Spławik i Grunt - Forum
NAD WODĄ => Tematy mniej lub bardziej związane z wędkarstwem => Wątek zaczęty przez: 19SG98 w 24.04.2025, 19:46
-
Wędkując w zeszłym tygodniu na jednym z okolicznych jezior, miałem okazję spotkać jednego ze starszych miejscowych. Korzystając z okazji wypytałem go łowisko; głębokość, dno itp. Jako że ludzie starsi, z racji wieku bądź najpewniej samotności, mają tendencje do "wygadywania się" toteż przez następne kilka godzin słuchałem anegdot, mądrości, historii i historyjek z całego pewnie życia. Nie wypada być nieuprzejmym, innej miejscówki szukać mi się nie chciało, tak więc potakiwałem i udawałem że słucham, ugryzłem się też w język widząc że Pan ryby prosto z siatki załadował do reklamówki.
Z wszystkich tych jego opowieści dziwnej treści, do refleksji skłoniła mnie jedna: jezioro na którym obaj łowiliśmy w najgłębszym miejscu teraz miało +/- 2 metry głębokości. Z tego co mówił kiedyś miało dwa razy tyle, zajmując jednocześnie znacznie większą powierzchnie. Dziś pełno na nim wzdręg i płoci, a i pewnie kilka linów też by się znalazło. Z tego co mówił mój rozmówca kiedyś pływały w nim okazy, zdarzały się węgorze i karpie. I jasne pewnie to efekt różowych okularów, mówienia "kiedyś to było a teraz to nie ma", natomiast wydaje mi się że coś jest na rzeczy.
Nie wiem jakie zdanie na temat zmian klimatycznych macie, natomiast myślę że nikt nie będzie się ze mną kłócił jeśli powiem że w Polsce latem jest coraz cieplej a zimy są coraz łagodniejsze.
Jeśli w najbliższej przewidywalnej przyszłości tendencja ta ma się utrzymać, czy nie warto byłoby zastanowić się nad introdukowaniem do naszego kraju nowych gatunków ryb? Takich które lepiej znosiłyby panujące warunki i zapełniłyby pustkę w miejscach gdzie rodzime gatunki zniknęły ?
-
Ja z żalem obserwuję jak z roku na roku Dunajec "wysycha" i znikają moje miejscówki, na których łowiłem sandacze, klenie, bolenie. Na stawach zaś stare miejscówki zarastają i nie da się na nich łowić. Na moim ulubionym "bajorze" gdzie największą przyjemnością było łowienie linów na spławik, od kilku lat zagościł sumik amerykański i całkowicie obrzydził mi łowienie na spławik w tym miejscu. Z sentymentem wspominam czasy młodości, kiedy na ryby jeździło się jeszcze rowerem. Była woda w rzece i ryb jakoś więcej.
-
No ale co masz na myśli pisząc " zmiany klimatu " ? To szerokie pojęcie . Klimat jest zmienny , był i będzie . Mam wrażenie że teraz jest modnym chłopcem do bicia , gdzie możemy wrzucić i przykryć nasze zaniedbania .
Jest na tubce taki kanał " wolne rzeki " chyba , polecam naprawdę gościa . Narobiliśmy sami gnoju , topiąc miliony w melioracji, przekształcaniu rzek , budowlach hydrotechnicznych i milionów innych głupich acz zawsze kosztownych imprezach i zbieramy owoce .
Ja nie jestem jeszcze dziadkiem ale już nie tak dużo mi brakuje . Z własnych doświadczeń/ obserwacji stwierdzam że rybostan na tych akwenach na jakich wędkuje ma się gorzej , dużo gorzej niż przykładowo w latach 90 ub . wieku .
Ma na to wpływ wiele czynników, klimat postawiłbym w spokoju .
U mnie decydujacą rolę odgrywa: zanieczyszczenia wody przez przemysł , kopalnie , ścieki , spusty legalne i nielegalne , betonowanie brzegów , prostowanie koryta , bezsensowne ostrogi , niepotrzebne opaski , przegrody itd . To jeśli chodzi o Odrę .
Na mniejszych zbiornikach , stawach , niewątpliwie głównym czynnikiem jest rosnąca presja wędkarska , gdzie te przysłowiowe dziadki ale też sebixy wszelkiej narodowości rżną wszystko co pływa .
Jeszcze nigdy w moich okolicach nie łowiło tyle osób co dziś .
30 lat temu spotkać wędkarza w dzień nie weekendowy nad wodą to nie była prosta sprawa, dziś w dni powszednie wędkuje tyle osób co niegdyś w wakacyjny weekend.
Także zostawmy klimat . Mamy i możemy zrobić sporo , tylko trzeba pomyśleć jak to osiągnąć. Ja nie wiem , ale może są tu mądrzejsi .
-
Stawy zarastają w naturalnym procesie ich starzenia się i obumierania. Każdy staw ma swoją żywotność która przyspieszyć potrafią ludzie poprzez swoją działalność zewnętrzna i brak utrzymywania zdrowej równowagi w przyrodzie (też podwodnej przede wszystkim)
Zmiany dna zbiorników wodnych są u mnie na Śląsku czymś zupełnie normalnym. Grunt pracuje i przechyły terenu jakie powstają potrafią zmienić kształt oraz dno w zbiornikach. Na ogól nie są to procesy nagłe, raczej rozciągnięte w czasie ale potrafią na wskutek działania kopalni przebiegać bardziej dynamicznie.
W kwestii zarybień obcymi gatunkami ryb (kolejnymi) wolałbym eliminować ryby pokroju sumika, japońca czy nadmiarowa ilość karpia/amura kosztem powrotu do korzeni czy postawieniem na karasia pospolitego, lina, płoci czy leszcza (adekwatnie do zbiornika).
