Nie tak dawno rozmawiałem tel.z Panią Renatą chyba z godzinkę ile ich to kosztuje pracy i wyrzeczeń to nie będę opowiadał, powiem tylko ,że właściciele mają czasami dość.To jest orka 24 na dobę.
No i znów kłania się to co pisałem. Tam ktoś pracuje, wyrywa sobie żyły, ale to jego praca, zarobek, chleb. W PZW mamy stowarzyszenie, które dzieli się na klientów, tych którzy pracują społecznie i tych, którzy zarabiają. Nikomu nie ujmując, to inaczej nie będzie wyglądało, dopóki nie będzie zaangażowania wędkarzy. Płacę składkę, jadę na ryby, siadam na stołeczku, popijam piwko i mam wyje***e. Ustalane są jakieś bzdurne składki za "czyn społeczny"... Powinna być obowiązkowa opłata 150 złotych i koniec kropka. Nająć malarzy, nająć ludzi do pielęgnacji zieleni, nająć księgową, nająć konserwatora, cholera wie kogo jeszcze.
Firmy zewnętrzne. Poszło by dużo więcej kasy, ale była by przejrzystość majątkowa i temat załatwiony. Teraz, ciężką pracą wielu ludzi związek oszczędza miliony złotych, ale tego się nie docenia. Wtedy będzie komercja z prawdziwego zdarzenia! Płaci ktoś 300 złotych a oczekuje komercji. To ja pytam, za jakie pieniądze? Jak można w ogóle porównywać PZW do komercji. Komercja, żeby się utrzymać pobiera opłaty rzędu 10-30 złotych za dzień wędkowania! Liczmy 10, to mamy prawie 4 tysiące złotych rocznie. Gratuluję umiejętności logicznego myślenia wszystkim, którzy porównują komercje do PZW.
Hm... ciekawe jak można porównać komercję do pzw ....
To co piszesz sama prawda...
Ja myslę że zamiast nokilów... - lepiej wprowadzić w kołach licencje według swoich zasad płacisz dużo - ale i wymagasz dużo...
Daje sobie łape uciąć że po 5 latach w pl 80% wód było by licencjami - każdy miał by w pompie pzw - i dzike nie dostepne przez ryby pzw wody
Zgadzam się. Łowiska licencyjne są przyszłością. Nie oszukujmy się, łowiska ogólnodostępne to fikcja. Nikt nie jest w stanie tego ani utrzymać, ani sfinansować ani też odpowiednio tym gospodarować.
Zawsze w jakiś sposób to się minimalnie równoważy, bo po drugiej stronie wędkarzy, którzy mocno wody eksploatują są wędkarze, którzy opłacają składki a na wędkowanie nie mają czasu, są też no killowcy, którzy łowią ale znów ryb nie zabierają. Mimo wszystko, opłaty powinny być albo dostosowane do możliwości pozyskania danej ilości ryb (czyli limit x cena - opłaty związane z członkostwem = cena ostateczna zezwolenia), albo być niskie ale zakładać zmniejszenie limitów, które to będą wprost proporcjonalne do poniesionych przez wędkarza kosztów. Ceny mogą być promocyjne, atrakcyjne, bo to wyrówna ta zróżnicowana presja. Jednak nie może to być aż tak drastyczne jak jest obecnie. Dodatkowo opłaty organizacyjne. Jeśli więc będą powstawały łowiska licencyjne, zarządzane bezpośrednio przez koła, gdzie kwoty za zezwolenia pozwolą odpowiednio zarządzać takimi łowiskami, zarybiać, dbać o nie to nic nie stoi na przeszkodzie byśmy mieli namiastki komercji, nawet na łowiskach, na których ryby będzie można zabierać.
Co do kasy sprawa jest prosta.
W cenie licencji istnieje mozliwość wzięcia ryb zgodnie z regulaminem licecji - ale liczone 1 kg ryby wzietej wedle cen rynkowych do tego amortyzacja łowiska + na cele sportowe - i mamy opłate za korzystanie.
Ludzie ja tego wogóle nie czaję co sie dzieje...
Sprawa jest prosta jak budowa cepa...
Chce cie z licencji więcej miecha - dosypuje sie miecho....
Okazy i ryby gatunkowe cenne - są wykluczone z zabierania - i tyle w temacie..
A tak teraz mamy nedze na pzw - i jak chcesz łowić płać jak za zborze.... np. za dwa kije na komercji 50 zł na dobe.....
Szok i marmolada....
No chyba, że wędkarze przyjmą postawę tych za granicą, wtedy opłaty mogą być symboliczne, bo zarybienia będą symboliczne a reszta pokrywa sprawy organizacyjne. Dopóki jednak wędkarze oczekują ryb w siatce i na patelni, dopóty nie możemy sobie pozwolić na takie psie składki jakie obowiązują.
Grzegorz powiedz mi co stoi na przeszkodzie by takie łowiska na masową skalę w każdym okręgu organizować.......?
