Spławik i Grunt - Forum
NAD WODĄ => Łowiska => Wątek zaczęty przez: Pyza w 09.01.2016, 11:41
-
Witam!
Chciałem nawiązać do tego tematu. A warto. Wasze koledzy doświadczenia i poglądy. Chwaliłem się rybami - pomimo, że nie były za wielkie, ale były. Przez wieloletnie swoje wędkowanie na poszczególnych zbiornikach lub swoich miejscówkach - jeziora, rzeki, stawy. Przez wiele lat naszej obserwacji mamy już soje sprawdzone miejsca. Tak jak koledzy zauważyli ja w większości swoich wypadów robiłem relacje i miejsca połowów ryb, wraz ze zdjęciami miejsca. I to był błąd chyba, dlatego, bo teraz jadąc na swoją miejscówkę ciężko cokolwiek tam złowić teraz, jest często zajęta, zaśmiecona, zaniedbana... Po prostu ktoś mnie podsiadł i przyszedł na gotowe... wszystko ma na tacy, co gdzie, jak i na co... A, że na wodach PZW o miejsce i rybę jest ciężko, takie informacje przez kolegów, co szczerze mówią o swoich łowiskach i przynętach są po prostu wykorzystywane... I dlatego jak koledzy zauważyli, większość łowiących na wodach PZW nie chwali się swoimi zdobyczami i miejscami połowu, dlatego, żeby nie utracić swojego miejsca wędkowania w taki sposób jaki to ja opisałem :( Tak jak pisałem, kilka lat trzeba poświęcić na obserwacji wody, a później w jednej chwili - przez jeden wpis na necie - stracić wszystko :( i od nowa zacząć szukać miejsc, poznawać wodę, by znów móc coś złowić na wodach ogólnodostępnych PZW. Dlatego, w większości koledzy nie chwalą się swoimi miejscami i wynikami tak jak wspomniałem..
Proszę o kilka opinii z Waszymi doświadczeniami / spostrzeżeniami. Oczywiście chodzi tylko o wodę PZW. Może ja się po prostu mylę? Ale tak mam wrażenie pisząc to :(
-
Sylwek wiem co masz na myśli. Jest to wielki ból jak wszystko wypracujesz sam, poświecisz mnóstwo czasu a ktoś to zniszczy. Ja chętnie się podzielę miejscówka, technika, taktyka ale wtedy i tylko wtedy kiedy wiem że ta osoba to prawdziwy wędkarz.
-
Wbrew pozorom najgorsze są w tym przypadku zdjęcia . Już kiedyś się kilkoma pochwaliłem , obiektyw złapał za dużo i zniszczono mi piękne miejsce . Teraz fotki robię na tle podbieraka , drzewa , krzaków czy nisko nad wodą , o ile to miejscówka sekretna ;) i mało uczęszczana . Jak komuś mówię o efektach to zdawkowo , bez szczegółów i podawania miejsca - południowy brzeg żwirowni xxx... ;D . Oczywiście , z chęcią zdradzę mój sekret człowiekowi , którego poznam i mu ufam . Innej możliwości nie ma .
-
Ja akurat nie mam żadnych sekretów. Miejsce nie łowi za mnie. Wielokrotnie ktoś podpatrywał jak łowię na jakimś miejscu, drugiego dnia jak przyjeżdżałem oczywiście ten sam człowiek już tam siedział, nierzadko z kolegą/ami. Siadałem obok. Ja łowiłem, oni nie. Wszyscy wiemy, że nie wystarczy nad wodą siąść i zarzucić wędki. Dlatego akurat w tym przypadku nie mam tajemnic.
-
Ja akurat nie mam żadnych sekretów. Miejsce nie łowi za mnie. Wielokrotnie ktoś podpatrywał jak łowię na jakimś miejscu, drugiego dnia jak przyjeżdżałem oczywiście ten sam człowiek już tam siedział, nierzadko z kolegą/ami. Siadałem obok. Ja łowiłem, oni nie. Wszyscy wiemy, że nie wystarczy nad wodą siąść i zarzucić wędki. Dlatego akurat w tym przypadku nie mam tajemnic.
