Lucjan, ale wiadomo, że jak nie PZW, to inni. Dla ryby nie ma znaczenia w czyją sieć wpadnie.
Słuszne słowa, i tak trzymać.

Powinniśmy ogłaszać, by nie łączyć rybactwa z wędkarstwem. ...
Błędne podejście, zmienić.

A do sedna.
Nie należy rozdzielać rybactwa i wędkarstwa bo to współpracujące ze sobą trybiki gospodarki rybackiej.
I zrozumieć trzeba, że gospodarka rybacka to pojęcie mówiące i użytkowaniu i ochronie zasobów ryb, a nie o rybaczeniu siecią jak to znaczna część wędkarzy uważa.
Rybie jest wszystko jedno, kto ją złowi, kto wypuści, kto zeżre. Ważne, by każdy z "łowców" wiedział co może złowić, ile złowić oraz co zrobić by zrekompensować ubytek w środowisku. To jest właśnie racjonalna gospodarka rybacka.
Nie ma co dzielić wód na "rybackie-sieciowe" i "wędkarskie-bez sieci" bo to paranoja.
Po pierwsze: rybacy sobie poradzą z sensownym gospodarowaniem i ryby będą mieli przez 10-50 lat i będą obiektem marudzenia wędkarzy.
Po drugie: jeśli wędkarze nie wydadzą dziesiątek tysięcy złotych rocznie, to ze swoich wód bez sieci, to im tylko syf zostanie i marudzenie, że ktoś dywersję zrobił.
Po trzecie: w sytuacji jeziora sielawowego, rybacy wykorzystają jego potencjał, natomiast wędkarze wyłowią tylko drapieżniki, leszcze i okazyjnie sieję, marudząc że woda bezrybna.
Mam nadzieję, że takie pobieżne podsumowanie nakreśli zarys tego co nas dotyczy.
Wszystkich obowiązuje Ustawa o Rybactwie Śródlądowym i kilka rozporządzeń z tym związanych.
Nie wiem czemu tak łatwo przechodzi hasło, że rybacy nie muszą stosować się do wymiarów i okresów ochronnych, limitów połowów, że nikt ich nie kontroluje, natomiast wędkarze są ponoć maltretowani niemiłosiernie.
Użytkownicy rybaccy corocznie zdają raport do właściwego RZGW ze swojej działalności, a ci kilka lat są kontrolowani przez Urząd Marszałkowski. A wędkarze? Nawet rejestrów nie chce im się wypełnić (generalizuję

) , ujmą na honorze jest noszenie długopisu i karteczki, skazą wypełnienie ankiety kontrolnej.
Idźmy dalej. Sławetne operaty rybackie. Każdy je może sobie napisać i wbrew pozorom nie pisze ich IRŚ.
Każdy może napisać operat, zawrzeć tam wszystko to co chce zrobić i wystarczy tylko zrobić to zgodnie z rozporządzeniem. Później są do wyboru trzy jednostki opiniujące (IRŚ, UWM, ZUT) i luuuuz.
Konkurs ofert, wygrana, umowy z RZGW, "własna" woda i raj moczykija

Czyż nie tego żąda i oczekuje brać wędkarska?

Napisałem trochę operatów dla wszelkiej maści chętnych i słyszałem jakie mają wizje, oczekiwania itd.
Wytłumaczyłem też każdemu jak ja to widzę i co mogę zrobić. Plany a wykonanie to zupełnie różna sprawa. To tak jak marzenia i rzeczywistość.
Niemniej by w pełni podać co trzeba, wrócę do bezrybności wód użytkowanych przez Gospodarstwa Rybackie, np. Mazury.
Skoro te wody poddane są presji sieciowej od 20-40 lat i rybacy ciągle są, to chyba pustyni nie ma.
Skoro na tych wodach ciągle widać dziesiątki-setki wędkarzy to chyba nie są oni masochistami.
Skoro oczekiwanie wędkarskie jest by w wodzie ryb było do bólu, same wielkie i drapieżne, to chyba ktoś ma słabe pojęcie o zasobach wód.
Skoro na wielu głębokich jeziorach (powyżej 15 m.) deficyt tlenowy zaczyna się przy głębokości 7m to też wina rybaków?
Że charakter wód w ostatnich 20-30 latach zupełnie się zmienił i zmieniły się zespoły ichtiofauny i nie da się już porównać do tego "dawniej to było..." to ktoś to bierze pod uwagę?
Może składając te wszystkie klocki pojawi się obraz rzeczywistości.