalendarzu wędkarskim jaki co roku dostawałem od rodziców. Później zacząłem prowadzić zeszyty a dziś jest to plik excel’owy. To taki mój rodzaj pamiętnika.


W 2000 roku startowałem już w zawodach z seniorami bo juniorów w kole zostało tylko dwóch. Nieskromnie przyznam że w 2001 w wieku 17 lat byłem 2 w klasyfikacji generalnej seniorów i tym optymistycznym akcentem zakończyłem swoją przygodę z zawodami ale cały czas intensywnie wędkowałem głownie na spinning. Przeżywałem fascynację po kolei prawie wszystkim rybami jakie da się łowić tą metodą no może oprócz suma.
Przerobiłem opaskowe klenie i jazie, ganiałem szczupaki po starorzeczach, sandacze na główkach ale największą frajdę sprawiało mi łowienie boleni, nad brzegiem Wisły poznałem Pana Zdziśka który jako jedyny w tamtych czasach polował na te ryby, od niego dostałem pierwsze ołowianki i blaszki zrobione z trzonków od łyżeczek.
Jedyna rzeczą jakiej żałuje to że wtedy nie miałem aparatu ale wspomnienie pozostaną na zawsze.

W 2004 roku skończyłem Technikum Ochrony  Środowiska, poszedłem na studia, zacząłem pracę i poznałem moją obecną żonę także czasu na wędkowanie było dużo mniej, od 2005 do 2010 wędkarstwo zeszło trochę na drugi plan górę wzięła siłownia, imprezy, kolega wkręcił mnie w paintball i życie jakoś się toczyło, ale zawsze przynajmniej raz w miesiącu jechałem z tatą na ryby - to była taka nasza tradycja. 

W 2010 coś mnie tknęło i postanowiłem wrócić pełną gębą :) zmieniałem sprzęt na nowy dokupiłem przynęt i każdą wolną chwilę spędzałem nad wodą, miałem nawet zawsze wędkę w bagażniku gotową do akcji.
I tak trwało to do 2013 roku gdzie nabawiłem się kontuzji pleców, stało się to na tyle uciążliwe że po max 3 h spinningowania wchodził mi w plecy tak ból że musiałem kucać i przysiadać żeby jakoś mi przeszło.
Chcąc spędzać nad wodą więcej czasu od sezonu 2014 postanowiłem wrócić do metod stacjonarnych, cały ten rok upłynął mi na czytaniu, szukaniu nowych rozwiązań, kupowaniu i wymianie sprzętu i tak od zeszłego roku spinning stanowi już tylko około 30 % moich wypadów, przeważnie krótkich gdy uda się wygospodarować chwilę.
Gdy wybieram się na cały dzień lub nockę moim ulubionym narzędziem stał się feeder i od zeszłego roku szlifuje swoje umiejętności, tak trafiłem na filmy Luka i później na forum, w tym roku mam plan wrócić do korzeni do których zaczynałem, czyli do rzecznej przepływanki zwanej bolonką, plany są zobaczmy jak będzie z realizacją :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Ostry w 22.01.2016, 09:32
c.d. fotek
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Ostry w 22.01.2016, 09:33
c.d.
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mosteque w 22.01.2016, 09:40
Ostry, mega! :thumbup:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: gregorio w 22.01.2016, 21:33
Marcin bardzo miło się czytało :thumbup: :thumbup:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mateo w 23.01.2016, 01:28
Fajny opis Marcin!
Zachęcam kolegów do tworzenia opisów swoich historii :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: s7 w 23.01.2016, 07:42
Jakie to były fajne czaszy kiedy człowiek młody był :bravo:
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Radar w 23.01.2016, 08:37
Wędkowanie rozpocząłem w wieku 9 lat na obozie sportowym nad j. lubniewickim.
Trener i dwóch kolegów zaczęli łowić na pomoście pod wieczór.
Zaciekawieni jak im pójdzie obserwowaliśmy wszystko z brzegu ponieważ trener nie wpuścił nas na pomost żebyśmy nie robili hałasu.
Po obfitych połowach, paru chłopaków w tym ja, postanowiliśmy, że też będziemy wędkować.
Złożyliśmy zamówienie u starszyzny na zakupy w sklepie wędkarskim bo akurat jechali do miasta.
Po powrocie dostaliśmy żyłkę, paczkę haczyków (wypas jak na tamte czasy, Mustada) i spławiki. Oczywiście nikt nam nie wyjaśnił co i jak.
Mnie przypadł w udziale duży spławik, jak się później okazało rzeczny lub żywcowy bo reszta sama nie wiedziała do czego tak naprawdę służy.

Tego samego dnia wzieliśmy chleba z kolacji, za stołówką gdzie wylewane były pomyje ukopaliśmy czerwonych robaków i zaczęły się łowy.
Jako adepci sztuki wędkarskiej dostaliśmy od trenera miejsca (śmiech mnie teraz bierze) na początku pomostu przy brzegu.
Dopiero kiedy starsi schodzili mogliśmy przenieść się na ich miejsce.
No i połowiliśmy płoci i okoni. W moim przypadku kiedy spławik zrobił dwie fale na wodzie był to znak aby ciąć.
Wszystkie ryby trener kazał sobie przynosić do namiotu.
Po skończonej sesji, w nagrodę, trener "pozwolił" nam obrać te okonie bo płotkami zajęła się jego dziewczyna.

