Jak dla mnie - podstawowa rzecz to nęcenie. Zbyt dużo. Jezeli na nećone miejsce z gruntu nie wchodzi ryba, wybierasz miejsce 10-15 metrów dalej, i powtarzasz czynność. Obrotami korbki licz sobie dystans, używaj klipa.
W tym samym czasie, na jakiś 6-10 metrach, jeżeli sąsiedzi nie wala kulami zbyt mocno, a jeżeli tak to na 15-20, nęcisz białymi/pinką, mało i często. Co dwie, trzy minuty 5-6 białych, bez zanęty.
W ten sposób, po godzinie , dwóch, masz dwie taktyki, dwa sposoby nęcenia. Sprawdzasz gdzie są brania. Jeżeli na feederze nie ma wskazań - zawsze uderzaj na spławik. Tam się łowi mniejsze ryby, ale jest to bardziej prawdopodobne.
Na zawodach, chyba że to jest komercja, nie zaczynaj od dumbellsów, żadnych. Używaj dwóch białych żywych, trzech martwych jako przynęty, to o wiele bezpieczniejsze. Dumbells z Lorpio to słaby wybór, wątpię abyś na niego dobrze łowił na wodach PZW, jak już to jak się ociepli. O tej porze roku z przynęt rządzi robactwo - pinka, białe, dendrobena (głowa, połówka, ogon, dwie bez głowy na włosie), kastery lub ochotka. Dumbellsy i kulki stać powinny w kolejce, jak się nie sprawdzą mięsne rzeczy - wtedy ich używaj.
To tak 'teoretycznie' z mojej strony, tak to widzę. Jak możesz, wybierz się nad wodę, i sprawdź taka taktykę. Na zawodach łowisz jedną wędką, ale możesz nęcić kilka linii, sprawdzając co działa a co nie. Masz kilka godzin tylko, więc obserwujesz sąsiadów i analizujesz ich taktykę, czego używają, i wprowadzasz odpowiednią korektę u siebie! Jak nie bierze, liczą się małe ryby - więc cieńsze przypony, mniejsze haki, drobniejsze przynęty mają robić grę. Można tez nastawić się na bonusa, ale to va-bank.