Spławik i Grunt - Forum
NAD WODĄ => Tematy mniej lub bardziej związane z wędkarstwem => Wątek zaczęty przez: tench w 13.07.2016, 17:50
-
Mam pytanie do wszystkich forumowiczów dotyczące łowienia według zasady - złów i wypuść. Jak to jest u was? Czy zawsze wypuszczacie złowione przez siebie ryby? Czym się wtedy kierujecie? Czy może od czasu do czasu zabieracie jakąś rybkę do domu? Czy zabieranie od czasu do czasu złowionej przez siebie ryby uważacie za coś złego i jaki jest wasz stosunek do osób, które tak postępują? Oczywiście nie mam na myśli pseudo wędkarzy, których motto brzmi 3 x z tzn: złów, zabij, zjedz lub według bliźniaczo innej zasady " co w wodzie to ryba co :"w lesie to grzyb" :'( Po prostu dla nich jest zawsze "sezon na leszcza" :beg:
A tak w ogóle kto lub co skłoniło was do tego, że wasza wędkarska pasja nie kojarzy wam się ze złowieniem ryb i kotletami rybnymi tylko z przeżyciami o których zdecydowana większość polskich wędkarzy może tylko pomarzyć?
-
Ja zabieram po kilka ryb ROCZNIE.
Co mnie do tego skłoniło? Posiadanie mózgu i obserwacja stanu polskich wód.
-
Ja 90% wypuszczam bo mi się nie chce brać do domu i sprawiać. Od dawna nic nie wziąłem, ale mam w planach coś sobie przyrządzić niedługo. Karpia nie lubie, z resztą nie złapałem ostatnio żadnego poniżej 3kg a tłuściocha nie wezmę nawet jak by mi kazali. Jedynie co lubie to Okonia w mące na oleju. Lina nigdy sam nie przyrządzałem.
Co innego pokolenie wędkarzy którzy wyrośli w przeświadczeniu że "wypuścić to GRZECH" bo wyrzucać jedzenia nie wolno. Ale to jeszcze trochę lat i wymrze :-)
Problemem są wędkarze którzy robią słoiki na zimę, albo tacy, co prowadzą mini produkcję po znajomych.
Są fanatycy C&R100% i niech sobie będą, tak jak Jechowi, wara ode mnie ;-)
-
Ja również zabieram do kilku ryb rocznie. Skłonił mnie do tego stan naszych wód... .
-
Zabieram kilka moze do kilkunastu ryb rocznie. Raz na kilka wypadów. A i to nie zawsze.
Zabieram w zależności od "zamówienia" córki.
Raz na jakiś czas młoda ma cheć na rybkę złowioną przez tatę. I wtedy mówi co by chciała. Najczęsciej jednak chce płotki a te mi się nie trafiają.
Czasem jest to leszcz a czasem zarybieniowy karpik. Czasem japoniec z komercji.
Nigdy nie wziałbym ryby w rzadziej spotykanym rozmiarze czyli jakieś dużej i okazowej.
Jednorazowo i tak zabieram z reguły tylko jedną rybę.
-
Czasami po prostu mam ochotę na rybę i ją zabiorę, jednak rzadko się to zdarza. Jeśli już zabieram mój połów (a robię to raz na kilka wyjazdów), to, np. ze złowionych 5-10 rybek, zabieram jednego "szczęściarza". Po prostu lubię ryby, ale wędkarstwo nie jest dla mnie jedynym ich źródłem (słodkowodnych nie kupuję, nie wiadomo skąd pochodzą).
Wkurza mnie pazerność niektórych wędkarzy, którzy przeliczają ryby na mięso, a mięso na złotówki i uważają wypuszczanie ryb za wyrzucanie pieniędzy (niestety słyszałem takie opinie :( ). Swoją drogą, w 99% przypadków nie wyglądają na przymierających głodem.
Ostatnio nad moją rzeką spacerował starszy wędkarz, miał w reklamówce 3 ładne płocie. Szedł brzegiem i pytał wędkarzy, czy ich nie chcą, bo "szkoda wypuścić". Akurat (co dziwne), nie było chętnych. Okazało się, że dwie płocie jeszcze żyły, odzyskały wolność.
Do wypuszczania ryb skłania mnie topniejący rybostan. Nie jestem również fanem zamrażania ryb, więc jak zabiorę rybę, to taką, żeby była "na raz". Poza tym, zjedzenie ryby to tylko taki dodatek, najważniejszy w wędkarstwie jest relaks na łonie natury i łowienie.
-
Ja nie zabieram w ogóle. Tak sobie postanowiłem i tyle :) Moja niewymuszona i świadoma decyzja. Łowię głównie na komercjach, a woda PZW na którą mam wykupione pozwolenie jest wodą no kill. Jeżeli chcę zjeść świeżą rybę, to kupuję ją w gospodarstwach rybackich (hodowlach?), gdzie jeszcze ładnie mi wszystko wypatroszą :) Pewnie nie jest to taka sama ryba, która wyrosłaby w środowisku naturalnym, ale cóż. Taki mój wybór. Dodatkowo jeżeli jem rybę, to tylko świeżą, nigdy mrożoną więc tutaj kolejny plus kupowania we wspomnianych gospodarstwach.
Nie neguję tych, którzy ryby zabierają - oczywiście uczciwie, w rozsądnych ilościach i zgodnie z przepisami (choć uważam, że niestety co do wymiarów i dozwolonych ilości są zbyt pobłażliwe). Jestem natomiast za tym, by kłusoli oraz wędkarskich chuliganów karać bardzo surowo.
-
Ja wypuszczam wszystkie poza komercjami gdzie jest nakaz zabierania.
Skłoniło mnie do tego stan jakościowy wód na których łowię i pogłowie ryb choć nie mam nic przeciwko jeżeli ktoś z głową weźmie ryby np. karasie które stanowią 90% ryb. Natomiast jak ktoś bierze szczupaka z wody już może być różnie. O szczupaka trzeba dbać.
Pomijam, że na pewnym łowisku no kill gdzie ostatnio byłem dookoła stawu leżały łuski na połowie stanowisk. Oczywiście na wodzie PZW :thumbdown:
W PL ogólnie stan wód jest nazwijmy to kiepski więc nie chciałbym jeść ryby-syfa. Jem tylko morskie.
Przyjaciół nie jadam :-*
-
W wodach PZW nie zabieram rybek z wyjątkiem suma który według mnie to szkodnik ( rocznie 1-3 szt)
a na wodzie licencyjnej ( limit 25 sztuk ) gdzie sami zarybiamy z własnych składek, rocznie około 4-6 sztuk karpia zarybieniowego 45-50 cm. Raz na kilka lat wezmę jakiegoś drapieżnika jak się trafi przez przypadek na spławik :P
-
Ja zabieram wyłącznie średnie okazy jakie złowię, po kilka sztuk i to nie zawsze, bo biorę tylko dla Ojca jeśli on chce. Przeważnie leszcze i płocie. Drapieżników nie zabieram, bo mi ich szkoda zwłaszcza jak słucham wędkarzy w podeszłym wieku co mówi mi, że rok temu jednego dnia wyciągnął 35 szczupaków i zabrał wszystkie nawet takie co nie miały 45 cm i się dziwi, że teraz nic nie bierze.
Druga sytuacja, stawy na Dębinie w Poznaniu. Koło wędkarskie, które się opiekuje tamtymi stawami zarybiło dużą ilością okoni jeden ze stawów. Jak chcieliśmy połowić tam okonki spotkaliśmy oczywiście w podeszłym wieku wędkarza, co mówi że okoni już nie ma, bo wszystkie zostały wyłowione i zabrane. Na pytanie czy on też zabiera odpowiedział "a czemu nie jak inni biorą".
Problem jest z mentalnością polaków. Czy to wędkarz czy nie. Większość ma zakodowane w głowie, że jak się idzie na ryby to trzeba brać. Nie mieści im się w głowie, że to jest hobby czy sport, a nie styl przetrwania.
Własnego doświadczenia zauważyłem, że takie poglądy są wśród ludzi starszego wieku lub u ludzi zamieszkujące wsie. W miastach co raz częściej spotykam się, a zwłaszcza u młodych ludzi z zasadą "catch and release"
-
Jeszcze 10-11 lat temu zabierałem całą masę ryb, mocno przyczyniłem się do aktualnego stanu moich wód. Potem nastąpił przełom i ułożyłem sobie swój regulamin. Teraz jedna czy dwie rybki na rok to max.
-
Nic nie zaberiam, w ogole na ryby jezdze bez siatki nawet. Dlaczego? Glownie z lenistwa - nie chce mi sie potem stac godzine w wodzie i skrobac/patroszyc itd ;p
-
Nic nie zaberiam, w ogole na ryby jezdze bez siatki nawet. Dlaczego? Glownie z lenistwa - nie chce mi sie potem stac godzine w wodzie i skrobac/patroszyc itd ;p
Ja mam podobnie :)
No i kiedyś ością pociełem sobie podniebienie i mam uraz do ryb.
Pozdrawiam
Paweł
Wysłane z mojego Nexus 5X przy użyciu Tapatalka
-
Mnie słodkowodne ryby nie smakują i nigdy nie smakowały. Nawet nie wiem jak to może komukolwiek smakować - jakieś leszczyki czy karp :-\
Smak ryb znam,a jakże. Wędkował mój dziadek,wędkuje nadal mój ojciec. Ryby brali. Nie wszystkie ,nie zawsze,ale jednak często ryba gościła na stole.
