Spławik i Grunt - Forum
MEDIA i MULTIMEDIA => Kącik literacki => Wątek zaczęty przez: Syborg w 25.01.2017, 14:23
-
"Mięsiarstwo - stan umysłu, zespół zachowań charakteryzujący jednostki traktujące wędkarstwo wyłącznie jako sposób na pozyskiwanie rybiego mięsa. Często z pominięciem, odrzuceniem jakichkolwiek norm pisanych i niepisanych. Wielkość pozyskiwanych ryb nie ma znaczenia, liczy się ilość. Ilość opisywana kilogramami. Pozyskiwanie ryb generalnie następuje bez względu na zapotrzebowanie czy możliwości przerobowe. Co nie zostaje zjedzone, jest rozdawane - często dochodzi do problemów z przechowywaniem, magazynowaniem. Mięsiarstwu zazwyczaj towarzyszy odrzucenie jakiejkolwiek przyjemności wynikającej z wędkowania. W dużej mierze jest to warunek spełnionego miesiarstwa, mięsiarstwa przez duże M. Hasłami przewodnimi, reprezentującymi m. są: "Karta musi się zwrócić", "Przecież zapłaciłem za ryby", "Ch...j ci do tego!", "Chcesz w ryj?". Mięsiarstwo nie ma twarzy. Jego reprezentanci to ludzie z rozległego przedziału zawodów, o zróżnicowanym statusie społecznym i materialnym. Bywa, że ci bogaci i wykształceni przodują, przewodzą grupie" - prof. Rutilus Esox (założyciel, wieloletni szef Instytutu Badań nad Mięsiarstwem).
Niniejszym chciałbym obwieścić wszem i wobec, że ponownie dopuściłem się wiekopomnego odkrycia naukowego. Nieskromnie napiszę, że dokonałem przełomu w walce z tak zwanym wędkarskim mięsiarstwem. Zapewne nagroda Nobla dla mnie będzie formalnością, jednak już dziś oznajmiam potencjalnym przyjaciołom, że nie będę nikomu pożyczał pieniędzy, które wiążą się z tym zaszczytem.
Po wielu latach benedyktyńskich, wyczerpujących badań opracowałem sposób, dzięki któremu nasze wody będą bogate w to, co my, wędkarze, kochamy, czyli w ryby. Będzie można się realizować do upadłego. Jestem pewien, że nawet Anglicy będą do nas przyjeżdżać. Co tam Anglicy! Będziemy niedoścignionym przykładem dla całego wędkarskiego świata. Japończycy ze swoimi aparatami fotograficznymi, Szwedzi, Hiszpanie znad Ebro - to potencjalni goście naszych pięknych rzek i jezior. Właściciele hoteli, pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych właściwe już teraz mogą zaczynać naukę języków obcych, bo będzie można zarobić trochę grosza. Mi neme its... tfu! My name is...
Niecierpliwy czytelnik zapewne zapyta, na czym polega przełom, odkrycie? Już wyjaśniam. Idea mojej metody jest bardzo prosta, ogranicza się tylko i wyłącznie do jednego nakazu, który brzmi następująco: zabierasz, skrobiesz! Proste, ale genialne, prawda? Prowadząc wspomniane badania, przypadkowo dokonałem innego, ale równie ważnego odkrycia. Oto ono: Pan Bóg stworzył kobietę, żeby było komu skrobać ryby. Mając to udowodnione i opisane, nie pozostało mi nic innego, jak połączyć nici wiodące do celi. Cel został osiągnięty, co za chwilę udowodnię.
Teraz przechodzę do części naukowej, więc proszę o wyjątkowe skupienie. Zaobserwowałem, że zdecydowana większość wędkarzy to mężczyźni. Udowodniłem, że panowie w 99,99% przypadków nigdy nie skrobią złowionych i przyniesionych do domu ryb. Zazwyczaj wszystko sprowadza się do dumnego rzucenia siaty z rybami pod nogi żony, nawet bez słowa wyjaśnienia, a następnie do udania się z kumplami, zazwyczaj z tymi samymi, z którymi wędkowali, do baru czy knajpy. Oczywiście w celu zrelaksowania się po ciężkim dniu czy nocy nad wodą. Ale nie tylko, bo także istotą takich wypadów z kumplami na piwo jest przeżywanie i emocjonalne konsumowanie zwycięstwa nad zmiennocieplnymi stworzeniami. Mówiąc w dużym skrócie: jest to festiwal "czego to nie złowiłem", "ile to nie złowiłem", "jak mi nie pier...", "a inni to tylko patrzyli" itp. Oczywiście w trakcie takich biesiad jest ustalany termin następnych łowów. I tak w kółko. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Nic się nie zmienia, może oprócz worów pod oczami żon. W dużej mierze od wspomnianego notorycznego skrobania ryb po nocach. Bo nie jest tajemnicą, że gdy szanowny mąż wraca do domu o czwartej nad ranem po gitarę, małżonka jest dopiero w trakcie filetowania czy mielenia co większych leszczyków. A gdzie reszta, czyli płotki, krąpie, okonki, wzdręgi?
