Czyli to co wyżej powiedziałem. W Anglii działają prywatni właśniciele/dzierżawcy, którym zależy, by nikt nie zabierał ryb z łowiska, więc Angole wymyślili „łap i wypuść” (ja bym dopisał… „bo nie twoje”) i to za dodatkową kasę.
Super interes, wędkarze tuczą nie swoje ryby czyli papu dla własnych ryb za darmo w postaci astronomicznych cen za trochę jakiegoś białkowego i zapachowego badziewia które musisz kupić u właściciela łowiska (a jakże), wędkarz rybę podtuczy następnie wypuści więc właściciel nie ma kosztów zarybień – żyć nie umierać – kasa płynie a wędkarze się cieszą, że należą do „elitarnej grupy C&R” patrząc na innych z góry i pogardą.
To tak jak u nas: idziesz na zawody wędkarskie, wrzucasz do wody zanęty za 100 może 500 zł, a dostajesz puchar za 30 zł i uścisk ciepłej dłoni prezesa, który przed chwilą lał pod krzakiem… A zwycięzca zawodów się cieszy niczym cygan kut…m.
NIe rozumiem o co Ci chodzi tak naprawdę. Anglicy nie jedzą karpiowatych (bo uważają je za niesmaczne) - natomiast uwielbiają je łowić. Ceny wcale nie są astronomiczne, sa ustawione odpowiednio do kosztów prowadzenia działalności.
Jeżeli nie chcesz łowić na komercjach to nie łów - proste

Nikt nieprzykłada nikomu pistoletu do głowy. Co się zaś tyczy 'złap i wypuść' - to tutaj raczej dba się o środowisko naturalne. Dopuszcza się wędkowanie, ale bez grabienia. Dlatego Polaków z reguły angielscy wędkarze nie lubią - bo dla nich taki pazerny typ, co z Trentu zabrał siatę leszczy i węgorzy, mając w nosie lokalne przepisy - to po prostu 'niszczyciel'.
Nie rozumiem czemu nie mieć świadomości aby współżyć z przyrodą? To, że dawniej dawało się rybom w łeb, wcale nie znaczy, że powinniśmy robić to teraz. Dawniej było inaczej - teraz jest teraz. Czasy się zmieniły. Nie mówię tutaj o całkowitym zakazie zabierania ryb - lecz o zwykłym umiarze. Znają go Skandynawowie, oni wiedzą ile zabrać. Anglicy czy Irlandczycy robią trochę inaczej. Niestety w Polsce często jest dzicz, która musi walnąć wszystko w łeb, zmrozić, dać sąsiadkom, zmielić na kotlety. W nosie mają to, że niszczą środowisko naturalne.
Niestety - dla mnie jest to brak pewnej wiedzy i świadomości. W dzisiejszych czasach nie musimy już walczyć z przyrodą, nie zagraża nam ona. Teraz to my zagrażamy jej. Powinno się więc ją szanować. I jako wędkarze świetnie możemy to robić. Przykładem niech będzie taka rzeka Wye czy Trent - gdzie pomimo dużej liczby wędkarzy, ryby są - i to jakie! Ja po raz pierwszy właśnie widziałem łososia wyskakującego nad wodę, i to był piękny widok! W Polsce rzecz trudna do osiągnięcia, co? A mamy dobre rzeki przecież.
Wojna się skończyła, Ruskie już poszły - może wreszcie czas pomysleć w inny sposób?

Jak dla mnie pogląd o zabijaniu tego co się łowi, bo jest to brak znęcania się na d zwierzętami - to czyste barbarzyństwo i głupia wymówka. Czas zrozumieć, że aby brać i dostawać coś, należy samemu coś dać. Niestyety w Polsce wędkarze tego nie rozumieją, podobnie jak osoby ryb nie łowiące. Dla wielu przecież wyprawa na ryby to oczywisty powrót ze zdobyczą...
Może ostro moje słowa zabrzmiały - ale wcale takie nie są. Gadanie, że lubię jesc ryby i dlatego je zabieram w polskich realiach wyrządza olbrzymie szkody. Ja lubię kurczaki na przykład - ale aby je jeść to je kupuję. Wielu polskich wędkarzy zaś chce mieć pokarm za darmo. Szkoda, że sami nie zauważają, że bezrybie i pustki nad wodą - to ich dzieło. A mogliby mieć znacznie więcej - wystarczy tylko zachować umiar i rozsądek! Może to przykre - ale ten stan świadomości sprawia, że jako Polacy długo jeszcze będziemy czekać, aż staniemy się społeczeństwem bogatym. Tacy Szwedzi czy FInowie są zamożni dzięki wspólnej pracy, dbaniu o wspólne dobro. Suomi - czyli Finlandia, w tłumaczeniu to 'bagno'. Tam wiele nie ma - a jakoś ludzie mają kasę, prawie każdy zna 3 lub 4 języki... Też mieli wojnę, straty, przegrali ją w pewnym sensie... W Polsce zaś wciąż jest bieda w umyśle, narzekanie i szukanie winnych poza sobą. Co gorsze - zamist szukac wyjścia i rozwiązań, co wydaje się logiczne, Polak woli dalej piłować gałąź na której siedzi. Trudno o zmiany - naprawdę

Mirek - nie kieruję tego specjalnie do Ciebie, żebyś nie pomyślał. Fajnie by było, gdybyś zdał sobie sprawę, że w UK dba się o środowisko naturalne. Nierozsądnym jest tworzenie spiskowych teorii o stworzeniu 'złap i wypuść' aby imperialiści komercyjni pili krew biednej robotniczej wędkarskiej braci. Musiałbyś zobaczyć, jak temu proletariatowi dobrze na tych łowiskach

Oni lubią łowić karpie tyczką, feederem, im to pasuje. Łowiska komercyjne powstały - bo takie było zapotrzebowanie właśnie... Zaś o ryby się dba, o duże i małe. Wierz lub nie - ale jak są śnięte ryby - to zawsze udaje się coś uratować, są odpowiednie służby i są ludzie do pomocy. To nie Polska, gdzie spuszcza się wodę ze 160 hektarowego zbiornika, zostawiając cały rybostan na pastwę losu i chciwej czerni. Ja widziałem kilkukrotnie, jak badano wodę i odławiano ryby elektrycznymi podbierakami (mierzono, sprawdzano i wypuszczano). Tutaj się walczy z gatunkami inwazyjnymi, ładuje sporo kasy w utrzymanie równowagi. Można dostac pomoc od państwa - ze specjalnych funduszy na rozwój łowisk klubowych ( wtym roku 4 miliony funtów). Tu się dba o ryby, o wędkarzy o wędkarstwo. To nie Polska, gdzie płacisz za jałowe wody, i gdzie naukowiec ewentualnie ci pomoże jak zapłacisz za badania (za kasę to nie jest pomoc tylko usługa).
I na koniec - w UK wcale nie jest tak, że państwo robi coś za darmo. Za wędkowanie trzeba płacić, licencje to jedno, pozwolenia no wody klubowe to drugie. W UK łowisz ryby, bo opłacasz pewne usługi, tutaj wcale nie ma niczego za darmoszkę. Tu nie ma PZW - tego całego złodziejstwa i matactwa, ciepłych rak prezesów co przed chwilą lali w krzakach... Jest normalny związek wędkarski i normalne instytucje.