W ubiegłym roku do domu wziąłem jedną rybę - karpika ok 2kg- dla teściowej :P Taki z niej smakosz. Nie będę rozwijał tematu "wazeliny" i "dobrego zięcia" ;D
W tym roku jeden karpik zarybieniowy ,ok 1kg trafił do siaty.Cel taki jak powyżej :)
Przyznaję,że im jestem starszy tym bardziej rozumiem co robię i co się dzieje nad wodą.
Poza tym w ostatnich 2 latach sporo się dowiedziałem,dokształciłem,doinwestowałem itp. Moja skuteczność nad wodą naprawdę wzrosła. Głównie za sprawą forum,nie ma się co oszukiwać ;)
Za tą skutecznością idzie też odpowiedzialność.Przynajmniej ja tak to widzę.
Gdybym ładował w siatę wszystko co łowię (niestety szału nie ma,ale w porównaniu do innych nad wodą i do rybostanu...), to naprawdę mógłbym się przyczynić do ubożenia zbiornika. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę ,że nie jestem jedynym "skutecznym" nad wodą....
Poza tym pochwalę się,że nawet wpłynąłem nieco na mojego ojca! Co prawda nadal bierze rybki,ale zdecydowanie mniej i rzadziej :) Ba!Ostatnio nawet dzwonił (jest u ciotki nad Wisłą) i pochwalił się,że złowił 2 sumki, bodajże jazia i kilka leszczy,ale wszystko wypuścił . Mimo,że "stary uparciuch" ,to coś jednak dociera :P
-
Zabieram. Czasami. W zeszłym roku na 200+ wyjazdów zabrałem 20 płotek. Dla córek. Jeszcze zabrałem 5 karpi z komercji kiedy widziałem ze właścicielowi na tym zależało.
-
Nie wszystkie moje ryby wracają do wody. Nigdy tego nie ukrywałem,i uważam że nie mam powodu się wstydzić. Limity regulaminowe w swoim przypadku obcinam o min. Połowę. A częściej wcale nie zabieram.
-
W moim przypadku na 3 sezony zabrałem 2 karpie takie po 3 kg z PZW.
I to po wcześniejszym uzgodnieniu z kobieta bo ja nie lubię się z tym babrać i szkoda rybce odbierać życia :)
Tak że wszystko ląduje w wodzie i niech rośnie :)
-
Nigdy nie będę No kill czy jakos tam ;)
Mam chęć to biorę , nie mam chęci nie biorę.
Okręg w zamosciu wprowadził limity roczne 35 sztuk (karp,szczupak,sandacz sum) oraz dzienny 3 sztuki oraz zwiekszył wymiary okonia,lina,karasiapospolitego.
wprowadzone sa widłki dla karpia,amura,szczupaka,sandacza.
Czy osiągne limit 35 sztuk w rok , wątpie.
Bo zabieram zazwyczaj leszcze z łowiska przeleszczonego. Żona uwielbia rybkę z wędzarki, więc czemu mam nie zabrac z takiego łowiska jej?
-
Poza tym pochwalę się,że nawet wpłynąłem nieco na mojego ojca! Co prawda nadal bierze rybki,ale zdecydowanie mniej i rzadziej :) Ba!Ostatnio nawet dzwonił (jest u ciotki nad Wisłą) i pochwalił się,że złowił 2 sumki, bodajże jazia i kilka leszczy,ale wszystko wypuścił . Mimo,że "stary uparciuch" ,to coś jednak dociera :P
Z moim ojcem jest identycznie, też udało mi się go przekonać :D
-
Kiedyś brałem ukleje do smażenia na głębokim oleju jak frytki. Super dodatek do piwka. :D Teraz biorę ukleje i mrożę. Mam z czym jechać na sandacza jesienią, kiedy już o nie trudno. Jesienią 2-3 sztuki drapieżnika na wigilijny stół. Karpi i innego białorybu nie jadam.
-
Jak koledzy wyżej. Będąc młodszym brałem co RAPR zezwalał. Na całe szczęście poszedłem w końcu po rozum do głowy i zacząłem łowić sportowo. Lubię rybie mięso, doceniam walory smakowe. Jednak obecnie przeważnie tylko morskie i ze sklepu ;D Za dużo mięsiarzy jest nad woda by brać udział w tej rzezi >:O Dwa sezony wstecz ukatrupiłem dwa karpiki na grilla dla szwagierki., były to ostatnie zabite przeze mnie ryby.
-
Trzeba również zauważyć, ze obce gatunki w naszych wodach nie powinny podlegać no kil nigdy bo przeszkadzają naszym rodzimym rybom.
Karaś srebrzysty, pstrąg tęczowy, sumik karłowaty.
-
Federek, sumik to szkodnik trzeba go "Killim"
(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/1280_14_07_16_9_29_48.jpeg)
-
trzeba również zauważyć , ze obce gatunki w naszych wodach nie powinny podlegać no kil nigdy bo przeszkadzają naszym rodzimym rybom .
Karaś srebrzysty,pstrąg tęczowy, sumik karłowaty.
Przecież sumika nie wolno wypuszczać.
-
A karaś to nie? mimo , ze rapr o nim nic nie mówi to tak samo jest rybą , która nie powinna byc u nas , wystarczy zobaczyć co robi z populacją karasi pospolitych
-
A karaś to nie? mimo , ze rapr o nim nic nie mówi to tak samo jest rybą , która nie powinna byc u nas , wystarczy zobaczyć co robi z populacją karasi pospolitych
Ja nie mówię, że karasia srebrzystego należy wypuszczać, ale RAPR o sumikach akurat wspomina. Swoją drogą to ja i tak na moich wodach ostatniego karasia srebrzystego złowiłem jakieś 8 lat temu.
-
OT: widzę jest halo o karasia a karp, tołpyga i amur to taka rodzima ryba?
Topic: nie jestem no-killowcem ale nie generalnie nie zabieram ryb. Dlaczego? - bo zazwyczaj nie mam potrzeby ni chęci.
Prawdzie muszę oddać, że w zeszłym roku zamordowałem z premedytacją kilka płoci i leszcza zubożając w ten sposób rybostan o jakieś 2kg w sumie i wiecie co .. nie wstyd mi. Miałem ochotę to zabiłem i zjadłem... w końcu jestem chrzanionym ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego dla którego jest różnica czy kupi słodkowodną rybę niewiadomego pochodzenia i terminu zgonu w rybnym czy może złapie rybę sam i zje tego samego dnia.
Teraz się pewnie narażę - ale co mi tam - strasznie mnie wkurza pianie i presja na 'no kill' wszystkich świeżo nawróconych (takich najczęściej) a jak człowiek popatrzy jak co poniektórzy traktują rybę po złapaniu - to się we mnie gotuje... jebudu z wysokości rybę do wody; sesje zdjęciowe z banerami, kilka ujęć w różnych ciuchach. Ja mimo, że czasem zabiję to te ryby, które wypuszczam to uwalniam natychmiast po wyjęciu haka bo nie lubię się spuszczać się nad własną zajebistością i narażać na cierpienie ryby której nie zamierzam zabić... co nie znaczy, że potępiam fotografowanie okazów ... po prostu sesje i ustawki robione ponad zdrowy rozsądek mnie wnerwiają ... niesamowicie wnerwiają. Widzieliście ile przechodzi taki karp po złowieniu na zawodach ? Ważenie, fotka-ustawka, pierdu pierdu z sędziami, podpisy, zatwierdzenie i dopiero do wody .... nie da kurde się szybciej ?
-
W tym samym dziale znajduje się wątek pt. "Co robimy ze zlowionymi rybami ? (http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=687.0)", w którym też jest wiele ciekawych informacji oraz dodatkowo dołączona ankieta.
-
Od chyba 20 lat nie zabrałem ryby.
Jak masz odwagę rybę zabrać miej odwagę ją zabić na łowisku - nie pchaj żywej do reklamówki po łowieniu.
Zwolennikom pojęcia gatunek nierodzimy proponuję zapoznać się z historią sandacza lub głowacicy.
Nie jestem walczącym C&R ale po co zabierać wszystkie ryby lub największe ?
JK
-
...... ale po co zabierać wszystkie ryby lub największe ?
JK
I to jest właśnie najważniejsze pytanie.
Tak sobie myślę, że większą szansę niż "złów i wypuść" mialoby promowanie wypuszczania większych lub rozgłaszania haseł o toksyczności lub niesmacznym mięsie dużych okazów. ;-)
-
Pisałem wielokrotnie - w naszym kraju nie można wyciąć nawet 10-letniego krzaka, którego się samemu zasadziło.
"Wystarczy" wprowadzić górne wymiary i nadać takim rybom status żywego pomnika przyrody. Potem powiedzmy 1000 zł kary za każdy centymetr powyżej wymiaru i szybko się problem rozwiąże.
-
A propos dużych okazów, rozmawiając ostatnio z kolegą z którym wędkuję opowiadał mi ostanie zajście na pobliskim zbiorniku, kilku gości wydzierało się na jednego z wędkujących.
Powodem tego był fakt, że ten gość złowił amura 130 cm i wrzucił go do siatki przy brzegu co już było złem, bo powyżej 100 cm powinien go wypuścić tak stanowi regulamin w okręgu zamojskim.