Generalnie nic nie stoi. Takich łowisk mamy sporo, powstają kolejne. Przeszkodą jest próba wprowadzania opcji nr 1 o której pisałem czyli podniesienia składek na takie, które praktycznie w całości rekompensują zabierane ryby. Taka licencja musiała by kosztować minimum 500-600 złotych, optymalnie około 700. Przeliczając to na dni wędkowania, nie wychodzi nawet 2 złote/ dzień w roku. Ale to nie takie proste, przekonać nagle tych, którzy kiedyś płacili 100 złotych a wynosili ryb za 500. Tutaj wracam do problemu, który wcześniej omawiałem. Możliwości finansowania takich zbiorników. Jeśli nie jest to łowisko zbyt duże i mała presja jest wręcz wskazana, nie musi nam zależeć na tym, że takie osoby zrezygnują. Częściowo ich miejsca wypełnią pasjonaci, którzy są w stanie zapłacić te kilkaset złotych i łowić rzeczywiście na rybnych, pilnowanych i zadbanych łowiskach. Problem pojawia się wtedy, kiedy wielkość łowiska i jego potrzeby zarybieniowe są większe aniżeli ilość chętnych po tak drastycznych zmianach. Wtedy może się okazać, że nawet po podniesieniu gwałtownym cen nie tylko nie polepszymy ale wręcz pogorszymy stan łowiska.
Podam przykład.
Jest stowarzyszenie, które ma 10 wędkarzy. Każdy z nich płaci 100 złotych rocznie. Uzyskują tym samym 1000 złotych przychodu. Za całą kwotę kupują ryby. Gospodarują sobie na zbiorniku, który ma 1 ha.
Udaje im się rocznie za tę kwotę zarybiać karpiem w ilości około 80 kg.
Ale 2 z nich to wyjątkowi mięsiarze. Reszta sobie myśli, że jak podwyższą składki do 120 złotych, to może tamci zrezygnują. Tak się dzieje.
Zostaje 8 wędkarzy, którzy płacą 120 złotych. Po podwyżce cen okazuje się, że przychód wynosi 960 złotych. Ale to nie jest zła wiadomość, ponieważ to tylko 40 złotych mniej, a dwóch wędkarzy, którzy siali największe spustoszenie nie ma. Suma summarum, zarybienie niewiele mniejsze ale i gęb "do wykarmienia" mniej. Więc - in plus.
Gdyby tak tych mięsiarzy było 6, a zostało na wodzie 4, okazuje się, że dochód wyniósł by 480 złotych. Znów wędkarzy mniej, presja mniejsza. Ale kwota, pomimo podwyżki już nie jest za wysoka.
Łowisko natomiast pozostaje takie samo - 1 ha.
Wyobraźmy sobie teraz sytuację, że mamy do czynienia z łowiskiem 30 ha, 500 osobami i przewagą mięsiarzy. Podnosząc drastycznie kwoty, tracąc tych, na których nam nie zależy teoretycznie zyskujemy. Problem pojawia się jednak gdzieś pośrodku tej kalkulacji, czyli wtedy, kiedy wielkość łowiska i ograniczona ilość osób pomimo wysokich opłat zaczynają realnie wpływać na możliwości zarybieniowe danego akwenu.
Pamiętajmy, że każda zmiana, szczególnie kontrowersyjna musi przełożyć się realnie na poprawę. A kiedy wędkarze widzą poprawę? Wtedy, kiedy nie będzie im brakowało ryb na kiju. Obojętnie już jak ta ryba skończy, czy to będzie mięsiarz, zwykły wędkarz czy no kilowiec.
Przyjmując, że mamy 100 wędkarzy, którzy płacą 100 złotych = 10 000 złotych - na zarybienie danej wielkości zbiornika.
Pzzyjmując, że podwyższymy opłaty do 130 złotych, a wędkarzy będzie nadal 100, mamy 13 000 złotych na zarybienie - realna poprawa.
Przyjmując, że podwyższymy opłaty do 130 złotych, ale ubędzie nam 20 wędkarzy mamy 10 400 złotych - czyli słaba poprawa finansowa, podobne zarybienie jednak "zyskujemy" mniejszą presję, więc realnie ilość ryb przypadających na wędkarza się zwiększa
Przyjmując, że podwyższymy opłaty do 130 złotych, ale ubędzie nam 35 wędkarzy, mamy już 8450 złotych na zarybienie. Niby mniejsza presja, jednak już wielkość zbiornika sprawi, że ta ryba na tyle się rozproszy, że realnie nawet przy mniejszej presji łowisko straci.
I to przedostatnie wyliczenie to jest właśnie taka granica. Granica, gdzie na wielu zbiornikach nie trzeba się przejmować ubytkiem wędkarzy, a podwyżka realnie wpłynie na poprawę jakości łowiska, choć w rzeczywistości zarybienie zostanie utrzymane na dotychczasowym poziomie. Wszystko, co będzie już pod tą kreską, to realny strzał w kolano i trzeba być tego świadomym. Zwracam na to uwagę, ponieważ chcę zasygnalizować, że dobre gospodarzenie czy to łowiskiem (niezależnie czyim) nie jest wcale proste a podejście typu - niech mięsiarze odejdą i będzie lepiej, w pewnym momencie może być bardzo złudne.
Trudno będzie też udowodnić innym wędkarzom, tym, którzy oczekiwali czegoś lepszego, że warto teraz skusić się na takie łowisko, jeśli nie tylko nie zaobserwują znacznej poprawy ale wręcz pogorszenie sytuacji, zmniejszenie zarybienia.