Spławik i Grunt - Forum
MEDIA i MULTIMEDIA => Kącik literacki => Wątek zaczęty przez: Syborg w 21.07.2016, 04:21
-
Wstyd
Pojawiłem się na świcie, gdy Richard Nixon ogłosił rozpoczęcie programu załogowych lotów kosmicznych, a w Nigerii zniesiono ruch lewostronny. W kraju propaganda sukcesu towarzysza Gierka zaczynała się toczyć niczym śnieżna kula. Tak się ta kula toczyła, że Wojciech Fortuna zdobył pierwszy złoty medal dla Polski na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Sapporo. Oczywiście nie wiedziałem, że istnieje Nixon, Gierek ani Nigeria czy Sapporo. Ba, ja nawet nie wiedziałem, że istnieje ruch lewostronny, bo u nas na wsi nie przejmowano się takimi głupotami. Była droga, to się jechało przed siebie. Nasze życie biegło spokojnie, a jego rytm wyznaczały pory roku, święta kościelne i festiwale piosenek, które można było oglądać w czarno-białych telewizorach. Połowa mieszkańców wsi tańczyła w soboty na zabawach ludowych, a druga połowa w niedziele modliła się za nich. Należałem wtedy do tej drugiej grupy. Mając kilka lat, z jakiegoś niewiadomego powodu zacząłem przyglądać się wędkarzom, którzy łowili ryby na pobliskim jeziorze. Stało się coś dziwnego, bo odkryłem, że uwielbiam to robić - mogłem godzinami ich obserwować. Kiedyś, miałem wtedy może siedem lub osiem lat, gdy wracałem do domu znad jeziora, uświadomiłem sobie, że też chcę łowić ryby, jak tamci. Do dziś nie wiem, jak to się stało. Rodziców nie poinformowałem o moich planach na przyszłość, bo dobrze wiedziałem, że na takie fanaberie nie ma miejsca w porządnej rodzinie. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że pewnie wstąpił we mnie diabeł, bo jak inaczej wyjaśnić moje zainteresowanie rybami. Zapewne diabeł chciał mnie odciągnąć od kościoła, który był dla naszej wsi niczym ta ostoja wartości. Kto nie chodził do kościoła, ten był zły. Zapewne też łowił ryby. Wędkowanie było dla pijaków, nierobów i wszelkiej maści odszczepieńców. Łowienie ryb na wędkę to był wstyd, wielki wstyd. Co innego łowienie tych samych ryb tradycyjnymi metodami, czyli sieciami, podrywkami, czy innymi kłusowniczymi dziełami sztuki ludowej. To była zaradność, przebiegłość i chwały godny spryt, a obywatele, którzy dopuszczali się tego procederu, stawali się miejscowymi bohaterami. Gdy się okazało, że za granicą wioski świat się nie kończy, nabrałem podejrzeń, że muszą być ludzie, którzy łowią ryby, jednocześnie nie wstydząc się tego. Nie myliłem się, byli tacy, nawet wielu. Wtedy już wiedziałem, że żadna siła nie odwiedzie mnie od wędkowania. Głowa może przyjąć rady, ale nie serce. Zdecydowałem, że nikomu nic do mojej głowy, a tym bardziej do serca. Z takim postanowieniem wkroczyłem w szalone lata osiemdziesiąte.
Miejsce towarzysza Gierka zajął pewien generał, który z tej radości ogłosił stan wojenny. W tamtym czasie interesowało mnie tylko jedno, mianowicie to, czy zabronią łowić ryby. Ksiądz w kościele nic nie wspominał na ten temat, więc pewnie nie zabronili. Był to jeden z przełomowych momentów w moim życiu, bo wiedziałem, że jeśli nie powstrzymał mnie pierwszy sekretarz KC PZPR i jego wierne służby, to już nikt tego nie zrobi. Przez długi czas wymykałem się na ryby w tajemnicy przed rodzicami. Dziś dochodzę do wniosku, że była to swoista działalność konspiracyjna. Mając naście lat, przeżyłem coś, czego się nie spodziewałem. Wybłagałem u mamy kupno pięknego kija teleskopowego. Tym samym mogłem opuścić podziemny krąg, ujawniając się i krzyczeć co sił w dziecięcej piersi, że jestem wędkarzem. Może młodym, może niedoświadczonym, ale świadomym, z powołania. Jedne rzeczy zmieniały się, inne pozostawały takie same. Miejsce zabaw ludowych zajęły dyskoteki, ale podział na bawiących się w soboty i modlących w niedziele pozostał. Ja natomiast miałem ich wszystkich gdzieś, bo interesowały mnie tylko ryby. I w soboty, i w niedziele. W ciągu tygodnia też. Wtedy już dobrze wiedziałem, kto to Nixon, więc cierpliwie czekałem na moment, gdy obiecane załogowe loty kosmiczne dotrą do naszej wioski. Zawsze byłaby to jakaś atrakcja, bo ile można było biegać do wypadków na najgroźniejszym zakręcie w centrum wsi. Było to już bardzo nudne, bo w co drugim wypadku czy karambolu uczestniczył nasz listonosz, który swoją głową testował twardość blach różnych samochodów. Życie mijało, nawet się nie zorientowałem, że nadeszły lata dziewięćdziesiąte.
Gdy prezydentem zostawał pewien elektryk, ja jeszcze miałem wymarzony kiedyś kij teleskopowy. Jednak niedługo i to miało się zmienić. Zacząłem bezwstydnie kupować imperialistyczny sprzęt. Gdy inni marzyli o japońskim sprzęcie VHS, ja marzyłem o japońskich kołowrotkach. Nie zmieniło się to, że nadal postrzegano moje wędkowanie jako przejściową i dziwaczną przypadłość. Już wtedy było mi żal tych ludzi, bo nie wiedzieli, co ich czeka w niedalekiej przyszłości. Musieli się pogodzić z tym, że na wsi można mieć psa w domu. Co tam psa, nawet kota. To dopiero był wstyd. Chyba w tamtym okresie przestałem liczyć biegnące lata, bo doczekałem się swojej dorosłości i niezależności. Liczyły się tylko ryby, one były najważniejsze. Nawet nie zdziwiłem się bardzo, gdy kiedyś, wracając z wyjazdu na ryby, zastałem w domu żonę. Cóż, w dwójkę będzie raźniej iść przez życie - pomyślałem. Zapewne popełniłem w tym okresie pewne błędy i zaniedbania, to oczywiste. Chociażby ta sprawa, gdy tak pochłonęły mnie leszcze na pewnym jeziorze, że dopiero po dwóch lub trzech miesiącach zorientowałem się, że te dziwne odgłosy w domu to nie było miauczenie kota, a płacz mojego niedawno narodzonego syna. Może zbytnio mnie to wszystko wciągnęło i porwało, trudno mi to obiektywnie ocenić.
Dziś nasza wieś żyje niczym metropolia. Ludzie mają zwierzęta w domach, a nawet wychodzą z nimi na spacery, i to na smyczy. Nikt się już tego nie wstydzi. Rodzice zabiegają o to, żeby ich pociechy miały jakieś pasje, łącznie z wędkowaniem. Niestety, dzieci nie są tym zainteresowane, bo mają internet, a w nim cały świat. Ja swoją misję wykonałem, więc mogę już sobie bezkarnie wędkować. Zastanawiam się czasem, czy już aby na pewno nikogo nie obruszam swoją wieloletnią fanaberią. Sam nie wiem, ale czasem zdarza się, że coś czuję, mam jakieś przeczucia. Jeżdżąc na ryby w deszczowe październikowe dni, wlokąc za sobą łódź, często zatrzymywałem się w miejscowym sklepie. Bywało wtedy, że wychwytywałem pewne słowa wypowiadane za moimi plecami przez miejscowych koneserów win. W takich chwilach człowiek wie, że jednak było warto, bo słowa typu: "Chyba go popieprzyło, w taką pogodę na ryby, widziałeś?" sprawiają, że pojawia się dyskretny uśmiech na mojej twarzy. Smuci jednak to, że właśnie ci panowie powinni to bardzo dobrze rozumieć, przecież ja i oni stoimy po tej samej stronie sprawy, walcząc o prawo do marzeń. Żałuję tego, nawet bardzo. Żal mi też tego, że już zapewne nie doczekam załogowych lotów kosmicznych z mojej wsi. Z drugiej strony, skoro wróciły do nas zabawy ludowe, to po co stąd właściwie odlatywać, nawet gdyby miało to być niebo. Pierdzielę, zostaję.