Mało tego okazało się że amur wyzionął ducha i został porzucony na brzegu po kłótniach :/
Niestety, wędkarz nie został w żaden sposób ukarany :/
No ręce opadają :/
-
Jako poczatkujacy (1 sezon) większość ryb wypuscilelem, a jeszcze więcej nie złapałem. Ogólnie ustaliłem sobie sam dla siebie ze nie wezmę żadnej która w po raz pierwszy zlowilem (gatunek) oraz te które są dla mnie życiowka. Łącznie w tym roku w lodówce mam jednego leszcza i dwie ukleje i okonia który mi się za głęboko zacial. Ukleja z przylowu trzymam na przynętę. Na pewno chciałbym złowić karpia, którego przeznacze na zabranie. Inna sprawa to moja żona, która zakazala mi zabierania ryb, baaa... ma pretensje ze je haczykiem kuje. Z tym C&R mam tak po ludzku satysfakcje kiedy wypuszczam ładna rybke. Tak ze myślę, że w ciągu moich wypadów rybostan więcej zyskał na moim zanetowym dokarmianiu niż stracił, bo wziąłem jednego leszcza.
Ps. Dwa tygodnie temu zlowilem ładnego jazia, ale wypuscilelem go nie dlatego że był pierwszym moim jaziem, ale dlatego że myślałem że to klen :-)
Sent from my E2303 using Tapatalk
-
Do tego roku byłem zwolennikiem zasady "zabieraj ale z umiarem". Jednak w tym roku połowiłem bardzo intensywnie i na wodach, które odwiedzałem obserwowałem kolegów wędkarzy oraz rybostan i... stałem się chcąc nie chcąc zwolennikiem zasady C&R. Mam same krechy w zezwoleniu, nie zabrałem od wiosny niczego!
Zachłanność ludzka u nas jest tak straszliwa, że niestety nie da się inaczej jak tylko robić łowiska No kill. Po prostu w innym przypadku wszystko zostanie wybrane i zostanie tylko drobnica. To znaczy źle powiedziałem - już niemal została tylko drobnica.
Na jednym z łowisk kolega wędkarz opisał mi nawet tragikomiczny przypadek:
Mąż siedzi na rybach i łowi, a od czasu do czasu przechodzi groblą obok jego żona z pustą siatką. Po minięciu męża siatka jest pełna. I tak parę razy. W zezwoleniu i siatce oczywiście stan się zgadza.
Jak powiedziałby klasyk - byłoby to nawet bardzo śmieszne gdyby nie byłoby takie smutne.
-
:thumbup: Przy obecnym stanie wód po prostu inaczej się nie da.
-
A tam się nie da po zarybieniach po zakazie 2 tyg chłopy sie rzuciły na karpie i jak nie miał 35 cm to tak go urobili że miał :D
A po tym jak często przebywałem na zbiorniku mogę powiedzieć że 50 % tego co wpuścili było wymiarowe ale to 36 czy 37 cm reszta małe karpie i te 50% raczej nie było po miesiącu :D
Siedzieli od 5 rano do popołudnia :D
I jak kolega wyżej napisał o żonie wędkarza tak tutaj kolega odbierał :D
Niby piwo w siatce dowoził ale jak wracał to aż się siatka ruszała :D
Z takimi zachowaniami czasami nie da się wygrać, ale łowiąc więcej i większe i pod ich nosem oraz wypuszczać do wody jednocześnie patrząc na ich miny jest bezcenne :)
-
Do tego roku byłem zwolennikiem zasady "zabieraj ale z umiarem". Jednak w tym roku połowiłem bardzo intensywnie i na wodach, które odwiedzałem obserwowałem kolegów wędkarzy oraz rybostan i... stałem się chcąc nie chcąc zwolennikiem zasady C&R. Mam same krechy w zezwoleniu, nie zabrałem od wiosny niczego!
Zachłanność ludzka u nas jest tak straszliwa, że niestety nie da się inaczej jak tylko robić łowiska No kill. Po prostu w innym przypadku wszystko zostanie wybrane i zostanie tylko drobnica. To znaczy źle powiedziałem - już niemal została tylko drobnica.
Na jednym z łowisk kolega wędkarz opisał mi nawet tragikomiczny przypadek:
Mąż siedzi na rybach i łowi, a od czasu do czasu przechodzi groblą obok jego żona z pustą siatką. Po minięciu męża siatka jest pełna. I tak parę razy. W zezwoleniu i siatce oczywiście stan się zgadza.
Jak powiedziałby klasyk - byłoby to nawet bardzo śmieszne gdyby nie byłoby takie smutne.
Tomku, dobre parę miechów Cię nie było na forum. Czy to przez intensywność łowienia? :)
To jest ciekawe zjawisko. Obserwujemy jak bardzo inni, bez umiaru wybierają rybę. Im bardziej to do nas dociera, tym więcej ryb sami zaczynamy uwalniać. Taka reakcja. Zdrowa chyba.
Tak się zastanawiam czasem, jakby to było, gdyby wszyscy wędkarze wypuszczali swoje zdobycze. Zakładając, że działalność PZW nie uległaby żadnym zmianom.
-
Wiele jeszcze wody w Wiśle upłynie zanim sytuacja się zmieni, trzeba już dzisiaj pracować nad młodymi wędkarzami, dobrze że widok wypuszczanych ryb jest coraz częstszy, może u niektórych wywoła to refleksje.
Żal tylko patrzeć jak starsi wędkarze podchodzą do tematu, dzisiaj wyskoczyłem na 3 godziny na łowisko specjalne w moim kole w którym specjalnie nic nie ma.
Złowiłem kilka płotek i ładnego leszcza na koniec a obok mnie emeryt na żywca ciągnie szczupaka koło 50cm, panieruje w piachu a na koniec w reklamówkę i do lodówki turystycznej. Nie wytrzymałem mówię mu żeby go zabił, wytrzeszczył na mnie oczy i mówi że przecież włożył go do lodówki ??? Dopiero po chwili dał się przekonać i zabił biednego szczupaka.
Brak słów na to co widuję nad wodą.
-
A propos dużych okazów, rozmawiając ostatnio z kolegą z którym wędkuję opowiadał mi ostanie zajście na pobliskim zbiorniku, kilku gości wydzierało się na jednego z wędkujących.
Powodem tego był fakt, że ten gość złowił amura 130 cm i wrzucił go do siatki przy brzegu co już było złem, bo powyżej 100 cm powinien go wypuścić tak stanowi regulamin w okręgu zamojskim.
Mało tego okazało się że amur wyzionął ducha i został porzucony na brzegu po kłótniach :/
Niestety, wędkarz nie został w żaden sposób ukarany :/
No ręce opadają :/
Ryby szkoda chociaż można dyskutować nad zasadnością zarybień amurem. Jak jest go za dużo to niezłe spustoszenie potrafi zrobić w zbiorniku.
Wiele jeszcze wody w Wiśle upłynie zanim sytuacja się zmieni, trzeba już dzisiaj pracować nad młodymi wędkarzami, dobrze że widok wypuszczanych ryb jest coraz częstszy, może u niektórych wywoła to refleksje.
Żal tylko patrzeć jak starsi wędkarze podchodzą do tematu, dzisiaj wyskoczyłem na 3 godziny na łowisko specjalne w moim kole w którym specjalnie nic nie ma.
Złowiłem kilka płotek i ładnego leszcza na koniec a obok mnie emeryt na żywca ciągnie szczupaka koło 50cm, panieruje w piachu a na koniec w reklamówkę i do lodówki turystycznej. Nie wytrzymałem mówię mu żeby go zabił, wytrzeszczył na mnie oczy i mówi że przecież włożył go do lodówki ??? Dopiero po chwili dał się przekonać i zabił biednego szczupaka.
Brak słów na to co widuję nad wodą.
Moim zdaniem LUK ma racje mówiąc, że podstawa to otwieranie łowisk "no kill". Niech na początku powstanie ich nawet nie tak dużo, ale z czasem widać będzie po rybostanie, że C&R to jedyna droga, bo co każdy normalny wędkarz woli: połowić dużo i fajne sztuki i je wypuścić, czy siedzieć cały dzień po to by złowić jedną małą rybkę i ją oskrobać?
-
A ja nie zabieram ryb, i tak jak jeden kolega napisał nie biorę w ogóle siatki(której zresztą nie mam). Jak zlowie rybę to odrazu ja wypuszczam poprostu. U mnie w domu akurat jest na plus to, że nikomu nie chce się oprawac ryb i przyrządzać:-) sam osobiście lubię smak ryby,ale nie chce mi się męczyć z dlubaniem z oscmi. Dlatego ja na ryby jadę dla relaksu i kontaktu z naturą a nie po ryby. Ostatnio ucialem sobie na rybach z jednym wędkarzem starej daty(typowy miesiarz) pogawedke chwalił mi się jak to wyciagnal szczupaka 11 kilo. Oczywiście zabrał go bo jakby inaczej, chociaż jak to powiedział mięso już miał twarde, ale żona zmieszala go z jakimś innym i zrobiła mielone. No tak to o okazach w naszych wodach możemy zapomnieć niestety.
-
Te mięsiarze nie dość, że ryb nie wypuszczają to jeszcze żadnej nie przepuszczą, nawet jak mają ponad limit! Ostatnio widziałem niezły sposób na ryby ponad limitowe. Grupka kilku chłopa, grill, przyprawy. Jak w siatce pływa za dużo ryb albo jak złowią ponad limit od razu zabijają, skrobią i na grilla. Ktoś im udowodni? A jak? W siatce ryby okej, w bagażniku nie ma. Do żołądka im nikt nie zagląda. Katastrofa! :-\
-
Wydaje mi się, że ludzie którzy są na tym forum zdają sobie sprawę o rybostanie w naszych wodach i wypuszczają większość (o ile nie wszystkie) złowione ryby.