Mam dokładnie tak samo. Dlatego piszę nawet tu na forum, na co i gdzie łowiłem. Kolegom wskazywałem nawet miejscówki na których łowiłem, a inni którzy siadali po nas nie łowili juz tyle albo wcale.
Z drugiej strony przecież to żadna tajemnica gdzie się łowi. Nie siedzimy nad wodą sami, a każde branie i hol ryby jest uważnie obserwowane przez sąsiadów. Często ktoś podchodzi i patrzy czy ryby się nie zabiera, co się złowiło itd...
-
Nie twierdzę, że tak nie jest, liczą się też umiejętności i jaką techniką się łowi i na co. To nie jest powiedziane, że jeśli ktoś po nas siądzie to też tak jak my nałowi ryb. Tylko chodzi mi o miejsce połowu... Nie raz jest, że na rzece ryba nie bierze w ogóle, a przez wieloletnią znajomość wody, mamy miejsca w którym na 100% ryba weźmie. proszę mi tylko koledzy nie mówić, że na wodach PZW gdzie siądziecie to nałowicie ryb. Bo nawet jak na zawodach się łowi, losuje się stanowiska i są często stanowiska, które są bardzo słabe. Jeżeli na zawodach, ktoś kto dobrze łowi ryby i miałby najlepsze przynęty i zanęty, w dwóch turach wylosuje słabe stanowisko, to nie zrobi dobrego wyniku, choćby się starał jak mógł.
-
Ja akurat nie mam żadnych sekretów. Miejsce nie łowi za mnie. Wielokrotnie ktoś podpatrywał jak łowię na jakimś miejscu, drugiego dnia jak przyjeżdżałem oczywiście ten sam człowiek już tam siedział, nierzadko z kolegą/ami. Siadałem obok. Ja łowiłem, oni nie. Wszyscy wiemy, że nie wystarczy nad wodą siąść i zarzucić wędki. Dlatego akurat w tym przypadku nie mam tajemnic.
To jest oczywiście prawda . Ja jednak mówię o przełowionych wodach i miejscówkach wypracowanych . Już nie wspomnę o karmionych miejscach . Kilka razy opuszczałem miejsce bo było długotrwale karmione , zostałem o tym kulturalnie powiadomiony i nawet słowem się nie odezwałem , pakowałem manatki . Raz zostałem zaproszony , zaproponowano mi pozostanie na łowisku . A w jednym przypadku musiałem się bronić .
-
Z drugiej strony przecież to żadna tajemnica gdzie się łowi. Nie siedzimy nad wodą sami, a każde branie i hol ryby jest uważnie obserwowane przez sąsiadów. Często ktoś podchodzi i patrzy czy ryby się nie zabiera, co się złowiło itd...
Zgodzę się z Radkiem całkowicie ,jeśli łowimy na małych zbiornikach to nie raz nie zdążymy podnieść kija a już kilka par oczu jest skierowane w naszym kierunku.Ja staram się wypracowywać sobie miejscówki "ciężkie " (dużo zaczepów w wodzie ,dużo gałęzi nad głową ).Jeżeli ktoś dobrze takiej miejscówki nie opanuje ,więcej czasu spędzi na wiązaniu nowych zestawów, niż na samym wędkowaniu,i po stracie kilku zestawów większość po prostu rezygnuje z takiego miejsca.
Ot ,taki sobie system obronny obrałem swoich miejscówek :D.
-
Ja też jestem bardzo powściągliwy w tym temacie. Presja jest duża,zwłaszcza w moich okolicznych, śląskich zbiornikach. Nie do końca nawet chodzi o regularne nęcenie,bo tego nie robię.Nie mam takiej możliwości by dziennie czy co 2 dni podskoczyć nad wodę i zanęcić.
Zgodzę się z tym,że łowi wędkarz,a nie miejsce na którym siedzi.To fakt.
Faktem jest również to,że miejsce może mieć wpływ na nasz wynik,bo najzwyczajniej jest to miejsce przebywania jakiegoś stadka,albo też ryby tam chętnie zaglądają z jakiegoś powodu.
Dochodzą jeszcze inne aspekty łowienia w jednym miejscu.Poznałem je.Wiem gdzie jaka głębokość,gdzie zaczep,gdzie roślinki,gdzie dobrze zarzucić.Gdy ktoś mnie zdetronizuje i zmuszony jestem siadać w innym miejscu, to muszę trochę czasu poświęcić, żeby się rozeznać w sytuacji.
