Ładny staż mają co niektórzy...

Chylę czoła!
Ja pierwsze kontakty z wędką mialem mając kilka lat, na jeziorze w zielonogórskiem (dawnym oczywiście), czyli przed stanem wojennym. Za małolata wciągnęło mnie to na całego. Majac 10 lat, moja mama dostała od swojej pacjentki (jej mąż umarl i przekazała sprzęt 'potrzebującemu' czyli mnie) dwa kije bambusowe z 'centerpinami', spławikami i opsrzętem. Stałem się więc posiadaczem sprzętu jak dla mnie wtedy najwyższej klasy. Co ciekawe w spadku było pudełko z hakami - wszystkie z Zachodu - i najmniejszy bodajże 14 lub 16. Ile ja sie męczyłem aby je zawiązać! Ale sie udawało...

Odra w Opolu i Kanał Ulgi to były moje główne łowiska. Pamiętam jak nie dawało się łowić na Oderce, bo woda ze ściekami z zakładów papierniczych, po przejściu przez jaz pieniła sie strasznie tworząc pianę, wyglądającą jak kra lodowa.
I tak łowiło sie do połowy lat dziewięćdziesiątych, ze zmiennym szczęściem opłacając kartę. A później przerwa... W UK wróciłem na 'łono' wędkarstwa. Przerwa mi sie przydała z jednej strony. Jak zobaczyłem jak Angole łowią, postanowiłem 'zresetować' swoją wiedzę i podejście i spróbować od nowa, ucząc się prawie od zera, j z książek, filmów i gazet - zrywając ze starymi nawykami i przyzwyczajeniami. A było ich wiele... Opłaciło się!