Niestety co wypad na ryby spotykam ludzi którzy biorą co popadnie. Nawet jak będą łowiska no kill to nic nie pomoże bo i tak ludzie będą brali ryby. Muszą być kontrole inaczej nic z tego nie będzie. Ostatnio zaczepił mnie jakiś gość i rozmawiamy, po chwili temat zszedł na temat rybostanu w naszych wodach i powiedziałem mu, że najlepiej jakby zrobili łowiska no kill (z angielskiego musiał być kiepski) i pyta: "A co to jest?" To mu mówię, że wszystkie ryby trzeba wypuszczać, to on mi krótko: "aaa Panie na takich też się łowiło i brało pełno ryb, wystarczy schować do siatki i w krzaki" odpowiedziałem mu też krótko, że właśnie przez takich ludzi mamy w wodach co mamy. Obrażony i oburzony tylko powiedział "po to się łowi żeby sobie rybę zjeść" ??? i poszedł w swoją stronę.
Takich przypadków jest mnóstwo i ciężko coś zmienić jak dużo ludzi ma takie nastawienie >:(
-
Dlatego muszą wszystko zeżreć, inaczej nic się nie zmieni. Zeżrą to pierwsi będą za tym aby powstały łowiska złów i wypuść. Inaczej walka wiatrakami. Jak już było mówione działanie w kołach i próby dojścia do ZO mogą przynieść delikatne zmiany. Bo niema co ukrywać nawet nasz kanał przeciwpowodziowy to za mało, w stosunku do wody którą dysponuje Okręg Wrocławski.
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
-
Definicja:
1. Mięsiarzowi zawsze muszą się zwrócić wszelkie opłaty, jakie wnosi łącznie z kosztami dojazdu do łowiska.
2. Mięsiarz nigdy nie odpuszcza, dopóki ryba bierze to będzie siedział na łowisku cały dzień i nie daj Bóg jak ktoś zająłby wcześniej jego miejsce ( i co za durnie wymyślili te limity i wymiary ochronne).
3. Mięsiarzowi wszystko przeszkadza, krzewy, drzewa, trzcina i inna roślinność nadwodna, ptaki, które wyławiają "jego opłacone" ryby, a najbardziej koledzy wędkarze, którym ryba bierze, a jemu przez pół dnia nawet nie "pykło".
4. Mięsiarz nigdy nie może doczekać się otwarcia łowiska po zarybieniu. Przybywa na łowisko od kilku do nawet kilkunastu godzin wcześniej i czeka przy wcześniej upatrzonym stanowisku, aby czasami nikt mu go wcześniej nie zajął.
5. Mięsiarz niezadowolony z pobytu na łowisku, (bo nic nie złowił, a przecież mu się należy) zastawia po sobie wszystkie śmieci, jakie przywiózł na całodzienną wyprawę.
6. Dla mięsiarza najgłupszym wędkarzem jest taki, co na ryby jeździ dla relaksu, dla którego nie jest ważne czy dzisiaj coś złowi czy nie, ale to, że przyjemnie spędzi czas na wodą korzystając z uroków przyrody. Ale tacy wędkarze są wręcz przez niego uwielbiani, bo przecież dzięki nim dla mięsiarza zostaje więcej ryb.
JK
-
Tomku, dobre parę miechów Cię nie było na forum. Czy to przez intensywność łowienia? :)
No tak - pewnie to odwrotność zasady - jak się dużo gada to mało robi ;-)
Ale zimą może nadrobię ;-)
Mam w skrócie takie uwagi do tej obecnej sytuacji:
1. Wędkarzy nad wodami jest zbyt wielu aby większość zabierała ryby - prosta matematyka wykaże, że wybiorą wszystko.
2. Wędkarzy nad wodami jest zbyt wielu aby mogli bez umiaru sypać zanętę! Wody są już niemal wszędzie zielone, a jak pamiętam przed laty tak nie było!
3. Apel o umiar nie ma sensu w naszym Narodzie, co zapewne jest pokłosiem zwichrowania mentalności za komuny, gdzie wszyscy kradli dobro wspólne ile się dało.
Wobec powyższego muszą powstać dla wędkarzy takich jak my łowiska specjalne, "no-kill", w których zanętę można stosować tylko w podajnikach, najlepiej monitorowane kamerami, czy w ramach PZW czy prywatne to już chyba mało istotne. Coś takiego jak w UK pokazuje nam Luk. Pytanie tylko czy do tego tutaj obecni dożyjemy ???
-
Definicja:
1. Mięsiarzowi zawsze muszą się zwrócić wszelkie opłaty, jakie wnosi łącznie z kosztami dojazdu do łowiska.
JK
To się zgadza w 100%.
"Panie teraz karta kosztuje 400zł to się nie opłaca nad wodę jeździć, za tyle pieniędzy to ja tyle ryb w ciągu roku kupie że ho ho"
Słowa dziadka spotkanego kiedyś na robocie.
-
Wg mnie 90 % wędkarzy (mięsiarzy) łowi żeby zabierać ryby. Jeżeli PZW zaczęłoby przechodzić na wody No kill równałoby się to ze spadkiem wpływów do kasy bo mięsiarze nie wykupywaliby kart. A PZW z pozostałych 10% nie wyżyje.
-
PZW nic nie robi, bo większość to mięsiarze. Oni liczyć umieją. Dlatego my się wkurzamy, a oni mają to gdzieś, bo dziady i tak przyjdą opłacić kartę.
Zrobienie wód no-kill przy obecnym prawie i kontroli to strzał w kolano. W tych wodach nic nie będzie pływać, bo wszystko dziady wytłuką, zarybień nie będzie i przyjdzie ichtiolog z IRS i stwierdzi: patrzcie, niegodziwcy, oto dowód, że ryby wszystkie nie przeżyły holu. Należy w ogóle zakazać C&R!
Dla mnie na taki zalew jak mój, czyli 15 ha, powinna być składka roczna z 500 zł, limit ze 2 karpie tygodniowo, jeden drapieżnik miesięcznie. Szybko by się okazało, kto chodzi na ryby, a kto po ryby. No i codzienne kontrole, monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
-
[...] a oni mają to gdzieś, bo dziady i tak przyjdą opłacić kartę.
Do czasu, kiedy ryb zabraknie, a na Mazowszu to już rzeczywista rzeczywistość (parafrazując klasyka). Wszyscy są wkur...ni, od no kilowców, po mięsiarzy właśnie.
-
[...] a oni mają to gdzieś, bo dziady i tak przyjdą opłacić kartę.
Do czasu, kiedy ryb zabraknie, a na Mazowszu to już rzeczywista rzeczywistość (parafrazując klasyka).
Mylisz się, Darku. Ryby są i to taaakie, tylko dzisiaj nie biorą... Przecież wędkami nie da się ryb wyłowić.
Co taki dziadek ma do roboty? Z wędką pójdzie i cały dzień będzie siedział. Ile oni płacą w sumie 100 zł za rok?
-
Wg mnie 90 % wędkarzy (mięsiarzy) łowi żeby zabierać ryby. Jeżeli PZW zaczęłoby przechodzić na wody No kill równałoby się to ze spadkiem wpływów do kasy bo mięsiarze nie wykupywaliby kart. A PZW z pozostałych 10% nie wyżyje.
Zgadzam się :bravo: :bravo: :bravo: :bravo: :bravo: :bravo: :bravo:
-
[...] a oni mają to gdzieś, bo dziady i tak przyjdą opłacić kartę.
Do czasu, kiedy ryb zabraknie, a na Mazowszu to już rzeczywista rzeczywistość (parafrazując klasyka).
Mylisz się, Darku. Ryby są i to taaakie, tylko dzisiaj nie biorą... Przecież wędkami nie da się ryb wyłowić.
Co taki dziadek ma do roboty? Z wędką pójdzie i cały dzień będzie siedział. Ile oni płacą w sumie 100 zł za rok?
No, ale co on łowi? podleszczyki i krąpiki. Czasem karpika gdzieś trafi. Przynajmniej nad Wisłą, nie spotkałem pozytywnej opinii o PZW. Poza tym widzę, że wiele osób, nawet w podeszłym wieku, wypuszcza ryby. Świadomość się zmienia (również wśród starszych). Jasne, że są tacy ludzie, którzy tylko po to łowią, żeby mieć kawałek mięsa. Wydaje mi się jednak, że jest ich znacznie mniej, niż kiedyś.
-
Dla mnie na taki zalew jak mój, czyli 15 ha, powinna być składka roczna z 500 zł, limit ze 2 karpie tygodniowo, jeden drapieżnik miesięcznie. Szybko by się okazało, kto chodzi na ryby, a kto po ryby. No i codzienne kontrole, monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Michal to chyba tekst dla emerytów (mięsiarzy) a nie pomyślałeś o tym że są i tacy emeryci jak ja i co wtedy . Ci którzy w ciągu roku jak ja np.2015 do siaty wsadziłem 1 sztukę (słownie jedną) ryby
-
PZW nic nie robi, bo większość to mięsiarze. Oni liczyć umieją. Dlatego my się wkurzamy, a oni mają to gdzieś, bo dziady i tak przyjdą opłacić kartę.
Zrobienie wód no-kill przy obecnym prawie i kontroli to strzał w kolano. W tych wodach nic nie będzie pływać, bo wszystko dziady wytłuką, zarybień nie będzie i przyjdzie ichtiolog z IRS i stwierdzi: patrzcie, niegodziwcy, oto dowód, że ryby wszystkie nie przeżyły holu. Należy w ogóle zakazać C&R!
