Panowie, to pismo jest długie i czyta się je ciężko, ale warto się z nim zaznajomić. Chodzi o śnięte ryby na Nysie Kłodzkiej i problem z tym związane (wielkie straty w rybostanie, zapobieganie takim tragediom etc.). Ministerstwo odpowiada późno wędkarzom (prezesowi okręgu opolskiego) i jest tam kilka 'kwiatków', w tym taki:
'Stwierdzono, iż kluczowe w tej sprawie są wymogi określone w obowiązującym pozwoleniu wodnoprawnym na piętrzenie i retencjonowanie wód w tym obiekcie oraz zasady wynikające z umowy oddania w użytkowanie obwodu rybackiego zawartej w 2014 r. (na okres 10 lat) pomiędzy RZGW we Wrocławiu i OPZW Opole. Zgodnie z treścią umowy Użytkownik (OPZW Opole) jest zobowiązany do niezwłocznego powiadamiania właściwych organów o zauważonych zanieczyszczeniach wód jak i o działaniach mogących niekorzystnie zmieniać warunki środowiskowe i warunki bytowania ryb (w przedmiotowym przypadku wg posiadanych informacji wędkarze powiadomili służby WIOS około godz. 16.00, czyli prawdopodobnie zbyt późno).
Użytkownik zobowiązany jest również do usuwania śniętych ryb z obwodu rybackiego z wyjątkiem śnięcia ryb będącego skutkiem naruszenia norm
środowiskowych lub działań i zaniechań osób trzecich, czego w omawianej sytuacji nie stwierdzono (Policja odstąpiła od dochodzenia w tej sprawie).
Zgodnie z ww. umową RZGW jako oddający w użytkowanie nie ponosi odpowiedzialności za szkody powstałe w mieniu Użytkownika, wskutek
piętrzenia wody na zbiornikach wodnych.'
Tak więc użytkownik ma się martwić o ryby i o stan wód, nie ma zaś sposobu aby zapobiegać takim klęskom, nie ma służb, które by monitorowały dane zbiorniki. To fatalna sprawa, bo jak się okazuje, są służby, co najwyżej mogą pomóc w usuwaniu skutków klęski, ale jakoś brak ich aby im zapobiegać. Trudno wymagać od dzierżawcy, aby potrafił przewidzieć pewne rzeczy, zwłaszcza, że przyducha może być spowodowana nagłymi burzami, których jest w Polsce dużo (na skutek zmiany temperatury giną sinice i powstają warunki beztlenowe- coś takiego chyba się wydarzyło). Warto aby ktoś monitorował takie wody i miał odpowiednie narzędzia, aby zapobiegać klęskom. Tutaj wyraźnie widać konflikt interesów - utrzymywanie stanu wody w jeziorze (sezon wakacyjny) umożliwiający wypoczynek a stan ryb. Wędkarze być może też reagowali zbyt późno - ale kto ich uczy jak ma się postępować? Przecież jak ryby zaczynają pływać do góry brzuchem, to już jest pozamiatane, a gdzie tu jeszcze jakaś reakcja, przy tych wszystkich urzędach? A jak coś się wydarzy w weekend?
Tym bardziej jestem zdania, że powinno się utworzyć w każdym okręgu dodatkowe etaty dla ichtiologów, którzy potrafiliby zdiagnozować pewne problemy i przede wszystkim umieli im zapobiegać. Z listu wynika, że od PZW można by wymagać usuwania skutków takiej zaduchy, a przecież rozkładające się ryby to spore zagrożenie epidemiologiczne.