Ja myślę chyba trochę na opak. Wpisując złowione i zabrane ryby we wszystkich rubrykach rejestru tworzymy podstawę do przekonania, że ryb w wodach PZW jest bardzo dużo, bo przecież, kiedy tylko nad wodą się nie pojawimy, zawsze coś złapiemy. Ba, za każdym razem są to prawie okazy! Jeżeli nie wpisalibyśmy żadnej ryby w całym rejestrze, znaczyłoby to, że albo ryb nie ma, albo wszystkie ryby wypuszczamy. Jeżeli jednak analizatorzy mają do czynienia z takim przypadkiem i przyjmują hipotezę pierwszą (nie ma ryb), powinno ich to właśnie skłonić do zarybień; przyjmując hipotezę drugą (wędkarze wypuszczają wszystkie ryby) nie wiedzą w zasadzie ile tych ryb jest, bo rejestry nie są żadnym źródłem informacji. Ale taka niewiedza również powinna skłaniać do zarybień (tak na wszelki wypadek).
Myślenie PZW polegające na tym, że zapełnione rejestry stanowią asumpt do późniejszych większych zarybień, a puste rejestry, do uznania istniejącego stanu rzeczy, który nie zmusza do działań na na rzecz zwiększenia rybostanu, jest dla mnie absurdalne, bo oparte tylko na tej przesłance, że jeśli rejestry są puste, to znaczy, że ryb nie ubywa (ponieważ są wypuszczane przez wędkarzy). A jeśli ryb nie ma w ogóle? I nikt nic nie łowi? Wędkarz oddaje rejestr pusty (lub z zapisanymi kilkoma rybkami). Wtedy ryb nie ma, ale dla PZW są. Można stworzyć wtedy świat wędkarski w którym są wędkarze i włądze PZW. Wędkarze nic nie łowią, a PZW ich przekonuje, że w wodzie jest ryba, bo nikt nie uszczupla ich pogłowia. No, ale tego że uszczuplić nie można, czego nie ma, nikt nie bierze już pod uwagę.
Sam się zastanawiam jak ten rejestr wypełnić. Czy rzeczywiście wpisać tam dużo ryb, czy może obrać złoty środek i wpisać trochę ryb, ale nie za dużo, co by nie robić wrażenia, że łowi się ich mnóstwo. Sposób wypełnienia rejestrów powinien być dopasowany do sposobu ich analizy. Czy ktoś z Was wie, jakimi metodami się je analizuje? Czy to jest po prostu takie tępe spisanie ilości zabranych ryb z wody w tym celu, żeby o tę ilość później próbować uzupełnić populacje poszczególnych gatunków przez zarybienie? Czy może są to bardziej skomplikowane metody?
Trudno powiedzieć. Kiedy ja swego czasu prowadziłem rozmowy z ichtiologiem okręgu, to on właśnie pokazywał mi zestawienia z oddanych rejestrów. Wynikało z nich, że bardzo mało ryby zostało wyłowione ze zbiornika, którym się opiekowało moje koło. Z obliczeń wyszło, że zbiornik jest przerybiony i na metr wody przypada za dużo ryb, bo z rejestrów wynikało, że nikt nic nie łowił. Dlatego ichtiolog (w celu ochrony zbiornika) jeszcze bardziej zmniejszył zarybienia.
Jeśli będą chcieli, to i tak zinterpretują to po swojemu, żeby wyszło na ich korzyść.
Wiadomą rzeczą jest, że do tej pory większość wędkarzy bardzo skromnie wypełniała rejestry. Sam to wiem na podstawie oddawanych w naszym kole rejestrów oraz na podstawie tego, co mówią koledzy wędkarze nad wodą.
Wielu nie wpisuje niczego. Dopiero kiedy złowią karpia lub szczupaka, to coś tam wpiszą, bo boją się, że ktoś ich skontroluje.
Ja każdego roku analizuję te rejestry, bo są one publikowane też w postaci plików Excela na stronie PZW.
To niesamowite jak ludzie mało wpisują ryb.
W łowisku, w którym wyciągam przez jedną sesję po 40 płoci i inni też łowią sporo, w danych z rejestrów z 2011 roku (jeszcze wtedy tam nie łowiłem), podaje się, że wyłowiono w ciągu roku 123 płocie.
W analizie innego zbiornika, w którym łowi się sporo lina, napisane jest, że w 2012 wyłowiono 15 linów.
Widać jak wędkarze traktują te rejestry.
Skoro zatem zgadzamy się, że istnieje pewne niedoszacowanie oraz zgadzamy się, że ryb jest z roku na rok coraz mniej, to co szkodzi zastosować działanie odwrotne, czyli wpisywać więcej niż w rzeczywistości się wyławia.
Gwarancji nie ma, ale też niewiele chyba mamy do stracenia.