Dla mnie na taki zalew jak mój, czyli 15 ha, powinna być składka roczna z 500 zł, limit ze 2 karpie tygodniowo, jeden drapieżnik miesięcznie. Szybko by się okazało, kto chodzi na ryby, a kto po ryby. No i codzienne kontrole, monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Jak by wprowadzić zasady które wyżej opisujesz to miałbyś 3 wędkarzy na takim zbiorniku którzy by wkupowali składki z których byś nic nie zrobił. Mięsiarzy nie zmienisz a ich jest więcej od zwolenników C&R tak więc stoimy na z góry straconej pozycji. Dlatego zarybienia, zarybienia i jeszcze raz mądre zarybienia.
-
monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Wtedy nic się nie da ukryć, blady strach padnie na wędkarzy (hmm... znaczy, mięsiarzy). Monitoringi to świetny pomysł. Są w lasach, żeby drewna ludzie nie kradli, dlaczego miałoby nie być nad wodą? :thumbup:
-
Dla mnie na taki zalew jak mój, czyli 15 ha, powinna być składka roczna z 500 zł, limit ze 2 karpie tygodniowo, jeden drapieżnik miesięcznie. Szybko by się okazało, kto chodzi na ryby, a kto po ryby. No i codzienne kontrole, monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Michal to chyba tekst dla emerytów (mięsiarzy) a nie pomyślałeś o tym że są i tacy emeryci jak ja i co wtedy . Ci którzy w ciągu roku jak ja np.2015 do siaty wsadziłem 1 sztukę (słownie jedną) ryby
Jurku, musisz doprecyzować, z czym się w moim wpisie nie zgadzasz, bo nie zrozumiałem.
-
monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Wtedy nic się nie da ukryć, blady strach padnie na wędkarzy (hmm... znaczy, mięsiarzy). Monitoringi to świetny pomysł. Są w lasach, żeby drewna ludzie nie kradli, dlaczego miałoby nie być nad wodą? :thumbup:
Wydajmy setki tysięcy złotych na monitoring przetrzebionych jezior i rzek. I dzięki temu złapmy jakiegoś dziadka który po kryjomy wynosi rybę, którą przypadkiem udało mu się złapać.
Dla mnie przerost formy nad treścią.
-
Michał z tymi opłatami się nie zgadzam bo chyba normalnego emeryta chyba nie każdego stać na to by zapłacić jak napisaleś np. 500 zł za rok za wędkowanie. Jak pracowałem też tak myślałem jednak od maja 2015r jestem emerytem i się wszystko zmieniło. Dodaję że nie jestem mięsiarzem
-
monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Wtedy nic się nie da ukryć, blady strach padnie na wędkarzy (hmm... znaczy, mięsiarzy). Monitoringi to świetny pomysł. Są w lasach, żeby drewna ludzie nie kradli, dlaczego miałoby nie być nad wodą? :thumbup:
Wydajmy setki tysięcy złotych na monitoring przetrzebionych jezior i rzek. I dzięki temu złapmy jakiegoś dziadka który po kryjomy wynosi rybę, którą przypadkiem udało mu się złapać.
Dla mnie przerost formy nad treścią.
Podobnie można by powiedzieć o lasach. A jednak kradzieże drewna i kłusowanie się zmniejszyły. To nie jest wydatek na jeden rok, ale na lata.
-
monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Wtedy nic się nie da ukryć, blady strach padnie na wędkarzy (hmm... znaczy, mięsiarzy). Monitoringi to świetny pomysł. Są w lasach, żeby drewna ludzie nie kradli, dlaczego miałoby nie być nad wodą? :thumbup:
Wydajmy setki tysięcy złotych na monitoring przetrzebionych jezior i rzek. I dzięki temu złapmy jakiegoś dziadka który po kryjomy wynosi rybę, którą przypadkiem udało mu się złapać.
Dla mnie przerost formy nad treścią.
No właśnie od takiego jednego dziadka z drugim i trzecim nie ma ryb.
Michał z tymi opłatami się nie zgadzam bo chyba normalnego emeryta chyba nie każdego stać na to by zapłacić jak napisaleś np. 500 zł za rok za wędkowanie. Jak pracowałem też tak myślałem jednak od maja 2015r jestem emerytem i się wszystko zmieniło. Dodaję że nie jestem mięsiarzem
Jurku, ja rozumiem, że nie każdego może być stać. Ale kto powiedział, że każdego ma być stać? Nie każdego też stać na chodzenie na siłownię za 150 zł/miesiąc. Sprawa jest przykra, ale odpowiednie dbanie o zbiornik, monitoring, ochrona... kosztują. A na razie mamy za półdarmo po prostu jedną wielką parodię.
-
Wg mnie od monitoring ryb w wodach nie przybędzie. Lepiej tą kasę jest przeznaczyć na zarybienie i kontrole.
-
Wg mnie od monitoring ryb w wodach nie przybędzie. Lepiej tą kasę jest przeznaczyć na zarybienie i kontrole.
A wg mnie przybędzie :D Monitoring jest częścią ochrony właśnie. Najskuteczniejszą i uważam, że przy polskiej mentalności absolutnie konieczną.
-
monitoring, a za przekroczenie limitu kilka tysi kary i wykluczenie z koła na 3 lata.
Wtedy nic się nie da ukryć, blady strach padnie na wędkarzy (hmm... znaczy, mięsiarzy). Monitoringi to świetny pomysł. Są w lasach, żeby drewna ludzie nie kradli, dlaczego miałoby nie być nad wodą? :thumbup:
Wydajmy setki tysięcy złotych na monitoring przetrzebionych jezior i rzek. I dzięki temu złapmy jakiegoś dziadka który po kryjomy wynosi rybę, którą przypadkiem udało mu się złapać.
Dla mnie przerost formy nad treścią.
No właśnie od takiego jednego dziadka z drugim i trzecim nie ma ryb.
Michał z tymi opłatami się nie zgadzam bo chyba normalnego emeryta chyba nie każdego stać na to by zapłacić jak napisaleś np. 500 zł za rok za wędkowanie. Jak pracowałem też tak myślałem jednak od maja 2015r jestem emerytem i się wszystko zmieniło. Dodaję że nie jestem mięsiarzem
Jurku, ja rozumiem, że nie każdego może być stać. Ale kto powiedział, że każdego ma być stać? Nie każdego też stać na chodzenie na siłownię za 150 zł/miesiąc. Sprawa jest przykra, ale odpowiednie dbanie o zbiornik, monitoring, ochrona... kosztują. A na razie mamy za półdarmo po prostu jedną wielką parodię.
Problem braku odpowiedniej ilości ryb w naszych łowiskach jest wielowątkowy i przypisywanie go nazwijmy to "dziadkom" jest zbyt dużym uogólnieniem, ne pewno są oni jedną ze składowych ale na pewno nie głównym czynnikiem. Powinniśmy dążyć do takiego stanu wód żeby te"dziadki" jak i my byli zadowoleni.
-
Na większości wód, żeby nie powiedzieć na wszystkich, w mojej okolicy te "dziadki" są JEDYNĄ przyczyną bezrybia. Nie ma kormoranów (w tym roku po raz pierwszy w życiu tego ptaka widziałem), kłusowników grubego kalibru też nie ma, bo nad wodą ciągle ktoś jest, rybaków nie było nigdy.
-
Problem braku odpowiedniej ilości ryb w naszych łowiskach jest wielowątkowy i przypisywanie go nazwijmy to "dziadkom" jest zbyt dużym uogólnieniem, ne pewno są oni jedną ze składowych ale na pewno nie głównym czynnikiem. Powinniśmy dążyć do takiego stanu wód żeby te"dziadki" jak i my byli zadowoleni.
Zgoda na dziadków, którzy zabierają zgodnie z limitami, ale gdy widzę, spotkałem się z tym np. w Karczewie nad Wisłą (jak byłem ze dwa razy), że każdy, który złapał sandacza 40 cm lub suma tej samej długości zabierał, "bo tak się zahaczył, ze na pewno nie przeżyje", to jak to nazwać? Chyba kłusownictwo, prawda?
No więc monitoring może pomóc w wywaleniu kłusowników znad wody, zarówno tych amatorskich - z wędkami, jak i zawodowych - z siatami.
Drugą sprawą jest wywalenie rybaków, dalej dbałość o środowisko naturalne i prawidłowy rozwój ekosystemu wodnego - tyle tylko, że to ostatnie jest niemożliwe, bez uregulowania kwestii poprzedniej. Musi być jakaś równowaga w wodzie.
A zarybienia? jak najbardziej, ale nie po to, żeby to, co wpuszczone, zostało wyłowione, lecz po to, by doprowadzić do pewnej naturalnej równowagi ekosystemu. A znowu, żeby jej nie naruszyć, nie może być kłusowania, sieciowania itd. Koło się zamyka.
-
Wydaje mi się to mało prawdopodobne, ale nie mieszkam tam gdzie Ty także nie będę polemizował ;)
-
Wydaje mi się to mało prawdopodobne, ale nie mieszkam tam gdzie Ty także nie będę polemizował ;)
Tobie się to wydaje nieprawdopodobne, a dla dziadków, którzy wygalają całe zbiorniki do łysa, jest to wręcz niemożliwe!
A ryb nie ma. Zniknęły. Widocznie wyparowały.
-
Na większości wód, żeby nie powiedzieć na wszystkich, w mojej okolicy te "dziadki" są JEDYNĄ przyczyną bezrybia. Nie ma kormoranów (w tym roku po raz pierwszy w życiu tego ptaka widziałem), kłusowników grubego kalibru też nie ma, bo nad wodą ciągle ktoś jest, rybaków nie było nigdy.
