Dzisiaj krótka wyprawa, bo jak widać, już jestem w domu

Stan wody w Wiśle jeszcze niższy niż rekordowo niski odnotowany jakiś miesiąc temu. Na mojej ulubionej miejscówce już naprawdę woda ledwo płynie, ale lenistwo wygrało i nie chciało mi się szukać dołów. Zasypałem grochem i przystawiłem spławik. Po 20 minutach pierwsze branie, przypon strzelił po zacięciu. 10 minut później następne: gruuuby klenior 50+, tuż przed podbierakiem szarpnął, drugi hak poszedł. Jednak przypony 0,14 to trochę za mało na dzisiejsze warunki, podbieranie na płyciźnie to też nielekka sprawa. Zmiana przynęty i znów nie trzeba było długo czekać - na haku parówka, więc wiadomo, że drobnicy nie będzie. Pierwsze branie za późno zacięte, ale za chwilę powtórka i parówkowy skrytożerca ląduje w podbieraku:

Już ładny, gruby 45+, ale przy tym co się zerwał to jednak małe miki. Po tym zamieszaniu ryby odeszły, pojawiła się za to wydra, wielce zadowolona. Wiatr i deszcz mnie przegoniły, słońce wyszło akurat jak dojechałem do domu... Ale jak na 2 i pół godziny nad wodą, bardzo fajny wypad i w sumie trochę zaskoczenie, bo nie sądziłem, że na wodzie mniej więcej 60 cm tyle się będzie działo.