W celu uzdrowienia sytuacji musi dojść do ustawowego nakazu skrobania własnoręcznie złowionych ryb. Nie ma od tego odwrotu. Już nie będzie piwka, kumpli, kebabów i przechwałek. Nie uwalniasz ryb, będzie własnoręczne skrobanie! Wędkowanie, skrobanie, wędkowanie, skrobanie. Aż do skutku. A jaki będzie skutek? A no taki, że po czterech nocach spędzonych na skrobaniu rybek, zmięknie rura największemu miłośnikowi rybich mielonych kotletów. To pewne. Wyniki moich badań jasno wskazują, że mężczyźni nie zrezygnują z piwa i kolegów, szczególnie po wędkowaniu, oj nie. Który z nas zamieni butelkę piwa na skrobaczkę? Piwo, skrobaczka, piwo, skrobaczka. Piwo! Wolność!
A ryby? A ryby zostaną tam, gdzie ich miejsce - w wodzie. Wtedy to dopiero będzie można opowiadać, ha! Już nie o kilogramach drobiazgu, ale o okazach, o rekordach, o heroicznej walce z potworem z głębin. Takie to będą czasy.
Żeby wprowadzić w życie mój plan, konieczne będą testy i badania na odpowiedniej grupie wędkarzy. Wydaje się, że idealni byliby kawalerzy. Tak, trzeba przeprowadzić przymusowe badania wędkujących kawalerów. Oczywiście Wędkarski Urząd Statystyczny powinien odrzucić tych z nich, którzy mają matki i siostry, bo to w naszym przypadku jest kluczowe. Kochanki można zaakceptować, bo te nie są takie głupie, żeby skrobać, sprawiać ryby. Zresztą sama nazwa wskazuje, że kochanka służy do kochania, a nie do skrobania. Truizm, którego nawet nie trzeba podpierać nauką.
Albo moja teoria zostanie potwierdzona, albo nie. Jednak już teraz obiecuję, że w przypadku niepowodzenia wymyślę nową. Lepszą. Genialniejszą. Bardziej szaloną. Jak te naszych decydentów z PZW. Trzeba się uczyć od najlepszych.
-
Mistrz ;) :beer: :thumbup: :thumbup: :beer:
-
:beer: :thumbup:
-
Dobre :thumbup:
-
Śmiało mogę potwierdzić Twoją teorię :)
Jestem namacalnym przykładem :D
Bo nawet jak się na komercji karpia zabrało to na moje ręce spadało uśmiercenie i przygotowanie, a nie przepadam za tym więc wszystko wraca do wody :)
Wprowadźmy nakaz skrobania nad wodą i najlepiej obowiązkowo pudło z lodem żeby mięso było świeże :)
:thumbup: :thumbup: :beer: :beer:
-
Śmiało mogę potwierdzić Twoją teorię :)
Jestem namacalnym przykładem :D
Bo nawet jak się na komercji karpia zabrało to na moje ręce spadało uśmiercenie i przygotowanie, a nie przepadam za tym więc wszystko wraca do wody :)
Wprowadźmy nakaz skrobania nad wodą i najlepiej obowiązkowo pudło z lodem żeby mięso było świeże :)
:thumbup: :thumbup: :beer: :beer:
Krzyś przecież Ty na takie okoliczności zawsze wozisz lodówkę w bagażniku :D :P :D
-
Proponuję wprowadzić jeszcze elektroniczny nadzór nad grupą badanych mięsiarzy. Dzięki systemowi nadzorującemu będziemy mieli pewność że dany delikwent nie miga się od obowiązku skrobania. Tak to wszystko ok
-
:D mam dwie nawet :P ale to na napoje chłodzące :)
-
:D mam dwie nawet :P ale to na napoje chłodzące :)
;D :beer: :beer: :beer: ;D
-
Jacek, rewelka! :thumbup: :thumbup: :thumbup: ;D ;D
-
Jeden ze znanych mi mięsiarzy łowił karasie (12-15 cm) i bez skrobania ładował je do maszynki do mięsa, potem kotlety. Sam to jadł nie wiem czy to było dobre.