U mnie jest identycznie (tylko kormorana nie widziałem w ogóle).
Mięsiarstwo prędzej czy później będzie wymierać (dosłownie i w przenośni). Świadomość, moim zdaniem, rośnie. Wędkarze wypuszczający ryby są nadal w znacznej mniejszości, ale ich przybywa, a tych drugich ubywa (siłą matematyki oraz lat przybywających na karku).
-
Świadomość rośnie, ale też rośnie bardziej sportowe wędkarstwo jak takie które daje nam pożywienie.
Jednak tutaj patrząc w przedziale wiekowym do 40 lat wielu znajomych wędkuje dla relaxu spokoju i z zamiłowania, no Ci co mają już wpojone od małego, że co złowisz masz przynieść, niestety ciężko czasem takim osobom w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć, że czasem lepiej wypuścić niż zabierać do zamrażarki czy dla kota (bo i takie przypadki znam)......
-
Problem braku odpowiedniej ilości ryb w naszych łowiskach jest wielowątkowy i przypisywanie go nazwijmy to "dziadkom" jest zbyt dużym uogólnieniem, ne pewno są oni jedną ze składowych ale na pewno nie głównym czynnikiem. Powinniśmy dążyć do takiego stanu wód żeby te"dziadki" jak i my byli zadowoleni.
Zgoda na dziadków, którzy zabierają zgodnie z limitami, ale jak widzę, spotkałem się z tym np. w Karczewie nad Wisłą, że każdy, który łapie sandacza 40 cm lub suma tej samej długości zabiera, "bo tak się zahaczył, ze na pewno nie przeżyje", to jak to nazwać? Chyba kłusownictwo, prawda?
No więc monitoring może pomóc w wywaleniu kłusowników znad wody, zarówno tych amatorskich - z wędkami, jak i zawodowych - z siatami.
Drugą sprawą jest wywalenie rybaków, dalej dbałość o środowisko naturalne i prawidłowy rozwój ekosystemu wodnego - tyle tylko, że to ostatnie jest niemożliwe, bez uregulowania kwestii poprzedniej. Musi być jakaś równowaga w wodzie.
A zarybienia? jak najbardziej, ale nie po to, żeby to, co wpuszczone, zostało wyłowione, lecz po to, by doprowadzić do pewnej naturalnej równowagi ekosystemu. A znowu, żeby jej nie naruszyć, nie może być kłusowania, sieciowania itd. Koło się zamyka.
Dla mnie to nazywa się łamanie przepisów i chyba nie sądzisz że na monitoring będziesz w stanie ocenić wielkość i gatunek ryby, którą ktoś łamiący przepisy włoży do torby lub siatki? Bo na takie kamery to chyba mało jaki związek stać ? jeżeli się mylę to popraw mnie.
Co do kłusowników to według mnie tańszym i skuteczniejszym rozwiązaniem są kontrole w odpowiedniej ilości.
-
Wiem z widzenia, że PSR stać na SUV-y za kilkaset tysięcy złotych...
-
Wydaje mi się to mało prawdopodobne, ale nie mieszkam tam gdzie Ty także nie będę polemizował ;)
Tobie się to wydaje nieprawdopodobne, a dla dziadków, którzy wygalają całe zbiorniki do łysa, jest to wręcz niemożliwe!
A ryb nie ma. Zniknęły. Widocznie wyparowały.
No dlatego napisałem nie będę polemizował
-
Wiem z widzenia, że PSR stać na SUV-y za kilkaset tysięcy złotych...
A to coś złego?
-
Poza tym, że przez całe życie strażników PSR nad wodą nie widziałem, to nic. No... może jeszcze to, że autem terenowym za powiedzmy 50 tysięcy łatwiej dojechać do wielu miejsc niż takim SUV-em.
-
Dla mnie to nazywa się łamanie przepisów i chyba nie sądzisz że na monitoring będziesz w stanie ocenić wielkość i gatunek ryby, które ktoś łamiący przepisy włoży do torby lub siatki? Bo na takie kamery to chyba mało jaki związek stać ? jeżeli się mylę to popraw mnie.
Co do kłusowników to według mnie tańszym i skuteczniejszym rozwiązaniem są kontrole w odpowiedniej ilości.
Nie sądzę, aby trudno było ocenić ile np. szczupaków lub sandaczy ktoś wyciągnął z wody. Pomóc temu może choćby identyfikacja techniki połowu, której bez kłopotu można dokonać za pomocą monitoringu (spinning, spławik, grunt). Podobnie z innymi dużymi rybami. Przecież, kiedy widzę na monitoringu, że ktoś "ciężko" holuje rybę i widzę, że robi to wielokrotnie, np. 5 - 7 razy, wrzuca wszystko do siaty i potem zabiera, to mam prawo podejrzewać, że nie są to płocie i krąpie i że przekroczył limit.
-
Poza tym, że przez całe życie strażników PSR nad wodą nie widziałem, to nic. No... może jeszcze to, że autem terenowym za powiedzmy 50 tysięcy łatwiej dojechać do wielu miejsc niż takim SUV-em.
Dlatego też kilka postów wcześniej napisałem "rozwiązaniem są kontrole w odpowiedniej ilości." I o też powinniśmy postulować, a nie w kamery, nadzór nad tą całą siecią, itd...
-
Dla mnie to nazywa się łamanie przepisów i chyba nie sądzisz że na monitoring będziesz w stanie ocenić wielkość i gatunek ryby, które ktoś łamiący przepisy włoży do torby lub siatki? Bo na takie kamery to chyba mało jaki związek stać ? jeżeli się mylę to popraw mnie.
Co do kłusowników to według mnie tańszym i skuteczniejszym rozwiązaniem są kontrole w odpowiedniej ilości.
Nie sądzę, aby trudno było ocenić ile np. szczupaków lub sandaczy ktoś wyciągnął z wody. Pomóc temu może choćby identyfikacja techniki połowu, której bez kłopotu można dokonać za pomocą monitoringu (spinning, spławik, grunt). Podobnie z innymi dużymi rybami. Przecież, kiedy widzę na monitoringu, że ktoś "ciężko" holuje rybę i widzę, że robi to wielokrotnie, np. 5 - 7 razy, wrzuca wszystko do siaty i potem zabiera, to mam prawo podejrzewać, że nie są to płocie i krąpie i że przekroczył limit.
Nie wiem czy miałeś styczność z filmami z monitoringu? Te co ja widziałem (w zakładzie pracy) to ewentualnie mógłbyś ocenić że ktoś po prostu łapie na wędkę już nie mówiąc o nocy i odległościach powyżej np 30 m. Oczywiście że są już kamery które sobie lepiej radzą ale koszty są na pewno już dość znaczące. Do tego musisz zatrudnić ludzi którzy siedzą i non stop patrzą w szkiełko (kolejny koszt) i teraz musisz jeszcze takiego delikwenta złapać na gorącym uczynku czyli wysłać jakieś służby.
Dla mnie to trochę wyważanie otwartych drzwi z tym monitoringiem. Mamy służby odpowiedzialne za pilnowanie wody tylko niestety to się nie dzieje. Nie wiem naprawdę co miałby zmienić kamery skoro za obsługę ich pewnie byliby odpowiedzialnie ci sami ludzie?
-
A czy dodatkowym argumentem za monitoringiem nie jest też i to, że byłby to taki straszak?
-
Tak, zgodzę się z Tobą byłby. Ale zobacz jaki drogi straszak ;) za te pieniądze mógłbyś wynająć agencję ochrony i zlecić np. kontrole i rozliczać ich z wyników pracy itd...
-
Fajnie by było, jakby tych łowisk "no kill" przybywało. Póki co to głównie łowiska karpiowe.
-
Ja się zastanawiam nad jedną rzeczą. W UK obowiązuje C&R i zarybień raczej się nie robi (chyba że się mylę) i ryb jest pełno. Jakby kiedyś w Polsce było tak samo, PZW nie robiło by zarybień to nie "ucierpieli by" wszyscy, którzy mogą mieć jakieś korzyści w chwili obecnej. Wiadomo, że tam gdzie się wydaje pieniądze tam zawsze może coś kopnąć do kieszeni.
-
Ja się zastanawiam nad jedną rzeczą. W UK obowiązuje C&R i zarybień raczej się nie robi (chyba że się mylę) i ryb jest pełno. Jakby kiedyś w Polsce było tak samo, PZW nie robiło by zarybień to nie "ucierpieli by" wszyscy, którzy mogą mieć jakieś korzyści w chwili obecnej. Wiadomo, że tam gdzie się wydaje pieniądze tam zawsze może coś kopnąć do kieszeni.
A tutaj zarybianie karpiem, którego pozwala się zaraz odłowić co do sztuki, a potem kolejne zarybianie... Obrót gotówki jest, ma to jakiś sens.
-
A ja myślę że taki monitoring to nie jest zły pomysł. Popatrzcie jak leśnicy zakładają kamery i monitoruja czy czasem nikt nie wyrzuca śmieci,lub nie kradnie choinek. Jest to zawsze jakiś straszak a po drugie film z kamery chyba może być dowodem w sprawie? I niekoniecznie musiał by ktoś siedzieć przy tych kamerach, może przecież się nagrywać na dysk a ktoś na drugi dzień tylko by to przeglądal? Ja wiem ze jak gościa nagra i nikt go nie rozpozna to go nigdy nie znajdziesz. Ale jak np. Ciągnie sieci to chyba tych ryb pod pachą do domu nie niesie? Tylko gdzieś jakieś auto podjedzie i już mamy numery rejestracyjne. Może nie wyeliminowałoby to kulsownictwa, ale chociaż jakby z jednego albo dwóch odstraszylo to już jakiś sukces. No a najbardziej odstrasza to jednak kara, które u nas są śmieszne niskie. Trza by podnieść mandaty za na kilka tysięcy, i zabierać całe mienie które było używane przy kulsownictwie ( łącznie z łodziami i samochodami) to odrazu sytuacja by się poprawila
-
Witam.