A co myślę o ociepleniu klimatu? Osobiście cieszę się że pierwszy raz od długich lat miałem okazję w końcu jak za dzieciaka w lany poniedziałek pobiegać na dworze z pistoletem na wodę, a nie chodzić w czapce i szaliku :)
-
. Jeśli w najbliższej przewidywalnej przyszłości tendencja ta ma się utrzymać, czy nie warto byłoby zastanowić się nad introdukowaniem do naszego kraju nowych gatunków ryb? Takich które lepiej znosiłyby panujące warunki i zapełniłyby pustkę w miejscach gdzie rodzime gatunki zniknęły ?
Nie warto bo takie eksperymenty były już robione w wielu miejscach na świecie i niezwykle rzadko z pozytywnym skutkiem. W XIX wieku sprowadzono do Australii króliki do polowań. Sumik karłowaty został sprowadzony do hodowli towarowej. Barszcz Sosnowskiego jako pasza dla zwierząt. Trzy pierwsze z brzegu przykłady nieudanej introdukcji.
-
Ale ziemniaki, kukurydza i pomidory to przykłady udanej ;)
Edit: no i konie w Ameryce też. Pewnie wielu teraz się zdziwiło;)
-
Co do węgorza, to przypomnę, że za komuny zarybiano nim na potęgę, był to towar eksportowy między innymi, dzięki któremu pozyskiwano tak cenne dewizy (Polska musiała spłacać długi Gierka, przez nałożone sankcje po stanie wojennym, było ciężko, dlatego liczyło się pozyskiwanie waluty). Dlatego wielu z nas pamięta ich sporą ilość. Uważam, że warto znów nim zarybiać, jednak musi być to gatunek chroniony, gdyż jest zagrożony wymarciem. Co do innych gatunków, to lepiej nie ryzykować. Sprawą czasu jest kiedy karp zacznie się rozmnażać w naszych wodach, obecnie jest zbyt zimno aby tarło zakończyło się sukcesem, jednak są już zbiorniki, gdzie się to udaje (jak Dzierżno Duże). WIększa ilość karpia będzie wypierać inne gatunki.
Wg mnie wystarczy utrzymać to co mamy, i tak jest duża różnorodność. Należy wspierać gatunki które zanikają, jak karaś pospolity czy lin. Obserwuję to w UK, jak karp wypiera te gatunki. Wiele wód zarybionych karpiem traci populacje takiego lina i karasia. Na rzekach też nie jest super, bo z racji ocieplania się klimatu spowodowanego działalnością człowieka, ochroną przeciwpowodziową, melioracją, spada przepływ w rzekach, są coraz częściej regulowane. To oznacza coraz słabsze tarło takich gatunków rzecznych jak brzana, świnka, certa itd. Można je wspierać mądrymi zarybieniami lub pomocą poprzez budowanie krześlisk. Należy edukować, tak aby nie dawać się zdominować tych co chcą karpia wszędzie i w wielkiej ilości, lub takich co chcą go usuwać (wtedy inne gatunki będą tępione). Trzeba to wypośrodkować jakoś :)
Na pewno widać, że polskie wody są coraz rybniejsze. Drastycznie zmniejszająca się liczba wędkarzy, wzbogacanie się społeczeństwa jak i mniejsza liczba ludzi z mentalnością nabytą w PRL sprawia, że jest lepiej. Wg mnie nie należy robić już żadnych introdukcji ale pilnować, aby utrzymać to co mamy :)
-
Lucek, dwie kwestie.
1. Karp już się u nas rozmnaża.
2. Jeśli węgorz ma być u nas chroniony, to zarybianie nim ma sens logiczny tylko w rzekach, z których on może się dostać do morza. Czy raczej na odcinkach rzek... A zarybiane kiedyś były jeziora i inne zbiorniki. Oczywiście piszę ogólnie o sensie ekonomicznym i ekologicznym. Dla frajdy wędkarzy to pewnie - wszędzie można go wpuszczać.
-
Ale ziemniaki, kukurydza i pomidory to przykłady udanej ;)
Edit: no i konie w Ameryce też. Pewnie wielu teraz się zdziwiło;)
Przypomnij mi gdzie w Europie można spotkać dziko rosnące pomidory, ziemniaki lub kukurydzę. Wszystkie te rośliny zostały sprowadzone jako formy uprawne które nie przetrwają w środowisku naturalnym.
Konie zostały sprowadzone jako zwierzęta udomowione. Podobnie świnie i bydlo domowe.
-
No ale różne gatunki też dziko się nie rozmnażają. Jak amury czy karpie - oczywiście piszę o czasach, gdy je sprowadzano. Zmiany klimatu, które sprawiły, że zaczynają to u nas robić, to kwestia 20 ostatnich lat, więc pomińmy to w dyskusji. Mamy obecnie też u nas strusie, lamy czy alpaki.
To są przykłady przeciwne do Twoich złych, w których gatunek po introdukcji stał się inwazyjny.
Do Ameryki sprowadzono zwierzęta udomowione, a potem one stały się mustangami (dzikie konie) czy dzikimi świniami, które choćby z dzikami się krzyżują (albo nawet w ogóle stały się dzikami, bo wcześniej ich tam nie było - nie chce mi się sprawdzać).
Pełno jest przykładów w jedną i w drugą stronę. Króliki w Australii kontra konie w Ameryce. I tak dalej i dalej...
-
Dlatego każdy gatunek trzeba rozpatrywać indywidualnie i sprowadzanie dla polowań lub połowów nie powinno mieć miejsca.
-
Ma na to wpływ wiele czynników, klimat postawiłbym w spokoju .