Doświadczyłem tego wielokrotnie,iż okoliczni ,znudzeni brakiem brań, wędkarze-mięsiarze,chodzą,podglądają,i coś tam kombinują. Pewne jest ,że się wpakują na moje miejsce,jeśli udało mi się coś konkretniejszego wyhaczyć,albo też cały czas coś się "u mnie działo" i na brak brań nie narzekałem.
Staram się spławiać delikwenta jednego z drugi,albo przez "olanie" go, albo (jak mi puszczą już nerwy) chamsko mówię "Panie- idź Pan stąd" ,czy czasem jeszcze gorzej :P
Nie jestem chamem i denerwuje mnie to,że czasem muszę być "ostrym". Tylko,że po dobroci nie działa. Te mendy tak potrafią mnie z równowagi wyprowadzić,że mi się agresor włącza.Łowię rybki,ładnie ,miło,przyjemnie,co chwile rzut,branie.A tu Ci jakaś menda podjedzie na motorku,warczy to to,śmierdzi,a ten przekrzykuje warkot i zaczyna truć,że "2 dni temu to łopaty brały po 5kg". Później siada tak,żeby Cię widzieć ,i wyciąga co pół godz krąpika 15cm ,no i ładuje go do siaty - po to k..wa przyjechał. Ech... rozkminiłem się :P
Ja się ukrywam z tym co i gdzie łowię, na tyle ,na ile się da. Jak odkrywam dobre miejsce,i nikt na nim nie siadał wcześniej,to czemu mam się tym dzielić? Potem tylko śmieci,pety i ogólny syf zostaje.
A bywa i tak,że nic nie bierze,bo diabli wiedzą,co tam do wody ktoś wrzucał.Nawet nie mówię,że specjalnie,złośliwie,ale najzwyczajniej z własnej głupoty,jakieś stare ,rozpaćkane kartofle z obiadu,które teraz leżą na dnie ,a ryba to mija szerokim łukiem.
Co innego bliscy wędkarze,przyjaciele,kumple.No ale to inna historia,wiem że z nimi można się "podzielić".
-
Chciałem jeszcze dopisać, że nie jestem mobilny, jeżdżę na ryby komunikacją miejską tak jak często widzicie w relacjach. Biorę dużo sprzętu i innych rzeczy, i w ten sposób jestem przeładowany. Jak jadę na ryby, planuję sobie całodzienne łowienie. Po prostu, jak mam swoje miejsce zajęte to po prostu odechciewa się łowienia, bo trzeba szukać nowej miejscówki, gdzie będą brały ryby. Ryby nie są najważniejsze oczywiście, chodzi o wypoczynek i żeby coś się tam zawiesiło. Inni koledzy, którzy pojadą na ryby i widzą, że mają zajęte miejsce, wsiadają w auto i jadą dalej. ja nie mam takiej możliwości, dlatego gdzie siądę tam muszę łowić, ale najlepiej jak jest własne sprawdzone miejsce :)
PS. jeszcze taka kwestia:
Jeśli ktoś nie jest mobilny i mieszka blisko wody, gdzie często idzie wędkować, chyba nie chwali się tak za bardzo na internecie co i jak, a dlaczego? żeby mu "pół województwa" nad wodę nie przyjechało...
-
Chciałem jeszcze dopisać, że nie jestem mobilny, jeżdżę na ryby komunikacją miejską tak jak często widzicie w relacjach. Biorę dużo sprzętu i innych rzeczy, i w ten sposób jestem przeładowany. Jak jadę na ryby, planuję sobie całodzienne łowienie. Po prostu, jak mam swoje miejsce zajęte to po prostu odechciewa się łowienia, bo trzeba szukać nowej miejscówki, gdzie będą brały ryby. Ryby nie są najważniejsze oczywiście, chodzi o wypoczynek i żeby coś się tam zawiesiło. Inni koledzy, którzy pojadą na ryby i widzą, że mają zajęte miejsce, wsiadają w auto i jadą dalej. ja nie mam takiej możliwości, dlatego gdzie siądę tam muszę łowić, ale najlepiej jak jest własne sprawdzone miejsce :)
Kolego, każdy kto łowi na PZW tego doświadczył. Idzie sie dalej i mówi się trudno, następnym razem...