W mojej ocenie kamery może załatwiłby sprawę ale to są ogromne koszty, trudno sobie wyobrazić jak ilość jest potrzebna żeby objąć monitoringiem niewielką rzekę. Koszty kamer to jedno a ludzie od ich sprawdzania, wystarczy spojrzeć jak gddkia ma problemy z obsługą zdjęć z fotoradarów a ich liczba jest mniejsza niż kamery które trzeba by było ustawić nad wodą.
Kolejna sprawa to decyzja czy ktoś złamał prawo czy nie, przepisy musiałby dawać uprawnienia jakimś funkcjonariuszom do karani mandatami a tu zaraz okaże się to nie zgodne z konstytucją i ocenę sytuacji oddaje się sądom i tu sami domyślcie się jak by to wyglądało :P
Moim zdaniem pomoże sytuacja gdy po zmianie prawa każdy wędkarz miałby prawo skontrolować kartę i siatkę innego wędkarza, takie rozwiązanie funkcjonuje w stowarzyszeniu, którego jestem członkiem.
Nasze stowarzyszenie liczy ponad 100 członków i dzierżawimy od gminy zbiornik retencyjny o powierzchni 20h, składkę roczną 240 po opłaceniu nie wielkich kosztów przeznaczamy na zarybienia, czyli około 20000 tyś rocznie.
Mamy limity wymiarów górnych i dolnych, limity sztuk i możliwość kontroli innych wędkarzy. Dzisiaj u schyłku sezonu gdzie na wodach pzw już dawno nie ma ryb u nas bardziej wytrawny wędkarz spokojnie złowi kilka ryb na sesji a lepsi łowią po 10kg i więcej.
W porównaniu do wiosny widać, że ryby jest mniej bo w naszych szeregach są także mięsiarze ale trzymamy ich w ryzach częstymi kontrolami siatek, dwie wpadki i do wiedzenia, w ten sposób kilka osób opuściło nasze szeregi.
Uważam że obwianie emerytów o brak ryb to przesada i obrażanie tych ludzi, mięsiarze występują w każdej grupie wiekowej, tu chodzi raczej o mentalność Polaków i ich podejście do ryb. Pamiętać trzeba, że wynika to z 50 lat przeklętej komuny i 25 lat bandyckiej gospodarki pzw, nie da się sytuacji zmienić w kilka lat to jest proces, trzeba zaczynać już od dzieci w trakcie ich nauki wędkowania.
Zmiany widać, może nie wszędzie ale są ludzie coraz częściej wypuszczają ryby nawet emeryci, widzę to nawet ba podstawie naszych wędkarzy, którzy kiedyś patrzyli ze zdziwieniem jak razem z kolegą kolejno wypuszczamy ryby do wody, dzisiaj nikt się już nie dziwi a coraz więcej ludzi tak robi.
Beton pzw już powoli kruszeje i sam związek skazany jest na upadek, ludzie maja coraz większą świadomość szczególnie wśród samorządów, dla przykładu niech będą rzeki Parsęta i Wieprza które pzw straciło.
Potrzeba jeszcze kilku lat ale zmiany idą i ostoja urzędu bezpieczeństwa prl przestanie istnieć w obecnej formie, trzeba tylko naszej wiary i pracy.
Pozdrawiam.
-
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatni raz zabrałem ryby z łowiska, sama zasiadka, obcowanie z przyrodą i spokój daje mi ogromną satysfakcję. Kieruję się zasadą złów i wypuść, dlatego że nie jem ryb, poza tym stan naszych wód nie jest zadowalający. Niestety są i osoby, co zabierają wszystko, co ma skrzela, ale to już inna historia...
-
To ja nie co odświeżę temat, lecz który przedstawia nieco inne podejście do sprawy, oczywiście również jestem za w.w ideą złów i wypuść lecz parę minut temu obejrzałem ciekawy film, a zresztą zobaczcie sami: Nieprawidłowy link: youtube[/youtube]
Gość porusza ciekawy temat, co z tego ze wypuszczamy, dbamy, pilnujemy jak jeden podpis i chęć zysku wszystko potrafi zniszczyć. Niestety takie są realia współczesnego świata, smutne ale prawdziwe :(
-
Tak w sumie to nie wiem, o co temu panu chodzi. "Nie warto wypuszczać, bo spuszczą wodę?" Fakt, że zniszczyli jedną wodę nie znaczy, że w tysiącu innych nie warto wypuszczać...
"Nie wypuszczajcie tych trzech okonków, bo nie będzie lepiej?" No na pewno będzie lepiej, niż gdybyśmy je zabili. To raczej logiczny wniosek.
"Zdjęcia z rybami ludzie robią i rzucają nimi o glebę". Debile na pewno tak robią, ale nie osoby dbające o ryby.
Generalnie widziałem już kilka tych opowieści wędkarskich, ale po 2-3 facet zaczął mnie wkurzać, bo robi z siebie wielkiego filozofa z ogromnym doświadczeniem i wiedzą życiową nieprzebraną, a jak na niego patrzę, to jest raczej młodszy ode mnie.
-
Filozofować sobie może, ale matematyki i zdrowego rozsądku nie oszuka.
A matematyka i zdrowy rozsądek mówią, że pewna śmierć dla ryby to śmierć z rąk mięsiarza.
Jeśli mamy zabijać tylko dlatego, że kiedyś coś lub ktoś może i tak zginąć to kurwa jest to głupota do potęgi.
Dla mnie to mięsiarz ukryty pod płaszczykiem filozofa, który chyba chce oszukać sam siebie i szuka usprawiedliwienia.
Lepiej nażryjmy się sami, bo może kiedyś ktoś nażre się za nas albo mięso się zmarnuje. Takie to prymitywne.
-
Uwaga, podaję mój ulubiony argument przeciwko uwalnianiu ryb:
"Ty nie weźmiesz, to inny weźmie". Koniec cytatu :)
Tak mówią ci najbardziej "rozsądni", tacy "ą-ę". Elita.
-
Własnie byłem ciekaw, jak do sprawy podejdziecie, jak ją odbierzecie może ciut za wcześnie piszę bo mało ludzi się jak na razie wypowiada ale już w pewien sposób jest ukierunkowana rozmowa.
więc przed stawie to nieco inaczej w dużym skrócie: mniejsze zło w każdy m razie ja to tak odebrałem w tym co chciał przekazać - porównanie zabrania dwóch okonków do wybicia całego tarliska pod ochroną PZW dla czyjejś pazerności i teraz słuchajcie przecież aby osuszyć rzekę czy przekierować koryto muszą pewnie stosy papierów i zgody wielu biurokratów co poniekąd powinni wiedzieć ze np. ten odcinek rzeki jest pod ochroną, ze jest tam tarlisko prawie rezerwat , a jednak na to się pozwala i to ludzie którzy niby mają strzec takich miejsc.
PS
Na dobrą sprawę to i tych okonków nie powinni brać jak i łowić w tym miejscu jak zakaz łowienia to zakaz i koniec.
-
Mnie już żadne logiczne argumenty broniące zabierania ryb nie przekonają - po prostu. Nie zabiorę i tyle, nie potrzebuję usprawiedliwień. Nie jestem fanatykiem(po prostu nienawidzę mięsiarstwa :D ), ale nie chcę zabijać ryb i już. Tak, jestem hipokrytą, jem mięso i ryby ze sklepu, ale to co innego.
-
A propos mięsiarstwa :D wiem, że nie bardzo to miejsce na klipa ale natknąwszy się na tę perełkę nie mogłem się pohamować
-
Dzisiaj w drodze do pracy (Łódź) mijałem auto, patrzę i oczom nie wierzę - naklejki no kill :) a jednak świadomość w społeczeństwie rośnie, więc nie wszystko stracone :D
-
Niby wszędzie gdzie się człowiek nie obejrzy to no kill, złów i wypuść, rośnie świadomość wędkarska, w sprzęt i metody połowu wchodzi pełen profesjonalizm itd. Wszystko fajnie pięknie to wygląda w internecie, na forum na Youtubie tylko, że jak pojadę nad wodę to czar pryska. Nagle ze świata marzeń i fantazji ląduje na stanowisku między mięsiarzami, którzy zeżrą nawet małego leszcza bo można go zmielić i w ocet, a ich sprzęt datą produkcji sięga wczesne lata 90. Mieszkam w aglomeracji śląskiej gdzie dużo jest wędkarzy (i mięsiarzy) i dlaczego tego no kill i postępu wędkarskiego nie widać nad wodą? Nie mówię o karpiarzach bo w tym wypadku akurat się prześcigają w gadżetach :-) ale o pozostałych grupach...? U Was też tak to wygląda? :-\
-
Podejrzewam że 80% "zawodników" z nad wody ma w 4-literach internety jak i wszelkie nowości wędkarskie. Ja mam blisko nad Wisłe i czasami sobie tam spaceruje to tam czas się tez zatrzymał na latach 90-tych.
-
A ja mam sprzęt z różnych lat ale jeśli coś mi się sprawdza, nie popsuło się ,to po h.,.. mam co roku wydawać 2 tys. na sprzęt, dla szpanu ?, żeby się pochwalić ? czy ładnie wyglądać nad wodą ?? Kołowrotków mam z 10 szt. wszystkie działają - to co mam kupić kolejny ??
