Dawid, ja podaję jeden przykład z UK, jakim jest zakaz palenia w pubach. Jak przyjechałem do Anglii, to palono w nich namiętnie. Smród jaki miała odzież po zaglądnięciu tam, był straszny (dosłownie pół minuty). Jak się piło browara to już w ogóle był horror...
A więc w roku bodajże 2007 zapowiedziano, że wprowadzony będzie zakaz palenia. Ale ludzie się burzyli! Jak to, w pubie nie można palić? Gazety wieszczyły 'koniec' co piątemu pubowi, utratę dziesiątek tysięcy miejsc pracy, zamieszki

No i stało się... Palacze musieli zacząć wychodzić na zewnątrz. Było sarkanie, narzekanie i... Co się stało? Nagle do pubów zaczęło przychodzić więcej osób, zwłaszcza na posiłki, okazyjne piwko. Te zaczęły serwować jedzenie jak restauracje (prawie wszystkie teraz podają), w weekendy trudno o miejsca, przychodzą całe rodziny, spotykają się znajomi. I tak się stało, że 'czarnego' końca nie było, stało się wręcz na odwrót!
Uważam, że podobnie byłoby z takimi wodami no kill. Jeżeli łowiono by wiele ryb, ludzie sami zauważyliby różnicę, zwłaszcza w tym, że rybostan na rzekach odradzałby się, tak, że i na odcinkach gdzie zabiera się byłoby lepiej. Zmniejszyłaby się presja, wyrównała. Oczywiście byłoby sprawiedliwie (ci co wypuszczają płaca tyle samo co wędkarze zabierający teraz - jest to jawna niesprawiedliwość, skutkująca często tym, że brakuje 'dobrego' przykładu, wybiera się ryby nadmiernie) i większość byłaby zadowolona z takiego obrotu sprawy. Ale trzeba przejść przez ten najgorszy okres

To, że nienasycone cymbały protestują nad jednym odcinkiem, to taka przeszkoda, którą trzeba szybko przeskoczyć. Ludzie muszą zauważyć różnicę. DO tego dochodzi rybostan rzek, których się praktycznie nie zarybia. Takie odcinki miejskie byłyby z punktu widzenia ochrony środowiska jak najbardziej korzystne. Oczywiście znajdą się tacy, jak chociażby naukowcy z IRŚ, co wytoczyć mogą ciężkie działa. Czyli tradycyjny zestaw 'olsztyński' - wypuszczanie ryb to sadyzm (podpieranie się starymi badaniami i nie uwzględnianie badań najnowszych), ryby trzeba zabierać i tak dalej... Ja widzę jednak rzeki w UK, i to, jak się same regulują. Łowię na Tamizie, Trencie, Wye, Kennecie i wszędzie jest to samo. Drapieżnik wykonuje swoje zadanie, jest równowaga, czasami dochodzi do zaburzeń, pojawiają się bowiem duże ilości brzan, kleni i leszczy

Ale da się z tym chyba żyć, co? Mam jednak nadzieję, że na rzekach się nasi mołojcy z IRŚ nie znają.