-
Z drugiej strony przecież to żadna tajemnica gdzie się łowi. Nie siedzimy nad wodą sami, a każde branie i hol ryby jest uważnie obserwowane przez sąsiadów. Często ktoś podchodzi i patrzy czy ryby się nie zabiera, co się złowiło itd...
Zgodzę się z Radkiem całkowicie ,jeśli łowimy na małych zbiornikach to nie raz nie zdążymy podnieść kija a już kilka par oczu jest skierowane w naszym kierunku.Ja staram się wypracowywać sobie miejscówki "ciężkie " (dużo zaczepów w wodzie ,dużo gałęzi nad głową ).Jeżeli ktoś dobrze takiej miejscówki nie opanuje ,więcej czasu spędzi na wiązaniu nowych zestawów, niż na samym wędkowaniu,i po stracie kilku zestawów większość po prostu rezygnuje z takiego miejsca.
Ot ,taki sobie system obronny obrałem swoich miejscówek :D.
Byłem , widziałem , potwierdzam ;D.
-
W ramach tematu, i w zasadzie z tej samej beczki. O charakterach ludzkich:
http://www.forbes.pl/olga-malinkiewicz-i-perowskity-biznes-przyjal-ja-lepiej-niz-swiat-nauki,artykuly,201229,1,1.html
Nie o rybach nie o nauce ale o ludziach.
-
Myślę że najczęstsza jest niechęć do dzielenia się wiedza dotyczącą łowisk.
Mam bardzo negatywne doświadczenia z czasów kiedy z kolegą polowaliśmy na karpie. Zajmowanie stanowisk to była norma. Czasem nawet wielodniowe nęcenie szło na marne. To były ewidentne podsiadki. Nie ma mowy o przypadku czy zbiegu okoliczności.
Albo tzw. "podrzutki". Lokowanie zestawów innych wędkarzy w pobliżu naszego łowiska. Kilkakrotnie doszło nawet do krzyżowania żyłek....Cżęsto nie były to klasyczne karpiowe zestawy, a w owym czasie popularne sprężyny. Przerzut co godzinę, a nawet częściej. Masakra.
Ostatecznie miałem tego tak bardzo dość, że zaniechałem karpiowania.
Zresztą nie tylko karp. Bynajmniej. W zasadzie dotyczy to każdej ryby i metody.
To co wyprawiało się przed kilku laty na mojej Odrze, to już była mała patologia. Zajmowanie wszystkich dobrych stanowisk przez przyjezdnych wędkarzy. My miejscowi byliśmy w zasadzie przegrani. Dochodziło do tego że "goście" opłacali jakiegoś miejscowego bezrobotnego aby już w piątek rano zajmował główkę. Dostawał telefon, parę złotych... To było już chore.
Musieliśmy odnajdywać coraz to nowsze i dziksze mety. Ale i tak zazwyczaj szybko były spalone.
Obecnie przy łowieniu suma, nigdy nie łowię przy świadkach. Jeżeli widzę sąsiada na sąsiedniej główce, to pytam czy zostaje na noc. Jeżeli tak, odpuszczam łowienie. Jadę na kolejną miejscówkę. Jeżeli o świcie pojawiają się wędkarze, natychmiast się zwijam. To wszystko bardzo utrudnia łowienie, ale mam nadzieję, że dzięki temu w kolejnych latach nadal będę mógł się cieszyć z łowienia wąsatych mord.
Zresztą wielokrotnie już wracałem do domu, bez rozwijania sprzętu. W czasie letnich weekendów to norma. Trudno. Ale dzięki temu moje miejscówki od kilku już lat są w miarę bezpieczne.
Nie chodzi o mój egoizm. Naprawdę chodzi tutaj wyłącznie o dobro ryb.
Zbyt wiele łowisk w mojej okolicy zostało już zniszczonych...
