Bo najgorsi są fanatycy po obu stronach...
Ja na ryby jeżdżę nawet bez siatki.
Nie zabieram z dwóch powodów:
1. Bo mam przeświadczenie, że ryb jest tak mało, że jak wypuszczę to chociaż następnym razem może znowu złowię
2. Bo jestem leniem i jak mam godzinę stać w wodzie i skrobać ryby to mi się od razu odechciewa
Ale - jak jadę z ojcem, który jest zupełnie innym pokoleniem wędkarskim, pamiętającym zarówno bardzo rybne czasy jak i to że zabieranie ryb było czymś naturalnym i na porządku dziennym... to siatki zawsze są spakowane. Nóż też. Tak "just in case".
Wypuszczania ryb nauczył się zarówno z internetu (ogląda filmy wyczynowców), trochę ode mnie ale nie wyplewił tego ze swojego światopoglądu w 100%. Dlaczego?
1. Bo ogląda również Bogdana Bartona, który mówi, że zabieranie części ryb z dobrze zagospodarowanego łowiska to nic złego (argumenty np. o karłowaceniu ryb gdy jest ich za dużo)
2. Bo kiedyś się brało
3. I uwaga - bo ryby są po prostu smaczne
I tutaj chwila skupienia na punkcie 3 - wielu ludzi puka się w głowę, gdy słyszą że ktoś ryby łowi i wypuszcza, bo dla nich naturalnym celem połowu jest pozyskanie jedzenia. To przecież robią rybacy. Ludzie zwłaszcza starsi nie rozumieją, że wędkarstwo może być sportem.
Można jechać do marketu i kupić ryby morskie, owszem. Kiedyś w Kauflandzie widziałem też filety z leszcza. Nigdy nie rzuciły mi się w oczy w marketach np. płocie. Pewnie są tylko trzeba chcieć znaleźć.
Ale jak ktoś nie chce kupować ryb w markecie, bo np nie ufa w ich jakość i pochodzenie (albo uważa że są za drogie), a posiada umiejętność łowienia ryb, posiada wszystkie potrzebne zezwolenia i regulamin pozwala mu zabrać na przykład 4 leszczyki, po to by wsadzić je w ocet i po 5 dniach z przyjemnością zjeść - naturalną rybę z naturalnej wody, doskonałe i zdrowe źródło białka - to czy do cholery musi być od razu nazywany mięsiarzem i przestępcą niszczącym wody? Litości.
Powtórzę jeszcze raz na co zwracałem uwagę z 3 strony temu - najważniejszy jest umiar i nie popadanie w skrajności. Wypuszczajmy ryby. Zabierajmy małe ilości jeśli mamy ochotę, bo nam smakują. Nie atakujmy się nawzajem. I najważniejsze - bardzo surowo karzmy tych, którzy regulamin i zdrowy rozsądek mają za nic.
Ps: Nie mam pojęcia o ichtiologii ale zawsze się zastanawiałem, może ktoś odpowie kto ma pojęcie - jeśli w średniej wielkości, albo w dużym jeziorze "naturalnym" trze się leszcz albo płoć, powstaje zapewne kilkaset tysięcy ikry. Domyślam się że znaczna część nie przeżyje ale... ile tak naprawdę sztuk leszcza i płoci może pływać w dużym jeziorze? To są setki, tysiące czy dziesiątki tysięcy?