U mnie decydujacą rolę odgrywa: zanieczyszczenia wody przez przemysł , kopalnie , ścieki , spusty legalne i nielegalne , betonowanie brzegów , prostowanie koryta , bezsensowne ostrogi , niepotrzebne opaski , przegrody itd . To jeśli chodzi o Odrę .
Na mniejszych zbiornikach , stawach , niewątpliwie głównym czynnikiem jest rosnąca presja wędkarska , gdzie te przysłowiowe dziadki ale też sebixy wszelkiej narodowości rżną wszystko co pływa .
Jeszcze nigdy w moich okolicach nie łowiło tyle osób co dziś .
30 lat temu spotkać wędkarza w dzień nie weekendowy nad wodą to nie była prosta sprawa, dziś w dni powszednie wędkuje tyle osób co niegdyś w wakacyjny weekend.
Także zostawmy klimat . Mamy i możemy zrobić sporo , tylko trzeba pomyśleć jak to osiągnąć. Ja nie wiem , ale może są tu mądrzejsi .
Jak pamiętam lata 90 to zanieczyszczenia, ścieki, prostowanie, betonowanie było na niewyobrażalnie większym poziomie niż obecnie. Tak jak presja 30 lat temu. Po prostu skupiska dużych miast sprawiają takie wrażenie. Do tego dochodzi, że wszystkie stawy, cegielnie, żwirownie kopane w dawnych latach obecnie dogorywa a nowych nie przybywa więc presja skupia się na tym co jest dostępne. I co najważniejsze rok w rok miałeś na wiosnę rozlewiska w których ryby mogły bez problemu odbywać tarło i woda schodziła dopiero w maju. Miałeś na każdych łąkach, polach zadbane rowy, kanały pełne wody w których tarły się ryby. Wszędzie można bolo łowić ryby i mimo, że więcej było wędkarzy byliśmy porozrzucani po różnych wodach.
Obecnie przez klimat nie ma od kilku ładnych lat wylewów. Sprzęt wędkarski, kłusowniczy jest teraz zdecydowanie łatwiej dostępny i bardziej precyzyjny i jak zachwialiśmy tym wszystkim populację ryb, to ciężko teraz żeby ryby się odrodziły.
-
Ma na to wpływ wiele czynników, klimat postawiłbym w spokoju .
U mnie decydujacą rolę odgrywa: zanieczyszczenia wody przez przemysł , kopalnie , ścieki , spusty legalne i nielegalne , betonowanie brzegów , prostowanie koryta , bezsensowne ostrogi , niepotrzebne opaski , przegrody itd . To jeśli chodzi o Odrę .
Na mniejszych zbiornikach , stawach , niewątpliwie głównym czynnikiem jest rosnąca presja wędkarska , gdzie te przysłowiowe dziadki ale też sebixy wszelkiej narodowości rżną wszystko co pływa .
Jeszcze nigdy w moich okolicach nie łowiło tyle osób co dziś .
30 lat temu spotkać wędkarza w dzień nie weekendowy nad wodą to nie była prosta sprawa, dziś w dni powszednie wędkuje tyle osób co niegdyś w wakacyjny weekend.
Także zostawmy klimat . Mamy i możemy zrobić sporo , tylko trzeba pomyśleć jak to osiągnąć. Ja nie wiem , ale może są tu mądrzejsi .
Jak pamiętam lata 90 to zanieczyszczenia, ścieki, prostowanie, betonowanie było na niewyobrażalnie większym poziomie niż obecnie. Tak jak presja 30 lat temu. Po prostu skupiska dużych miast sprawiają takie wrażenie. Do tego dochodzi, że wszystkie stawy, cegielnie, żwirownie kopane w dawnych latach obecnie dogorywa a nowych nie przybywa więc presja skupia się na tym co jest dostępne. I co najważniejsze rok w rok miałeś na wiosnę rozlewiska w których ryby mogły bez problemu odbywać tarło i woda schodziła dopiero w maju. Miałeś na każdych łąkach, polach zadbane rowy, kanały pełne wody w których tarły się ryby. Wszędzie można bolo łowić ryby i mimo, że więcej było wędkarzy byliśmy porozrzucani po różnych wodach.
Obecnie przez klimat nie ma od kilku ładnych lat wylewów. Sprzęt wędkarski, kłusowniczy jest teraz zdecydowanie łatwiej dostępny i bardziej precyzyjny i jak zachwialiśmy tym wszystkim populację ryb, to ciężko teraz żeby ryby się odrodziły.
Słabo pamiętasz i sam sobie przeczysz .
Mylisz ścieki przemysłowe, które zawierały najczęściej metale ciężkie ołów kadm rtęć , bezwzględnie toksyczne po uzyskaniu odpowiedniego stężenia ze ściekami komunalnymi które są główną przyczyną przeżyznienia wody prowadzącego do zakwitów i wybuchów populacji m.in algi ale nie tylko .
Zdarzały się katastrofy ekologiczne np. zatrucie Odry czeskim mazutem , zdarzały się miejscowe zatrucia substancjami ropopochodnymi ale jednak m.in przez zacofanie infrastruktury po komunistycznej ( brak kanalizacji burzowych , sanitarnych) wody nie były zanieczyszczone w takim stopniu ściekami komunalnymi czy mówiąc wprost...gównem .
We Wrocławiu jeszcze chyba w 21 wieku ścieki z połowy miasta były wywożone na pola irygacyjne na Osobowicach. W mniejszych miejscowościach myślę że jeszcze dłużej .
Nie twierdzę oczywiście że ryby z wysokim stężeniem kumulacyjnym ołowiu czy kadmu były zdrowe , pewnie że nie , jednak najczęściej z tego powodu nie zdychały .
Wszelkie inne twoje argumenty są równie absurdalne ," czyste rowy"
No proszę ...jeśli były czyste , drożne to dobrze pełniły swoją funkcję czyli odwadnianie . To chyba jest logiczne . Odwodnienie służy środowisku czy nie ?
