Jako że krwiodawcy mają teraz nie jeden, a dwa dni wolnego z tytułu oddani krwi to wczorajszy i dzisiejszy dzień spędziłem na wędkowaniu.
Wczorajsze łowieie zacząłem ok 10. Myślałem, że nad wodą będę wcześniej, ale od niedawna chętnych na oddawanie krwi jest jest znacznie więcej i o 7 rano było przede mną ponad 20 osób w kolejce :O Wczoraj oddałem swoje pierwsze 10 litrów i miałem nadzieję, że ryby mi to wynagrodzą
Pojechałem na klubowy zbiornik NO KILL, gdzie usiadłem na miejscu na którym tydzień temu ktoś przy mnie fajnie połowił. Liczyłem na podobne wyniki, niestety było słabo. Od 10 do 19 tylko 2 karasie, niezły lin, 2 karpiki i trochę leszczyków. Łowienie absolutnie bez historii. Wiało jak cholera i piździło złem - tym sobie tłumaczę niepowodzenie
Dziś miałem powędkować z wujkiem na moim małym miejskim jeziorku, nawet się nad nim rozłożyłem, rozrobiłem zanętę i zanęciłem, gdy odwiedzili mnie panowie z PSR i SSR. Okazało się, że od dawna wożę ze sobą starą kartę ojca (taka sama czarna okadka, on ma teraz zieloną) a mojej ze sobą nie mam... Panowie byli wyrozumiali, spisali mnie z dowodu, mandatu na szczęście nie było, Panowie uwierzyli że kartę mam, ale wędkowanie się skończyło. Od razu pojechałem do wędkarskiego i złożyłem papiery o duplikat karty. Sprzedawca podał mi numer do skarbnika lokalnego koła, który odnalazł w związkowych papierach numer mojej karty. Zadzwoniłem, więc do PSR, powiedziałem co i jak, gdzie miałem kontrolę, swoje dane, podałem numer karty i Pan powiedział, że jest ok. Ufff... Koszt duplikatu 10zł, będzie za 2 tygodnie ;P
Zanęta był już zrobiona, dzień zapowiadał się ładny chociaż wietrzny no a ja miałem wolne, więc pojechałem znów na klubową wodę. Postanowiłem spróbować totalnie po drugiej stronie niż wczorj, na moim starym ulubionym miejscu (czyli takim na którym byłem aż 3 razy
) Gdy wypakowywałem się z auta wiatr był korzystny, miałem być osłonięty, ale ledwo odprowadziłem samochód na parking (ok 500 metrów), usiadłem i zarzuciłem po 3 wstępne podajniki, a zaczął się klasyczny WmordęWIND i to ze sporą siłą. Wiało tak mocno, że nawet zacząłem pakować sprzęt by przenieść się w inne miejsce, chociaż częściowo osłonięte od wiatru. Właśnie miałem ruszać z pierwszym kursem gratów, gdy usłyszałem stuknięcie wędki o podpórkę. Po chwili wychowałem karpika ok 2kg. Uznałem, że dam miejscu szansę przez godzinę i najwyżej później się przeniosę. Opłaciło się. W 2 rzucie zaciąłem fajnego karpia, po 3 minutach walki gdy był już przy brzegu wjechał mi w przycięte trzciny i zerwał haczyk. Nie widziałem go, ale myślę że mógł mieć koło 5tki. Podnęciłem jeszcze trochę i zaczęło się fajne łowienie. Ryby brały regularnie co ok 10 minut. Głównie nieduże karpiki , wpadł też jeden 62cm, oraz ładny leszcz 56cm. Zdawałem kumplowi na bieżąco relację na facebooku, w końcu chłop nie wytrzymał i napisał że je obiad i przyjeżdża. W sumie dobrze, że wpadł, bo przynajmniej miał mi kto podebrać i zrobić zdjęcie mojej nowej skromnej życiówki widocznej na zdjęciu poniżej. Później wpadło jeszcze kilka małych karpi, leszczyków i pierwszy w życiu jesiotr, a w zasadzie jesiotrek. Muszę przyznać, że w dotyku był paskudny, nie znoszę takich szorstkich rzeczy, do tego ta paskudna wysuwana mordka. Chyba nie polubię łowienia tych ryb
Może gdy złowię metrówkę to zmienię zdanie, ale zanim tegoroczne 40taki podrosną do takich rozmiarów minie trochę czasu. Kolega też połowił karpi, jednak brały już tylko maluchy. Ogólnie wypad na duży plus, najlepszy w tym roku. Oby było już tylko lepiej