Panowie
Ja dzisiaj zgodnie z planem również ruszyłem na rybaczkę
Asystowała mi moja małżonka, która postanowiła złapać trochę słońca.
Jak to bywa w takich sytuacjach wyjazd był mega opóźniony
Dopiero po 9 ruszyliśmy nad wodę. Jako miejsce połowu wybrałem uroczą zatoczkę w sąsiedztwie wyspy, jest to płytki odcinek mojej ukochanej żwirowni (PZW). Miejscówka ta dała mi już kilka fajnych wiosennych rybek. Łowiłem na dwa feederki z metodą jednak nie standardowo bo przy użyciu sygnalizatorów. Zanęta lorpio halibut i konopie, pellet aller aqua 2 mm, oraz gotowane konopie. Wytypowałem sobie dwa miejsca do łowienia, jeden zestaw z kuku czosnkową lądował przy wspomnianej wyspie, drugi z kulką Ringersa na płytkim blacie w okolicy zwalonego drzewa. Oba punkty wstępnie zanęciłem z procy kulkami zanęty. Pierwsze branie nastąpiło po około 40 minutach, rybek posmakował waftersa, niestety ja w tym czasie byłem dość mocno oddalony od kijów. Kiedy w końcu złapałem za wędkę zdążyłem tylko kilka chwil poczuć rybę po czy się spieła. Zbyt długo to trwało - tłumaczę Żonie, jednak dla pewności zmieniam przypon na inny, z hakiem nr. 10 czyli dwa oczka większym
Ładuję podajnik ponownie w to samo miejsce i idę zapalić papierosa lekko poddenerwowany sytuacją. Nawet nie zdążyłem odpalić smrodziucha gdy sygnałka ponownie zaczyna piszczeć
Tym razem wszystko poszło sprawnie, pełnołuski karpik 44 cm ląduję na macie
Robimy kilka fotek na pamiątkę po czym postanawiam maluszka wypuścić. W ostatnim momencie kucam przy tripodzie i proszę żonkę o fotkę na tle wody. W tym momencie piiiiiii...odjazd na drugim kiju
Jak się okazało identyczny malec zasmakował na dwie kuku. Śmieję się do mojej, że czuję się jak na komercji, taka częstotliwość brań. Znowu kilka zdjęć tym razem dubletu i rybki wracają do wody. Kolejne branie nastąpiło stosunkowo szybko jednak sprawcą był tym razem przyzwoity japoniec, mu również posmakował wafters. Dla mnie już był to udany wypad, słonko, ryby biorą, czego chcieć więcej po tylu bezrybnych godzinach nad wodą
Jednak okazało się, że jeszcze jeden śliczny pełnołuski malec 45 cm. chciał zrobić sobie ze mną fotkę
Super 3 karpiki i karaś plus spinka, można odetchnąć i coś przegryźć, wspólnie robimy grilla i czekamy czy coś jeszcze dzień przyniesie. Jednak to co nastąpiło po 2 godzinach zupełnie mnie zaskoczyło. W okolicy godziny 14 nastąpiło wściekłe branie spod wyspy na dwa ziarenka czosnkowej kukurydzy
Po zacięciu mówię żonie, ze chyba tym razem mamy słuszniejszego karpia. Rybek chodzi tępo ale czuć fajną wagę. Spokojnie dociągam go pod podbierak i ...widzę zdecydowanie swoją życiówkę leszcza
W tym momencie ryba dostała wigoru i wykonuję jeszcze kilka nerwowych odjazdów jednak udaję mi się sukcesywnie ją podebrać. Radość ogromna, miara pokazuje 67 cm złotego szczęścia, czyli 6 cm. więcej od starego PB. Ryba gruba, na moje oko 3,5 kilo wagi może więcej...oczywiście po kilku zdjęciach sprawnie ją wypuszczamy, widok takiej rybki odpływającej na powrót do domku o coś przepięknego
Najlepsze jest to, że moja małżonka stwierdziła na koniec, że w życiu by się nie zgodziła żebym kiedykolwiek uśmiercił takie ładne rybki
Leszcz był ostatnią rybą dnia, już nic więcej nie brało ale dla mnie to nieistotne bo i tak był znakomicie. Przepraszam za długie wypociny ale inaczej nie umiem relacji pisać, no chyba, że nie biorą