Budowle hydrotechniczne ? Chyba mylisz lata 90 z 70 i gospodarka Gierka . Długo by pisać .
-
Szkodliwość ścieków jest tym większa, im mniej wody w rzece, ale to nie ścieki odpowiadają za dramatyczne niżówki czy brak/mizerię wiosennych przyborów - to w przeważajacej mierze skutki bezśnieżnych zim, przedłużających się okresów suszy i rosnącego odsetka dni upalnych, czyli przejawów zmian klimatycznych, o których skądinąd regularnie przypomina przywołany wcześniej gość z kanału/fundacji "Wolne Rzeki".
-
Wyglada na to, że na wschodzie żyliśmy nie aż w tak zacofanych warunkach jak wy na zachodzie kraju ??? ???
Faktycznie nie mam pojęcia o czym piszę, bo te wszystkie fabryki, zakłady, wytwórnie których od lat nie ma to one na ksiezyc wysyłały swoje odpady i ścieki :facepalm: :facepalm:
Waki sposób chcesz teraz zatrzymać wodę? A w jaki sposób bobry magazynują wodę? Widać jakie jest Twoje pojęcie w temacie skoro rowy traktujesz tylko jako odwodnienie terenu. Wytłumacz czemu cały rok w tych rowach i rzekach utrzymywał się wysoki poziom wody. Może i u ciebie za gierka tym się zajmowano, ale u mnie jeszcze na początku lat dwutysięcznych pomagaliśmy dla kumpla dziadka pilnować tamy i zastawki żeby zatrzymać wodę.
-
Rozlewiska i woda rowach to była woda z topniejącego śniegu i wiosennych opadów, których teraz praktycznie nie ma. U mnie na zbiornikach na wiosnę był stan jak w środku lata w najgorsza suszę, a powinna się woda prawie przez brzegi przelewać...
-
Rozlewiska i woda rowach to była woda z topniejącego śniegu i wiosennych opadów, których teraz praktycznie nie ma. U mnie na zbiornikach na wiosnę był stan jak w środku lata w najgorsza suszę, a powinna się woda prawie przez brzegi przelewać...
No tak. Tylko kiedyś lepiej, gorzej ale dbano o to. A teraz te pier... wody polskie potrafią nie odpisywać. Samorządy chcą we własnym zakresie działać, składają pisma a Ci olewka.
-
O rzekach mało się wypowiem ale w latach 70-tych woda do wodociągu z Odry po oczyszczeniu jechała fenolem. Ryb z Warty lepiej było nie jeść. Poprawiło się znacznie, wody są czystsze.
Natomiast na małe, zamknięte zbiorniki zmiany klimatyczne mają duży wpływ, szczególnie w Wielkopolsce, która stepowacieje bardzo szybko, obniża się dramatycznie poziom wód. Na komercyjnych stawach, na których łowię poziom wody w ciągu ostatnich 10 lat spadł o 1-1,5 m
-
Wyglada na to, że na wschodzie żyliśmy nie aż w tak zacofanych warunkach jak wy na zachodzie kraju ??? ???
Faktycznie nie mam pojęcia o czym piszę, bo te wszystkie fabryki, zakłady, wytwórnie których od lat nie ma to one na ksiezyc wysyłały swoje odpady i ścieki :facepalm: :facepalm:
Waki sposób chcesz teraz zatrzymać wodę? A w jaki sposób bobry magazynują wodę? Widać jakie jest Twoje pojęcie w temacie skoro rowy traktujesz tylko jako odwodnienie terenu. Wytłumacz czemu cały rok w tych rowach i rzekach utrzymywał się wysoki poziom wody. Może i u ciebie za gierka tym się zajmowano, ale u mnie jeszcze na początku lat dwutysięcznych pomagaliśmy dla kumpla dziadka pilnować tamy i zastawki żeby zatrzymać wodę.
Niepotrzebnie wymieniacie ciosy, bo obydwaj macie rację. Bo nic nie jest tu oczywiste, gdyż wiele zależy od rejonu Polski.
Ale przede wszystkim - dlaczego ryb jest coraz mniej? To proste, sprawa podstawowa to niedorzeczna polityka rybacka, oparta o zarybienia. Wprowadzono ten sam, idiotyczny schemat, mocno korupcyjny. Zamiast skupić się na ochronie tarła naturalnego i tarlaków, położono nacisk na zarybienia, które odbywają się w cyklach 10-letnich głównie, bo na tyle daje się operat. NIektórzy twierdzą, że połowa operatów była wydawanych na podstawie 'projektów', gdzie dany ichitolog nie widział nawet wody. I tu najistotniejsza rzecz. Ustalono, na podstawie danych z rzyci, ile trzeba zarybiać co rok, jakimi gatunkami, i nic się z tym praktycznie nie robiło. Czyli wędkarze odławiają dużo więcej niż raportują, spada ilość ryb podchodzących do tarła, a uzupełnienia sa na tym samym poziomie. Brak drapieżnika powoduje większą ilość drobnicy, karłowacenie, ta znów drobnica to większy problem z zakwitami. I mamy schemat jak odrybia się wodę. Naukowcy z IRŚ, którzy stali za tą 'strategią', zazwyczaj bronili jej, bo na tym robili karierę, tytuły, dostawali nagrody. To jak z piramidą finansową, której twórcy głoszą, że jest OK, pomimo coraz większej zapaści.