-
:bravo: Jacku.
-
Że też ja na to nie wpadłem. >:O
Brawo Jacek :bravo: :bravo: :bravo:
-
Czy mięsiarstwem jest zabranie 2- 3 złowionych ryb przez siebie ? Czy jak ktoś chce położyć na wigilijnym stole złowionego przez siebie sandacza, karpia i szczupaka też jest mięsiarzem. Czy jak jadę złowić 2 karpie bo lubię je też nim jestem ? Czy woda zubożeje od wziętych przeze mnie 10 płotek, krąpi bo lubię je na oleju. Są wody, z których nie wezmę ani sztuki , ale jest tez tak , że jak mam ochotę zjeść rybę sam przez siebie złowioną to czemu by nie . Jeżdżę nad wodę w główniej mierze by wypocząć ale czemu by nie skosztować czasami darów natury, czegoś zdrowego z wiadomego pochodzenia. Nie piszę tutaj o skrajnych przypadkach wynoszenia ryb wiadrami , ale normalnej zdrowej gospodarce . Rozumiem są wody no kill, są wymiary górne i dolne , granice ilościowe i zdrowy rozsądek, który każdy powinien mieć. Spotkałem się już z nazwaniem mięsiarzem jednego z kolegów, który raz wziął złowionego sandacza ( przez cały rok złowił ich ok 60 szt wszystkie poza jednym tym wróciły do wody) bo koledzy z jednego forum akurat byli w pobliżu i nie mogli tego przecierpieć - bo jak go można zabić ..... Czasami ocena innych w takich sytuacjach potrafi zwalić z nóg. Hmm.. nie wiem na ile przypadków u was skrobie osoba nie łowiąca o tyle z pośród mojego dość szerokiego grona kolegów po kiju robią to sami.
-
@kamilsr przeczytaj uważnie i ze zrozumieniem pierwszy akapit pierwszego postu.
-
Syborg chyba z moją żoną rozmawiałeś bo usłyszałem to od niej już bardzo dawno temu "złowiłeś to sobie zrób".
Nigdy nie przywoziłem do domu śrutu, ale faktycznie jak bym miał to skrobać to chyba bym sobie odpuścił.
-
Jacek :bravo: :bravo: :thumbup:
-
Hehe ok rozumiem już.
-
Czy mięsiarstwem jest zabranie 2- 3 złowionych ryb przez siebie ? Czy jak ktoś chce położyć na wigilijnym stole złowionego przez siebie sandacza, karpia i szczupaka też jest mięsiarzem. Czy jak jadę złowić 2 karpie bo lubię je też nim jestem ? Czy woda zubożeje od wziętych przeze mnie 10 płotek, krąpi bo lubię je na oleju. Są wody, z których nie wezmę ani sztuki , ale jest tez tak , że jak mam ochotę zjeść rybę sam przez siebie złowioną to czemu by nie . Jeżdżę nad wodę w główniej mierze by wypocząć ale czemu by nie skosztować czasami darów natury, czegoś zdrowego z wiadomego pochodzenia. Nie piszę tutaj o skrajnych przypadkach wynoszenia ryb wiadrami , ale normalnej zdrowej gospodarce . Rozumiem są wody no kill, są wymiary górne i dolne , granice ilościowe i zdrowy rozsądek, który każdy powinien mieć. Spotkałem się już z nazwaniem mięsiarzem jednego z kolegów, który raz wziął złowionego sandacza ( przez cały rok złowił ich ok 60 szt wszystkie poza jednym tym wróciły do wody) bo koledzy z jednego forum akurat byli w pobliżu i nie mogli tego przecierpieć - bo jak go można zabić ..... Czasami ocena innych w takich sytuacjach potrafi zwalić z nóg. Hmm.. nie wiem na ile przypadków u was skrobie osoba nie łowiąca o tyle z pośród mojego dość szerokiego grona kolegów po kiju robią to sami.
Kamil, uspokoję Cię. Może na tym forum rozmawiamy o wypuszczaniu ryb, o konieczności tego, o C&R, mięsiarzach, łowiskach no kill i rozsądku, ale raczej dalecy jesteśmy od piętnowania kogoś. Zabieranie ryb o jakich piszesz, często jest wręcz wskazane, zwłaszcza gdy na jakieś wodzie jest sporo drobnej ryby a mało drapieżnika, gdy jest to japoniec lub czasem sum. Ja osobiście cenię rozsądek - ten uważam za wyznacznik 'mięsiarstwa' jak już. Jest pewna granica pomiędzy zabieraniem 'bo się należy', 'bo płacę', 'bo tak robił mój pradziad, dziad i ojciec' - czyli braniem zbyt dużo, na potęgę, nawykowo, a rozsądnym wzięciem jakieś ilości.