-
Do zeszłego roku zawsze mówiłem szczerze każdemu kto zapytał co, jak i gdzie. A nawet na co i jakoś nigdy nie miałem żadnych problemów z tego powodu. Ale to zapewne dlatego, że nie przykuwałem do tego zbytniej uwagi. Jak była moja miejscówka zajęta to poprostu szedłem na następną i jakoś to kulało.. W zeszłym roku w połowie sezonu zmieniłem zdanie.. Dopiero dotarło do mnie jak ludzie potrafią wszystko "zrypać". Całą ciężką pracę którą inny człowiek wykona by mieć jakieś efekty ( chodzi tu o przygotowanie miejscówki, długotrwałe nęcenie, dbanie o czystość ) potrafi bardzo szybko zniszczyć tylko dlatego by złowić kilka ryb na "krzywy ryj".. Bo się nie chce trochę wysilić tylko na gotowe najlepiej się wbić..
Opowiem w skrócie moją historie z zeszłego sezonu. Łowie na wodzie PZW.. Lecz nie odławianej ( przynajmniej w życiu o tym od żadnego wędkarza nie usłyszałem, że miało miejsce takie zdarzenie) ale i też ledwo zarybianej.
Od kwietnia przygotowywałem sobie miejscówkę. Była bardzo łatwo dostępna dla każdego. Lecz mimo to nikt nie zasiadał tam. Trochę minęło zanim dopasowałem sobie ją do moich potrzeb ^^ Wycinanie trzcin, czyszczenie dna w trzech miejscach w różnych kierunkach, wycięcie paru gałęzi itp :p
Po wszystkim zaczęło się nęcenie ;) 3 tygodnie dość obficie i po tym czasie dopiero pierwszy zestaw powędrował w wodę. Wyniku nawet ja bym się nie spodziewał na tej wodzie z racji, że ciężko było zawsze o jaki kolwiek godny uwagi połów. Zdarzały się ludziom przyłowy karpi, amurów czy linów. Ale sporadycznie... I tak przez 2 miesiące łowienia miałem nadzwyczajne jak dla mnie wyniki w tym miejscu. Ostatni raz tyle linów i karpi połapałem na tym jeziorze jakieś 15 lat temu z ojcem. Wtedy było jeszcze ryby bardzo dużo u nas.. Lecz w ciągu 15 lat wszystko się zmieniło :/
Wracając do tematu ludzie widząc jakie ryby wyciągam z wody podchodzili i pytali się, a ja nie widziałem nic złego by nie powiedzieć co i jak.. Zawsze tak robiłem i nie widziałem problemu. Lecz po tych 2 miesiącach nagle coś się zmieniło.. Chyba zbytnio zaufałem ludziom. Zaobserwowałem ślady innych wędkarzy na moim miejscu. Ale jeszcze zbytnio się nie przejąłem. Dopiero gdy z miejsca zrobiło się małe śmietnisko coś wemnie pękło.. Mimo, że chodziłem co 2-3 dni na ryby ( codziennie nęcąc ) nie mogłem nikogo tam spotkać by "porozmawiać" odnośnie tego co się dzieje z tym miejscem. Postanowiłem chodzić na częste spacery... I udało się, natrafiłem na kilka osób. Wyjaśniłem co i jak odnośnie porządku i zachowania nad wodą. Starałem się być miły i myślę, że tak było ;) Z racji, że było to miejsce ogólnodostępne nic więcej nie mogłem zrobić niestety :( Jednak komuś się to nie spodobało i postanowił całkowicie zniszczyć miejscówkę.. Nieszło już nic złowić w tamtym miejscu :/ Niewiem co on zrobił, ale domyślam się że nawrzucał jakiegoś świństwa bo nawet drobnicy nie można było długo złowić :/ Musiałem przenieść się w inne miejsce i łowić już dyskretnie.. Ale wyników do końca roku nawet w połowie takich nie odnotowałem..
To koniec mej historii. Osobiście uważam, że morał jest jeden. Jeżeli chcemy w spokoju cieszyć się z pobytu nad wodą, z każdej ciężko wyprawowanej ryby wyciągniętej z wody dzięki swojemu doświadczeniu i ciężkiej pracy to lepiej zostawić dla siebie wszystko co może zachęcić innych do połowu na naszych miejscach, bo naprawdę niewiele wystarczy by wszystko nad czym ciężko pracowaliśmy mogło by zostać zniszczone przez zazdrość innych ludzi..