Kolejna rzecz to zarybienia karpiem. Gdyby nie to, że karpia odławia się tak mocno po zarybieniu, wyrządziłby znacznie większe szkody. Bo nie tylko sposobem żerowania zmienia zbiorniki (np powodując mętność wody zmniejsza się przenikalność światła, co ma wpływ na rośliny, jak tych jest mniej, to wiele gatunków ma gorsze warunki przeprowadzania tarła etc). Oczywiście nie wszędzie jest tak samo, bo podstawą jest ilość karpia. Takie Czechy nie mają praktycznie jezior, to kraj gdzie są rzeki, stawy, wyrobiska, zaporówki, u nas jednak mamy trzy pojezierza i tysiące jezior, więc wprowadzanie tam nadmiernej ilości karpia nie musi być najmądrzejszą rzeczą. Gdy karpia będzie więcej, będzie ujemnie wpływał na inne gatunki, jak lin lub karaś. W UK karaś pospolity praktycznie zniknął ze zbiorników, a stało się to za sprawą introdukcji karpia właśnie. Gdyby nie pojedyncze zbiorniki lub zarybienia nim, byłby praktycznie zniknął zupełnie.
Na rzekach sprawa jest zgoła inna, bo chodzi o to, że rzeki zwolniły, gdyż je zaczęto regulować, budować zaporówki. Słaby przepływ powoduje zmniejszenie się skuteczności tarła naturalnego, dlatego takiej brzany w Dunajcu jest wielokrotnie mniej niż dawniej. Jeżeli żwirowe dno pokryte zostanie warstwą osadu, skuteczność tarła spada wielokrotnie. DO tego znowu problemem jest rybackie podejście do gospodarowania wodami. Zarybienia sa znów ustalane raz na 10 lat, podczas gdy często są zatrucia czy przyduchy. Należałoby więc odpowiednio zadziałać, czyli zmniejszyć zabieranie ryb, aby mogły się odrodzić, lub ewentualnie więcej zarybić, ale tego praktycznie nie ma. Do tego zarybia się na potęgę np. jaziem, który będzie pożerał ikrę i wylęg innych ryb lub sumem. Sum miał do pewnego momentu najdłuższy okres ochronny, największy wymiar ochronny plus najmniejszy limit. I mógł robić spustoszenia, bo coś musi jeść przecież. Dlatego to było i często jest postawione na głowie. A wszystko rozbija się oczywiście o niewydolny system kontroli wędkarzy i raportowania ilości odławianych ryb.
No i presja wędkarska, która jest spora, i gdzie nastąpiła rewolucja w metodach połowu ryb. Nie dość, że sprzęt wędkarski potaniał, to jest wręcz doskonały, na dodatek mamy wszelkiej maści wynalazki jak sondy czy echa, które dają rybom coraz mniej szans. I tu należy przede wszystkim pokazać, że największym problemem jest brak szczupaka. Najważniejszy gatunek jest wciąż tępiony, a początek maja czy już raczej koniec kwietnia, to początek okresu, gdzie przez dwa, trzy tygodnie wybija się setki ton tego gatunku. To dlatego mamy tyle kormorana właśnie, bo w naturalny sposób zastępuje on szczupaka właśnie. Trafia na warunki, gdzie jest masa pokarmu (drobnicy), dlatego rozmnaża się w takim tempie (gdy jest masa pokarmu, pary mają więcej młodych). Problem zaczyna się robić palący na zimę, gdy jeziora zamarzają i kormoran rusza w poszukiwaniu miejsc do zimowania. W przejrzystej, z powodu temperatury wody, robią masakrę. Bardzo często po zarybieniach. I tu znów niechlubną rolę pełni IRŚ, który znalazł w kormoranie głównego winowajcę, i przykrywał swoją rolę w destrukcji rybostanu polskich zbiorników. Jak się okazało, wcale nie byli chętni do współpracy z ornitologami, którzy wskazywali na to, zę odstrzał to walka ze skutkami problemu a nie jego przyczynami. A tu znów trzeba zrozumieć, że rybacy w Polsce żyli głównie z odłowu węgorza. Jednak ten gatunek ginie, dlatego zarybianie larwami węgorza stało się tak drogie i przestano ładować takie jego ilości. Momentalnie zwiększyło to presję na inne gatunki, gdzie głównie szczupak jest jest odławiany (sandacz nie żyje normalnie w większości jezior z rybakami). I dlatego zmasakrowano szczupaka, co spowodowało pojawienie się masy drobnicy, a to znów skutkowało takim wzrostem liczebności kormorana. IRŚ to instytut rybacki, więc chroni rybaków i ideę 'żywienia narodu' za pomocą ryb, stąd przymykanie oczu na wiele procederów jakie mają miejsce pośród rybaków śródlądowych. Ochrona szczupaka mogłaby oznaczać plajtę większości rybaków, a co za tym idzie likwidację samego IRŚ. Dlatego tak tuszuje się prawdziwy powód, dla którego opustoszały polskie wody. I najlepszym dowodem jest to, że wszystkie inne kraje wokół Polski mają wiele ryb, pomimo podobnych problemów. Ale tylko u nas jest dyktat 'zrównoważonej gospodarki rybackiej'. Oczywiście tutaj winę ponoszą zarówno naukowcy, rybacy jak i pazerni wędkarze.
A to co pisze Modus jest mega istotne dzisiaj właśnie. Susze spowodowane zmianą klimatu (za którą odpowiada działalność człowieka) i polityką antypowodziową sprawiły, że ilość ścieków w wodach jest zbyt duża. O ile następuje samooczyszczanie się, czyli oczyszczalnie ścieków robią robotę, to inne ścieki nie są odpowiednio rozcieńczane. Dlatego o wiele łatwiej o zakwity sinic, alg, łatwiej zatruć wodę chemikaliami. A tu stężenie jest bardzo ważne. Dlatego zrzuty ścieków kopalnianych doprowadziły do kataklizmu na Odrze, w zeszłym roku na Kłodnicy i Dzierżnie Dużym. Dawniej było bowiem więcej wody w rzece, co rozcieńczało solankę. A mamy coraz większe upały, coraz więcej zaporówek, na maksa melioruje się, co powoduje kurczącą się naturalną retencję.