-
Krótko :thumbup:
-
Miło rozpoczęty dzień :bravo: :bravo: :bravo: :thumbup:
-
Taki mamy klimat.
Wędkatstwem nikogo nie zarazimy z tym trzeba się urodzic.
a co do koneserów win to zobacz w jaką oni pogodę stoją pod sklepem i kręcą na wino. TO ICH POWALIŁO
:fish: :fish: :fish: :fish: :fish: :fish: :narybki: :narybki: :narybki: :narybki: :narybki: :narybki:
DO KOŃCA ŚWIATA I JESZCZE DŁUŻEJ.
POZDRO DLA WSZYSTKICH ZAPALEŃCÓW KTÓRYM NIE PEZRSZKADZA POGODA
-
Jacek jak zwykle w formie :bravo: :beer:
No i oczywiście :thumbup:
-
Super :thumbup:
-
Powinieneś pisać powieści
-
Najlepiej SF ;)
-
Dobre :thumbup:
Tak 3maj :)
-
Syborg, ja słyszałem, że u Ciebie w okolicy mają dobry bimberek, ale że aż takiego ma kopa ;D ;D :P
Super opowiadanie ;D :thumbup:
-
Ja nawet swojej żonie to czytałem z rana :P
Super :bravo:
-
:thumbup:
-
:bravo: :thumbup:
-
Trochę podobne do mojego życiorysu :)
Jedyna różnica to taka że na mojej wsi po prostu od zawsze wypadało być wędkarzem, każdy chłopak w wieku 10+ po prostu musiał moczyć kija . Niektórym to zostało na zawsze - a niektórym przeszło po krótszym lub dłuższym czasie
Wielkie brawa za fajne opowiadanie! :thumbup:
-
:bravo: :thumbup: :beer:
-
;D :thumbup: jakoś to wszystko brzmi znajomo :bravo: zwłaszcza to nielegalne chodzenie na ryby.
-
Co za szczerość, jestem pod wrażeniem :thumbup:
-
:thumbup:
-
Zacząłem czytać o 9 rano, ale w połowie musiałem odłożyć telefon i wziąć się do roboty. Powrót do tego opowiadania był drugą rzeczą, zaraz po zdjęciu butów, którą zrobiłem po powrocie do domu!
:bravo:
-
Z zapartym tchem się czyta. :thumbup:
-
No jak dla mnie świetna autobiografia swojego hobby :)
:thumbup: :thumbup: :thumbup:
-
Dobrze Cię rozumiem Jacku. Cześć mojej rodziny pochodzi z okolic Łowicza i kościół, wiara w Boga, niedzielne nabożeństwa jest u nich podstawą życia. Nie zapomnę chyba nigdy ich oburzenia jak się dowiedzieli, że w niedzielę to ja jadę odpocząć na ryby a nie do kościoła będę chodził. To jest moje życie, mój świat i moja niedziela i robię co chcę :) . Za każdym razem jak się widzimy i pytają się o moje wędkarstwo, to potwierdzam im, że no baaaaa, co niedzielę na rybkach muszę być ;)
-
Kurcze, chyba jesteśmy z jednej wsi :D, a niestety nie, ja się nad Bugiem wychowałem, a reszta to identycznie tak samo przeżyłem, nawet na kolanach matkę o bambusa upragnionego prosiłem. Jeden wyjątek, jak mi się córa urodziła to byłem na rybach niestety tylko dwa-trzy razy w tygodniu. ;) Świetnie się czytało. :thumbup:
-
Fajny tekst.