To tyle jeśli chodzi o moje zdanie..
-
Wieloletnie łowienie na różnych akwenach nauczyło mnie być bardzo ostrożnym w tym temacie. :-X
Stopień w jakim się dzielę swoimi doświadczeniami odnośnie miejscówek zależy od stopnia zaufania do osoby, z którą rozmawiam. :( :)
Podobnie ze skutecznością przynęt i zanęt na danym łowisku. :) :(
Szczególnie staram się uważać na chamstwo :thumbdown: i mięsiarstwo. :thumbdown:
-
Wieloletnie łowienie na różnych akwenach nauczyło mnie być bardzo ostrożnym w tym temacie. :-X
Stopień w jakim się dzielę swoimi doświadczeniami odnośnie miejscówek zależy od stopnia zaufania do osoby, z którą rozmawiam. :( :)
Podobnie ze skutecznością przynęt i zanęt na danym łowisku. :) :(
Szczególnie staram się uważać na chamstwo :thumbdown: i mięsiarstwo. :thumbdown:
Ja niestety byłem zbyt ufny, z racji tego że nigdy tak dokładnie nie przygotowywałem miejscówki i nie łowiłem sposobami, których nauczyłem się w zeszłym sezonie nie widziałem w niczym problemu. I to mnie zgubiło :/ ale to się zmieniło już. W tym roku znajdę nową miejscówkę i zrobię wszystko by nikt się o niej nie dowiedział ;)
-
Pyza nie ma problemu. Łowię głównie na Mójczy. Mieszkam po drugiej stronie ulicy ;D,auto mam duże,jeżdżę przeważnie sam. Miejsce zawsze mam.
-
Dlaczego?
Bo nie warto.Prędzej czy póżniej żle to się kończy
-
Witam. Pare moich słów odnośnie "miejscówki". Wiadomo ile czasu i pieniedzy zajmuje znalezienie dobrej miejscówki z dużą ilością ryb. Lecz gdy już do tego dojdziemy to nie ma co się chwalić wszystkim. Ty łowiąc ryby na swojej miejscówce, po zakończeniu połowu ważysz bądź mierzysz jak masz jakas wieksza rybe badz zyciowke, wypuszczasz do wody. Ale po co wypuszczasz ? No wlasnie po to że jak wrócisz na to łowisko to możesz być pewien że ryba będzie siedziała w tym odcinku. Wiadomo nie od dziś, że ryby w zbiornikach, kanalach badz rzekach zmieniaja swoje miejscowki, ale w stara miejscowke przychodza nowe rybki, mniejsze badz wieksze nikt tego nie wie. Ja łowiąc w Polsce, jeździłem na ryby z kolegami "mojego rocznika" młodszymi, ale jeździłem też z kolegami taty, jego "rocznika" :D I powiem wam szczerze, że tych drugich nie musiałem się bać, że im powiedziałem ( a byłem wczoraj na rybach tu i tam, połowiłem dużych płoci i leszczy, ale łowiłem na to. Kolega był 500m dalej i też połowił na to i tamto ) Oni do takich relacji podchodzili ostrożnie. Pare razy mi się zdarzyła dziwna sytuacja, a mianowicie po zakończeniu łowienia rybki były ważone, a po ważeniu wypuszczałem rybki, gdy z oddali słychać głos " Co Pa robi, czemu Pan ryby wypuszcza ". Sobie myśle jak by takie zachowanie było karane w Polsce, ale czy ktoś wypuszcza ryby to jego sprawa, a jak ktoś bierze to też jego sprawa. Druga sprawa tzw "miejscowek" jest czesto też na co łowimy, bo... Jeżdżąc nad wode czasami próbujemy nauczyć rybe do czegoś innego. Gdy inni łowią na białe robaki, dżdżownice, ochotke, kukurydze nic nie łowią, a Ty mając np pęczak, przebarwiony na żółto bądź czerwony kolor i te ryby się przyzwyczają i trzeba tym nęcić i na to łowić. Ryba sie przyzwyczaja, inni sie popdytuja na co Pan łowi, sie odpowiada na pęczak, a drugi odpowiada ja też łowie na pęczak i nic nie bierze itd. A moze był jeszcze doprawiony czymś fajnym ? Kto wie kazdy ma swój sposób. Teraz mały wniosek. Czasami nie ma znaczenia jak sie komus powie o "miejscowce" bo czasami bywa tak, że ryby które tam są, są nauczone do danej przynety. Ale warto "miejscowki" zostawic dla siebie ;)
