Na rybach stacjonarnie (grunt, spławik) lubię słuchać radia, a raczej muzyki, audiobooków, i wszelkiej maści kursów.
Moje radio (jakaś świetna, nowa chińska firma wypuściła pod swoją marką) jest wielkości pudełka od papierosów, ale ma doskonałą dynamikę jak na wielkość głośnika.
Mogę je podłączyć (naładować akumulator) i w samochodzie (ważne, jeśli jadę na ryby na kilka dni) i w domu 230V.
Muzyki nagranej przez siebie słucham albo z karty SD albo z pendrive. Ścierwomediów nie słucham prócz czasami dennej już Trójki i możliwego do słuchania Antyradia.
Głos radia ustawiam tak, że odwracam radio głośnikiem od siebie siedząc na fotelu i na 3 metry nie mogę rozróżnić słów, co oznacza, że nikt mnie nie słyszy na innym stanowisku.
Trochę inaczej jest przy zmianie pogody, ale…
Podczas spinningu i łowienia kleni na feeder, używam tego samego radia lub innego podobnego, ale używam słuchawek. Jak: otóż małe słuchawki z pałąkiem (takie droższe o szerokim paśmie przenoszenia) używam tak, że słuchawek nie zakładam na uszy, ale poniżej uszu na około zawias szczęki lub za małżowinę uszną na kość czaszki. Tym sposobem, w sposób niespotykany, (jeśli słucham koncertu muzycznego, to mam wrażenie, jakbym tam był, a słowa są wyjątkowo wyraźne) słucham muzyki podczas łowienia, ale też słyszę to, co się dzieje wokół mnie np. plusk ryby czy śpiew ptaków, mogę też rozmawiać z ludźmi i słuchanie radia nikomu nie przeszkadza (myślą ci, co mnie nie znają, że jestem głuchy i mam aparat słuchowy).
Jak to w wędkarstwie, każdy szczegół ma znaczenie…