Wpis Pana Tomasza Czerwińskiego z IRŚ znanego nam tu na forum jako Rybal (wpis z Facebooka),:
W jaki sposób interpretować definicję racjonalnej gospodarki rybackiej zawartej w Ustawie o rybactwie śródlądowym? To pytanie nurtuje wielu wędkarskich dyskutantów i próbują szukać odpowiedzi głównie na jakiś forach internetowych. Jedną z częściej powtarzanych interpretacji jest ta cytowana poniżej:
„Ustawowa definicja tego wysrywu brzmi następująco: Racjonalna gospodarka rybacka polega na wykorzystywaniu produkcyjnych możliwości wód, zgodnie z operatem rybackim, w sposób nienaruszający interesów uprawnionych do rybactwa w tym samym dorzeczu, z zachowaniem zasobów ryb w równowadze biologicznej i na poziomie umożliwiającym gospodarcze korzystanie z nich przyszłym uprawnionym do rybactwa. Mówimy więc o wykorzystywaniu produkcyjnych możliwości wód. Na wodach ma być więc ciągła produkcja ryb. Gdzie tu ekologia? Równowaga biologiczna polega na gospodarczym korzystaniu z wód i jeszcze musisz umożliwić gospodarcze korzystanie ze zbiornika w przyszłości. Raz jeszcze się spytam, gdzie tu jest miejsce na ekologię w tej nieracjonalnej racjonalnej gospodarce rybacko-wędkarskiej?”
W Komunikatach Rybackich nr 6/2021 w artykule, będącym refleksjami po ciekawej debacie dotyczącej właśnie gospodarki rybackiej, w zasadzie jest już gotowa odpowiedź na to pytanie:
„Stwierdzenie zawarte w definicji racjonalnej gospodarki rybackiej, mówiące o możliwościach produkcyjnych, ku mojemu zaskoczeniu, owemu debatującemu kojarzyło się bowiem z produkcją przemysłową rodem z epoki socrealizmu. Porównanie takie jest co najmniej dziwne i zaskakujące, gdyż termin „produkcja” jest często używany w naukach biologicznych (np. produkcja pierwotna), a sam oburzony z pewnością korzysta z tlenu produkowanego przez rośliny lub też, być może, czasami wykorzystuje możliwości produkcyjne drożdży.
Mało tego, nawet „władanie obwodem rybackim” miało wydźwięk pejoratywny, bo ma symbolizować autorytarny, wręcz despotyczny charakter zarządzania gospodarką rybacką w jeziorach. Dla większości czytelników Komunikatów Rybackich jest oczywiste i zrozumiałe, że Ustawa o rybactwie śródlądowym wcale nie nakazuje prowadzenia jedynie słusznego modelu gospodarki, nie nakazuje też połowów rybackich czy wędkarskich. Pozwala natomiast mądrze korzystać z mechanizmu odtwarzania się zasobów ryb (vide definicja racjonalnej gospodarski rybackiej). Jednym z obowiązkowych narzędzi gospodarki rybackiej, które może budzić wątpliwości, są zarybienia, ale wynikają one przede wszystkim z relatywnie nowych rozporządzeń wykonawczych, niż bezpośrednio z samej Ustawy. Moim zdaniem zarybienia powinny być fakultatywnym zabiegiem i zależeć w dużej mierze od rzeczywistej potrzeby danego obwodu rybackiego, a nie być obligatoryjnych działaniem określonym w decyzji administracyjnej, czy też koniecznością wynikającą z licytacji lub konkursu.”
Można nieco rozszerzyć odpowiedź odwołując się do art. 4 ust. 8 rozporządzenia o operacie rybackim, a który mówi, że w operacie określa się typ prowadzonej gospodarki rybackiej. Taki zapis wcale nie wyklucza np. „ekologicznej gospodarki wędkarskiej” (cokolwiek pod takim terminem może się ukrywać). Operat taki może być pozytywnie zaopiniowany, o ile będzie spełniać pozostałe warunki określone przepisami.
Nawet jeśli uznalibyśmy taką niedorzeczną interpretację, że produkcyjne możliwości i gospodarcze wykorzystanie wód oznaczają li tylko odłowy ryb za pomocą sieci, to co z większością obwodów rybackich, w których nie prowadzi się odłowów za pomocą narzędzi stricte rybackich? Czy można na tej podstawie zerwać umowę dzierżawy prawa rybackiego użytkowania, bo użytkownik nie prowadził gospodarki rybackiej zgodnie z ustawą?
