Panowie, w UK jest po prostu normalnie. Wędkarze opłacają licencję, i kasa idąca do państwa przekazywana jest odpowiednio - do Agencji Środowiska, Angling Trustu (odpowiednika PZW). Wędkarstwo ponadto to biznes z obrotami sięgającymi miliarda funtów rocznie, co rząd rozumie bardzo dobrze. W Polsce jest dziki zachód. Wędkarze płacą kasę do PZW, organizacji nie będącej rządową. I już na starcie mamy wielki problem. Olbrzymie środki rozdysponowywane są przez grupę wąsatych dziadów, według jakiegoś starego pseudoschematu. Statut PZW określa cele związku tak dziwnie, że kasą można obracać na różne sposoby. Najgorsze jednak jest to, że mamy w Polsce system zarybień. Polscy naukowcy rybaccy z Olsztyna zapodali system, w którym musimy odławiać i zarybiać. Jak bardzo się to nie sprawdza widać porównując polskie zdegradowane wody do wód innych krajów. I juz mamy pod górkę. Jeżeli dodamy do tego bardzo małą liczbę badań i brak współpracy naukowców z wędkarzami, to już jest fatalnie. Goście z IRŚ obwiniają wędkarzy, że ci nie dostarczają im odpowiednich danych do badań. Ot, posadzi dupę taki Srotwic z innym Pindalem w Olsztynie i będzie badał sobie rejestry
Zobaczcie jak jest w UK - tam nie bazuje się na żadnych rejestrach, tam się pracuje nad rzeką, zbiornikiem, czynnie. Korzysta się ze współpracy z wędkarzami, tłumacząc im z jednej strony po co i dlaczego, z drugiej w ogóle wychodząc w teren za sprawą wędkarskich doniesień o problemach.
Zobaczcie co pisze polski naukowiec. Zgadzam się z nim, ze zarybienia brzaną z rzeki Odry moga źle wpłynąć na cechy brzan z takiej Wisły, ale chyba każdy rozeznany wie, że zarybia się materiałem z danej rzeki, czyli odławia tarlaki ze zbiornika X aby wyprodukowac odpowiedni narybek. Dlatego tak często odławia się szczupaka, gdyż każdy rejon a nawet zbiornik ma swoje cechy i ryby mają odpowiednie informacje zawarte w genach, odpowrność na dane warunki etc. Jednak najważniejsze co mnie zaskoczyło - jest pisanie dlaczego, i to prawdopodobnie, populacja brzany uległa takiemu załamaniu. Oznacza to brak absolutnego rozeznania co się dzieje, dlaczego jest jak jest. Bo brzana jest nieodpowrna nie tylko na złe warunki środowiskowe takie jak natlenienie, temperatura wody (co ma związek z zawartością tlenu), zanieszczyszczenia, Duży wpływ ma drapieżnictwo - począwszy od gatunków żerujących na ikrze i narybku - jak jaź, karaś srebrzysty, boleń i inne, po suma, który powodować może, moim zdaniem, załamanie całej populacji lub jej przesunięcie się w inne rejony. Na rzece Kennet, będącej częściowo w posiadaniu przez związek klubów RDAA, do którego należałem, mowa była o tym, że na tarlisku brzany jest mało ryb, a było mnóstwo dawniej. Wędkarze łowią mało i są zawiedzeni po otwarciu sezonu. A tu bach! Ktoś łowi suma 20 kilogramów, potem drugiego. I zagadka się wyjaśnia! Jak mi tłumaczył jeden wędkarz, to nie jest do końca tak, że sum zeżarł brzany, jednak naruszył ich populację, na rzece wąskiej na 10 do 30 metrów spowoduje, że brzana się wycofa. Inny przykłąd - foka na Trencie czy na rzece Stour. Wyniki wędkarskie się załalmały po zaobserwowaniu szkodnika. Ryba się wycofała. I powoli odkrywa się obraz. Polscy naukowcy rybaccy, widząc jak wytępiony jest drapieżnik, dają 'punkty' za zarybianie sumem. I proszę - trafia sum do rzek. W Opolu słyszę od sprzedawcy sklepu, wytrawnego wędkarza i człowieka mającego wiele znajomości, ze w nocy założenie rosówki na hak oznacza złowienie szybko suma do 70-80 cm. Często nic innego się nie złowi. I już mamy pierwszy problem! Gdzie sum będzie siedział> Jasne, że tam gdzie ryby się trą!