A Jacek to nasz forumowy Joker, więc jego opowiadania często są wesołe, i taki mają głównie cel - rozweselić. Tak więc nie dąsaj się, bo to opowiadanko z przymrużeniem oka :D
-
Jacek jak zwykle czyta się wybornie :thumbup: :beer:
Pewnie w księgarni są Twoje książki. Gdzie szukać ?
Powaga szacun :thumbup: :bravo: :beer:
-
Czy któryś z kolegów wie, co ta cholera (Jacek) robi w życiu? :)
-
Knuje :D
Pisze , ale pod pseudonimem ;D
-
:D :D :D
-
Kamil, uspokoję Cię. Może na tym forum rozmawiamy o wypuszczaniu ryb, o konieczności tego, o C&R, mięsiarzach, owiskach no kill i rozsądku, ale raczej dalecy jesteśmy od piętnowania kogoś. Zabieranie ryb o jakich piszesz, często jest wręcz wskazane, zwłaszcza gdy na jakieś wodzie jest sporo drobnej ryby a mało drapieżnika, gdy jest to japoniec lub czasem sum. Ja osobiście cenię rozsądek - ten uważam za wyznacznik 'mięsiarstwa' jak już. Jest pewna granica pomiędzy zabieraniem 'bo się należy', 'bo płacę', 'bo tak robił mój pradziad, dziad i ojciec' - czyli braniem zbyt dużo, na potęgę, nawykowo, a rozsądnym wzięciem jakieś ilości.
A Jacek to nasz forumowy Joker, więc jego opowiadania często są wesołe, i taki mają głównie cel - rozweselić. Tak więc nie dąsaj się, bo to opowiadanko z przymrużeniem oka :D
(https://media.giphy.com/media/AwoDg0wJImOjK/giphy.gif)
-
W temacie :)
-
Gdzie Wy te kobiety skrobiące ryby widzieliście :D, ja jakbym mojej siatkę z rybami rzucił pod nogi...... Ale prawdę Jacek pisze, faceci są leniwi, mi też się nie chce skrobać, chociaż człowiek czasami ma chęć zjeść jakąś rybę i wtedy filety z dorsza wygrywają.
-
Spoko biorę to na miękko . Tak mnie jakoś natknęło na pisanie :) Czasami w dzisiejszym pędzie człowiek zatraca czytanie ze zrozumieniem.
-
Syborg dla Ciebie idzie :thumbup: Bardzo fajnie się to czyta i nie sposób się z tym nie zgodzić, aczkolwiek dodałbym jeszcze jedną istotną rzecz: Musi zmienić się mentalność ludzi, świadomość i podejście. Trudno bowiem zniechęcić nawet największego "mięsiarza" obrazem utraty kolegów, piwa i wolności i narzucić mu obowiązek skrobania ryby. Jeżeli taki osobnik nie zmieni w żaden sposób swojej mentalności to będzie dalej brał w siatę wszystko co na kiju, a potem rybki rzuci kotom, albo rozda sąsiadom.
W naszym interesie jest, aby naszym dzieciom, wnukom, a także innym osobom uświadamiać, że tłukąc wszystko co popadnie, pozbawimy się możliwości przeżywania wspaniałych chwil spędzonych nad wodą. Rozwaga to podstawa. I do tego trzeba mentalnie też dorosnąć. Sam to wiem po sobie :)
-
Ja myślę że Jacek jest kobietą, to opowiadanie jest typowo feministyczne !
Ogólnie to wygląda tak że na nasze męskie barki spada coraz więcej obowiązków - wynieś śmieci, zrób zakupy, wyprasuj sobie koszulę, napraw sam samochód bo szkoda płacić mechanikowi, ugotuj sobie obiad itp itd
Gdy nazbierasz grzybów - oczyść je, pokrój, zamarynuj
A teraz jeszcze Jacek dołożył obowiązkowe skrobanie ryb , tego jest już stanowczo za dużo ! >:O
P.S :thumbup:
-
Ja myślę że Jacek jest kobietą, to opowiadanie jest typowo feministyczne !