I ostatnie pytanie jakie mi się nasunęło to, czy rekreacyjne połowy wędką są wykorzystaniem produkcyjnych możliwości wód i czy jest to gospodarcze korzystanie z wód?
Nie mogę tego tak zostawić
Szanowny Panie Doktorze! Ośmielam się sformułować kilka uwag w stosunku do Pana wpisu na Facebooku.
Jako osoba „oburzona”, która z pewnością korzysta z tlenu produkowanego przez rośliny i wykorzystuje możliwości produkcyjne drożdży (bardzo lubię piwo i ciasta drożdżowego sobie nie odmówię) chciałbym przytoczyć tu głos polemiczny w stosunku do Pańskich uwag. Rozpoczynając ten głos polemiczny pragnę zwrócić uwagę, że jest Pan w pewnym sensie autorytetem w swojej dziedzinie m.in. miał Pan wpływ na obecnie istniejące regulacje prawne zasiadając w różnych organach m.in. stowarzyszeń (vide w Radzie Naukowej przy Zarządzie Głównym PZW) oraz jako konsultant w ministerialnym Zespole do spraw Zarybiania. Znam też Pana poglądy w przedmiocie racjonalnej gospodarki rybackiej, jak i poznałem część publikacji naukowych.
W tym miejscu chciałbym przytoczyć pogląd prof. A. Wołosa z IRŚ, z którym to poglądem wydaje mi się, że Pan się zgadza – tak przynajmniej wywnioskowałem z treści Pana publikacji naukowych -, a który to pogląd podkreśla, że wprowadzenie do naszego prawodawstwa rybackiego pojęcia typu gospodarki rybackiej jest „unikatowe wśród państw europejskich.” Jednocześnie autor ten jednoznacznie stwierdza, że dominujące w polskim rybactwie śródlądowym zasady gospodarki rybacko-wędkarskiej „z powodzeniem służą wypełnianiu potrzeb i preferencji wędkarzy.” Również Pan w części swojego wpisu na Facebooku stwierdza, że ustawowa definicja racjonalnej gospodarki rybackiej pozwala „mądrze korzystać z mechanizmu odtwarzania się zasobów ryb”. Skoro jest Pan zwolennikiem poglądu prof. A. Wołosa, a tak przynajmniej wywnioskowałem z treści Pana wpisu oraz z publikacji naukowych, to chciałbym porozmawiać z Panem o tej „unikatowości” polskiej gospodarki rybackiej. Dlatego ad rem.
Przyznam się, że nie czytam systematycznie Komunikatów Rybackich. Może jakbym systematycznie czytał publikowane tam artykuły, to bym więcej wiedział na temat racjonalnej gospodarki rybackiej. Może wówczas nie tworzyłbym - cytując za Panem - „niedorzecznych” interpretacji. Nie czytując więc tego poczytnego pisma, nie wiem też jakie były refleksje po ciekawej debacie dotyczącej gospodarki rybackiej, o których mowa w Komunikatach Rybackich nr 6/2021, na które to refleksje Pan się powołuje. Natomiast legalną definicję racjonalnej gospodarki rybackiej znam i osobiście uważam, pisząc brzydko, że jest to bubel prawny, totalny gniot podobnie jak wiele innych postanowień zawartych w ustawie z dnia 18 kwietnia 1985 r. o rybactwie śródlądowym.
Niektórzy przedstawiciele nauki zarzucają wręcz niekonstytucyjność tej ustawowej definicji racjonalnej gospodarki rybackiej, gdyż wprost przyznaje ona preferencje dla uprzywilejowanej grupy użytkowników wód, pomijając jednocześnie interesy pozostałej części społeczeństwa. Poza tym na niefortunny zwrot
„gospodarcze korzystanie” zwracają uwagę chociażby dr hab. R. Żurek z Instytutu Ochrony Przyrody PAN, jak i Tomasz Mikołajczyk w publikacji „Nieracjonalna racjonalna gospodarka rybacka” (Gospodarka Wodna 2015, z. 11, s. 313 i n.) Także i ci autorzy zwracają uwagę na określone niedoskonałości owej definicji.
Chciałbym więc podkreślić, że nie tylko ja prezentuje „niedorzeczną” interpretację tej definicji, ale czynią to również i inni przedstawiciele świata nauki. Powiem więcej, w mojej ocenie ustawa z dnia 18 kwietnia 1985 r. o rybactwie śródlądowym jest sprzeczna z Konstytucją RP z 1997 r. w jeszcze kilku innych swoich postanowieniach, jednak nie o tym ma być głos polemiczny.