Kolejna rzecz to brak wysokich i odstraszających kar za zatrucia wód. Jeżeli taki Bros z Poznania, otrzymałby karę w wysokości 10 milionów złotych, wtedy praktycznie całą kwotę można przekazać na szereg programów, z których jeden związany byłby z restytucją takiej brzany. Ale tego nie ma. Nawet jak zasądzane są kary, to nie trafiają one tam gdzie trzeba. W UK jest inaczej. Zatruto rzeczkę, co ma szerokość 4-5 metrów, gdzie padły ryby na długości niecałych 10 kilometrów, i kara wyniosła 1.5 miliona funtów. To jest kasa! Dostaje ją Agencja Środowiska i przeznacza odpowiednio na odbudowę rzek. Zakład czy fabryka musi miec ubezpieczenie - tzw. liability insurance, czyli od odpowiedzialności publicznej, Ja, jako budowlaniec i jednoosobowa firma mam takowe na 2 miliony funtów! Przecież normalne jest, że zakłady mają na setki milionów, i mają z czego płacić. Oczywiście aby firma ubezpieczeniowa im takie rzeczy pokrywała, trzeba zadbać o szereg rzeczy, bo w innym przypadku nie będzie wypłaconej kasy. Dlaczego więc nie ma tego w Polsce? Jednostka Angling Trust - czyli odpowiednika PZW, specjalnie utworzona do walki o odszkodowania - to Fish Legal. W 2017 przynieśli po raz pierwszy zyski, gdyż ma ta organizacja kilka lat dopiero, a sprawy w sądach się ciągną. Ale wygrali juz sporo kasy. A w PZW? Siedzą wąsate dziady i pierdzą w stołki
No i sprawa najbardziej frustrująca. Bezmyślność i niedoinformowanie wędkarzy. PZW wykształciło specyficzny typ wędkarza, który jest typowym jego członkiem, według mnie stanowi od 50% do 80%. Jest to żądny mięsa, pazerny i głupi pseudowędkarz, nie rozumiejący, że swym postępowaniem niszczy wody. Dochodzi nawet do tego, że ludzie z wyższym wykształceniem, uważający się za inteligencję, zachowują się jak ludzie pierwotni. Złowić i zeżreć. Taki Wędkarz Polski zaprezentował postawę taką właśnie - że ryby należy łowić aby jeść, bo to jest normalne. Niestety, taki brak pracy nad umysłami, spowodowany między innymi tym, że idioci kierują związkiem, skutkuje setkami tysięcy idiotów nad wodą. O ile myśliwy w Polsce musi zdać egzaminy i wybiegać swoje, poznając wszelkie tajniki gospodarki zwierzyną leśną, ochroną jej zasobów, o tyle myśliwy rzeczny - wędkarz, nie musi legitymować się żadną wiedzą. Aby zdać kartę trzeba wiedzieć rzeczy, jakie są ważne dla rybackich użytkowników. Podczas gdy w Niemczech egzamin przypomina ten na prawo jazdy!
Masakra
Jednym z rozwiązań jest jak najszybsze przewietrzenie w PZW. Wąsate dziady muszą odejść, należy zerwać serwalne stosunki z IRŚ i postawić na ichtiologów, którzy pomoga odbudowywać wody, bez naciskania na opcję rybackiego jej wykorzystania. W naszym kraju dajemy niszczyć nasze rodzime gatunki, sami to wspomagamy. A potem mamy do czynienia z wodnymi pustyniami. Taki związek wędkarski to wstyd i hańba. Jaki pan taki kram... Ja się cieszę, że dzięki temu wątkowi i temu co napisaliście, zrozumiałem w jak strasznej doopie jesteśmy, jak wiele trzeba zrobić aby było dobrze. Ale rozpoznanie przyczyny zła jest już wielkim sukcesem. Trzeba ludziom zacząć uświadamiać jak ważne jest odpowiednie gospodarzenie wodami, jak istotnym jest współpraca z ichtiologami i naukowcami, takimi jak profesor Arłamowicz. Tacy ludzie powinni nam, za pieniądze, robić odpowiednie badania i materiały, dzięki którym wiedzieć będziemy jak chronić nasze gatunki, jak zapewnić im dobre warunki do życia, jak wspomóc tarło. Mamy do odrobienia prawie 30 lat zaniedbań na tym polu, roboty jest masa.