No to przeczytałem wszystko o I odbytym i II zaplanowanym zjeździe. Szokiem było, że pierwsze spotkanie tak zacnych osób odbyło się na jeziorze, do którego mam około 1,5 godziny - pieszo. Średnio kilka razy w miesiącu bywam tam na spacerku ze swoim psem. No cóż było, minęło. Postanowiłem sobie jednak, że bez względu na odległość zjawię się na II zjeździe. Po pierwszym spotkaniu wszyscy pisaliście jak było super mimo słabej współpracy ze strony ryb. Czy zatem nie powinniśmy kierować się zasadą, że na pierwszym miejscu jest atmosfera w jakiej przyjdzie nam się spotkać i razem przebywać. Komercja a co za tym idzie duża ilość "gapiów", często występujące skomercjalizowane podejście właścicieli łowiska do "klientów" raczej nie wpłyną korzystnie na tą atmosferę. Sądzę, że raczej winno wybrać się łowisko, które na wzór "Czarnego" przywita nas spontanicznością i urzeknie napotkanymi tam ludźmi, z którymi zintegrujemy się przy wspólnej biesiadzie. Inicjator całego (jakże sympatycznego) zamieszania przylatuje z UK a my licytujemy się o 100 km.