Mam teraz do was koledzy pytanie, bo jeśli intencją filmu była ochrona dzieci przed pedofilami, to jak sądzicie, doczekamy się drugiej części filmu o pedofilach w środowiskach lgbt czy nie?
Nie, intencją filmu było pokazanie tragedii ofiar tych pedofilów, którzy, ciesząc się specjalnymi względami dużej części społeczeństwa, robiąc wszystko jako organizacja, żeby się wzajemnie chronić. Państwo raczej dobrze sobie radzi ze "świeckimi" pedofilami, których nikt nie ukrywa, nie broni, nie tłumaczy. Historia pokazuje, że ofiary księży są zazwyczaj posądzane o rozwiązłość, o uwodzenie itp., tym samym je się obwinia, nie zwyrodnialców. Rodzice potrafią dopuścić się samosądu w przypadku nauczyciela, ale nigdy tego nie zrobią w przypadku księdza - często stają murem za oprawcą, dyskredytując ofiarę, a jej rodzinę skazują na ostracyzm - szczególnie w małych miejscowościach.
Ten film i jemu podobne pokazują, że jeśli ja czy Ty weźmiemy do domu małe dziewczynki i wsadzimy je do wanny, a później zaczniemy je myć, to społeczeństwo się oburzy, a my trafimy do więzienia - nikt nie będzie próbował nas bronić. Gdy natomiast zrobi to ksiądz, to były prokurator Piotrowicz zostanie jego obrońcą i będzie tłumaczył, że to dobry człowiek, który zatroszczył się o biedne, brudne dziewczynki z patologicznej rodziny, których we wsi nie brakuje (autentyczna historia). Po to powstał ten film, nie po to, żeby informować o istnieniu pedofilii - bo o tym każdy rozgarnięty człowiek wie.
Film pokazuje tę niemoc, to skazanie na życie w winie, tę niemożność uzyskania sprawiedliwości tam, gdzie ona powinna być dostępna dla każdego.