Jakież było nasze zdziwienie kiedy po ciszy nocnej przez zasznurowane poły namiotu wcisnęła się głowa trenera i ten kazał nam wyjść na zewnątrz.
Wszyscy myśleli, że będziemy jumpować za coś co wyszło po czasie.
A tu niespodzianka.
Trener usmażył ryby.
To były najlepsze ryby jakie jadłem. Smażone na zwykłym oleju (zapewne nie z pierwszego tłoczenia) i na stalowej patelni pożyczonej z obozowej kuchni.

Po powrocie do domu musiałem zakupić cały sprzęt.
Wędki kupiłem na Górniaku od Ruskich.
Spławikowa, 3 składy miała jakieś 3.3 m i ugięcie chyba z 30 lb oraz sipinning 2.4 m na którego mógłbym teraz sumy ciągnąć.
Kołowrotek Balzera jak i całą resztę sprzętu dokupiłem w sklepie na Legionów (dawniej Obrońców Stalingradu). Ten sprzęt mam do dzisiaj.
Później już obowiązkowym wyposażeniem na każdy obóz letni (Sieraków lub Lubniewice) był sprzęt wędkarski.
Dużo tam łowiliśmy, szczególnie w Lubniewicach. Głównie okonie, płocie i węgorze.

Kartę wędkarską wyrobiłem późno bo w wieku 14 lat pod wpływem impulsu kiedy jechałem na pare dni nad Jeziorsko.
Tam niestety dużo nie połowiłem.

Później nastąpił rozbrat z wędkarstwem aż do roku 2012 kiedy to widząc jak teściu przynosi ryby do domu co sobotę lub czasami w tygodniu, postanowiłem, że spróbuję znowu.
Opłaciłem kartę, pożyczyłem od niego sprzęt i nad wodę.
Początki były mizerne. Jedna, dwie ryby na sesję. Głównie na spławik.

Wiedziałem natomiast, że znów łyknąłem bakcyla.
Skompletowałem sprzęt do spławika i do feedera no i się zaczęło.
Co sobotę byłem na rybach poprawiając wyniki.
Teściowi i jego ojcu dorównać jednak nie mogłem.
Oni łowili po kilkanaście ryb na sesję, a ja niestety kilka, choć zdarzało się, że schodziłem o kiju.

Zacząłem więc łowić szczupaki i tutaj moje patenty okazały się kluczowe.
Była to sprężyna do gruntu nabita chlebem i umieszczona pod spławikiem lub żywiec na helikopterze, a na dnie koszyk z zanętą płociową.

Przełom nastąpił kiedy trafiłem na filmy Luka opisujące method feeder, to był 2015r.
To było to.
Kupiłem podajniki, trochę zanęty do feedera i kulki 10 mm.
Nagle zacząłem łowić masę ryb.
Zaciekawiony teściu coraz częściej mnie podpatrywał, aż w końcu poprosił aby i jemu zakupić sprzęt do methody.

Jeszcze nie przemógł się do łowienia na sztywno bo cały czas uważa, że ryba musi mieć "lekko".
Myślę jednak, że przełom (w jego przypadku) nastąpi już w tym roku bo dysproporcja poławianych ryb sięgała kilkukrotności na moją korzyść w ubiegłym sezonie.
Złowiłem również największą rybę jaką był karp 5 kg.

Teraz już całkowicie popłynąłem w methodę i jej oddam się w 2016 r.

Pozdrawiam i do zobaczenia nad wodą.

Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Bolo w 09.02.2016, 22:04
Witam
Pamiętacie swoje początki, ciekawe jak rozpoczęła się wasza przygoda z wędkowaniem

 Zacznę od siebie: 
 Było to dość sporo czasu temu imałem około z 5 - 7 lat ( czyli ze 28-30 lat temu) byliśmy na Mazurach, ojciec z wujkiem mieli iść do sklepu który był po drugiej stronie jeziora zrobić zakupy na wieczorne ognisko, szybsza droga była przez jezioro pamiętam ze zabrali mnie i brata na łódkę, taka starą wiosłowa była tak duża ze tylko we dwójkę się tam zmieściliśmy i zakupy a oni płynęli za łódką nas pchając, bujali nami miałem niezłego stracha  pierwszy raz na łódce więc pamiętam :P
  w każdym razie jak już udało się dotrzeć w sklepie po za artykułami spożywczymi były jakieś akcesoria wędkarskie, coś tam kupili
po powrocie wujek zawołał nas i uciął dwa kawałki jakiś gałązek nie wiem ile miały z 1,5 do 2 m to max dał nam kijki w rękę, chodził czy damy rade utrzymać były ciężkawe
 zaczepił na nich żyłkę i spławik, pamiętam jak dziś był tak ładnie pomalowane czarno, czerwono, biała kuleczka ze styropianu i patyczek przechodzący przez środek jak od lizaka z czerwoną końcówką fajnie się prezentował
  zabrał kijki powiedział abyśmy jutro rano wstali
następnego dnia złowiłem swoją pierwszą rybkę była to płoteczka i chyba uklejka oczywiście byłem mega zadowolony :)
 
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Mateo w 09.02.2016, 22:15
Bolo, pozwoliłem sobie scalić założony przez Ciebie wątek z innym, w którym właśnie opisujemy swoje historie wędkarskie :)
Tytuł: Odp: Jak zostałem wędkarzem, czyli nasze wędkarskie historie
Wiadomość wysłana przez: Bolo w 10.02.2016, 15:10
Bolo, pozwoliłem sobie scalić założony przez Ciebie wątek z innym, w którym właśnie opisujemy swoje historie wędkarskie :)
Spoczko i dzięki w sumie moja wina bo przed naskrobaniem nie za dość dobrze się rozejrzałem jak widać :)