R. Żurek i T. Mikołajczyk słusznie zauważają, że ustawa z dnia 18 kwietnia 1985 r. o rybactwie śródlądowym
„do jednego worka wrzuciła produkcję komercyjną ryb i środowisko wodne z jej mieszkańcami, a rybami przede wszystkim”, zaś
„ekosystemy rzeczne i jeziorne potraktowano jako miejsce darmowego chowu ryb”. W pełni akceptuję pogląd prezentowany przez tych autorów, że ustawa traktuje m.in. rzeki jak staw hodowlany. Mówimy więc w tym przypadku stricte o produkcji rolnej. Przenieśliśmy bowiem produkcję rolną na nasze jeziora i rzeki. Dzięki czemu? W mojej ocenie dzięki właśnie „unikatowości” polskiego rozwiązania prawnego w zakresie gospodarki rybackiej i ustawowej definicji racjonalnej gospodarki rybackiej.
W ustawie z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych w art. 2 ust. 2 wskazuje się, że działalnością rolniczą polegająca na wytwarzaniu produktów zwierzęcych w stanie nieprzetworzonym (naturalnym) z własnych hodowli lub chowu jest m.in.hodowla ryb. Dlatego rację należy przyznać R. Żurkowi i T. Mikołajczykowi, którzy wprost stwierdzają, że podobnie jak w kurniku, czy też w oborze, także i na rzekach oraz jeziorach maksymalizujemy produkcję zwierząt (ryb), a działania w tym zakresie nazywamy dumnie „racjonalną gospodarką rybacką”, która w mojej skromnej ocenie z racjonalnością nie ma nic wspólnego.
Przepis dotyczący racjonalnej gospodarki rybackiej był wielokrotnie nowelizowany od daty wejścia w życie ustawy z dnia 18 kwietnia 1985 r. o rybactwie śródlądowym, co także pokazuje jak nieadekwatna do otaczającej nas rzeczywistości, była (i nadal jest) owa ustawowa definicja racjonalnej gospodarki rybackiej. Ta ustawowa definicja jest wręcz stale dostosowywana do potrzeb lobby rybackiego. Sam ustawodawca, na przestrzeni ponad 35 lat, nie mógł zdecydować się na czym ma dokładnie polegać ten „unikat” w skali Europy, czyli racjonalna gospodarka rybacka. Dodam tylko, że na skutek działań lobby rybackiego z przepisu dotyczącego racjonalnej gospodarki rybackiej usunięto m.in. zapis dotyczący tego, że racjonalna gospodarka rybacka musi jednocześnie zmierzać do poprawy jakości naturalnego środowiska i jego zasobów (sic!).
Chciałby się Pan dowiedzieć co rozumiem pod pojęciem „ekologiczna gospodarka wędkarska”? Już wyjaśniam. Jest to m.in. taka gospodarka, która nie traktuje polskich jezior i rzek jak chlewu dla świń, czy też kurnika dla drobiu. To taka gospodarka, która nie jest nastawiona na maksymalizację w zakresie produkcji ryb (biorąc pod uwagę chociażby coraz powszechniejsze stosowanie wśród wędkarzy zasady Catch&Release). Jest to gospodarka nie nastawiona na ciągłą produkcję materiału zarybieniowego, na której to produkcji zarabiają w Polsce jedynie nieliczne podmioty. Ekologiczna gospodarka wędkarska to taka gospodarka, która chroni różnorodność genetyczną. Poza tym ekologiczna gospodarka wędkarska, to taka gospodarka, która chroni w pierwszej kolejności naturalne populacje ryb. Jest to też taka gospodarka, która nie pozwala zarybiać gatunkami, których w danym ekosystemie być nie powinno. Jest to więc wszystko to, czego w rzeczywistości nie obejmuje aktualnie istniejący polski „unikat” w skali Europy.
Tak na marginesie, to która instytucja w Polsce pozytywnie opiniowała nierealne wartości materiału zarybieniowego różnych gatunków, który miał być wpuszczony do danego obwodu rybackiego? Która instytucja w Polsce pozytywnie opiniowała operaty rybackie w zakresie gatunków, których w danym ekosystemie wodnym być nie powinno? Czy to nie Pana pracodawca kwestionował w uwagach do projektu nowego rozporządzenia dotyczącego operatu rybackiego jawność operatów rybackich, pomimo nawet tego, że to Pana pracodawca jest dziś jedyną jednostką uprawnioną do opiniowania operatów rybackich?