Wczoraj uciekłem od stołu nad Wartę w okolicach Gorzowa aby przetestować nowy sprzęt spinningowy szukając klenia.
Po 1,5h rzucania i zerwaniu kilku zestawów usiadłem, stwierdziłem, że czas pożegnać się ze spinnem do 1 maja, czas zerknąć na lustro wody i wrócić do świątecznego stołu...
Nagle za główką zauważyłem delikatne spławianie się od czasu do czasu. Jak dla mnie typowego łowcę wód stojących były to grzbiety leszczy, no ale może to kleń pomyślałem albo boleń robi zamieszanie w wodzie?
Na szybko uszykowałem małego białego woblerka Salmo przywiązując bezpośrednio go do żyłki i zacząłem czesać wodę. Po oddaniu około 20 rzutów, znów myśl uciekam do gości.
Więc ostatni rzut i.. Odjazd
Na wędce miałem co najmniej 70cm bolenia, zaczepionego z boku pyska. Po dość szybkiej intensywnej walce zatrzymał mi się na trzcinach, wszedłem po łydki no i zrobiło się za głęboko, szybka decyzja, przeciągnę go na siłę po trzcinie mimo, że się zerwie... Udało się częściowo, przeszedł przez trzcinowisko lecz w momencie gdy się po niego schylałem wypiął się.(nigdy nie używam podbieraka jak łowie drapieżniki, chcę wyrównanej walki) Przez chwilę popatrzyliśmy sobie w oczy. Podziękowaliśmy wzajemnie za walkę. On zestresowany ja nie mniej odpłynął szczęśliwy. REMIS!!!
Czas chyba na kamerkę aby rejestrować takie chwile!!!
W taki oto sposób było to moje pierwsze spotkanie w życiu z Rapą na kiju