-
Tzw. małe chytrości ;D
-
Na ryby jeżdżę tylko z dwoma znajomymi, jeździmy na wody gdzie każdy ma dostęp, są to ogólnodostępne jeziora, miejsc łowiących jest dużo, jedno jest zajęte to ide gdzie indziej. :) Nie mamy stałych miejsc które nęcimy itp... Jedziemy , stajemy gdzie jest miejsce i łowimy :)
-
Ja nie mówię nikomu gdzie chodzę ponieważ są to dziewicze tereny i nie chciałbym żeby nagle zaczął się zjeżdżać tłum ludzi w tamte okolice. Nawet miejscowi nie uczęszczają na moje jeziorko, oprócz mnie i kolegów widziałem tam jednego faceta mieszkającego 600 m od jeziorka. Poza tym jest wielu hobbystów siatkarzy którzy jakby tylko się dowiedzieli że coś tam łapiemy od razu by odwiedzili nasze jeziorko.
-
Przestałem się chwalić swoimi miejscówkami, a wszystko to przez jedno zdarzenie.
Jakieś trzy lata temu udałem się na starorzecze Widawki. Miejsce łatwo dostępne i dość mocno eksploatowane wędkarsko przez miejscowych jak i przyjezdnych. Jako, że zamierzałem używać tam bolonki 6 m (lekki uciąg) to też musiałem znaleźć miejsce gdzie da się z nią stanąć (olszyny na samym brzegu). Znalazłem fajne miejsce, praktycznie nie używane. Na środku rosła sobie kępa pałki wodnej i obok niej kilka grążeli. Po zimie musiałem z dna wyciągnąć kilka gałęzi, które utrudniały łowienie. Tak przygotowaną miejscówkę zacząłem regularnie nęcić no i łowić. Po trzech dniach pokazały się efekty i to jak na to starorzecze rewelacyjne, bo i liny powyżej 35 cm i karasie złociste, tołpyga, karp a o płociach czy jaziach i leszczach nie wspomnę. Sielanka trwała przez miesiąc. Po opublikowaniu na jednym z forów opisu miejscówki i zdjęć przy następnej wizycie przeżyłem szok. Moja miejscówka została totalnie zniszczona. jakiś kretyn (teraz wiem już kto) wygrabił rosnące na środku pałki wodne i grążele i nawet wyciął dwie młode olszynki żeby móc do samej wody cofnąć samochodem. Na dodatek oczywiście syf totalny na stanowisku. Po tym wszystkim powiedziałem dość. Teraz podaję lokalizację połowu ogólnikowo a fotki ryb robię tak żeby nie było widać miejscówki.
-
Niestety, jest to problem i dotyczy wielu wód, w UK też istnieje... Z pewnych względów zmieniam nazwy miejsc w filmach, raz podałem rzekę Kennet jako Loddon i takie tam. Ja czuję dodatkowo stresa z powodu takiego, że moje filmy mogą spowodować rzeczy o jakich piszecie. Byłoby mi po prostu głupio. Na dodatek Polacy maja niezbyt dobrą opinię w UK (wędkarską), więc jakiś błąd może spowodować nie tylko 'zabicie' miejscówki, ale i poważniejsze konsekwencje. O ile na takich miejscach jak Trent opiekunowie łowiska działają prężnie, to na kilku innych już nie. Dlatego namiary na miejscówki mogę dać jak komuś ufam.