Dzisiaj wiele tych problemów cały czas występuje, nakładają się na siebie co gorsza. Presja wędkarska się zmniejsza, zwiększa się świadomość wędkarzy, co jest pozytywne, jednak mamy kolejne złe warunki dochodzące. Dlatego poprawa może następować na wodach stojących, jeziorach (tych głębszych), jednak gorzej będzie na rzekach i wodach płytkich, które mogą być dotknięte suszami bardzo mocno.
-
Lucek, dwie kwestie.
1. Karp już się u nas rozmnaża.
Michał, piszesz jakby było to normalne i na każdej wodzie, zapewniam, że tak nie jest jeszcze. Karp jeżeli zacznie się rozmnażać na rzekach, może wytępić wiele innych gatunków. Póki co robi to na płytszych zbiornikach. Ale przy obecnych stanach wody i temperaturach wszystko jest możliwe. Jednak jak pojedziesz do Francji, to tam zobaczysz jakie spustoszenia robi taki karp, którego w rzekach jest bardzo dużo. Szczególnie zaś widoczne jest to w Hiszpanii, gdzie karp w przeciągu kilkudziesięciu lat dokonał wręcz 'rzezi' lokalnych gatunków w rzekach. USA czy Australia to też doskonały przykład. U nas jednak jest ten 'pozytyw', że większość karpi nie dorasta do danego rozmiaru, bo kończy na patelni lub na komercjach. Lub jak w Odrze, ginie podczas zatrucia. Ale w pewnym momencie może się to wymknąć spod kontroli.
2. Jeśli węgorz ma być u nas chroniony, to zarybianie nim ma sens logiczny tylko w rzekach, z których on może się dostać do morza. Czy raczej na odcinkach rzek... A zarybiane kiedyś były jeziora i inne zbiorniki. Oczywiście piszę ogólnie o sensie ekonomicznym i ekologicznym. Dla frajdy wędkarzy to pewnie - wszędzie można go wpuszczać.
Wiele zbiorników w Polsce jest połączonych z morzem, czyli każda zaporówka. Jeziora też są zasilane często przez rzeki, duże czy małe, i odpływa z nich woda. Do tego mamy powodzie, które w naturalny sposób powodują przemieszczanie się ryb, być może w niedużym stopniu ale jednak. Stąd introdukcja powinna mieć miejsce oczywiście w takich miejscach, gdzie zarybianie byłoby uzasadnione połączeniem z rzeką. Tu nie chodzi też tylko o zapewnienie przetrwania węgorza, który powróci na tarło do Morza Sargassowego. Ale o to, aby wędkarze mieli świadomość, ze to nasza rodzima ryba. Jeżeli brzana np. nie może się rozmnażać w wodzie, bo tarliska są w złym stanie, to i tak warto to robić, tym bardziej jeżeli to rodzimy gatunek.
Cena larw węgorza jednak jest tak duża, że zarybienia są bardzo małe :) I spadać nie będzie, no chyba, że się zlikwiduje presję azjatyckich pośredników i wyeliminuje przemyt.
-
Czyli sytuacja w zasadzie przestawia się następująco:
Problem nr 1 - Ocieplanie się klimatu powoduje zmniejszenie się ilości wody w cyrkulacji i wysychanie zbiorników wodnych - A skoro jest to problem raczej globalny niż krajowy to możliwości rozwiązania tego zagadnienia są mocno ograniczone. Dokładając do tego niewłaściwą lub jej kompletny brak, politykę środowiskową naszego kraju, lub instytucji jej poległych/w niej działających to rozwiązania za bardzo nie ma. Przyszłość też nie wydaje się zbyt różowa; nie chce tutaj teraz wchodzić w politykę, ale przy ostatnich debatach prezydenckich nikt się słowem nie odezwał w temacie ochrony środowiska nie mówiąc już o jakiejkolwiek gospodarce wodnej. I mówię to dlatego że wszelkie wybory pokazują jak w soczewce to czym obecnie żyje społeczeństwo i czego wymaga.
Jeśli chodzi natomiast o Wody Polskie i ich współpracę z samorządami to pozwólcie że przytoczę przykład z własnego doświadczenia: Zimą ubiegłego roku zgłosiłem do odpowiedniego organu, miejsce do którego jeden z lokalnych rolników po prostu wyrzucał zużyte opony traktorowe. Bolało to tym bardziej że było to na brzegu jeziora. Po miesiącu dostałem maila od rzeczonej instytucji że sprawą się zajmą , kolejny miesiąc to maile od burmistrza i od pełnomocnika ds. Środowiska bodajże, następna wiadomość była właśnie od Wód Polskich zapewniająca że sprawą się zajmą. Minął rok i... i właśnie nic, opony jak leżały tak leżą.
Problem nr 2 - Brak lub nieprzemyślane zarybienia, nieodpowiedzialna gospodarka wodna, nadmierna presja wędkarska, nieodpowiednie praktyki nad wodą. - Dyskurs o tym czy wędkarzy jest więcej czy mniej rozwiązało by definitywnie pokazanie jasnych danych - mówię tu chociażby o ilości wydanych kart wędkarskich, opłaconych składkach. Problem w tym że tych danych o kartach nie znalazłem w sieci, choć przyznam że szukałem pobieżnie, a składki to coś co jedni opłacają a drudzy nie a łowią i tak. Jakimś wskaźnikiem byłaby pewnie wykaz członków PZW, choć nie wiem czy byłby to wskaźnik miarodajny, ludzie odchodzą z PZW i wędkują dalej. Tak więc wydaje mi się że o tym czy wędkarzy jest więcej czy mniej, nie da się rozstrzygnąć zdecydowanie, i pozostajemy z subiektywnymi szacunkami. Pewnym jest natomiast to że wędkarzy będzie w przyszłości coraz mniej, demografia jest nieubłagana, state pokolenie wędkarzy odejdzie, a nowe po prostu nie nadejdzie. Obecne można edukować, natomiast ludzi takich jak ów dziadek z mojego pierwszego posta chyba już się nie przekona.
