Podsumowanie
Tak dziś znów Batorówka.
Jest to chyba jedyne sensowne łowisko, jakie znajduje się od mojego domu w zasięgu 30 minut jazdy samochodem.
Ostatni znośny dzień przez zapowiadany przed falami upałów postanowiliśmy wraz z Ewą wykorzystać na całodzienny wypad na ryby.
Jedna córka do przedszkola, druga u dziadków, do których później dołączy pierwsza i można było by ruszać...
Niestety zanim wyruszyliśmy zrobiła się prawie dziesiąta.
Na miejscu po przywitaniu z Panią Renatą, która jak zwykle, znanym tylko sobie sposobem, sprawiła, że poczuliśmy się jak w domu, zabrałem się za przygotowanie zanęty.
Nauczony doświadczeniem, zabrałem 3kg, z czego połowę przygotowałem od razu.
Próbowałem też namoczyć kilogram pellety 4mm, ale robiłem to bardzo ostrożnie, co w połączeniu z palącym słońcem (gdzie te zapowiadane chmury?) sprawiło, że zamiast wodę pić parował. Odłożyłem ten problem na później.
Miejsce wybraliśmy to co ostatnio, czyli pomost na prawo od restauracji pod samymi stolikami.
Dało to dużo możliwości. Rzucać na wprost, na lewo pod pomost czy też wzdłuż grobli pod krzeczek.
Z braku zdjęć dam te dwa z zeszłego tygodnia.
Widok za plecami.
Na prawo od stanowisk
Pierwsza ryba karpik. To był standardowy rozmiar dziś.
Na zestawie lokowanym pod pomostem wskazanie dało tego profesora.
To odpowiem na pytanie Mateusza.
Tak powstaje wiata. Przy charakterystycznym dźwięku betoniarki. Jak Pan Bator określa, jak by pogoda nie dopisała, to będzie gdzie balować.
Po pierwszym wpadł drugi.
Jechałem na Batorówkę z zamiarem pobicia rekordu ilości na jednej zasiadce.
Udało się pobić ilość 15 ustanawiając nowy rekord 17 sztuk.
Duże małe, niestety nie udało się przekroczyć magicznej pięćdziesiątki.
49.5 bez prostowania ryby
Na pelecik 8mm pikantna udało się wyłuskać także 7 osobników takiego gatunku.
Karasi było jak na lekarstwo. Raptem 7 sztuk. Jak japoniec wygląda, każdy wie więc zdjęć nie robiłem po za jednym osobnikiem.
Brania na zanęte powoli się kończyły więc postanowiłem pokombinować z pelletem.
Domoczyłem z żółtym rybnym barwnikiem Ringersa. Oczywiście za dużo wody dałem.
Ratując dodałem dip do przynęt bag'em red agressor. Do przynęt, ale tylko taki miałem. Miks nad miksy. Pellet zrobił się żółty, a na brzegach czerwony. Oczywiście ciapowaty. Zanim doszedł minęło 45 minut na słońcu. Po tym czasie i po 30 minutach bez brania trafił do podajników wspomagany suchym 8mm red agressorem na gumce.
Woda ponownie ożyła. Oczywiście jak brania na pellet ustały, do łask wracała zanęta.
Wszystko wspomagałem strzelając z granulatu kukurydzianego. Taki, który po 5 minutach w wodzie zamienia się na kupkę zanęty. Do dziś nie wiedziałem jak to ugryźć, a tu proszę. Pod proce ideał.
Aha były też karpie. Sporo duże.
W połowie łowienia odpuściliśmy zdjęcia.
I rybka dnia. Z drugiej części dnia
Po wypuszczeniu zadowolony łowca.
Dodam, że przez pierwsze 10 minut nie wiedziałem co to, bo szło przy dnie, A jak zanurzyłem podbierak dało odjazd na 60m. Amur?
Dopiero pod kolejnych 10 minutach walki udało się dostrzec sylwetkę pod powierzchnią.
Wyjazd udany. Bez facepalm
Ps karasie podrosły. Średnia karpia to 4 kilo. Dzisiejszy dzień... Bajka!!!
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka