Kiedyś w jakiejś gazecie czytałem fajny artykuł o łowcy drapieżników, który podróżował z zaawansowanym elektronicznym barometrem.
Nie była to z pewnością publikacja naukowa, ale bez wątpienia wyniki były dość dokładnie opracowane.
Za pomocą swoich reguł autor był w stanie na nieznanej wodzie przewidywać brania ryb drapieżnych lepiej niż przewodnik wędkarski, który nad tą wodą stacjonował.
Nie raz się nad tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że ryby mają o wiele lepiej niż ludzie.
W zależności od zmiany ciśnienie atmosferycznego i przez to zmiany ciśnienia w wodzie, są w stanie przemieszczać się w taką głębokość, która najbardziej im odpowiada. Człowiek zmuszony jest przebywać cały czas na tym samym poziomie, co często odbija się na naszym samopoczuciu.
Nie wiem czy zmiany ciśnień wpływają na łaknienie u ryb. Jestem jednak pewien, że przekładają się one na miejsce pobytu ryb. W zależności od ciśnienia możemy je znaleźć w różnych obszarach zbiornika.
Możemy więc jednego dnia na danym stanowisku mieść b. dobre brania, a następnego nic nie złowić.
Stąd (może błędne) wysnuwanie wniosków, że przy danym ciśnieniu ryby przestały brać. Może po prostu popłynęły gdzie indziej i gdybyśmy je tam namierzyli, to mielibyśmy dobre brania (?)