A co jeśli by te braki szczupaka zastąpić innym, właśnie introdukowanym gatunkiem? Wiem że w wielu przypadkach introdukowaniem gatunków łatwo narobić jeszcze większych szkód, ale to nie musi być zasadą. Mówię o tym dlatego że trochę nie wierzę w zmianę polityki zarybieniowej czy reformy PZW. Jeżeli nie nastąpiło to do tej pory to już nie nastąpi - ale to tylko moje zdanie.
-
piszesz jakby było to normalne i na każdej wodzie, zapewniam, że tak nie jest jeszcze. Karp jeżeli zacznie się rozmnażać na rzekach, może wytępić wiele innych gatunków. Póki co robi to na płytszych zbiornikach.
Luk Ty siedzisz na wyspach? Niech ten filmik będzie podsumowaniem tego co piszesz i jaką ma to wartość merytoryczną. Zwróć uwagę, że na filmiku nie masz jednego rocznika
-
A co jeśli by te braki szczupaka zastąpić innym, właśnie introdukowanym gatunkiem? Wiem że w wielu przypadkach introdukowaniem gatunków łatwo narobić jeszcze większych szkód, ale to nie musi być zasadą. Mówię o tym dlatego że trochę nie wierzę w zmianę polityki zarybieniowej czy reformy PZW. Jeżeli nie nastąpiło to do tej pory to już nie nastąpi - ale to tylko moje zdanie.
Ale u nas nie trzeba innych drapieżników, i introdukcja innego gatunku niczego nie zmieni na lepsze. Brakuje nam przede wszystkim szczupaka w pewnym wymiarze. On ma bardzo duże przyrosty, więc szybko się odrodzi. To, czego brakuje, to jego ochrony, mądrej. Czyli kontroli, egzekwowania limitów, dopasowywania ich do potrzeb. Wg mnie powinien być limit ilości szczupaka na głowę i po temacie. Za zwiększenie limitu powinna być dodatkowa opłata jak już, a nie 'bicie w limicie'. DO tego powinno się wprowadzić rotujące okresy, gdzie dana woda staje się no kill, pod względem może nie wszystkich ale cześci gatunków. Czyli np. na trzy lata dany akwen zostaje objęty zakazem zabierania szczupaka, okonia, lina. Pozwoli się to odnowić tym gatunkom. Do tego powinien być zakazany spinning na części wód do 1 maja, tak aby nie było lecenia w kule, że ktoś 'łowi okonie'. Nie mówię o całkowitym zakazie na wszystkich wodach, ale też na ich części. Wtedy spinningiści mieliby mniejsza ilość wód do 'łowienia okoni', łatwiej byłoby ich kontrolować.
To wszystko jest do zrobienia. Ale mamy niedojrzałe PZW, Polskie Wody które same nie wiedzą czego chcą, małą ilość strażników. Już sam fakt, że dwóch PSR-owców, z pozwoleniem na broń, sprawdza z linijką jakie ryby w siatce ma dziadek, jest śmieszne. To jakbyśmy antyterrorystów skierowali do sprawdzania z radarem, czy ktoś przekracza prędkość. Do tego samo PZW ma możliwości aby karać recydywistów w swoich szeregach, nie potrzeba do tego sądów, nie ma się co zasłaniać RODO. Ktoś łamiący regulamin, za drugim razem powinien wylatywać ze związku na pewien okres lub dożywotnio, tracąc prawo do kupna jakiegokolwiek pozwolenia, tym samym tracąc możliwość do wędkowania na wodach dzierżawionych przez PZW. To kara bardzo dotkliwa i wzbudziłaby respekt do przestrzegania zasad. A kupując pozwolenie przez neta trzeba podać imię i nazwisko, więc sprawa byłaby jasna. Ale 'się nie da'. Większości rzeczy się 'nie da', więc mamy wody jakie mamy,najgorsze w Europie (nie odnosi się to do komercji, te zarządzane prywatnie są bardzo dobre). W Czechach jest zamordyzm jeżeli chodzi o przestrzeganie przepisów, tam nie ma cackania się, i efektem są bardzo rybne wody.
-
Luk Ty siedzisz na wyspach? Niech ten filmik będzie podsumowaniem tego co piszesz i jaką ma to wartość merytoryczną. Zwróć uwagę, że na filmiku nie masz jednego rocznika
Czy na podstawie jednego filmiku oceniasz wartości merytoryczne? Być może karp już się wyciera w wielu miejscach, lecz nie musi do tego dochodzić wszędzie i każdego roku. Więc to nie jest jeszcze to samo co we Francji. Przy zatruciu Odry nie stwierdzono na przykład olbrzymich ilości malutkich karpi, więc wyluzuj. Piszesz jakby takie ilości karpia były normą w Polsce. Jakoś nikt tego na forum nie raportuje, więc póki co nie mówimy jeszcze o karpiu, co się wyciera wszędzie.
Jakby nie było, wkrótce to będzie następować, i ten rok może być taki. Choć przychodzą deszcze, więc będzie więcej wody, będzie się ona schładzać.
