Wyglada na to, że na wschodzie żyliśmy nie aż w tak zacofanych warunkach jak wy na zachodzie kraju

Faktycznie nie mam pojęcia o czym piszę, bo te wszystkie fabryki, zakłady, wytwórnie których od lat nie ma to one na ksiezyc wysyłały swoje odpady i ścieki
Waki sposób chcesz teraz zatrzymać wodę? A w jaki sposób bobry magazynują wodę? Widać jakie jest Twoje pojęcie w temacie skoro rowy traktujesz tylko jako odwodnienie terenu. Wytłumacz czemu cały rok w tych rowach i rzekach utrzymywał się wysoki poziom wody. Może i u ciebie za gierka tym się zajmowano, ale u mnie jeszcze na początku lat dwutysięcznych pomagaliśmy dla kumpla dziadka pilnować tamy i zastawki żeby zatrzymać wodę.
Niepotrzebnie wymieniacie ciosy, bo obydwaj macie rację. Bo nic nie jest tu oczywiste, gdyż wiele zależy od rejonu Polski.
Ale przede wszystkim - dlaczego ryb jest coraz mniej? To proste, sprawa podstawowa to niedorzeczna polityka rybacka, oparta o zarybienia. Wprowadzono ten sam, idiotyczny schemat, mocno korupcyjny. Zamiast skupić się na ochronie tarła naturalnego i tarlaków, położono nacisk na zarybienia, które odbywają się w cyklach 10-letnich głównie, bo na tyle daje się operat. NIektórzy twierdzą, że połowa operatów była wydawanych na podstawie 'projektów', gdzie dany ichitolog nie widział nawet wody. I tu najistotniejsza rzecz. Ustalono, na podstawie danych z rzyci, ile trzeba zarybiać co rok, jakimi gatunkami, i nic się z tym praktycznie nie robiło. Czyli wędkarze odławiają dużo więcej niż raportują, spada ilość ryb podchodzących do tarła, a uzupełnienia sa na tym samym poziomie. Brak drapieżnika powoduje większą ilość drobnicy, karłowacenie, ta znów drobnica to większy problem z zakwitami. I mamy schemat jak odrybia się wodę. Naukowcy z IRŚ, którzy stali za tą 'strategią', zazwyczaj bronili jej, bo na tym robili karierę, tytuły, dostawali nagrody. To jak z piramidą finansową, której twórcy głoszą, że jest OK, pomimo coraz większej zapaści.
Kolejna rzecz to zarybienia karpiem. Gdyby nie to, że karpia odławia się tak mocno po zarybieniu, wyrządziłby znacznie większe szkody. Bo nie tylko sposobem żerowania zmienia zbiorniki (np powodując mętność wody zmniejsza się przenikalność światła, co ma wpływ na rośliny, jak tych jest mniej, to wiele gatunków ma gorsze warunki przeprowadzania tarła etc). Oczywiście nie wszędzie jest tak samo, bo podstawą jest ilość karpia. Takie Czechy nie mają praktycznie jezior, to kraj gdzie są rzeki, stawy, wyrobiska, zaporówki, u nas jednak mamy trzy pojezierza i tysiące jezior, więc wprowadzanie tam nadmiernej ilości karpia nie musi być najmądrzejszą rzeczą. Gdy karpia będzie więcej, będzie ujemnie wpływał na inne gatunki, jak lin lub karaś. W UK karaś pospolity praktycznie zniknął ze zbiorników, a stało się to za sprawą introdukcji karpia właśnie. Gdyby nie pojedyncze zbiorniki lub zarybienia nim, byłby praktycznie zniknął zupełnie.
Na rzekach sprawa jest zgoła inna, bo chodzi o to, że rzeki zwolniły, gdyż je zaczęto regulować, budować zaporówki. Słaby przepływ powoduje zmniejszenie się skuteczności tarła naturalnego, dlatego takiej brzany w Dunajcu jest wielokrotnie mniej niż dawniej. Jeżeli żwirowe dno pokryte zostanie warstwą osadu, skuteczność tarła spada wielokrotnie. DO tego znowu problemem jest rybackie podejście do gospodarowania wodami. Zarybienia sa znów ustalane raz na 10 lat, podczas gdy często są zatrucia czy przyduchy. Należałoby więc odpowiednio zadziałać, czyli zmniejszyć zabieranie ryb, aby mogły się odrodzić, lub ewentualnie więcej zarybić, ale tego praktycznie nie ma. Do tego zarybia się na potęgę np. jaziem, który będzie pożerał ikrę i wylęg innych ryb lub sumem. Sum miał do pewnego momentu najdłuższy okres ochronny, największy wymiar ochronny plus najmniejszy limit. I mógł robić spustoszenia, bo coś musi jeść przecież. Dlatego to było i często jest postawione na głowie. A wszystko rozbija się oczywiście o niewydolny system kontroli wędkarzy i raportowania ilości odławianych ryb.
