Jestem po stronie wolności. Ryb nie zabieram, bo leniwy jestem skrobać, patroszyć, myć się, a walory smakowe słodkowodnych jakoś do mnie nie przemawiają (poza sandaczem, którego nie łowię). Jednocześnie sytuacja finansowa powoduje, że mogę sobie pozwolić na dorsza czy pstrąga, które mi smakują
Ale jak ktoś chce i potrafi zachować umiar, to czemu nie - niech bierze.