Mięsiarstwo tkwi bardzo głęboko, w podświadomości - dlaczego złowione ryby podają ludzie w kilogramach, złapałem 5kg karpia - złapał mięso ???
-
A to fakt ja zawsze mierze jakość wielkość do mnie bardziej przemawia niż waga :)
-
A ja mam sprzęt z różnych lat ale jeśli coś mi się sprawdza, nie popsuło się ,to po h.,.. mam co roku wydawać 2 tys. na sprzęt, dla szpanu ?, żeby się pochwalić ? czy ładnie wyglądać nad wodą ?? Kołowrotków mam z 10 szt. wszystkie działają - to co mam kupić kolejny ??
Mięsiarstwo tkwi bardzo głęboko, w podświadomości - dlaczego złowione ryby podają ludzie w kilogramach, złapałem 5kg karpia - złapał mięso ???
Popieram :beer:
Posiadany sprzęt ani nie czyni mięsiarzem, ani etycznym, ani dziadem, ani paniskiem. Nie idźmy tą drogą ;)
-
Każdy łowi na to co ma lub na to co go stać... Chciałem zobrazować i tyle. Mój post akurat odnosił się do czegoś wiecej niż sprzęt więc do sedna Panowie 8)
-
Znacznie jest gorzej, gdy umysł pozostał w prl-u, a sprzęt i przynęty z najwyższej półki...
-
A to fakt ja zawsze mierze jakość wielkość do mnie bardziej przemawia niż waga :)
Bo jesteś facetem
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
-
Znacznie jest gorzej, gdy umysł pozostał w prl-u, a sprzęt i przynęty z najwyższej półki...
A ile trzeba wyciągnąć z wody, żeby to wszystko się zwróciło :D
Nie ma zasady, ale są tendencje. Często ludzie zabierający ryby mają tani i/lub stary sprzęt. Bo karta musi się zwrócić, a jak się kupi nową wędkę, to i wędka będzie musiała się zwrócić, a ryb przecież mało, bo "PZW za mało zarybia", a rybacy działają na drugim końcu Polski ale jakimś cudem i u nas ryb ubywa. Są też tacy, których zwyczajnie nie stać i łowią na stary sprzęt ryby, które staną się "darmowym" obiadem.
Jest też kwestia podchodzenia do takich rzeczy - dla niektórych jest to pasja i nie szczędzą pieniędzy, inni są gadżeciarzami, a dla innych liczy się samo łowienie bez względu na to, czy trzymają w rękach patyk z napisem "Rumpol", czy "Drennan". Widziałem wędkarzy, którzy podjeżdżali autem wyglądającym jak z salonu, a łowili na bazarowe kijaszki. Ostatnio widziałem faceta, który przyjechał zdezelowanym peżo, z którego wyciągnął tyczkę, siedzisko, kilka skrzynek wypełnionych akcesoriami.
-
Znacznie jest gorzej, gdy umysł pozostał w prl-u, a sprzęt i przynęty z najwyższej półki...
Ta forma wędkarskiego upośledzenia jest najgorsza. Jakże budujące jest zestawienie spinningu z pracowni współpracującego ze Stellą czy innym Existem i pięciu niewymiarowych szczupaczków w siacie. Oczywiście w marcu.
Panie Boże, jeśli istniejesz, to zabierz z mojej życiowej drogi takich pasjonatów :beg: Dziękuję.
-
Mi się mięsiarze kojarzą ze sprzętem made in bazar (bez obrazy) bo dla nich to nie jest pasja tylko sposób na pełną lodówkę mięsa. I im tańszym kosztem pełna lodówa tym lepiej, więc po co inwestować w droższy sprzęt? Aczkolwiek raz kiedyś spotkałem człowieka który miał sprzęt wysokiej półki, Shimano BBLC, kije tez Shimano, Rod Poda z Inox'a itd. a jak złapał karpika 2 kg to go w łeb i do siaty... no cóż...
-
Aczkolwiek raz kiedyś spotkałem człowieka który miał sprzęt wysokiej półki, Shimano BBLC, kije tez Shimano, Rod Poda z Inox'a itd. a jak złapał karpika 2 kg to go w łeb i do siaty... no cóż...
To jeszcze nic nie znaczy, jak zabił jednego karpia :P
-
Wróciłem z małego rozpoznania łowiska linowego. Małe urokliwe jeziorko do którego ciężko dojść a co dopiero dojechać. Jednak i tutaj dotarli zwolennicy catch & reklamówka a bardziej catch & lodówka. Kłusownicy przytargali i wkopali przy jeziorku lodówkę . Wszystko ładnie zamaskowane.
-
Lodówka prawie turystyczna. Nie wierzę :facepalm:
-
To się w pale nie mieści :o
-
Lodówka prawie turystyczna.
A prąd skąd wezmą? Mus, że turystyczna. W całości nawet.
-
Akurat na turystę.
-
Patologia, szkoda słów.. i szkoda ryb..
-
Wróciłem z małego rozpoznania łowiska linowego. Małe urokliwe jeziorko do którego ciężko dojść a co dopiero dojechać. Jednak i tutaj dotarli zwolennicy catch & reklamówka a bardziej catch & lodówka. Kłusownicy przytargali i wkopali przy jeziorku lodówkę . Wszystko ładnie zamaskowane.
Widziałem takie coś nad wodą. Zdziwiła mnie taka zakopana lodówka a okazało się, że jest to hodowla gnojaków. Miały tam dobre warunki bo jednym zaczerpnięciem ręki wyjmowało się ich całą garść. Być może ta lodówka nie służy kłusownikom
-
Wróciłem z małego rozpoznania łowiska linowego. Małe urokliwe jeziorko do którego ciężko dojść a co dopiero dojechać. Jednak i tutaj dotarli zwolennicy catch & reklamówka a bardziej catch & lodówka. Kłusownicy przytargali i wkopali przy jeziorku lodówkę . Wszystko ładnie zamaskowane.
Widziałem takie coś nad wodą. Zdziwiła mnie taka zakopana lodówka a okazało się, że jest to hodowla gnojaków. Miały tam dobre warunki bo jednym zaczerpnięciem ręki wyjmowało się ich całą garść. Być może ta lodówka nie służy kłusownikom
Pewnie robaki zjadły już całą ziemię i uciekły 8)
-
Akurat na turystę.
Tak, ona zdecydowanie bardziej trumnę przypomina.
-
Akurat na turystę.
Tak, ona zdecydowanie bardziej trumnę przypomina.
Pewnie ekipa z Pruszkowa lub Wołomina jeździła "na ryby" w te okolice ;)
-
Zaraz "MASA" się na ten temat wypowie pewnie.. 8)
-
Raczej zrobili śmietnik jak lodówka na ryby czy robaki.
-
Wróciłem z małego rozpoznania łowiska linowego. Małe urokliwe jeziorko do którego ciężko dojść a co dopiero dojechać. Jednak i tutaj dotarli zwolennicy catch & reklamówka a bardziej catch & lodówka. Kłusownicy przytargali i wkopali przy jeziorku lodówkę . Wszystko ładnie zamaskowane.
Widziałem takie coś nad wodą. Zdziwiła mnie taka zakopana lodówka a okazało się, że jest to hodowla gnojaków. Miały tam dobre warunki bo jednym zaczerpnięciem ręki wyjmowało się ich całą garść. Być może ta lodówka nie służy kłusownikom
Znam to miejsce i uwierz mi, że nie służy do robaków....
-
Wróciłem z małego rozpoznania łowiska linowego. Małe urokliwe jeziorko do którego ciężko dojść a co dopiero dojechać. Jednak i tutaj dotarli zwolennicy catch & reklamówka a bardziej catch & lodówka. Kłusownicy przytargali i wkopali przy jeziorku lodówkę . Wszystko ładnie zamaskowane.
Widziałem takie coś nad wodą. Zdziwiła mnie taka zakopana lodówka a okazało się, że jest to hodowla gnojaków. Miały tam dobre warunki bo jednym zaczerpnięciem ręki wyjmowało się ich całą garść. Być może ta lodówka nie służy kłusownikom
Pewnie robaki zjadły już całą ziemię i uciekły 8)
Albo ktoś po prostu opróżnił na zimę
-
Wróciłem z małego rozpoznania łowiska linowego. Małe urokliwe jeziorko do którego ciężko dojść a co dopiero dojechać. Jednak i tutaj dotarli zwolennicy catch & reklamówka a bardziej catch & lodówka. Kłusownicy przytargali i wkopali przy jeziorku lodówkę . Wszystko ładnie zamaskowane.
Widziałem takie coś nad wodą. Zdziwiła mnie taka zakopana lodówka a okazało się, że jest to hodowla gnojaków. Miały tam dobre warunki bo jednym zaczerpnięciem ręki wyjmowało się ich całą garść. Być może ta lodówka nie służy kłusownikom
Znam to miejsce i uwierz mi, że nie służy do robaków....
Wierzę, po prostu znam inne zastosowania takich patentów niż kłusowicze
-
Akurat na turystę.
Tak, ona zdecydowanie bardziej trumnę przypomina.
Pewnie ekipa z Pruszkowa lub Wołomina jeździła "na ryby" w te okolice ;)
A jak robaki w takich warunkach rosną! (to znaczy, kiedy lodówka pełna jest po pruszkowskich i wołomińskich). Rzeczywiście, musowo do hodowli służy.
-
Ogólnie jakby któryś z kolegów chciał tam trzymać robaki to podam namiary na priv ;D