Zaliczyłem najbardziej frustrującą sesję ever ! Chciałem siedzieć cały dzień - pełen relaks ... niestety miałem przedwczesną pobudkę - 2:00 - telefon (dyżur w pracy), 30 minut - załatwione i co tu robić ? Nad wodę z działki mam 5 minut, ok - kawa - noc nadal nie odpuszcza
Dobra - jadę, na bank nie będę miał konkurencji
Z uwagi na tony zielska zwykle wybieram miejsce zwane "plażą" - trochę czystej wody gwarantowane, tym razem plany zmieniłem - ma być ciepło - przyjedzie ekipa imprezowiczów i będę się musiał zbierać. Pierwsza miejscówka - zielsko, druga - Ok wygląda czysto, rozstawiłem graty, zestawy przygotowane, zanęty przygotowane wieczorem ... nadal ciemno
Nic mnie nie zniechęci, żyłkę miałem zaklipowaną na bezpiecznej odległości, ok zaczynamy 3:45 - zarzucam i czekam do świtu, potem ewentualna zmiana taktyki, nęcenie ... przyjechali sąsiedzi ... ten po lewej miał czysto na prawo, ten z prawej - domyślacie się
Czyli został mi jeden kierunek i zabawa z odległością. Jak już zrobiło się jasno zauważyłem "krzaki" mniej więcej 3 metry od brzegu - to był mój dzisiejszy koszmar. Pierwsze branie o 5-tej - leszczyk - nabrał ciężaru w zielsku - ledwo wyciągnąłem ... i tak to wyglądało do końca - skuteczność 50 % Osiem leszczy i tyle samo straciłem, największy 43 cm - drobnica. Hol leszcza 30-40 cm z zielskiem to jak hol ... zielska
Na szczęście miałem catering
kanapki z kawą i później mięsko z kaszą
Wytrzymałem do 16 - standardowa akcja - sprzątanie, pakowanie a wędki w wodzie - nadzieja umiera ostatnia. Zdecydowanie nie leszczowe branie, oczywiście hol z zielskiem ale tym razem jakby troszkę bardziej ruchliwym - udało się ! ... szczupak
Na deser pojawiła się rodzinka "putinów", jeden osesek - mutant - łapa na grzbiecie - mówię Wam - to od tego co wrzucamy do wody i zostawiamy na brzegu