Ogólnie to wygląda tak że na nasze męskie barki spada coraz więcej obowiązków - wynieś śmieci, zrób zakupy, wyprasuj sobie koszulę, napraw sam samochód bo szkoda płacić mechanikowi, ugotuj sobie obiad itp itd
Gdy nazbierasz grzybów - oczyść je, pokrój, zamarynuj
A teraz jeszcze Jacek dołożył obowiązkowe skrobanie ryb , tego jest już stanowczo za dużo ! >:O
P.S :thumbup:
Gienek hahahah :bravo: :D
-
A jak ktoś złowi bo chce do stawu na podwórku wrzucić ?? to też musi je skrobać :P
ale inicjatywa dobra :thumbup:
-
:thumbup: :D :D
-
Pierwszy post rewelacyjny, i zawierajacy wiele z prawdy :D
Przypomnę tylko, ze ze skrobaniem wiąże się jeszcze opłakany stan kuchni po "zagospodarowaniu mięcha" :D
Niestety pstrągi mają przekichane - skrobanie tego jest dziecinnie łatwe...
-
Dziękuję wszystkim za dobre słowo. To bardzo miłe :)
Przepraszam, że tak późno, ale dopiero przed chwilą skończyłem skrobać pięć kilogramów okoni ;)
-
Daj poradnik jak to zrobiłeś, każdy mięsiarz będzie zachwycony :P
-
Czy mięsiarstwem jest zabranie 2- 3 złowionych ryb przez siebie ? Czy jak ktoś chce położyć na wigilijnym stole złowionego przez siebie sandacza, karpia i szczupaka też jest mięsiarzem. Czy jak jadę złowić 2 karpie bo lubię je też nim jestem ? Czy woda zubożeje od wziętych przeze mnie 10 płotek, krąpi bo lubię je na oleju. Są wody, z których nie wezmę ani sztuki , ale jest tez tak , że jak mam ochotę zjeść rybę sam przez siebie złowioną to czemu by nie . Jeżdżę nad wodę w główniej mierze by wypocząć ale czemu by nie skosztować czasami darów natury, czegoś zdrowego z wiadomego pochodzenia. Nie piszę tutaj o skrajnych przypadkach wynoszenia ryb wiadrami , ale normalnej zdrowej gospodarce . Rozumiem są wody no kill, są wymiary górne i dolne , granice ilościowe i zdrowy rozsądek, który każdy powinien mieć. Spotkałem się już z nazwaniem mięsiarzem jednego z kolegów, który raz wziął złowionego sandacza ( przez cały rok złowił ich ok 60 szt wszystkie poza jednym tym wróciły do wody) bo koledzy z jednego forum akurat byli w pobliżu i nie mogli tego przecierpieć - bo jak go można zabić ..... Czasami ocena innych w takich sytuacjach potrafi zwalić z nóg. Hmm.. nie wiem na ile przypadków u was skrobie osoba nie łowiąca o tyle z pośród mojego dość szerokiego grona kolegów po kiju robią to sami.
Kamil, uspokoję Cię. Może na tym forum rozmawiamy o wypuszczaniu ryb, o konieczności tego, o C&R, mięsiarzach, owiskach no kill i rozsądku, ale raczej dalecy jesteśmy od piętnowania kogoś. Zabieranie ryb o jakich piszesz, często jest wręcz wskazane, zwłaszcza gdy na jakieś wodzie jest sporo drobnej ryby a mało drapieżnika, gdy jest to japoniec lub czasem sum. Ja osobiście cenię rozsądek - ten uważam za wyznacznik 'mięsiarstwa' jak już. Jest pewna granica pomiędzy zabieraniem 'bo się należy', 'bo płacę', 'bo tak robił mój pradziad, dziad i ojciec' - czyli braniem zbyt dużo, na potęgę, nawykowo, a rozsądnym wzięciem jakieś ilości.
A Jacek to nasz forumowy Joker, więc jego opowiadania często są wesołe, i taki mają głównie cel - rozweselić. Tak więc nie dąsaj się, bo to opowiadanko z przymrużeniem oka :D
:thumbup: :beer:
-
Idąc drogą o nazwie "Nadrabianie zaległości po blisko 3 miesiącach nieobecności na forum", dotarłem do tego wątku.
Zmuszony jestem wiec pogratulować Jackowi popełnionego tekstu :)
:thumbup:
-
Jak masz odwagę zabrać ryby z łowiska, miej też odwagę je zabić na łowisku, a nie wieść je do domu żywe w reklamówce.
8)
To tak w nawiązaniu do tekstu Jacka.
JK