Czekam, kiedy w końcu upadnie Keynesowski model gospodarki. Kiedy odejdziemy od kretyńskiego dyktatu wzrostu gospodarczego i konieczności przyrostu naturalnego. Jak możemy trwać w tym szaleńczym pędzie więcej i więcej, bo jak będzie tyle samo, to jest dramat, zapaść i koniec świata.
Jak jakiś bezmyślny wirus trawiący nosiciela, aż go zabije i sam zdumiony zdechnie wraz z nim.
Wyprodukujemy milion aut rocznie. Jest dobrze. Za rok wyprodukujemy milion 100 tysięcy. Jest dobrze. Za rok wyprodukujemy milion 100 tysięcy, jest zapaść i wszystko się wali.
Żyjemy za to, co mamy, jest dramat, bo trzeba brać kredyty. Dług musi być coraz większy, inaczej się nie rozwijamy
Wiecie, jak wygląda mokry sen współczesnych ekonomistów? Czas po wojnie, zniszczeniach, katastrofach. Rany, jaki tam jest wtedy cudowny wzrost gospodarczy! Wszystko się buduje, praca wre, kredyty się zaciąga niebotyczne. Cudownie! A ludzie z gołymi dupami latają i cały dorobek życia potracili.
Co do tych palonych opon. A można je było spalić w elektrowni i prąd chociaż z tego zrobić.
Krowy nie produkują dwutlenku (produkują, tylko nie o to chodzi). Produkują metan, który jako gaz cieplarniany jest wielokrotnie gorszy od CO2.