No i presja wędkarska, która jest spora, i gdzie nastąpiła rewolucja w metodach połowu ryb. Nie dość, że sprzęt wędkarski potaniał, to jest wręcz doskonały, na dodatek mamy wszelkiej maści wynalazki jak sondy czy echa, które dają rybom coraz mniej szans. I tu należy przede wszystkim pokazać, że największym problemem jest brak szczupaka. Najważniejszy gatunek jest wciąż tępiony, a początek maja czy już raczej koniec kwietnia, to początek okresu, gdzie przez dwa, trzy tygodnie wybija się setki ton tego gatunku. To dlatego mamy tyle kormorana właśnie, bo w naturalny sposób zastępuje on szczupaka właśnie. Trafia na warunki, gdzie jest masa pokarmu (drobnicy), dlatego rozmnaża się w takim tempie (gdy jest masa pokarmu, pary mają więcej młodych). Problem zaczyna się robić palący na zimę, gdy jeziora zamarzają i kormoran rusza w poszukiwaniu miejsc do zimowania. W przejrzystej, z powodu temperatury wody, robią masakrę. Bardzo często po zarybieniach. I tu znów niechlubną rolę pełni IRŚ, który znalazł w kormoranie głównego winowajcę, i przykrywał swoją rolę w destrukcji rybostanu polskich zbiorników. Jak się okazało, wcale nie byli chętni do współpracy z ornitologami, którzy wskazywali na to, zę odstrzał to walka ze skutkami problemu a nie jego przyczynami. A tu znów trzeba zrozumieć, że rybacy w Polsce żyli głównie z odłowu węgorza. Jednak ten gatunek ginie, dlatego zarybianie larwami węgorza stało się tak drogie i przestano ładować takie jego ilości. Momentalnie zwiększyło to presję na inne gatunki, gdzie głównie szczupak jest jest odławiany (sandacz nie żyje normalnie w większości jezior z rybakami). I dlatego zmasakrowano szczupaka, co spowodowało pojawienie się masy drobnicy, a to znów skutkowało takim wzrostem liczebności kormorana. IRŚ to instytut rybacki, więc chroni rybaków i ideę 'żywienia narodu' za pomocą ryb, stąd przymykanie oczu na wiele procederów jakie mają miejsce pośród rybaków śródlądowych. Ochrona szczupaka mogłaby oznaczać plajtę większości rybaków, a co za tym idzie likwidację samego IRŚ. Dlatego tak tuszuje się prawdziwy powód, dla którego opustoszały polskie wody. I najlepszym dowodem jest to, że wszystkie inne kraje wokół Polski mają wiele ryb, pomimo podobnych problemów. Ale tylko u nas jest dyktat 'zrównoważonej gospodarki rybackiej'.
Oczywiście tutaj winę ponoszą zarówno naukowcy, rybacy jak i pazerni wędkarze.
A to co pisze Modus jest mega istotne dzisiaj właśnie. Susze spowodowane zmianą klimatu (za którą odpowiada działalność człowieka) i polityką antypowodziową sprawiły, że ilość ścieków w wodach jest zbyt duża. O ile następuje samooczyszczanie się, czyli oczyszczalnie ścieków robią robotę, to inne ścieki nie są odpowiednio rozcieńczane. Dlatego o wiele łatwiej o zakwity sinic, alg, łatwiej zatruć wodę chemikaliami. A tu stężenie jest bardzo ważne. Dlatego zrzuty ścieków kopalnianych doprowadziły do kataklizmu na Odrze, w zeszłym roku na Kłodnicy i Dzierżnie Dużym. Dawniej było bowiem więcej wody w rzece, co rozcieńczało solankę. A mamy coraz większe upały, coraz więcej zaporówek, na maksa melioruje się, co powoduje kurczącą się naturalną retencję.
Dzisiaj wiele tych problemów cały czas występuje, nakładają się na siebie co gorsza. Presja wędkarska się zmniejsza, zwiększa się świadomość wędkarzy, co jest pozytywne, jednak mamy kolejne złe warunki dochodzące. Dlatego poprawa może następować na wodach stojących, jeziorach (tych głębszych), jednak gorzej będzie na rzekach i wodach płytkich, które mogą być dotknięte suszami bardzo mocno.