A 18-latkiem będąc, robiłem przez parę zimowych miesięcy na osiedlowym parkingu strzeżonym. Znaczy cieciem byłem. A obok był sklep monopolowy otwierany o 6. Co ja się tam napatrzylem na win amatorów, to moje. Mnie bylo w budzie zimno z farelką rozkręconą na maksa, a niektórzy już tam po piątej na sniadanie czekali.
Ale jednego aparata nigdy nie zapomnę. Było -15, a on w klapkach bez skarpetek wyszedł śmiecie wyrzucić. I spotkał przy sklepie kolegów. Ponad pół godziny z nimi stał i nawet się nie zatrząsł ;D
-
Kozak :) tez takich znam do dzis :)
Wysłane z mojego GT-I8190 przy użyciu Tapatalka
-
Bug i okolice to jedna z moich ulubionych miejscówek w Polsce tylko czasu brak wiecznie by tam dłużej zostać... Jakoś niedługo wybieram się na kolejny spływ kajakowy Bugiem z Frankopola do Kamieńczyka:p Pisze się ktoś?

Kawałek od stolicy jest :)
Wysłane z mojego GT-I8190 przy użyciu Tapatalka
-
Ups... Sorki za spamowanie - coś mi się pokręciło w tapatalku (tzn z apką wszystko ok tylko ja się zamotałem ;))
-
Jacuś, aleś wyrósł :D
:bravo: :bravo: :bravo: :bravo:
-
Świetne Jacek! :D :D :D I ta puenta - pierdzielę, zostaję... :D :D :D
-
Chłopaki, bardzo Wam dziękuję, bo sprawiacie, że życie jest po prostu lepsze ;)
-
Jacek, nie słódź już tyle :) po prostu pisz te swoje opowiadania, i to nam wystarczy :bravo: :thumbup: :beer:
-
Jak ja bym pojechał na Bug...
-
O nie Jacku, to Ty sprawiasz że życie staje się lepsze (czytaj: weselsze) :bravo: :thumbup:
I powtórzę raz jeszcze: Twoje teksty są niebezpieczne dla zdrowia i życia! (bezdech; groźba nadwyrężenia płuc; zerwania zaczepów mięśni i takie tam. Mateo może pewnie dorzucić parę kolejnych możliwości. I to wszystko ze śmiechu) :beer:
-
...i czekam na następne powiastki :)
-
Zwlekałem z lekturą. Podejrzewałem, co możesz zrodzić w tym twoim "nieokiełznanym czerepiku" ;)
Chylę czoła!!!!!!!!!!! Zabrałeś mnie w podróż sentymentalną! Dziękuję. :thumbup:
-
Cześć!
I ja chylę czoła!!!!!
"Co innego łowienie tych samych ryb tradycyjnymi metodami, czyli sieciami, podrywkami, czy innymi kłusowniczymi dziełami sztuki ludowej. To była zaradność, przebiegłość i chwały godny spryt, a obywatele, którzy dopuszczali się tego procederu, stawali się miejscowymi bohaterami."
Przeżyłem to po '80r. pod Tykocinem nad Narwią , we wsi Góra. Przy aprobacie "chłopa co żywemu nie przepuści". Z rąk tubylczej młodzieży , z łódki , trzymających w rękach ościenie , od jednego uderzenia , liny pływające pod powierzchnią wody , pękały na pół. Z wypraw ze spinningiem po narwiańskich starorzeczach wiele pozostało w pamięci , zapewne część uległa zatarciu ale tego nie da się zapomnieć. Taki widok , dla właściwie jeszcze dzieciaka , jak zadra pozostał na zawsze w pamięci.
Sorry , nie chciałem zepsuć klimatu. Tekst Syborg-a do szpiku kości prawdziwy.
Zdrówko!
-
Tak się zastanawiałem, co to może być za wieś...
Szukałem sobie różnych nazw wsi w necie i przyplątało mi się coś takiego:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Warszawa
A ta wieś to pasuje prawie do każdego miejsca w naszym ukochanym kraju . :(