-
Akurat taka Tamiza, Trent, to moim zdaniem ma wiele miejsc gdzie można zatrzymać się i na pewno połowić dobrze, ponieważ te rzeki są rybne. W PL ktos sobie nęci dba o miejscówke itp itd kręci film wrzuca na neta i później wpada na swoje miejsce a tu już zajęte :D bo ktoś widział jakie rybki wyciągamy z naszego magicznego miejsca :)
-
Akurat taka Tamiza, Trent, to moim zdaniem ma wiele miejsc gdzie można zatrzymać się i na pewno połowić dobrze, ponieważ te rzeki są rybne. W PL ktos sobie nęci dba o miejscówke itp itd kręci film wrzuca na neta i później wpada na swoje miejsce a tu już zajęte :D bo ktoś widział jakie rybki wyciągamy z naszego magicznego miejsca :)
Przebolałbym zajętą miejscówke , kto szybszy ten lepszy , trudno . Jednak w tym przypadku ogarnia mnie szewska pasja -
-
U mnie taki widok to codzienność... :(
-
U mnie taki widok to codzienność... :(
Niestety mój zbiornik w 1/3 znajduje się w mieście i takie śmietniki leża w wielu miejscach. I to nie na brzegu ( bo tam sprzątają ) ale niestety w wodzie :/ Z tego względu wsiadam na swój rowerek i jeżdżę na rybki na drugi koniec jeziorka ;) Tam jest mniejsza presja ludzi na szczęście.. I płytsza woda heh :P
-
Wiele już tu chyba zostało napisane.
Ja myślę, że są trzy główne powody, dla których chronimy swoje miejscówki.
1. Nie chcemy, żeby ktoś zajmował nam miejsca.
Zapewne dla kolegów, którzy mają wiele miejscówek do wyboru i/lub mogą bywać nad wodą bardzo często, nie jest to tak wielki problem.
Gorzej, kiedy łowimy na malutkiej żwirowni, gdzie jest zaledwie kilka stanowisk lub na przykład zaledwie kilka stanowisk jest na danej głębokości wody, to wtedy dwóch wędkarzy-gości może spowodować, że będziemy musieli siąść w miejscu skazanym na porażkę lub nawet wrócić do domu.
Inne kwestie opisali już koledzy wyżej: nęcenie zaznaczonego miejsca pod konkretne ryby, pielęgnowanie danego miejsca, szykowanie go na dłuższą zasiadkę urlopową.
2. Obawa o to, że goście zniszczą/zaśmiecą nam stanowisko.
3. Obawa o wyławianie ryb. Szczególnie koledzy, którzy uwalniają złowione ryby mogą czuć się niekomfortowo, wiedząc, że ktoś inny będzie te ryby zabierał.
Obecnie informacje rozchodzą się wyjątkowo szybko. Telefony komórkowe, internet, urządzenia mobilne. Prawie każdy ma auto i może się szybko przemieszczać w różne miejsca. Można w ciągu jednego dnia zaliczyć nawet kilka wód.
Co do rozchodzenia się informacji, to zawsze mam w myślach pewną sytuację. Było to dość dawno. Miałem wtedy może z 15 lat. Siedziałem sam na nocce za karpiem. Złowiłem wtedy 2 karpie po ok. 6 kg. Oprócz mnie nie było na jeziorze nikogo. Wróciłem nad ranem do domu, a mój tata wiedział już, co złowiłem. Pamiętam dobrze moje zdziwienie. Okazało, że pewien pan (również wędkarz) wybrał się z rana na grzyby. Przystanął wśród drzew i mnie obserwował. Kiedy zobaczył, co wyciągam z wody w siatce, zrezygnował z dalszego grzybobrania i udał się czym prędzej do domu po wędki. W drodze do domu spotkał mojego tatę i przekazał mu informacje. Przez kolejnych parę wypraw mogłem zapomnieć o tym miejscu.
Oczywiście mógłbym tu podać wiele innych ciekawych i zarazem dla mnie nieprzyjemnych sytuacji, które były następstwem tego, że ktoś bardzo mocno chciał łowić w miejscu, w którym miałem dobre wyniki.
Pewnie byłoby inaczej, gdyby większość wędkarzy miała poszanowanie dla przyrody, potrafiła zachować umiar i stosowała się do pewnych niepisanych zasad wędkarskich. Ja sam niejednokrotnie, będąc na nieznanej/rzadko odwiedzanej wodzie, ustępowałem miejsca kolegom, którzy np. nęcili sobie dane miejsce przewlekle. Nie odczuwałbym żadnej satysfakcji z tego, że zająłem pierwszy dobre miejsce, które ktoś przygotował, zaś stały bywalec musiał zadowolić się innym.