Warto też rozumieć, że mogą powstawać pewne miejsca, będące tarliskiem karpia w pewnych miejscach. Na przykład oczyszczalnie ścieków mogą zrzucać, przy takiej pogodzie jak teraz, cieplejsze oczyszczone ścieki, co może powodować iż w danym miejscu temperatura wody pozwoli na skuteczne tarło i przeżycie wylęgu lub jego części. Przy ciągłym ocieplaniu się klimatu więc będzie to postępować, zwłaszcza na południu kraju, gdzie jest cieplej.
Jest też światełko w tunelu. Być może obudzą się politycy i zmieni się polityka, z betonowania na retencję naturalną, na zmniejszanie gruntów uprawnych, zwiększanie ilości łąk i terenów podmokłych. Zwiększyłoby to ilość wody w rzekach, co spowodowałoby znów iż nie podnosiłaby się jej temperatura tak szybko. Mamy tu spore możliwości, zwłaszcza przy nadprodukcji żywności.
-
Mam w rodzinie rolnika.
Z jednej strony narzeka na suszę, z drugiej kurwi okrutnie, że UE coś im narzuca. Jakieś łąki, jakieś retencje... komu to potrzebne! Z torbami nas puszczą!
I taka sytuacja :/
-
Ludziom nie można się dziwić, każdy chroni swoją dupę. To tak jak ze zbiornikami retencyjnymi. Każdy wie, że są potrzebne, ale nie u niego.
Ktoś tym ludziom sprzedał/udostępnił działki na terenach zalewowych i tutaj jest problem.
-
No, a któryś polityk mu na to pozwolił za odpowiednią opłatą ;)
-
Panowie, ale UE ma odpowiednie narzędzia, jak dopłaty :) Dlatego rolnikom może być lepiej, jeżeli nie będzie się im zbyt wiele 'zrzucać na barki'. Bo wzrost cen paliw i gazu spowodował wzrost cen nawozów, na to nakładają się susze, zalew produktów z Ukrainy, której postanowiono pomóc w niezbyt właściwy do końca sposób. Rolnik więc może się czuć źle. Dlatego trzeba to jakoś załatwić odpowiednio. Ale nie czarujmy się, w zeszłym roku i w 2023 widzieliśmy mase protestów rolniczych, które były napędzane przez kacapa. Przyszło do wyborów w USA i innych krajach, i jakoś wszystko się uspokoiło. Trolle nie mogą robić wszystkiego, oto dlaczego. Dlatego musimy sobie zdawać sprawę jak ważna jest walka z dezinformacją, edukowanie. Z drugiej strony może rolnikom trzeba jakoś pomóc, poprzez ukracanie taktyk wielkich sieci, które ich po prostu łupią niemiłosiernie. Pytanie czy ma być tanio za wszelką cenę?
Świetnym przykładem jest UK, w którym kilka lat temu, okazało się, że producenci mleka są niszczeni niskimi cenami, narzucanymi przez sieci marketów. Na dodatek przepisy sprawiały, że biznes się praktycznie nie opłacał (np. ochrona borsuków, roznoszących choroby wśród bydła to olbrzymi problem). Sprawę nagłaśniano, bo groziło to wręcz załamaniem hodowli bydła mlecznego. Coś się poprawiło, ale sprawę znów pogorszył brexit i utrata dopłat, które Johnson obiecywał utrzymać, na tym samym poziomie, kłamiąc paskudnie. Większość ludzi nie ma problemu, aby płacić kilka pensów więcej, byle trafiało to do rolnika, nie właścicieli sieci handlowych. Jak się okazało, ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego jak fatalnie traktowany jest producent mleka, często zadłużony po uszy i działający na granicy opłacalności A tu się tyra każdego dnia, 365 dni w roku.
-
Jakoś nikt tego na forum nie raportuje, więc póki co nie mówimy jeszcze o karpiu, co się wyciera wszędzie.
Nikt nie raportuje, bo świat wygląda inaczej niż w Internecie czy w jakiejś wąskiej grupie osób i Ty tego nie możesz zrozumieć i oceniasz to tylko i wyłącznie ze swojej perspektywy.
Choć przychodzą deszcze, więc będzie więcej wody, będzie się ona schładzać.
Co Ty piszesz?? Wiesz jakie są obecnie stany wód w Polsce? jaka jest susza i co się dzieje? W kwietniu na Wiśle miałem na wodowskazie około 50 cm. W tamtym roku w sierpniu tyle było, a na miejscówki na których teraz łowie mogłem wejść dopiero w czerwcu. W święta odwiedziłem swoje rodzinne strony i oczywiście obowiązkowo musiałem objechać wszystkie swoje dołki. Wszędzie brakuje prawie 1,5 metra wody! Przygotowywałem pole to ziemia sucha jak popiół. Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy co musi się wydarzyć, żeby przyroda to odczuła i uzupełniła jakiekolwiek braki.
-
Ale to nie oznacza, że karp w Polsce się wszędzie wyciera, tym bardziej, że go w tychże rzekach nie ma w wielkiej ilości. Jeszcze. I jeżeli wędkarze w Polsce nie informują o wielkiej ilości karpia w polskich rzekach, to chyba o czymś to świadczy, mowa o większości mediów, forach, fejsie, YT etc. Nie informują o tym Polskie Wody, PZW i IRŚ a zapewniam, że byłoby bicie na alarm 'big time'. To, że przygotowywałeś pole i ziemia jest sucha na popiół nie jest dowodem na to, że masz rację, więc nie skręcaj w tę stronę.
Karp się będzie wycierał w Polsce za jakiś czas, bo każdego roku mamy wzrost temperatur. Jednak jak piszę, wymusi to odpowiednie działania, bo przecież nie można stać i nic nie robić. Retencja naturalna jest koniecznością, zmieni się też podejście IRŚ i Polskich Wód wkrótce. Bardzo możliwe, że zarybienia karpiem zostaną okrojone, i będą zakazane na zaporówkach i wodach połączonych z rzekami.